HFM

T+A V10

57-60 10 2009 01Nazwę T+A można rozwinąć do formuły „Teoria i zastosowanie” – kwintesencji filozofii producenta. Po sukcesach na niemieckim rynku nadszedł czas na high-endowy „Drang nach Osten”.

 

Budowa
Zostań poetą i pisz wiersze... O metropolis na przykład. Pełnym cylindrycznych wież, rozświetlonym lampami; o odbiciach zwielokrotnionych w lustrzanych ulicach. Tak naprawdę to tylko obudowy transformatorów, kondensatorów i lamp – wkomponowane w dwupoziomowe płaszczyzny akrylu – tworzą futurystyczny efekt.


Do testu trafił egzemplarz w kolorystyce szaro-zielonej, z czerwonym wyświetlaczem i akrylem podobnym do przydymionego szkła. Dostępna jest też wersja biało-srebrna, z podświetleniem niebieskim i takimże zabarwieniem akrylu.
Sztywną ramę wzmacniacza wykonano ze stali, a obudowę – z aluminium. W centrum przedniej ścianki znalazł się panel z wielofunkcyjnym wyświetlaczem. Przy pomocy diod i ikon wskazuje on stan urządzenia (tryb czuwania, załączone napięcie żarzenia i anodowe, aktywne wyjście głośnikowe lub słuchawkowe). Ponadto informuje o stopniu zużycia oraz nastawach prądu spoczynkowego lamp (biasu). Odczyt wyświetlanych informacji trudno nazwać intuicyjnym, ale dobrze napisana instrukcja obsługi pozwala w krótkim czasie poznać tajemniczy kod.
Po lewej stronie wyświetlacza umieszczono wielozadaniowe pokrętło obsługi zasilania i wyboru źródła. Aby uruchomić V10, należy przejść z pozycji „Off” przez etapy stanu wstrzymania, załączenia napięcia żarzenia (Heat), do załączenia napięcia anodowego (HV). To samo pokrętło służy do wyboru źródła sygnału spośród czterech wejść liniowych i pętli magnetofonowej. Pokrętło można obracać dookoła, ale urządzenie zawsze przechodzi przez kolejne sygnalizowane ikonami etapy załączania. Proces uruchamiania trwa około półtorej minuty. Brzmi to dość skomplikowanie, ale sprawdza się w codziennym użytkowaniu.
Po prawej zamontowano pokrętło głośności. Oznaczenia jego pozycji są mało czytelne, szczególnie przy ciemnym kolorze obudowy. Pod wyświetlaczem umieszczono rząd przycisków obsługujących wybrane funkcje: odsłuchu pętli rejestratora, szybkiego wyciszania, aktywacji wyjścia słuchawkowego, sprawdzenia prądu podkładu. Przycisk „Info” wywołuje graficzną informację o stopniu zużycia lamp oraz regulator balansu. Po jego wciśnięciu wysuwa się pokrętło potencjometru, podobnie jak w sprzęcie samochodowym.
Największe wrażenie robi górna, gęsto zabudowana część wzmacniacza, przykryta akrylową płytą o zaokrąglonych rogach. Wszystkie wystające elementy rozmieszczono tak, aby zajmowały jak najmniej miejsca. Na toroidalne transformatory zasilający i głośnikowe oraz kondensatory nałożono puszki z aluminium, lakierowane na kolor obudowy. Każdą z czterech lamp mocy (EL509S produkcji JJ) osłonięto cylindrami ze srebrno-szarej siatki, zapewniając im prawidłową wentylację. Lampy przedwzmacniacza i stopnia sterującego (pary 6N3P oraz ECC99 JJ) umieszczono pomiędzy dużymi bańkami mocy i również osłonięto z przodu siatką. Wierzch klatki stanowi druga, mocowana do pokryw transformatorów głośnikowych, akrylowa płyta, przez którą przebijają się osłony EL509S. Zaokrąglone szczyty dużych baniek odbijają się w gładkiej powierzchni akrylu, sprawiając wrażenie zawieszonych w powietrzu świetlistych kul. Intrygujący widok.
Z tyłu rozlokowano wejścia liniowe i wyjście wysokopoziomowe na solidnych gniazdach RCA. Nie przewidziano wyjścia pre-out ani wejścia do końcówki mocy (main in). Dwie pary zacisków głośnikowych to oblewane plastikiem WBT, jednak ich pionowe i ciasne rozmieszczenie utrudnia instalację przewodów zakończonych widełkami. Wyboru impedancji dokonujemy przełącznikiem hebelkowym. Obok gniazd lewego kanału umieszczono wyjście słuchawkowe 6,3 mm oraz gniazdo R-Link do komunikacji pomiędzy firmowymi komponentami. Kompletu dopełnia wejście zasilania IEC, zintegrowane z włącznikiem głównym.

57-60 10 2009 02     57-60 10 2009 03

 

Wnętrze
V10 opiera się na czterech wystających poza obrys obudowy kolumnach, zakończonych elastycznie umocowanymi aluminiowymi stopkami antywibracyjnymi. Także one są powodem dumy konstruktorów.
Wnętrze wzmacniacza nie kojarzy się z techniką lampową. Jest gęsto zabudowane. Tuż za gniazdami sygnałowymi umieszczono płytkę drukowaną z obsługą wejść i wyjść. Dalej sygnał biegnie taśmą komputerową do przedniej ścianki, gdzie znajduje się potencjometr głośności (czarny Alps). 2/3 powierzchni wypełnia płytka drukowana z rozbudowanymi obwodami elektroniki i zasilania. Zastosowano elementy dobrej jakości, bez audiofilskiej biżuterii – solidna inżynierska robota. Wewnątrz czeka jeszcze jedna niespodzianka w postaci umieszczonej poziomo pary lamp 12AX7 LPS Sovteka, pracujących w przedwzmacniaczu. Ich chłodzeniem zajmuje się wentylator. Lampy mocy EL509S pracują w konfiguracji push-pull, zmodyfikowanej przez T+A poprzez zastosowanie dodatkowych układów i nazwanej SPPP (Single Primary Push Pull).
Dużą wagę przywiązuje się do doboru lamp. Do montażu kwalifikowane są egzemplarze o ściśle określonej tolerancji. Nad ich działaniem czuwają układy cyfrowe, monitorujące parametry i czas pracy, określając na tej podstawie stopień zużycia. Producent podkreśla, że optymalny czas działania kompletu wynosi 3000 - 5000 godzin. Po tym okresie charakterystyki mogą ulegać zmianie, wpływając na jakość brzmienia. Mogą, ale nie muszą i nie oznacza to, że lampy koniecznie trzeba wymienić.
Forma i proporcje tej niewielkiej konstrukcji nadają jej poważny wygląd, szczególnie w prezentowanej kolorystyce. Wrażenie masywności potęguje masa 25 kg, wynikająca gównie z zastosowania potężnych transformatorów. Oglądana na zdjęciach wersja jasna sprawia wrażenie bardziej eterycznej.
W komplecie otrzymujemy ergonomiczny pilot, obsługujący podstawowe funkcje wzmacniacza i inne elementy systemu (po zastosowaniu R-Linku), a także przewód zasilający. Wzmacniacz porządnie zabezpieczono na czas transportu, umieszczając w dopasowanych formach z twardej pianki oraz podwójnym kartonie. Lampy są montowane w fabryce. Instrukcja obsługi dokładnie informuje, w jaki sposób bezpiecznie wydobyć ciężkie urządzenie z opakowania.

57-60 10 2009 05     57-60 10 2009 06

 

Konfiguracja
V10 jest konstrukcją niezbalansowaną i w takich połączeniach zagrał. Oprócz odtwarzacza CD SoundArt Sarah, będącego źródłem symetrycznym, wystąpił... Grundig CD3000. Elektronika stała na stolikach StandArt. Trójdrożne kolumny ATC SCM-35 lepiej zabrzmiały przy ustawieniu impedancji wzmacniacza w pozycji 8 omów.
Postawiony na półce T+A V10 odróżnia się od pozostałych komponentów, jakby pochodził z innej planety. Odważna estetyka pasuje do nowoczesnych wnętrz. Przykuwa uwagę i może stanowić powód dumy właściciela. Czy brzmienie również?

57-60 10 2009 04     57-60 10 2009 08

 

Wrażenia odsłuchowe
Już pierwsze odsłuchy zapowiadają niespodzianki. To wzmacniacz o wielu obliczach, niełatwych do jednoznacznego określenia. Lampa, a chwilami gra jak mocny tranzystor. Nawet bardziej niż niejeden tranzystor...
Szczególne wrażenie robi bas. Jest mocny i soczysty, a przy tym zróżnicowany. Pięknie słychać pasaże kontrabasu na tle bębnów (Empire Brass Quintet „Hopper Dance”). Przyznaję, że usłyszałem je po raz pierwszy. W nagraniach na żywo tria Keitha Jarretta „Up For It” kontrabas nie zginął w tle. Pozostawał namacalny, a w partiach solowych śmiało wychodził przed inne instrumenty. Świetnie odtwarzał rytm i kipiał dynamiką. Odczuwalny zapas mocy zachęcał do podkręcania głośności.
Drugi skraj pasma kusił delikatnością i zwiewnością, zaczerpniętą z bardziej lampowej estetyki. Chwilami skromny, nawet nieśmiały, kiedy indziej mienił się odcieniami. Zdolność różnicowania i separowania dźwięków powodowała, że nawet niewielkie składy potrafiły wypełnić przestrzeń bogactwem muzyki. W słabszych realizacjach pojawiała się monotonia. Uderzenia talerzy stawały się mało dźwięczne. Ubywało przestrzeni. Scena ulegała spłaszczeniu. Natomiast w dobrych wzmacniacz prezentował prawdziwą klasę, prześwietlał nagrania i pokazywał zamysły autora z iście studyjną precyzją. Potrafił przekazać złożoność ascetycznych z pozoru aranżacji. Poszczególne warstwy i zamysły montażu na płycie Talk Talk „The Spirit of Eden” były wyraźnie słyszalne, bez uśredniania czy zamazywania szczegółów. Neurotyczny wokal Yorke’a pięknie się odcinał na tle faktur akompaniamentu. W tym aspekcie przywodził skojarzenia z brzmieniem triody SE.
Głosy kobiece, po których można oczekiwać większej aksamitności i ciepła, w wykonaniu T+A miały lekko odchudzony charakter. Patrząc na skupisko lamp, oczekiwałem bardziej stereotypowego przekazu. Taki świetnie by pasował do charakteru basu i łagodności wysokich tonów. Tymczasem średnica w wykonaniu V10 miała bardzo bezpośredni charakter. W zestawieniu z kolumnami ATC o, bądź co bądź, studyjnym rodowodzie, pozostawała daleka od podgrzania. Prezentowała odczuwalne cechy utwardzenia, a chwilami nawet osuszenia (R. Jusis „Iluzjon”, D. Rice „0”). Te niewielkie odstępstwa od naturalności powodowały, że dźwięk stawał się niejednorodny. Dobre skraje pasma przecinała niedorównującą im we wszystkich aspektach średnica. A może ten brak czarów wynikał ze zdolności do beznamiętnego przekazu sygnału ze źródła? Trudno mieć pewność.
V10 dobrze różnicuje źródła i ma w tym sprecyzowane preferencje. Wyraźnie słychać różnice pomiędzy wykorzystywanymi w teście odtwarzaczami. Wyposażona w wyjścia lampowe Sarah brzmiała bardziej detalicznie i prezentowała lepszą makroi mikrodynamikę. Jednak niepozorny Grundig CD3000 z TDA1543 na pokładzie (co mnie podkusiło?), grający dźwiękiem bardziej skupionym i zogniskowanym na średnicy, nadawał brzmieniu namacalność. Po tym doświadczeniu sugeruję łączenie integry T+A ze źródłami o spójnym, jednorodnym brzmieniu. Chętnie posłuchałbym jej z Lektorem V Ancient Audio.
Odpowiednie zestrojenie systemu w przypadku V10 odgrywa decydującą rolę. Wzmacniacz wysteruje większość kolumn, ale okazuje się wymagający w stosunku do źródła . Nie patrzy przy tym na nominalną klasę towarzyszących komponentów, a raczej na ich podejście do muzyki. Taka to charakterna elektrownia.

Reklama

 

Konkluzja
High-endowe aspiracje T+A wyrażone w konstrukcjach serii V oszałamiają projektem plastycznym i budzą szacunek technicznym zaawansowaniem. Flagowy V10 wpasowuje się w niszę nowoczesnych konstrukcji lampowych. Nie powali na kolana miłośników kanonu, ale wydaje się, że zrobi sporo zamieszania pośród audiofilów poszukujących nowych trendów. A wtedy napór na wschód może być trudny do odparcia.

57-60 10 2009 T

 

Autor: Paweł Gołębiewski
Źródło: HFiM 10/2009

 

Pobierz ten artykuł jako PDF