HFM

Soulution 520/501 - Wyróżnienie 2016

6065 0708 2015 04

wyróżnienie

Produkty Soulution gościły już na naszych łamach, nie będę się więc rozwodził nad historią firmy. Przypomnę tylko, że marka wchodzi w skład szwajcarskiej korporacji Spemot, zajmującej się produkcją elektroniki i techniki użytkowej dla wielu branż przemysłu.


 
Dział audiofilski, po długich przygotowaniach, został oficjalnie uruchomiony w 2005 roku, a pierwszy produkt seryjny, końcówka mocy 710, postawił na baczność wszystkich dyktatorów ekstremalnego hi-endu. Okazało się, że źródłem sukcesu była bardzo prosta recepta: stworzenie jak najlepszego urządzenia bez względu na koszty. Od tamtej pory każdy nowy produkt Soulution potwierdzał słuszność takiego podejścia – i tak nowa gwiazda nieprzerwanie świeci blaskiem, w którym grzeją się recenzenci branżowych periodyków. A także nieliczni wybrańcy losu – łączący kosmiczny stan konta z pasją poszukiwania idealnego brzmienia.





Budowa
Ogólne założenie serii 5 polega na możliwie wiernym przeniesieniu brzmieniowego wzorca z serii 7, ale przy względnie niższej cenie.
W projekcie obudowy widać zamysł i konsekwencję. Marka, pomimo młodego wieku, jest rozpoznawalna już na pierwszy rzut oka. W poszczególnych elementach z osobna nie ma niby żadnej oryginalności (ascetyczny minimalizm, jasna kolorystyka, umieszczony z lewej strony wyświetlacz z trzema przyciskami, pokrętło), ale razem tworzą prosty, a przy tym jedyny w swoim rodzaju i niezapomniany efekt wzorniczy.

Przedwzmacniacz Soulution 520
Obsługa urządzenia wymaga pewnego przyzwyczajenia, ale szybko staje się łatwa. Operując pokrętłem (oprócz obrotowej, ma też funkcję krótkiego i dłuższego wciśnięcia) i obserwując informacje na wyświetlaczu, można ustawić domyślny numer aktywnego wejścia, domyślny poziom głośności po włączeniu, ograniczyć poziom maksymalny i ustawić zrównoważenie kanałów. Jeśli ktoś chce, może też nadać nazwy poszczególnym wejściom (domyślnie są numerowane). W razie potrzeby (w przypadku słyszalnego brumienia) producent zapewnił opcję przerywania pętli masy. Wyświetlaczowi można przypisać jeden z trzech poziomów jasności.

6065 0708 2015 07Panel przedni uderza prostotą, ale przycisk programowania wraz z pokrętłem oferują wiele funkcji.


Z tyłu znajdziemy klasyczny zestaw elementów użytkowych: gniazdo na przewód zasilający, wyjścia do końcówki mocy (zarówno w RCA, jak i XLR), dwa liniowe wejścia zbalansowane i dwa niezbalansowane oraz wejście gramofonowe. Ciekawostką jest podwójny zestaw gniazd do komunikacji systemowej, natomiast poważną usterką fakt, iż kabla w żadnym standardzie producent do wyposażenia nie dorzucił. Niby drobiazg, ale zawsze.
O budowie szwajcarskiego przedwzmacniacza trudno wiele powiedzieć. Podobnie jak w przypadku monobloków, dystrybutor poprosił, aby redakcja powstrzymała się od jego rozkręcania. Jest w tym chyba mniej troski o strzeżenie jakichś tajemnic, a więcej o to, że zarówno demontaż, jak i ponowny montaż takiego urządzenia stanowią czynności na tyle niestandardowe, że osoby postronne mógłyby sobie z tym nie poradzić. Wystarczy zauważyć, że od góry i z boków nie widać żadnych śrub, a pokrywę mocują wkręty widoczne dopiero od spodu.
W materiałach informacyjnych Soulution operuje ogólnikami. Zakładając, że rzeczywiście środek został opracowany z wykorzystaniem wielu zaawansowanych rozwiązań, to oficjalnie dowiemy się tylko o buforowaniu sygnału na wejściu oraz o zdublowanej funkcji potencjometru. Chodzi o to, że poziom odsłuchu w danym momencie jest kontrolowany przez drabinki rezystorowe (każdy kanał ma własną), natomiast przy zmianie poziomu wysterowania kontrolę przejmuje system zapasowy z tak zwanym PGA (Programmable Gain Amplifier) – aby zapobiec zakłóceniom towarzyszącym przełączaniu oporników, kiedy kręcimy gałką. Reszta firmowych informacji nie mówi już zgoła nic („wysokiej klasy przekaźniki”, separacja kanałów, maksymalna redukcja elementów w torze sygnału), albo dotyczy kwestii niezwiązanych bezpośrednio z reprodukcją dźwięku (zabezpieczenie przed stałoprądową składową na wejściu).
Niewykluczone, że aby ten niedobór informacji zrekompensować bardziej dociekliwym audiofilom, Soulution prezentuje skany wykresów z przeprowadzanych testów laboratoryjnych. Te rzeczywiście mogą zrobić wrażenie nawet na laiku.
Zasilanie sekcji sygnałowej zostało oddzielone od cyfrowej części sterującej i kontrolnej. Nie wiemy jednak, czy zastosowano klasyczny transformator, czy zasilacz impulsowy. Poprzez analogię do pozostałych urządzeń serii 5 można jednak założyć obecność tego drugiego rozwiązania.

Monobloki 501
Na przedniej ściance monobloku 501 umieszczono jedynie trzypozycyjne pokrętło. Za jego pomocą przełączamy urządzenie między trybem pracy i uśpienia (on i off) oraz aktywacją komunikacji systemowej (auto). W tym ostatnim przypadku z poziomu pilota możemy włączać i wyłączać cały wzmacniacz. Z jednoczesnym włączaniem wszystkich elementów nie należy się jednak zbytnio spieszyć, bo chwilowy pobór mocy jest wtedy tak duży, że wzrasta prawdopodobieństwo wysadzenia bezpieczników w mieszkaniu.
Z tyłu urządzenia znajdują się: gniazdo przewodu zasilania, terminale głośnikowe i wejścia układu komunikacji systemowej (tym razem już tylko w jednym standardzie, co stawia pod znakiem zapytania sens dublowania wyjść w preampie) oraz wejście sygnałowe (też tylko w jednym standardzie – XLR). Małą niespodzianką jest wyjście sygnału również XLR. To do wykorzystania tylko przez tych, którzy się zdecydują na ekstremalny bi-amping (po dwa monobloki na jeden kanał).

 

6065 0708 2015 06Ergonomiczne terminale głośnikowe.


Poniżej gniazd umieszczono hebelek przerywania pętli masy, ale – o dziwo – w  instrukcji zupełnie pominięto opis tego elementu i tej czynności. Na tylnej ściance widać też trzy diody. Jedna informuje o obecności kabla zasilającego w gnieździe; druga o pracy urządzenia. Jakoś trudno pojąć sens ich instalowania, ale niech będzie. Trzecia dioda sygnalizuje aktywację systemu zabezpieczającego.

W przypadku budowy wnętrza monobloków stajemy przed podobnym problemem jak przy przedwzmacniaczu. Możemy polegać tylko na oględnych informacjach producenta, a jedynym bonusem jest zdjęcie wnętrza w planie ogólnym, bez szczegółów. Robi ono wrażenie – widać budowę piętrową i bardzo rozbudowany układ, z 10 tranzystorami przytwierdzonymi do radiatora i ekranowaną sekcją kryjącą zasilacz. Producent zdradza, że zasilanie każdego monobloku jest sześciosekcyjne. W części sygnałowej Szwajcarzy zastosowali dwa zasilacze impulsowe z rozbudowanym systemem regulatorów napięcia i filtrowaniem. Rodzaj zasilacza to zasadnicza różnica pomiędzy 501 a piecami z pierwszej serii 7 – tam były klasyczne transformatory toroidalne. Zwykłe zasilanie liniowe to pozostałe cztery z sześciu wspomnianych gałęzi – są one odpowiedzialne za system kontrolny, sterowanie i inne funkcje. Łączna pojemność filtrująca to 47 tys. ?F. Producent informuje, że urządzenie pracuje w „wysokiej klasie A”, co samo w sobie jest mylące, bo klasa A jest lub jej nie ma. Co najwyżej można mówić o płytkiej lub głębokiej klasie AB – w tym drugim przypadku klasa AB pracuje w trybie bliskim czystej klasie A i tak prawdopodobnie się dzieje w tych monoblokach. Inne wytłumaczenie może się wiązać z tym, że część sygnału (w granicach określonego wysterowania, na przykład kilkanaście pierwszych watów) jest oddawanych w klasie A, a pozostała – w klasie AB. Tak czy owak, w czasie pracy urządzenie porządnie się nagrzewa.

Skądinąd wiemy, że firma z zasady stosuje w swoich układach sprzężenie zwrotne. Prawdopodobnie rozwiązanie to wykorzystano również i w monoblokach 501, ale i tak musimy się domyślać głębokości pętli oraz tego, czy jest kilka lokalnych czy jedna globalna. To podejście jest swoistą oryginalnością Szwajcarów. Wiele firm rezygnuje ze sprzężenia, wychodząc z założenia, że przy bardzo precyzyjnej konstrukcji porównywanie sygnału pomiędzy wyjściem (z pętli sprzężenia) i wejściem do niej nie daje żadnej wymiernej korzyści. Inżynierowie Soulution do problemu podeszli inaczej. Nie sama idea sprzężenia jest zła, lecz jej aplikacja. Skoro same różnice sygnałowe (przy tej klasy układach) pomiędzy wyjściem i wejściem pętli są bardzo małe, to układ je kontrolujący musi się charakteryzować taką dokładnością (chodzi o czas komunikacji pomiędzy danymi z wyjścia i wejścia), że jego opracowanie i zastosowanie może się okazać nieopłacalne. Ale jak już wiemy, ten argument Szwajcarzy potraktowali filozoficznie. I w efekcie zaprojektowali metodę sprzężenia, w której czas przepływu informacji między wejściem i wyjściem został zredukowany prawie 1000-krotnie w stosunku do tego, co można znaleźć w innych wzmacniaczach. Nie wiem, dlaczego, ale jakoś im wierzę.

6065 0708 2015 06Monoblok w środku: widać ekranowany zasilacz oraz wyładowane elektroniką wnętrze. Tranzystory można policzyć, ale nie rozpoznać.


Dobrze wykonane sprzężenie zwrotne gwarantuje perfekcyjne wyniki pomiarów laboratoryjnych, ale krytycy mówią, że wiąże się także z większą sterylnością brzmienia. Dane techniczne Soulution rzeczywiście mogą wpędzić w kompleksy niejednego konkurenta, a co do brzmienia, to się okaże w odsłuchu.

Dużą wagę producent przywiązuje do optymalizacji termicznej urządzenia. Radiator cały czas jest kontrolowany przez czujniki temperatury, a ewentualne minimalne nawet przegrzanie powyżej określonego progu jest natychmiast chłodzone wiatraczkiem.

Wrażenia odsłuchowe
Przy teście wzmacniacza Soulution stanąłem przed tą samą trudnością, co w przypadku recenzowanego wcześniej zestawu Van den Hula (Emerald/Excalibur). Odsłuch urządzeń tej klasy zawsze wiąże się z ryzykiem, że któryś z elementów systemu okaże się wąskim gardłem, które pochłonie bądź zamaskuje część walorów recenzowanego sprzętu. Jakiś kompromis trzeba jednak przyjąć, bo w każdym innym przypadku ciągłe strojenie toru mogłoby przedłużyć odsłuch w nieskończoność.
Tym razem uznałem, że zostawiając monitory Dynaudio Contour 1.3 mkII, skorzystam z uprzejmości dystrybutora i oprócz zastąpienia używanego na co dzień odtwarzacza Naima znanym mi już doskonale źródłem Accustic Arts Player II, okablowałem wszystko przewodami Jorma Design serii Prime.

Łączna cena wzmacniacza dzielonego Soulution to 225 tys. zł. Nie jestem w stanie racjonalnie wypowiedzieć się na temat relacji jakość-cena tego produktu. Brzmienie obezwładnia. Sama cena również. Ale czy da się pomiędzy skrajnie subiektywnym odczuciem a konkretną wartością pieniężną na tym poziomie ustalić jakiś wytłumaczalny związek? Czy w tej cenie można oczekiwać jeszcze lepszego dźwięku? A może brzmienie jest warte jeszcze większych pieniędzy? Dla mnie to czysta abstrakcja; po prostu, nie znam odpowiedzi na te pytania. Dlatego swoje wrażenia jestem zmuszony opisać inaczej niż do tej pory to robiłem. Skoro wydatek na część systemu odsłuchowego odpowiadający łącznej cenie kilku samochodów miejskich średniej klasy prosto z salonu musi być bardziej decyzją wynikającą ze stanu umysłu niż z racjonalnej kalkulacji, to również odsłuch siłą rzeczy staje się innym rodzajem kontaktu z doznaniem zmysłowym.
Bo Soulution generuje dźwięk, który uniemożliwia ujęcie go w ramy standardowych kategorii audiofilskiego opisu. Nie wyobrażam sobie na przykład użycia sformułowania „świetnie kontrolowany bas”, bo posługiwałem się nim przy recenzowaniu wzmacniaczy tańszych dziesięciokrotnie. Szwajcarski zestaw ma rzeczywiście kontrolowany bas, ale żadne określenie jakości tej kontroli nie odda tego, co w brzmieniu zostało zawarte. Jeśli ktoś koniecznie chce, to może w ciemno uznać, że każdy aspekt brzmienia jest doskonały (wybitny, referencyjny, nokautujący itp.), a następnie, dla pewności, podnieść go do dowolnej potęgi i też będzie miał rację. Bo Soulution sprawia, że cały „zwykły” hi-end pozostaje w granicach pewnego zrozumiałego dla ludzi świata wrażeń słuchowych, podczas gdy tutaj wchodzimy w przestrzeń rządzącą się prawami, których nie pojmujemy.

6065 0708 2015 06Soulution 520 – pełne wyposażenie, sekcja phono bez dopłaty.



Chwilami odnosiłem wrażenie, że szwajcarski wzmacniacz stanowi jakiś magiczny korytarz, przejście do innej rzeczywistości, gdzie wszystko jest wyraźniejsze, prawdziwsze, przenikające. Jakby był czymś w rodzaju magicznego łącznika z muzyką samą w sobie – nie taką odtwarzaną przez instrumenty czy głosy i nagraną w studiu czy sali koncertowej, lecz z jej czystą formą – taką, jaka powstaje w głowie kompozytora.
Nie chcę, bynajmniej, za pomocą metafizycznego bełkotu uciec od próby określenia tego, co usłyszałem. Celem powyższego wywodu było jedynie wytłumaczenie, dlaczego nie jestem w stanie przypisać szwajcarskiemu wzmacniaczowi określeń wartościujących. Bo sam dźwięk, owszem, można w pewnym przybliżeniu scharakteryzować.

Po pierwsze, uderza w nim wszechobecna czystość. Im dłużej słuchałem, tym bardziej utwierdzałem się w obrazowym przekonaniu, jakoby konstruktorowi udało się zredukować wszelkie zniekształcenia i zakłócenia do zera absolutnego. To oczywiście jest niewykonalne, ale z drugiej strony, brzmienie tak bardzo urzekało płynnością i wyrazistością, jakby Szwajcarzy rzeczywiście zrobili coś inaczej niż wszyscy. Aby to lepiej zrozumieć, proponuję wyobrazić sobie, że pewien fragment muzyki zapiszemy w postaci wykresu częstotliwości. Gdybyśmy w normalnych warunkach chcieli sobie ten wykres obejrzeć w coraz większym powiększeniu, to w końcu – zamiast linii – ujrzelibyśmy ciąg poszarpanych punktów, lub jak kto woli, pikseli. W przypadku Soulution przebieg takiego eksperymentu zakończyłby się inaczej. Zanim zobaczylibyśmy jakiekolwiek nierówności na obserwowanej linii, już dawno by się skończyły moce najpotężniejszych mikroskopów.
Ten opis balansuje na granicy umowności, ale czy da się te wrażenia wyrazić bardziej zrozumiale? Tak, aby nie ubarwiając samego dźwięku, pokazać jego wyjątkowość? Według klasycznego układu treści mógłbym powiedzieć, że oprócz wspomnianych czystości i ogłady oraz kontroli basu mamy też potęgę niskich tonów, dynamikę stawiającą pod znakiem zapytania prawa fizyki, namacalność i energię, rytm współgrający z melodią, soczystość barw z zachowaniem wzorcowej neutralności oraz plastyczny wokal. W tym brzmieniu udało się połączyć ogień z wodą: precyzję i kontrolę z jednej strony ze swobodą i kulturą z drugiej. Potęgę dołu pasma z lekkością jego góry. Jeśli musiałbym wybrać jedną cechę wiodącą, której mógłbym przypisać przymiotnik „absolutna”, byłaby nią przezroczystość. Oczywiście, nie chodzi o żadną redukcję barw, lecz o wygenerowanie jakby nicości pomiędzy muzyką a słuchaczem. Muzykę można dzięki takiej prezentacji odczuć tak dosłownie, jakbyśmy nie tylko nią oddychali, ale wręcz się w niej kąpali.

6065 0708 2015 06To zdjęcie monobloków pochodzi z sesji wykonanej przez Soulution. Szwajcarzy potrafią pokazać swój produkt.



Nie wiem, które z zastosowanych rozwiązań technicznych było kluczowe dla osiągnięcia tak niezwykłego efektu. Ale jestem przekonany, że chyba każdy, kto jest choć trochę osłuchany w hi-endzie, również odniesie wrażenie, jakby to dopiero Szwajcarom udało się stworzyć dźwięk obsługujący dosłownie wszystkie „zakamarki” pasma akustycznego. Jakby opracowali jakąś tajemną formułę, pozwalającą dopieścić każdą nanosekundę muzyki. Frazes o odkrywaniu na nowo własnej płytoteki nigdy nie był tak prawdziwy jak teraz. Nie musicie wierzyć, ale po raz pierwszy w życiu przesłuchałem od początku do końca calutką płytę Celine Dion. I to z wielką przyjemnością. A skoro tu była przyjemność, to jak mam określić wrażenia z nagrań Niny Simone? A Deana Martina? Keitha Jarretta? Kantat Bacha? Na to brakuje skali.
Po kilku dniach, gdy już ochłonąłem z pierwszych wrażeń, zacząłem się zastanawiać, w czym tkwi źródło niezwykłości tego brzmienia. Jeśli chodzi o ilość herców, czy to z góry czy z dołu – wydawało mi się, że wszystko już było. Nawet jeśli Soulution przesuwa tę granicę daleko poza próg słyszalności – to przecież robili to przed nim już inni. Jest szybko, ale szybkich wzmacniaczy też słyszałem wiele. W dziedzinie stereofonii również nie ma żadnych bytów dodanych. Czysto techniczna relacja mogłaby polegać na wklejeniu tu zbioru wszystkich superlatyw, jakimi w przeszłości obdarowywałem inne urządzenia. Ale magia Solution nie polega na biciu rekordów. Szwajcarzy chyba posiedli wiedzę tajemną, dzięki której potrafią wydobyć z muzyki jeszcze więcej. Jakby postawili na jak najlepsze dopracowanie tego, co już istnieje. Nie chodzi o wydobycie kolejnego odcienia barwy skrzypiec, ale o pokazanie zastanych odcieni w sposób jeszcze bardziej nasycony muzyką. Więcej muzyki w muzyce? Można się śmiać, że to zabrzmiało jak u Barei (cukier w cukrze, pamiętacie?), ale kiedy posłuchacie Solution 520/501, zrzednie Wam mina. Jeśli będziecie w stanie lepiej oddać to, co usłyszycie, chętnie się z takim opisem zapoznam.

6065 0708 2015 06Pilot wygląda oryginalnie, ale na pewno nie tak ekskluzywnie jak obsługiwane urządzenie.



Konkluzja
Czy nie napomknąłem czegoś o rzeczywistości, której nie rozumiemy? Soulution oferuje spektakl wymykający się recenzowaniu, ocenie czy opisowi. Zaprasza do świata, w którym można się jedynie dać ponieść, bez zadawania pytań, nie wiedząc dokąd, jak i dlaczego. Jeśli przełożylibyśmy to na podróż w inny wymiar, to wtedy nawet cenę można uznać za okazyjną. 

 

soulution520 o




Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 07-08/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF