HFM

Yamaha A-S500

19-31 07 2013 YamahaA-S500 01 Kiedy Yamaha wprowadzała urządzenia z serii 2000, miłośnicy klasycznego sprzętu hi-fi wstrzymali oddech. Nowy, w dodatku wysokiej klasy wzmacniacz i CD jakby żywcem przeniesione z lat 70-80? To było coś.

Wszyscy już chyba zapomnieli, jak ładne urządzenia powstawały w „złotych czasach hi-fi”, dlatego pojawianie się na półkach tak pięknych klocków było dla wielu osób jak lądowanie UFO. W dodatku szybko dało się słyszeć opinie, że to wcale nie koncernowa masówka, ale dopracowane urządzenia, które w wykonaniu high-endowych legend musiałyby kosztować znacznie więcej… Nietrudno w tym kontekście zrozumieć sukces serii 2000. Jakiś czas po niej pojawiła się odchudzona wersja 1000 i tutaj już zdania były podzielone. Bo różnica w cenie nie taka znowu wielka, a podobno to już nie to samo.


Yamaha postanowiła jednak pójść na całość i przenieść stylistykę do jeszcze niższych serii, tym razem kalkulując ceny znacznie rozsądniej. Był to dobry pomysł, bo modele 500 i 300 okazały się przystępne dla większości klientów, którzy nie oczekiwali powtórki jakości 2000, ale przyzwoitego, budżetowego hi-fi. A tutaj wzmacniacze i odtwarzacze mogły spokojnie powalczyć z konkurencją. Na jej tle mają zresztą wiele zalet.

Budowa
Opisywany A-S500 przy reszcie modeli z tego testu to prawdziwy mocarz. 85 watów to dwa razy tyle, co proponuje konkurencja. A i wyposażenie jest bardziej wszechstronne. Do dyspozycji mamy pięć wejść liniowych, w tym dwie pętle magnetofonowe. Miłośnicy nagrywania dostają rzadko spotykaną funkcję: wybieranie przełącznikiem źródła nagrania. Dwie pary terminali dla kolumn współpracują z rozbudowanym wybierakiem, który oprócz pozycji A, B i A+B pozwala głośniki odłączyć.

To wygodne, jeżeli chcemy używać słuchawek, bo nie musimy odcinać innych od muzyki, chyba że sami sobie tego życzymy.
Jest też wejście gramofonu (MM) z zaciskiem uziemienia oraz wyjście subwoofera. To się może przydać, jeżeli w trakcie oglądania filmów wolimy pozostać przy stereo.
Kompletnie zapomnianą funkcją, która wywoływała kiedyś wypieki na policzkach, jest regulowany loudness. O ile pamiętam, ten gadżet miały wzmacniacze Accuphase’a. Fanklub Apple’a też ma coś dla siebie: podłączenie dla stacji dokującej. Z kolei audiofilów zainteresuje przełącznik dopasowujący wyjście do impedancji kolumn. A-S500 to wzmacniacz największy, najcięższy (największe trafo) i chyba najbardziej intrygujący w tej grupie.

 

19-31 07 2013 YamahaA-S500 02     19-31 07 2013 YamahaA-S500 03     19-31 07 2013 YamahaA-S500 04

Brzmienie
Potencjał Yamahy czuć przez skórę. Radzę zacząć od mocniejszego materiału lub symfoniki. O ile większość recenzowanych wzmacniaczy cechowała pewna powściągliwość i oszczędność w dozowaniu atrakcji, Japończyk widzi to inaczej. Gra z rozmachem, nie obawiając się wysokich poziomów głośności. Obawa to nawet źle powiedziane, bo kręcąc gałką w prawo czujemy, że jest coraz lepiej. Powoli dojdziemy do ściany dźwięku, której towarzyszyć będzie potężne i głębokie basisko. Dream Theater na A-S500 to prawdziwa przyjemność; można się nawet przez chwilę poczuć jak na koncercie.
Brzmienie jest bezpośrednie, efektowne, z podkreślonymi skrajami pasma. Zarówno dół, jak i wysokie tony są lekko wyeksponowane, co ma na celu dodanie dźwiękowi efektowności. I to się udaje znakomicie, bo lekko skonturowane pasmo jest doskonałym środowiskiem dla szczegółów perkusyjnych czy alikwotów w gitarach. Średnica na tym specjalnie nie cierpi, za to pojawia się wrażenie rozszerzenia i pogłębienia sceny oraz bardzo dobrej szczegółowości.
Z drugiej strony uderza bas. Nie jest to spokojna, spowolniona podstawa harmoniczna, ale kaloryczna dawka energii, dająca o sobie znać albo zdecydowanymi ciosami, albo głębokimi pomrukami. W połączeniu z dynamiką sprawia, że muzyka tętni życiem; nabiera kolorów i emocji. To inna szkoła niż na przykład Rotel, który zawsze jest prawidłowy, neutralny i muzykalny, ale stara się nie wychodzić przed szereg. Tam priorytetem jest naturalność brzmienia, chciałoby się powiedzieć: za wszelką cenę. Yamaha czasem mocniej cyknie, czasem przyłoi dołem, może trochę rozjaśni brzmienie skrzypiec i wiolonczel, ale kiedy przychodzi czas na szaleńcze progresywne solówki w doskonałym „Bridges In The Sky”, to na twarzy słuchacza pojawia się uśmiech od ucha do ucha. Czy przypadkiem nie tak grał sprzęt za moich młodych lat?

Reklama

Konkluzja
Nie do końca, bo jednak latka lecą, a gusta się zmieniły. A-S500 jest bardziej „współczesny”. Słychać większą kulturę i równowagę rejestrów. Postęp techniczny powoduje, że Yamaha nie stoi z boku ani nie reanimuje muzealnych eksponatów. „Pięćsetka” to uniwersalny, dopracowany wzmacniacz, który… zachowuje rys dawnych lat nie tylko we wzornictwie. I za to można go pokochać. Na marginesie: polecam połączenie ze srebrną serią Monitor Audio. Czysta synergia.

19-31 07 2013 YamahaA-S500 T

Autor: Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 07-08/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF