HFM

Synthesis A50T

image002aa

Włoskie wytwórnie hi-fi słyną z dbałości o wizualną stronę swoich produktów. Cieszą oko, ale koszt elementów nie wpływających bezpośrednio na brzmienie ponosi klient. Okazuje się jednak, że od tej reguły są wyjątki. Jednym z nich jest wzmacniacz lampowy Synthesis A50T.




Synthesis to włoska firma o długiej tradycji. W latach 60. XX wieku, jeszcze pod marką Fasel, produkowała transformatory. Pierwsze próby stworzenia kompletnych konstrukcji podjęto w latach 80. Okazały się na tyle obiecujące, że w 1992 roku, już pod obecną nazwą (w pełnym brzmieniu: Synthesis Art in Music), firma zadebiutowała lampowym wzmacniaczem dzielonym PL-1 Wood i ST-1 Wood. Lampom pozostaje wierna do dziś. Znajdziemy je niemal we wszystkich urządzeniach aktualnego katalogu.

Oferta
Oferta składa się z pięciu serii: Prime, Roma, Action, Metropolis i Verve. Najbardziej eklektyczna i najbardziej rozbudowana to Prime. Prócz dzielonych i zintegrowanych wzmacniaczy znajdziemy tam np. dwa modele kolumn, odtwarzacze, tuner i DAC. Inne są skromniejsze. Linię Verve tworzą tylko integra i odtwarzacz, natomiast trzy pozostałe składają się wyłącznie ze wzmacniaczy zintegrowanych.
Seria Action obejmuje trzy integry: rola flagowca przypadła A100T, natomiast testowany A50T oraz A40 Virtus są urządzeniami z tej samej półki – u polskiego dystrybutora różnica w cenie wynosi zaledwie 1500 zł. Zastosowano w nich różne lampy mocy. A50T został wyposażony w dwie pary 6550, natomiast A40Virtus, oferujący nieco mniej watów, pracuje na KT66. 

image003

Prawie cały układ na dwóch dużych płytkach. Wszystkie transformatory to produkcja własna Synthesisa.


Obecnie szefem Synthesis jest Luigi Lorenzon, syn współzałożyciela firmy od transformatorów. Fabryka mieści się w miejscowości Morrovalle, w pobliżu Ancony. Tam też odbywa się produkcja, co jest z dumą podkreślane we wszystkich materiałach promocyjnych.

Ceny
Cennik Synthesis jest przyjazny klientowi. Mało tego, jak na urządzenia lampowe produkowane we Włoszech, niektóre modele nazwałbym wręcz tanimi. Powyżej 20 tys. zł zapłacimy tylko za dwa produkty. Recenzowany dziś wzmacniacz kosztuje 18500 zł. Jego ceną zainteresowałem się zresztą dopiero po rozpakowaniu i byłem mile zaskoczony. Na podstawie wyglądu i gabarytów wyceniłem go wyżej.

Budowa
A50T został wykonany zgodnie z kanonem konstrukcji lampowych i wyposażony w charakterystyczną klatkę ochronną z przodu. Jego wzornictwo jest dopracowane, ale bez ekstrawagancji. Zważywszy na tradycję włoskiego zamiłowania do wyszukanych rozwiązań estetycznych, tutaj uderza prostota.

image004

Przy tylnej ściance sekcja wejściowa oraz DAC.


Panel frontowy mieści tylko niezbędne elementy. Centralnie usytuowano pokrętło regulacji głośności, którego nie da się chwycić (jest wpuszczone w obudowę) – poruszamy nim dzięki dyskretnemu zagłębieniu na palec. Z lewej strony znalazł się włącznik, a z prawej sześć guzików wyboru źródła. Do tego okienko odbiornika podczerwieni.
Tylna ścianka kryje małą niespodziankę. Okazuje się, że urządzenie wyposażono w przetwornik c/a, a do dyspozycji mamy dwa wejścia: koaksjalne oraz USB. Poza tym – standard: terminale głośnikowe (bez opcji wyboru odczepu dla różnych impedancji kolumn), cztery liniowe wejścia RCA, wyjście do zewnętrznej końcówki mocy (pre out) oraz gniazdo zasilania z wyłącznikiem.
Metalowy pilot nie wzbudził mojego entuzjazmu. Może jeszcze pominąłbym nietypowe gabaryty (nieporęczna grubość) i konieczność rozkręcania całości w celu wymiany baterii (to w końcu czynność rzadka), ale rozczarowała mnie funkcjonalność. Próby utrafienia pilotem w pożądany poziom głośności, zwłaszcza przy niższych poziomach, zazwyczaj kończyły się podejściem do wzmacniacza i wykonaniem tej operacji ręcznie.

image006

Klatkę ochronną można zdjąć.



Lampy
W przedwzmacniaczu pracują podwójne triody: jako bufor wejściowy para 12AX7 (chiński Golden Dragon) oraz para sterujących 12BH7 Electro-Harmoniksa. Lampy mocy to dwie pary (po jednej na kanał) tetrod strumieniowych 6550, również Electro-Harmoniksa. Producent nie podaje żadnych informacji na temat orientacyjnego czasu pracy lamp, kalibracji ani ewentualnych zamienników (choć w opisie urządzenia 6550 są traktowane tak samo jak KT88). Instrukcja obsługi, jak również strona internetowa Synthesisa nie obfitują w informacje dla osób lubiących zgłębiać pomysły konstrukcyjne i zastosowane rozwiązania. Tak też można – w końcu urządzenie ma się bronić jakością brzmienia, a nie bogactwem opisu.

Wnętrze
Po odkręceniu spodu zobaczymy prosty układ, rozmieszczony na dwóch dużych płytkach drukowanych. Przednia mieści sekcję sterującą i wzmacniającą; tylna – zasilacz i transformatory wyjściowe. Kondensatory w zasilaczu to produkcja Nichicona, natomiast same trafa są wytwarzane na miejscu, w fabryce Synthesisa. W końcu pół wieku tradycji do czegoś zobowiązuje.

image007

Lampy pochodzą z rosyjskiej fabryki Elektro-Harmoniksa oraz z Chin.


Równolegle do tylnej ścianki przymocowano jeszcze trzy mniejsze płytki, zawierające sekcję wejściową wraz z przetwornikiem c/a, zbudowanym w oparciu o zdublowaną kość Wolfson WM8740.
Obudowę, poza aluminiowym frontem i tyłem, wykonano z grubej blachy stalowej. Zadbano także o nóżki. Z aluminiowych obręczy wystaje warstwa gumy o grubości dostosowanej do masy urządzenia – w taki sposób, aby zmniejszyć zewnętrzne zakłócenia mechaniczne.
Po włączeniu trzeba odczekać około pół minuty na aktywację układu (w tym czasie diody sygnalizujące wybrane źródło zapalają się i gasną naprzemiennie). Potem, jak sugeruje producent, należy dać urządzeniu około pół godziny przed krytycznym odsłuchem, gdyż tyle czasu potrzebuje ono na osiągnięcie optymalnego poziomu brzmieniowego.

Konfiguracja
Synthesis grał z odtwarzaczem Naim 5X (plus zasilacz Flatcap 2X) i monitorami Dynaudio Contour 1.3 mkII. Duńskie głośniki stanowią poważny sprawdzian dla urządzeń lampowych. Ze względu na niską skuteczność trochę się obawiałem, że będę musiał zamówić do testu coś łatwiejszego do wysterowania. Szybko jednak porzuciłem ten pomysł. Dźwięk od początku prezentował poziom, którego… trochę się nie spodziewałem.

Wrażenia odsłuchowe
Zaskoczyła mnie jakość brzmienia, ale nie jego charakter. Synthesis gra zgodnie z kanonem lampowego dźwięku. Mamy tu ujmującą muzykalność, harmonijne łączenie wszystkim zakresów, solidny i płynny bas oraz bezpieczną górę pasma. Poświęcono natomiast analityczność i dynamikę. To wszystko składa się na w pełni świadomy subiektywizm w odtwarzaniu muzyki.
Konstruktorzy wzmacniaczy lampowych muszą się pilnować, by nie przedobrzyć. Jeśli żaden ze wspomnianych elementów nie przekroczy umownej granicy, dzielącej charakter własny od maniery, to miłośnik lampy będzie usatysfakcjonowany. W przypadku Synthesisa satysfakcja jest gwarantowana. W brzmieniu imponują wyczucie i kultura. Konstruktor potrafił zneutralizować wady i wyeksponować zalety techniki lampowej w sposób bardzo rozsądny, jakby równoważąc romantyczny charakter samego tworzywa.
Po kilku dniach odsłuchu doszedłem do wniosku, że kluczowe znaczenie dla ogólnego obrazu dźwiękowego ma rytm. Wzmacniacz potrafi utrzymać tempo, choć bez jego dyktowania. Stopa perkusyjna jest wyraźna, co zapobiega ewentualnemu odczuciu spowolnienia. I jakkolwiek esencja tego brzmienia tkwi gdzie indziej, to jednak właśnie rytm pozwala w pełni ją docenić.

image005

4 wejścia analogowe, 2 cyfrowe i wyjście do zewnętrznej końcówki mocy.


Dół pasma jest skrojony bardzo dobrze, można powiedzieć: przewidywalnie. Mięsistość i masa tego zakresu budzą zaufanie. Nie przytłacza on prezentacji swoją obecnością. Potrafi się elegancko ulotnić, gdy go nie wzywają. Jednak kiedy trzeba, z oddaniem roztacza lekko zmiękczone tło, na którym opiera się reszta pasma akustycznego. I choć w kategoriach absolutnych można odnotować pewną jednostajność, to jednak zdecydowanie ważniejsza okazuje się bajeczna przyjemność z odsłuchu, jaką gwarantuje.
Sposób, w jaki współgrają rytm i lampowy bas, sprawia, że krytyczne dla tego typu konstrukcji ograniczenie dynamiki nie stanowi problemu. Zamiast wyśrubowanej szybkości włoski wzmacniacz oferuje szybkość… rozsądną. Taką, która z jednej strony nie tworzy atmosfery wyścigu, ale z drugiej nie prowadzi do rozleniwienia.

Dźwięk jest duży i pozwala słuchaczowi niemal zlać się z muzyką. Wielbiciele prezentacji eterycznej, z dużą ilością powietrza, prawdopodobnie odczują pewien niedosyt. O tym, czy warto poświęcić ten element sztuki audiofilskiej przy zakupie Synthesisa, zadecydują wrażenia ze średnicy. A tutaj, jak przystało na dobrą lampę, dzieje się bardzo dużo.
Średnica jest pełna soczystych, intensywnych barw. Dźwięki o delikatnie zaokrąglonych konturach tworzą wysmakowany i poetycki spektakl. Ujmująca prezentacja wokalu dopełnia to, co umownie nazywamy rozkoszowaniem się dźwiękiem. Średnie tony w pewien sposób wprowadzają nas w błogostan. Dzięki nim w odsłuchu liczą się nie techniczne osiągi, ale hedonistyczna satysfakcja estetyczna.
Synthesis tworzy dźwięk duży, którego niższe składowe łatwo wypełniają pomieszczenie. Lokalizacja źródeł pozostaje na tym tle wyraźna. Może bez hiperprecyzji, ale w zupełności wystarczająca. Wzmacniacz lubi grać wysuniętym do przodu planem, ze szczególnym uprzywilejowaniem wokalu. Na scenie panuje porządek. Rysunek planów głębi można by poprawić, za to szerokość określiłbym jako bardzo dobrą.
Góra pasma jest delikatna i łagodna. Można zapomnieć o przerysowaniach, ostrości, zapiaszczeniu czy drażniących sybilantach. Jednocześnie soprany śmiało zaznaczają swoją obecność. Synthesis w pełni świadomie prezentuje specyficzną koncepcję góry i bez skrępowania ją naświetla. To podkreślenie subtelności ma swój cel. Sprawia, że ciężar dołu i obfitość średnicy zostają wzbogacone pierwiastkiem lekkości. W rezultacie całość nabiera kultury i arystokratycznej elegancji.
Dźwiękowi większości konstrukcji lampowych towarzyszy kompromis w aspekcie analityczności. Nie inaczej jest z Synthesisem. Ale Włosi potrafili pięknie zrekompensować to ograniczenie. W nasyconym i barwnym brzmieniu A50T waga szczegółu i precyzji są adekwatne do śpiewnego charakteru i harmonii całości. Zresztą, wielbiciele lamp znakomicie zdają sobie sprawę z tego, czego szukają. Synthesis nie sprawi im zawodu.

image001

Pilot metalowy, gruby i ciężki. W użytkowaniu mało precyzyjny.


Wiele opisanych powyżej cech pokrywa się z obiegowym rozumieniem relaksu. Jednak muszę wprowadzić pewne zastrzeżenie. Owszem, A50T nie jest urządzeniem odurzającym rytmem i dynamiką, ale jednocześnie podaje dźwięk w sposób bardzo bezpośredni, bez dystansu. Muzyka, mimo że przyjazna i czarująca barwą, ma w sobie energię, która przyciąga uwagę i angażuje emocjonalnie w trakcie odsłuchu. Przyjemne z intensywnym – tak bym podsumował charakter tego brzmienia.
Synthesisa można słuchać zarówno przy głośności niezobowiązującej (czyli średniej czy nawet cicho), jak i przy mocniejszym wysterowaniu. Na każdym poziomie brzmienie imponuje pełnokrwistą soczystością. Pomimo niezbyt wysokiej mocy (katalogowo 50 W), w domowych warunkach wzmacniacz potrafi dać więcej czadu, niż kiedykolwiek będziemy potrzebować.
Niezależnie od głośności, przy doborze repertuaru warto zdać sobie sprawę, że ostre łojenie tu raczej nie pasuje. Synthesis lubi łagodzić agresję, co wiąże się z odczuwalną szkodą dla tego typu muzyki. Z kolei miłośnicy klasyki i jazzu, szczególnie z udziałem wokalu, będą uszczęśliwieni.

Konkluzja
Synthesis A50T oferuje klasyczny, dystyngowany dźwięk lampowy, podany z ogromną kulturą i nutką romantyzmu. O jego wyjątkowości stanowi jednak cena. Solidność wykonania i jakość brzmienia czynią z tego włoskiego urządzenia prawdziwą okazję.

 

 

t

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 
Autor: Mariusz Malinowski
Źródło: HFiM 03/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF