HFM

Cambridge Audio Topaz SR20

1726092015 16
Otwierający stawkę Cambridge Audio Topaz SR20 mógłby śmiało stanąć obok dawnego Radmora, Elizabeth czy AT9100.

 
Pod względem wizualnym od swych peerelowskich kuzynów róż- ni się głównie obecnością cyfrowego wyświetlacza. W latach 70. XX wieku widywali- śmy takie jedynie w filmach science-fiction.



Budowa
Topaz SR20 jest zbudowany tak, jak w czasach, gdy nikomu nie zależało na cięciu kosztów. To niespodzianka, ponieważ za niespełna 2100 zł dostajemy pokaźne urządzenie, zbudowane niemal bez udziału plastiku. Z tworzywa sztucznego jest tylko gałka potencjometru głośności. Cała reszta to zimna stal i metale nieżelazne.
Przednią ściankę wykonano z centymetrowej płyty aluminiowej, szczotkowanej i anodowanej na czarno. W centrum znalazł się niezbyt okazały wyświetlacz matrycowy, a pod nim – dwa rzędy przycisków. Górne to selektor wejść; dolne służą do wywoływania zaprogramowanych stacji radiowych. W lewej części znajduje się pełnowymiarowe wyjście słuchawkowe; z prawej – podręczne wejście liniowe minijack, służące do podłączenia smartfona lub  empetrójki. Jako że 40 lat temu o cyfrowym dźwięku nikomu się jeszcze nie śniło, wielbiciele brzmienia analogowego mogą tu też podłączyć wygrzebanego ze strychu przenośnego kaseciaka.

1726092015 01Nasyćcie wzrok, bo to chyba już ostatni taki amplituner.


Miłośnicy tradycyjnych nośników powinni być usatysfakcjonowani po zerknięciu na tył urządzenia. Przewidziano dla nich trzy wejścia analogowe, gramofonowe MM oraz wyjście z pętli magnetofonowej. Ukłonem w stronę posiadaczy odtwarzaczy CD i DVD, wyposażonych w leciwe przetworniki c/a, są trzy wejścia cyfrowe, koaksjalne i para toslinków.
Projektanci Cambridge Audio zainstalowali w Topazie DAC Wolfsona WM8728, mogący pracować z danymi o maksymalnych parametrach 32 bity/192 kHz. Mając na uwadze fakt, że w przeciwieństwie do pozostałych urządzeń w teście Topaza SR20 nie wyposażono w USB ani odtwarzacz plików, 32-bitowy Wolfson wydaje się trochę na wyrost, ale ponoć od przybytku głowa nie boli.


Osoby wykorzystujące amplituner do nagłaśniania filmów mogą skorzystać z wyjścia do aktywnego subwoofera.
Po zdjęciu ażurowej pokrywy pomyślałem, że James Johnson-Flint, prezes zarządu Cambridge Audio, postradał zmysły i postanowił dokładać do interesu. W czasach, gdy standardem są mikroskopijne zasilacze impulsowe, do Topaza SR20 załadowano transformator toroidalny, gabarytami niewiele ustępujący słojowi po ogórkach. W jego bezpośrednim sąsiedztwie znalazł się wstępny układ filtrujący, a resztę zasilacza przeniesiono na dużą płytkę, leżącą po drugiej stronie odlewanego radiatora tunelowego.
Napięcie filtrują dwa kondensatory Samxona, po 10 tys. µF każdy. Na tej samej płytce widać przedwzmacniacz oraz końcówki mocy. Zrealizowano je na parze tranzystorów na kanał, które przytwierdzono do boku radiatora. Nadmiar ciepła wydmuchuje na zewnątrz wentylator.


Wrażenia odsłuchowe
Wprawdzie amplituner, jak sama nazwa wskazuje, składa się z tunera radiowego i wzmacniacza, jednak w czasie formalnych odsłuchów korzystałem wyłącznie z zewnętrznych źródeł dźwięku. Ze względu na skandaliczny poziom techniczny nagrań emitowanych przez stacje radiowe, tuner FM został potraktowany jako dodatek.

1726092015 01Jakość gniazd nie budzi zastrzeżeń. Porządna sieciówka IEC w zestawie.


Głównym czynnikiem masakrującym muzykę jest masowo stosowana kompresja dynamiki. Wystarczy posłuchać kilku numerów zaczerpniętych z kanonu muzyki rockowej, by dać sobie spokój ze współczesnym radiem. O nagraniach muzyki jazzowej i klasyki nie wspominam, bo to już czysty kryminał. Dlatego radio przydawało się tylko do niezobowiązującego brzęczenia w tle, towarzyszącego codziennej krzątaninie.
Po tak oldskulowym amplitunerze jak Topaz można by się spodziewać brzmienia w stylu retro. Nic bardziej błędnego. Maszyna Cambridge’a od pierwszych dźwięków zaskakuje energią i witalnością.
W klasyce dała o sobie znać czysta, lekko rozjaśniona góra pasma. Jednym zdecydowanym ruchem zdarła koc ze starszych realizacji; w nowszych zwracała uwagę efektowną grą klawesynu i skrzypiec. Dobry poziom prezentowały także niskie tony: mocne, konturowe i zwinne jak łasica, niepozbawione jednak odpowiedniej masy.


Przejście do repertuaru jazzowego nie zaowocowało spektakularną zmianą charakteru brzmienia, choć w małych składach trudno było nie zauważyć dokładnej budowy sceny. Bardzo dobrze zabrzmiały nagrania akustyczne, z czytelnymi uderzeniami miotełek o membranę werbla oraz przemieszczaniem palców po strunach gitar. Średnica była czysta, napowietrzona. Nie brakowało odgłosów towarzyszących śpiewaniu, ale na szczęście obyło się bez podkreślania głosek szeleszczących.
To pozytywne wrażenie ustąpiło pod naporem ostrego rocka. W camelowo-pinkfloydowych klimatach Topaz SR20 poruszał się swobodnie, ale kiedy w odtwarzaczu wylądowali Black Sabbath i Rammstein, na dole pasma zabrakło lubianego przez wielu melomanów „mięcha”. Poza tym na scenę wkradł się niewidziany wcześniej bałagan. Lekarstwem na te dolegliwości okazały się nagrania bluesowe, w których amplituner ponownie ukazał swoje atuty.

1726092015 01Pilot obsłuży też firmowy odtwarzacz CD.


Konkluzja
Jeśli gustujecie w ciężkim rocku, hip-hopie, drum ‘n’ bassie i gatunkach wymagających ołowianych niskich tonów, zapraszam do dalszej lektury. Pozostali czytelnicy mogą zamknąć okładki i udać się dziarskim krokiem w stronę najbliższego salonu ze sprzętem Cambridge Audio.

 



 

 

topaz sr20 o




Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 09/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF