Accuphase E-600

58-67 02 2014 01
E-600 to najnowszy wśród zintegrowanych wzmacniaczy Accuphase’a. Konserwatywni zazwyczaj Japończycy tym razem postanowili odejść od reguły małych kroków i w nowym produkcie wprowadzili od razu szereg zmian. Wyjątkowe podejście do E-600 podkreśla fakt, że zdecydowano się odstąpić od realizowanej od lat sekwencji nazewnictwa.

Zgodnie z przestrzeganą od lat kolejnością, model wprowadzany na miejsce E-560 powinien nosić symbol E-570. Tymczasem Accuphase przeskoczył od razu kilka pozycji i nowemu wzmacniaczowi nadał symbol E-600. Japończycy są znani ze swojego zachowawczego podejścia i zamiłowania do stopniowego usprawniania topologii z generacji na generację. Skoro więc odstępują od ustalonej przez siebie reguły, to coś może być na rzeczy.
Nie spodziewajmy się jednak rewolucji. Nikt nie będzie ryzykował budowanej przez dekady reputacji w imię mrzonki albo ostentacyjnie futurystycznego projektu. Należy raczej przyjąć, że podobieństw do poprzednich modeli będzie więcej niż różnic, zwiększy się za to skala usprawnień i liczba drobnych zmian tworzących nową jakość.


Budowa
Pobieżne oględziny potwierdzają słuszność tej tezy. E-600 wygląda niemal tak samo jak jego poprzednik E-560 i jest równie starannie wykonany. Proporcje obudowy, charakterystyczne złote wykończenie i układ przedniej ścianki to pomysły sprawdzone we wcześniejszych topowych integrach. Zmiana objęła wychyłowe wskaźniki które w sześćsetce zastąpiono LED-owymi bargrafami. Ale i tutaj nie ma rewolucji, ponieważ rozwiązanie to firma stosowała o wiele wcześniej – w wyczynowej końcówce mocy A-60.
Podświetlenie wskaźników mocy oraz numeryczny display można wyłączyć przyciskami schowanymi pod klapką. Tam też znajdują się m.in. regulacja barwy tonu, balans, przełącznik trybu mono i odwracacz fazy sygnału wyjściowego. Jest nawet aktywacja sygnału z pętli magnetofonowej, przydatna do tzw. odsłuchu po taśmie – to dla osób, które nadal korzystają z magnetofonu trzygłowicowego.


Przyciskiem „power in” przestawiamy wzmacniacz w tryb końcówki mocy. Przydaje się to, kiedy chcemy połączyć wysokiej klasy stereo z systemem kina domowego. Wzmacniacz przechodzi wtedy pod kontrolę zewnętrznego procesora AV bądź amplitunera i zasila kanały główne.
Również pod klapką znajdują się guziczki załączające sygnał z opcjonalnych kart. W E-600 można zainstalować przedwzmacniacz korekcyjny AD-30, obsługujący wkładki MM i MC, jak również przetwornik DAC-40, wyposażony w trzy wejścia cyfrowe: koaksjalne, toslink i USB. W przypadku aktywacji DAC-a, na wyświetlaczu pojawia się częstotliwość próbkowania sygnału wejściowego. Maksymalne parametry to 24/192 dla USB i koaksjalnego oraz 24/96 dla toslinka.

mcint

Selektor na przekaźnikach NEC-a, symetryczny potencjometr AAVA i końcówki mocy na osobnych radiatorach.
Stabilność poprawiają dwie cewki nawinięte grubym drutem.


Przewidziano także opcję montażu płytki z dodatkowym wejściem liniowym Line 10, ale ze względu na bogactwo gniazd w wyposażeniu standardowym wątpliwe, by okazała się przydatna.
Accuphase zaznacza, że E-600 od E-560 różni m.in. budowa i praca pokrętła głośności. Faktycznie, jego mechanizm wygląda na masywniejszy i pracuje z przyjemnym oporem; cytując materiał informacyjny: „daje poczucie obcowania z wysokiej klasy sprzętem”. Tyle że owo poczucie towarzyszyło mi już wcześniej, a jakość obróbki metalu i precyzja montażu to cechy wyróżniające Accuphase’a nie od dziś i zaskarbiające mu sympatię wiernych fanów.


Na tylnej ściance różnice dostrzec łatwiej. Doszło zbalansowane wejście do końcówki mocy i wyjście z przedwzmacniacza (main in/pre out). Dla tego pierwszego można ustalić obsadzenie pinów, co pozwoli uniknąć błędnej polaryzacji sygnału. Warto pamiętać, że Accuphase obsadza XLR-y tak, że dwójka jest ujemna, a trójka dodatnia – odwrotnie niż wielu innych wytwórców – dlatego jeśli zdecydujemy się podłączyć zewnętrzny preamp albo procesor XLR-ami, będzie można wprowadzić korektę.
Wyposażenie w gniazda jest przebogate. Do dyspozycji są dwa wejścia XLR, pięć RCA, pętla magnetofonowa (jeżeli nie korzystamy z magnetofonu, zwalnia się szóste wejście RCA), wspomniane „pre out” i „main in” w formie RCA i XLR oraz dwa komplety solidnych, wygodnych w użyciu terminali głośnikowych. Mają złocone powierzchnie styku, wielgachne nakrętki i bez problemu przyjmują widełki, banany oraz gołe kable. Jako że są zdublowane, łatwo podłączyć kolumny w bi-wiringu.


Organoleptyczny kontakt z Accuphase’em pozostaje przyjemny, niezależnie od tego, czy wybieramy źródło, regulujemy poziom głośności, czy podłączamy okablowanie. Gniazdo zasilania to standardowe IEC. Prawidłową polaryzację uzyskamy, podłączając żyłę gorącą w sieciówce do styku oznaczonego falką (prawy patrząc od frontu).
Nóżki są takie same jak w starszych modelach – masywne i podklejone filcem. Identyczne są też górna i dolna płyta – ażurowe, celem lepszego odprowadzania ciepła. Na górną napylono dodatkowo cienką warstwę substancji, która tłumi mniejsze rezonanse. Boki są metalowe i błyszczące. Prześliczne i gustowne zarazem polerowane drewno persymony jest dostępne dopiero w referencyjnych modelach dzielonych.

Co w środku?
Budowa wewnętrzna nie sprawia większych niespodzianek. Taką architekturę widzieliśmy już we wcześniejszych flagowych wzmacniaczach zintegrowanych. Jest zwarta, aby uniknąć strat energii i jak najkrótszą drogą dostarczyć ją stopniowi końcowemu.
Zasilacz bazuje na monstrualnym (zważywszy na nominalną moc wzmacniacza) transformatorze toroidalnym Bando. Ma moc około 500 VA, jest umieszczony na sztywnej platformie i zamknięty w ekranującej puszce. Napięcie filtrują dwa wielkie kondensatory o pojemności 47000 µF każdy, sygnowane logiem Accuphase’a i stabilizowane mechanicznie metalowymi obejmami. Dla porównania: w E-560 montowano elektrolity 40000 µF. 

58-67 02 2014 02

Wielgachny toroid Bando i dwa pokaźne elektrolity Accuphase’a to podstawa zasilacza.


Sekcje porozdzielano ekranami, co izoluje od zakłóceń i usztywnia obudowę. Dla opcjonalnych modułów rozszerzeń przewidziano oddzielną metalową komorę. Końcówka mocy każdego kanału znajduje się na osobnym radiatorze mającym postać jednolitego odlewu aluminiowego. Zmniejsza to przesłuchy między kanałami, a co ważniejsze – poprawia chłodzenie. W konstrukcji pracującej w klasie A termiczny komfort tranzystorów ma znaczenie kluczowe, tak dla żywotności czy parametrów technicznych, jak i dla dźwięku.


Tym, co różni E-600 od poprzedników, jest fakt, że cały stopień prądowy został zoptymalizowany pod kątem obniżenia impedancji wyjściowej. Nie uzyskano tego jednak najprostszym sposobem, czyli poprzez zwiększenie liczby tranzystorów mocy. W E-600 sekcja wzmocnienia prądowego jest identyczna jak w E-560 – pracują tu trzy komplementarne pary MOSFET-ów Toshiby J618/K3497. Accuphase zastosował też swoją ulubioną konfigurację Multiple Circuit Summing + (MCS+), polegającą na wzmacnianiu sygnału w równoległych parach tranzystorów i łączeniu ich dopiero na wyjściu. Rozwiązanie to służy obniżeniu szumów urządzenia, ale impedancji wyjściowej E-600 nie obniża. Można przypuszczać, że producent zdecydował się zmniejszyć wartości rezystorów emiterowych przy każdym tranzystorze mocy, co dałoby zauważalny efekt. Jakiś wpływ ma także bardzo gruby drut, którym nawinięto cewki poprawiające stabilność układu, zwłaszcza przy pracy z wysokimi częstotliwościami (dzięki nim wzmacniacz się nie wzbudza). Także zastąpienie wyjściowych przekaźników mechanicznych tranzystorami MOSFET i zastosowanie w ścieżce sygnałowej podzespołów dobranych pod kątem niższej impedancji powinno się przyczynić do obniżenia impedancji wyjścia. Połączenie wszystkich wspomnianych zabiegów dało oczekiwany efekt. Impedancja spadła, a w związku z tym wzrósł współczynnik tłumienia, i to dość istotnie, bo z 200 w E-560 do 500 w E-600.


Sama płytka końcówki mocy, choć podobna do tej w E-560, różni się naniesieniem większej ilości elementów montowanych powierzchniowo i zsymetryzowaniem wejścia. Producent deklaruje, że teraz już cały układ jest zbalansowany, co dodatkowo odróżnia sześćsetkę od poprzedniczki.
Jeżeli chodzi o pozostałe elementy układu, to selektor źródeł zrealizowano na przekaźnikach NEC-a. Pozycja gałki na ściance jest przekazywana do właściwego przełącznika i to właśnie tam odbywa się wybór źródła dźwięku. Gałka niczego nie załącza mechanicznie i stanowi głównie element dekoracyjny. Równie dobrze źródło można wybrać pilotem.


Kontakty przewodzące sygnał wlutowano bezpośrednio w płytkę drukowaną. Zaskakuje fakt, że w tak prestiżowym produkcie nie zostały pozłocone, ale nie warto z tego robić zagadnienia. Accuphase nigdy nie zdradzał zamiłowania do butikowych komponentów. Skoro wszystkie gniazda na zewnątrz są złocone, a wewnątrz nie, to raczej nie dlatego, że zdecydowały o tym czynniki ekonomiczne. Japończycy uznali raczej, że złocenie w tym miejscu nic nie daje i po prostu z niego zrezygnowali.
Pomimo umieszczenia selektora tuż przy gniazdach, nie udało się uniknąć wędrówki sygnału przez całą głębokość wzmacniacza. Płytka z potencjometrem znajduje się bowiem za przednią ścianką.

AAVA
Do regulacji głośności wykorzystano układ AAVA, udoskonalany z generacji na generację. Pierwszym modelem zintegrowanym, w którym go zamontowano, był E-550. Rozwiązanie jest autorskim pomysłem Accuphase’a. Działa w dziedzinie analogowej i reguluje wzmocnienie sygnału. Przychodzący ze źródła sygnał napięciowy jest najpierw zamieniany na prądowy, a następnie trafia do układu 16 przełączników. Każdy z nich może wyznaczyć dwie pozycje, w związku z czym liczba możliwych do uzyskania kombinacji wynosi 65536. Taka rozdzielczość gwarantuje całkowitą płynność i gdybyśmy nie wiedzieli, jak AAVA jest zbudowany, nie bylibyśmy w stanie go odróżnić od konwencjonalnego potencjometru ze ścieżkami przewodzącymi. Na końcu sygnał prądowy jest z powrotem zamieniany na napięciowy i tak przygotowany wędruje do omówionej wcześniej końcówki mocy. 

58-67 02 2014 05

Pięć wejść RCA, dwa XLR, pętla magnetofonowa, pre out i main in na RCA i XLR-ach.


AAVA jest rozwiązaniem w zasadzie wolnym od wad. Nie trzeszczy, nie zmienia właściwości wraz z upływem czasu i jest zrównoważony od samego początku. W dodatku łatwo w oparciu o niego budować regulatory zbalansowane. Dysponując AAVA, Accuphase zyskuje przewagę w krytycznym punkcie ścieżki sygnałowej. Oczywiście ciągłe dopracowywanie rozwiązania świadczy o tym, że nadal coś można w nim poprawić, ale sama koncepcja broni się na tle konkurencji. AAVA nie zawsze wygląda tak samo. Może przyjąć formę rozbudowanego układu zajmującego pół obudowy albo zostać skompaktowany do jednej niedużej płytki. W E-600 jest pokaźny i zajmuje przestrzeń większą od całego wyświetlacza. Mimo że nie da się go wymontować bez głębokiej ingerencji w urządzenie i stwierdzić tego z całą pewnością, to wydaje się, że jest symetryczny. Byłoby to zresztą logiczne; raz ze względu na wspomnianą łatwość budowy, a dwa – ponieważ stopień końcowy jest symetryczny od wejścia.
Ogólnie można stwierdzić, że chociaż E-600 nie wyprze się pokrewieństwa z E-560, to widać w nim zmiany, które mogą się przełożyć na brzmienie. Większe kondensatory w zasilaczu, optymalizacja końcówki mocy pod kątem obniżenia impedancji wyjściowej i w pełni symetryczna budowa mogą przynieść postęp brzmieniowy.

 


Problematyczna wydaje się jedynie cena. Recenzowany w „HFiM 9/2011” E-560 kosztował 35900 zł i było to drogo ze względu na bardzo wysoki kurs jena. Kiedy piszemy o E-600, jen stracił około 30 %, a wzmacniacz w porównaniu do poprzednika zdrożał o 20 %. Z drugiej strony, najsilniejszy konkurent Accuphase’a – McIntosh – wprowadza właśnie model MA8000, wyceniony w Polsce na 42000 zł. Jego poprzednik MA7000 kosztował pod koniec produkcji 33000 zł, więc w ujęciu procentowym wzrost ceny jest tu jeszcze wyraźniejszy. Oficjalnie inflacji prawie nie ma i statystyki nie dają podstaw do takich podwyżek. Realna sytuacja może się okazać o wiele bardziej złożona, bo wątpliwe, by tak duzi producenci sprzętu hi-fi utracili kontakt z rzeczywistością i wyceniali swoje produkty w oderwaniu od kosztów. Te firmy działają zbyt długo i przerobiły już niejedno zawirowanie w gospodarce. Skoro więc ich ceny tak znacząco rosną, to może rzeczywiste koszty wytworzenia również się zwiększyły? Problem odzwierciedlenia rzeczywistości w danych statystycznych to jednak domena ekonomistów. Nam pozostaje przełknąć gorzką wiadomość na temat ceny, ponarzekać, że za 30 watów to zdzierstwo, po czym wygodnie rozsiąść się w fotelu i umieścić w odtwarzaczu pierwszą płytę.

Konfiguracja
Podobnie jak poprzednicy, E-600 jest najwyższą, a zarazem najsłabszą integrą w katalogu Accuphase’a. Moc zaledwie 30 W/8 Ω oddaje w klasie A i dubluje wraz z każdym dwukrotnym spadkiem impedancji obciążenia. W związku z tym warto do sześćsetki dobierać kolumny 4-omowe – uzyskamy wtedy więcej watów. Zasilacz poradzi sobie bez problemu, a my będziemy mieli do wykorzystania większy potencjał.
Inną drogą będzie wybór kolumn 8-omowych, ale o wysokiej efektywności. Unikać należy zestawów o wysokiej impedancji i przeciętnej skuteczności. W takim połączeniu będzie brakować mocy.
Accuphase E-600 zasilał w teście Avalony Transcendent. Kolumny te świetnie się sprawdzają z końcówkami mocy Accuphase’a, więc ryzyko, że szczytowa integra sobie nie poradzi, było minimalne. Dodatkowym argumentem przemawiającym za tym zestawieniem była 4-omowa impedancja oraz fakt, że Transcendenty stanowią łatwe obciążenie dla wzmacniacza.

58-67 02 2014 03


Pod klapką regulacje oraz przyciski aktywujące opcjonalne karty rozszerzeń.


Źródłami sygnału były Accuphase DP-78 oraz dzielony Accustic Arts Drive II/Tube DAC II z serii Reference. Napęd z przetwornikiem łączyła Tara Labs Digital ISM Onboard 75.
E-600 okazał się wrażliwy na zmiany okablowania, także zasilającego. Po próbach z Acrolinkami 6N-S3000 i 7N-A2400 III wypożyczyłem komplet Siltecha – głośnikowe Prince i łączówkę Empress Double Crown. Odsłuchy dokończyłem z Siltechami. Zmiana zasilającego Acrolinka 6N-PC6100 na Mexcela 7N-PC9500 również przyniosła pozytywny efekt. Prąd filtrował kondycjoner Gigawatt PC-4 Evo. E-600 potrafi się odwdzięczyć za bardzo dobre okablowanie i akcesoria. Z nimi pokazuje, na co naprawdę go stać.
Sprzęt stał na stolikach Sroka i Stand Art STO, a kolumny – na standardowych stożkach i marmurowych płytach. System grał w pokoju o powierzchni 16,5 m², delikatnie zaadaptowanym akustycznie.

Wrażenia odsłuchowe
W materiałach informacyjnych dystrybutor podkreśla wzrost współczynnika tłumienia w porównaniu z modelem E-560. Nie należy jednak utożsamiać wysokiej wartości tego parametru (choć 500 to rzeczywiście sporo) z jakością brzmienia. Wzmacniacze w klasie D całkiem często osiągają wynik powyżej 1000, a jednak nierzadko, jak to przy innej okazji ujął jeden z recenzentów: „unicestwiają muzykę na poziomie molekularnym”. Nie fiksujmy się więc na damping factorze. Co prawda mówi on, jak wzmacniacz będzie sobie radził z kontrolą powrotnego ruchu membrany, głównie basowej, ale o barwie, przestrzeni czy nasyceniu średnicy na tej podstawie wyrokować nie sposób. Gdyby było inaczej, trioda single-ended brzmiałaby koszmarnie, a wzorem muzykalności byłyby wzmacniacze, które najlepiej się sprawdzają w aktywnych subwooferach. Większe nadzieje rodzi klasa A. Tranzystory pracujące z wysokim prądem spoczynkowym mogą dawać nasycony, naturalnie ciepły dźwięk. Gdyby do tego dołączyć obiecywaną przez wysoki współczynnik tłumienia kontrolę basu, to może powstać apetyczna i muzykalna mieszanka.
Wstępne przypuszczenia z grubsza się potwierdzają. Z grubsza, bo Accu idzie o wiele dalej.


W początkowej fazie strojenia systemu używam albumu „Will Power” Will. I. Ama. Wspominałem już przy okazji recenzji monobloków VTL MB-185 Series II („HFiM 7-8/2013”), że – mimo iż to bardziej muzyka do tańca niż do audiofilskiego różańca – zawiera kilka piosenek wyprodukowanych na najwyższym poziomie. W „Scream and Shout”, nagranej w duecie z Britney Spears, słychać zimne zawodowstwo i szelest studolarowych banknotów, wydanych na produkcję. Miks jest świetny, ale zrobiony „na styk”, przez co niczym papierek lakmusowy obnaża niedostatki systemu. Wystarczy drobne rozjaśnienie, źle spasowany kabelek i cały efekt diabli biorą. Jeżeli ta piosenka nie działa, brzmi szkliście, męcząco i bez energii, to gdzieś tkwi błąd. Trzeba go zdiagnozować, wprowadzić korektę i dopiero wtedy kontynuować słuchanie.


Z Accuphase’em płyta początkowo nie zagrała; brakowało wypełnienia, przez co muzyka zupełnie nie angażowała. Pomogło przestawienie wzmacniacza z blatu granitowego ma MDF i podłożenie podkładek Symposium Fat Padz. Te relatywnie niedrogie akcesoria potrafią dobroczynnie wpłynąć nawet na brzmienie kosztownych urządzeń. Dźwięk nie jest wychudzony, a jednocześnie zyskuje czysty, konturowy bas i trzyma tempo. Zmiany te pojawiły się także w brzmieniu E-600. Zagrał jednoznacznie lepiej i bez efektów ubocznych. Wygrzany i dopieszczony Accuphase prezentuje dźwięk, w którym naturalne ciepło i nasycenie średnicy pasma jest równoważone dokładnie odmierzanym basem. Do tego dochodzi zaskakująca przejrzystość. Nie potrafię tego stwierdzić jednoznacznie, ponieważ nie dysponowałem E-560 do porównań, ale wydaje mi się, że właśnie w tej dziedzinie dokonał się największy postęp.


Duże wrażenie zrobiło na mnie odtworzenie pierwszych dwóch utworów z albumu „Heligoland” Massive Attack. W otwierającym „Pray for Rain” na tle kilku akordów klawiszy w przygnębiająco molowej tonacji odzywa się miarowo powtarzana sekwencja bębnów. Brzmi to jak nowoczesny marsz żałobny, który wywołuje niepokój, ale też przykuwa uwagę. Perkusyjne kontinuum jest odmierzane z zegarmistrzowską precyzją, a każdy bęben, nawet przy niewielkiej głośności, brzmi inaczej. Przy końcu, daleko w głębi, bliżej prawej strony, odzywają się klawiszowe „ozdobniki”, ale żadna z wcześniej ułożonych warstw nie traci wyrazistości. Massive Attack to muzyka brudna i melancholijna, ale przemyślana. E-600 nie pozostawił co do tego cienia wątpliwości.
Drugi utwór na „Heligolandzie” jest prostszy – może poza dograną w lewym kanale po drugiej zwrotce rytmiczną komplikacją – ale mnie zaciekawił początkowy fragment. Elektroniczny efekt z klawisza nie tylko rozchodził się od centrum bazy poza boczne ścianki kolumn, by dotrzeć do miejsca odsłuchowego, ale też wyraźnie wibrował w powietrzu. Tak powinno być, ale dotąd sądziłem, że pokazują to dopiero bardziej zaawansowane systemy dzielone. A tu niespodzianka – Accuphase też sobie poradził. 

58-67 02 2014 04

Bargrafy zamiast VU-metrów – najważniejsza cecha wyglądu E-600.


Podobne wrażenia towarzyszyły odsłuchowi płyty Józefa Kapustki „Improvisations with Bashir”. Grający solo fortepian brzmiał naturalnie i bez przebarwień. Nie jest to wyczynowa realizacja, ale ma swój urok. Kameralna, wyciszona, wywołująca nastrój niesprecyzowanej tęsknoty i nostalgii. E-600 te emocje przekazał. Wciągał w opowieść, choć nie starał się jej uatrakcyjnić. Nie podkreślał górnego zakresu pasma, który niekiedy balansował na granicy wygładzenia. A mimo to nagranie nie straciło otwartości. Wierne odtworzenie wystarczyło do przekazania bogactwa mikrodynamiki i wybrzmień.
Włączona dla kontrastu japońska składanka nagrań Oscara Petersona, wydana w serii „The Great Jazz Artist Series”, ujawniła radość improwizacji tego fenomenalnego pianisty. Peterson gra wesoło albo poruszająco, a sekcja momentalnie podąża za nim. Kontrabas Raya Browna w „Days of Wine and Roses” brzmi bardziej akustycznie niż mięsiście, ale jest ujmująco prawdziwy, mimo że wciśnięty w prawy kanał. Linię instrumentu można śledzić bez wysiłku i nie uronić ani jednego dźwięku. W „The Girl from Ipanema” odzywa się bardziej zdecydowanie i schodzi niżej. Niekiedy zdarza mu się nawet zadudnić, ale nadal brzmi z dużym wdziękiem.


W lewej kolumnie za zestawem perkusyjnym siedzi zamknięty Ed Thigpen. Odmierza rytm z dokładnością szwajcarskiego chronografu. Miotełki delikatnie muskają membranę werbla, a czynel cyka wesoło, niczym ciuchcia z bajki dla dzieci. Dźwięk niesie pozytywną energię; jest nasycony i otwarty. Nie ogranicza go niedobór góry pasma ani jej nienaturalne cofnięcie. Krótka, „drewniana” akustyka tworzy wiarygodne otoczenie dla instrumentów.
Accuphase gra szybko i dynamicznie. Zaskakująco szybko i dynamicznie jak na wzmacniacz dysponujący zaledwie 30 watami na kanał. Panuje nad sygnałem i nie opuszcza gardy nawet w kulminacjach. Jeżeli będziecie chcieli nim nagłośnić prywatkę, to sobie nie poradzi, ale jeśli będziecie go wykorzystywać do codziennych domowych odsłuchów w niewielkim pomieszczeniu, to niedobór watów nie powinien Wam zbytnio doskwierać.

58-67 02 2014 06
Moduły DAC-a i phono MM/MC – dostępne za dopłatą.


Dźwięk prędko się nasyca, dzięki czemu nie ma potrzeby robić głośniej, żeby uzyskać pełnię barwy. Podobnie bas – jest obecny w odpowiedniej dawce niemal od początku skali. Dźwięk nie jest olbrzymi jak z kilkusetwatowego amerykańskiego pieca, ale bez problemu wypełni pomieszczenie.
Doprowadzenie wzmacniacza do kresu możliwości (clippingu) jest o wiele łatwiejsze niż choćby w przypadku 150-watowego ModWrighta KWA 150 Signature, ale także wymaga determinacji. Nie bardzo potrafię sobie wyobrazić tak głośne słuchanie wieczorem.


W dźwięku Accuphase’a nie ma przesady ani też ewidentnych braków. E-600 łączy energiczny bas z naturalnym środkiem pasma i szybkością. Jest też zaskakująco przejrzysty, dzięki czemu można się delektować niuansami nagrań. Nie przypuszczam, żeby nokautował swego poprzednika E-560, ale w dziedzinie wyrazistości i kontroli niskich tonów zapewne wygra z nim na punkty. Dla mnie sprawa jest jasna. Accuphase trzyma wysoki poziom i szczytowa integra, mimo że najsłabsza, pozostanie najlepszą w ofercie.

Konkluzja
Nie jestem przekonany, czy to rewolucja, choć jestem pewny, że nie była konieczna. E-600 to po prostu kolejny udany zintegrowany Accuphase w klasie A.

 

 

 

58-67 02 2014 T

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Autor: Jacek Kłos
Konsultacja techniczna: Piotr Górzyński
Źródło: HFiM 02/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF