HFM

artykulylista3

 

Audeze LCD-3

30 37 112017 001

Amerykańska firma Audeze jest stosunkowo młodym graczem na słuchawkowym rynku. Mimo to zdążyła na nim nieźle narozrabiać. Wielu recenzentów i użytkowników uznaje nauszniki kalifornijskiej manufaktury za jedne z najlepszych na świecie. Na pewno należą do najdroższych.

Początki Audeze sięgają roku 2008. Wtedy to dwaj pasjonaci konstrukcji planarnych – Sankar Thiagasamudram i Alexander Rosson – spotkali się z pracującym dla NASA inżynierem Petem Uką, odpowiedzialnym za elastyczne i odporne materiały przewodzące, wykorzystywane w przemyśle kosmicznym. W trakcie rozmowy okazało się, że jedno z tych tworzyw świetnie by się nadawało do wyrobu przetworników ortodynamicznych, które Sankar i Alexander planowali zastosować w zestawach głośnikowych do sal koncertowych.


Projektując kolumny, panowie dokooptowali do zespołu Dragoslava Colicha, inżyniera z ponad 30-letnim stażem, specjalistę od płaskich przetworników. Efektem ubocznym tej współpracy był prototyp słuchawek, które bazowały na przetwornikach planarnych.
W roku 2009, na ogólnokrajowym zlocie słuchawkowym CanJam w Los Angeles, prototyp zademonstrowano publicznie. Entuzjastyczne przyjęcie przez starych wyjadaczy kazało porzucić pomysły planarnych kolumn i skupić się na słuchawkach. Zgodnie z intencją założycieli firmy, miały to być najlepsze nauszniki na Błękitnej Planecie.
Jeszcze w tym samym roku światło dzienne ujrzała pierwsza komercyjna konstrukcja Audeze o symbolu LCD-1, zbudowana oczywiście w garażu. Jej odbiorcami byli lokalni didżeje oraz studia nagraniowe. W 2010 roku, po przeprowadzce do nowoczesnego zakładu w Costa Mesa, wypuszczono udoskonaloną wersję słuchawek, o symbolu LCD-2. Niedługo później na szczycie cennika stanęły LCD-3.
Obecnie fabryczka Audeze mieści się w 300-tysięcznej miejscowości Santa Ana leżącej na przedmieściach metropolii Los Angeles. Na potrzeby firmy zaadaptowano kawałek dużej hali, gdzie pod jednym dachem produkuje się słuchawki i składuje podzespoły służące do ich wytwarzania, a także gotowe wyroby. Co prawda, w 2015 roku Alexander Rosson odszedł z Audeze i założył własny biznes, ale pozostaje akcjonariuszem firmy i służy jej pomocą.

 

30 37 112017 002Rzadko stosowane
gniazda 4-pinowe.


Oferta
Aktualna oferta Audeze składa się z dziesięciu modeli słuchawek wokółusznych, przeznaczonych do użytkowania w warunkach domowych, oraz sześciu modeli przenośnych – dwóch nausznych i aż czterech dokanałowych, również planarnych. Katalog uzupełniają dwa wzmacniacze słuchawkowe, planarny mikrofon, flagowa lampowa hybryda The King i nieco przystępniejszy cenowo Deckard, z wbudowanym przetwornikiem c/a 32 bity/384 kHz. W przyzakładowym sklepiku internetowym można się dodatkowo zaopatrzyć w wymienne poduszki, pałąki, środki pielęgnacyjne, przewody i niektóre części zamienne.
Charakterystyczną cechą Audeze jest to, że niemal wszystkie modele, które przez osiem lat działalności przedsiębiorstwa trafiły do produkcji, są stale modyfikowane i pozostają w ofercie. Wyjątkiem są debiutanckie LCD-1.
Testowane LCD-3 przez długi czas pełniły rolę modelu flagowego, jednak dwa lata temu spadły na pozycję wicelidera za sprawą dwukrotnie droższych LCD-4.

 

30 37 112017 002Ażurowe płytki osłaniają unikalne
przetworniki. Wykonano je z materiału
stosowanego w technice kosmicznej.


Budowa
LCD-3 są bardzo duże, choć właściwszym słowem byłoby: monumentalne. Ze względu na rozmiary i cenę, wyposażono je w stosowne opakowanie, chroniące zawartość.
Wewnątrz dużej wodoszczelnej walizy z tworzywa sztucznego umieszczono gąbkowe wypełnienia, w których spoczywają słuchawki. Obok znalazły się dwa wymienne kable – jeden zakończony standardowym dużym jackiem; drugi z symetrycznym złączem XLR. Na wszelki wypadek jest też 3,5-mm przejściówka, choć do sprzętu przenośnego „Trójek” bym nie podłączał. Plastikowa walizka jest bardzo solidna. Nie należy jednak do urodziwych i może budzić skojarzenia ze sprzętem militarnym albo budowlanym. Jako że na co dzień ów kufer, wart 125 dolarów, wyląduje najprawdopodobniej w pawlaczu, warto się zaopatrzyć w gustowny wieszak na słuchawki.
Audeze LCD-3 na żadnym zdjęciu nie robią takiego wrażenia, jak na żywo. Z różnymi słuchawkami miałem już do czynienia, ale żadne nie miały tak dużych muszli ani nie ważyły 60 deko. Obudowy przetworników mają aż 11 cm średnicy, co wynika z zastosowanych technologii.
Planarne przetworniki o średnicy 10,6 cm osadzono w pierścieniach wyfrezowanych z sezonowanego drewna zebrano, pochodzącego z Afryki Zachodniej. Materiał ten służy najczęściej do wykańczania obudów drogich kolumn, jednak Audeze, podobnie jak Grado, przy wyborze kierowało się właściwościami akustycznymi. Ze względu na dużą zawartość naturalnych żywic, drewno zebrano jest ciężkie, odporne na działanie warunków zewnętrznych, a przy tym sprężyste. Nie ulega też odkształceniom. Jako że konstrukcje planarne są płaskie, drewniane pierścienie mają niespełna 2 cm grubości. Ciekawe, jak wyglądałyby standardowe słuchawki z 10-cm głośnikiem dynamicznym.

30 37 112017 002Dyskretny napis na dole obudowy
rozwiewa wątpliwości
co do zastosowanej technologii.


Od zewnątrz przetworniki chroni ażurowa stalowa płytka, natomiast od strony głowy na drewniane pierścienie nałożono grube, gąbkowe poduszki, obszyte mięciutką skórą. Wewnątrz owalnych padów bez trudu zmieszczą się nawet spore małżowiny. Dzięki specjalnemu profilowi poduszek, słuchawki układają się na głowie nie równolegle do skroni, lecz są lekko skierowane do tyłu, co powinno dać efekt wysunięcia sceny muzycznej przed słuchacza.
Do drewnianych muszli przymocowano stalowe pałąki, połączone z prętami umożliwiającymi regulację rozstawu. Pomysł przypomina rozwiązanie stosowane przez Grado, jednak w odróżnieniu od nowojorskiego kuzyna, regulacja odbywa się skokowo w siedmiu krokach. Jej zakres jest dość duży. W najszerszym rozstawieniu między głową a sprężystym pałąkiem zmieściły się jeszcze dwa palce.
Wymoszczony gąbką pałąk, który łączy muszle, także obszyto miękką skórą. Ma to znaczenie o tyle, że w czasie pracy cały ciężar słuchawek spoczywa właśnie na górnej części czaszki. Muszle zaś z niewielką tylko siłą przylegają do głowy.
W drewnianych pierścieniach zamontowano solidne, 4-pinowe gniazda zatrzaskowe. Po wpięciu kabli nie ma takiej ludzkiej siły, która by je stamtąd nieopatrznie wyrwała. W standardowym wyposażeniu znalazły się dwa płaskie przewody o długości blisko 2,5 metra, jednak nic nie stoi na przeszkodzie, by zastąpić je czymś bardziej wyrafinowanym.
Parząc na powyższy opis i konfrontując go z ceną LCD-3, można dojść do wniosku, że ktoś oszalał. Owszem, słuchawki są zrobione starannie i z nietanich surowców, ale żeby żądać za nie blisko 9000 zł?! Sprawa się jednak wyjaśnia, gdy przyjrzymy się przetwornikom, zamkniętym w prążkowanych pierścieniach.

 

30 37 112017 002Stalowy pałąk przymocowany
do wysuwanego trzpienia
– najprostsze sposoby bywają
najlepsze.


Przetworniki
Powszechnie stosowane przetworniki dynamiczne składają się z magnesu oraz ruchomej cewki z przymocowaną do niej membraną. Gdy przez cewkę płynie prąd, wprawia ją w drgania wewnątrz pola magnetycznego, czego rezultatem są fale dźwiękowe, odbierane jako muzyka. Największą bolączką głośników dynamicznych są odkształcenia membran w czasie wykonywanych ruchów, co przekłada się na zniekształcenia dźwięku. Chcąc temu zapobiec, producenci przetworników poprawiają sztywność membran oraz eksperymentują z ich kształtem. Konstrukcje planarne, choć droższe i bardziej skomplikowane w produkcji, są wolne od powyższych wad.
Za najlepsze słuchawki wszech czasów uznaje się Sennheisery Orpheus. Wykorzystano w nich przetworniki elektrostatyczne, które, niestety, wymagają specjalnych wzmacniaczy, co już na starcie znacząco podnosi cenę. Konstrukcje planarne natomiast łączą w sobie zalety technologii elektrostatycznej i dynamicznej, jednak są pozbawione ich minusów.

30 37 112017 002Sprężysty
pałąk wyłożono miękką gąbką i obszyto skórą.


Przetworniki planarne, zwane też magnetostatycznymi lub ortodynamicznymi, są zbudowane z cieniutkiej membrany, na której została nadrukowana spiralna cewka. Membrana jest zawieszona między dwoma silnymi magnesami, a przyłożenie do niej napięcia skutkuje równomiernymi drganiami całej powierzchni, bez zniekształceń obserwowanych w głośnikach dynamicznych.
Z kolei w odróżnieniu od elektrostatów, przetworniki planarne nie wymagają dodatkowego zasilania. Ich wadą jest cena, wynikająca ze specyfiki technologii. Dlatego można je znaleźć wyłącznie w słuchawkach high-endowych.
Przetworniki planarne produkuje się najczęściej z folii mylarowej, na którą nadrukowuje się aluminiową cewkę. Korzystając z transferu technologii z NASA, Audeze uzyskało dostęp do kosmicznego tworzywa o nazwie Lotus. Charakteryzuje się ono parametrami o wiele lepszymi od mylaru i pozwala produkować znacznie cieńsze i lżejsze membrany, przy zachowaniu niezbędnej sztywności. We flagowych LCD-4 powierzchnie drgające są ponoć najcieńsze na świecie i ważą mniej od powietrza, które wprawiają w ruch! Wiem już, kto stanie na czele kolejki po grafen, gdy ten wreszcie trafi do masowej produkcji.
W LCD-3 znajdziemy wprawdzie ciut grubszą lotusową folię, ale i w tym przypadku proces produkcji membran zdecydowanie odbiega od utartych schematów. Zamiast powszechnie stosowanego aluminium, na kosmiczne tworzywo nałożono cewki z czystego złota. Audeze opracowało własną metodę powolnego osadzania metalu, dzięki której cząsteczki ciaśniej i lepiej przylegają do powierzchni folii. Cały proces produkcji cewek odbywa się w próżni i trwa aż dwa tygodnie.

30 37 112017 002W plastikowych kostkach
zamontowano mechanizm
zapobiegający niekontrolowanemu przesuwaniu muszli


Gotową membranę umieszcza się między podwójnymi, ażurowymi magnesami neodymowymi. Także tu nie obyło się bez autorskiego rozwiązania Fluxor Magnet Arrays. Jego działanie polega na poddawaniu membrany równomiernej indukcji magnetycznej, która eliminuje ewentualne zniekształcenia. Dodatkowo, po obu stronach macierzy magnetycznych umieszczono specjalnie zaprojektowane elementy akustyczne, zwane Fazorami. Porządkują one przepływające przez nie fale, czego efektem powinno być zwiększenie detaliczności dźwięku, redukcja zniekształceń oraz lepsze zobrazowanie sceny muzycznej.

 

30 37 112017 002Audeze sprawiają wrażenie
przepotężnych, jednak
drewniane obudowy
przetworników planarnych
mają tylko
2 cm grubości.


Ergonomia i nie tylko
Zanim przejdę do odsłuchów, kilka słów na temat komfortu noszenia. Pomimo imponującej masy, LCD-3 okazują się niesamowicie wygodne. Dzięki konstrukcji otwartej, uszy były dobrze wentylowane i nawet po kilku godzinach słuchania nie czułem przegrzania, o spoconych małżowinach nie wspominając. Biorąc „Trójki” w ręce, trochę się obawiałem ich masy, ale słuchawki Audeze są tak dobrze wyważone, że już po kilkunastu sekundach można o nich zapomnieć. Ze względu na niezbyt mocne przyleganie muszli do głowy, niewskazane jest wykonywanie gwałtownych skłonów, choć nie ma konieczności siedzenia sztywno z wytrzeszczonymi oczami, niczym kocur srający w sieczkę, jak by to obrazowo ujął Józef Szwejk. W relaksującej pozycji półleżącej trzymały się głowy bez zarzutu.

30 37 112017 002Obszerne poduszki obejmą
nawet duże małżowiny.


Ze względu na otwartą konstrukcję, LCD-3 przepuszczały sporo odgłosów z otoczenia, jednak nie były aż tak „przezroczyste”, jak np. słuchawki Grado czy Sennheisery HD600. Jeśli po lekturze tego testu ktoś zapragnąłby je posiąść, lecz z powodu braku izolacji akustycznej miałby pewne opory, to Audeze ma dla niego zamknięte słuchawki planarne LCD-XC, nawet ciut tańsze od „Trójek”.
Parametry techniczne amerykańskich nauszników sugerują, by od razu zapomnieć o wszelkiej maści przenośnych grajkach i smartfonach. Co prawda, gnany ciekawością, podłączyłem je na moment do mojego FiiO, ale żeby wydały z siebie jakiekolwiek dźwięki, musiałem podjechać potencjometrem do końca skali. Nie ma jednak palącej potrzeby organizowania dla nich wielkiego pieca najeżonego radiatorami. Audeze oferuje zgrabny wzmacniacz słuchawkowy Deckard, dysponujący mocą 4 W przy 20 omach w klasie A. 110-omowe LCD-3 powinien pociągnąć jak perszeron. Niestety, w czasie testów słuchawek nie miałem go akurat pod ręką, wobec czego podłączyłem „Trójki” do małego, aczkolwiek mocarnego Arcama rHead, który nawet za bardzo się przy nich nie napocił. Jednak najchętniej widziałbym na jego miejscu SoulNote’a SD300.

30 37 112017 002Zatrzaskowe wtyczki z kolorowymi przyciskami, ułatwiającymi
identyfikację kanałów.


Wrażenia odsłuchowe
Amerykańskie słuchawki trafiły do mnie wstępnie wygrzane, ale mimo to zafundowałem im 48-godzinną przebieżkę. Zmiany, jakie w tym czasie zaszły w brzmieniu, nie należały do spektakularnych.
Dźwięk LCD-3 można opisać bardzo krótko albo bardzo długo. Z uwagi na to, że w tej pierwszej wersji mogą paść słowa powszechnie uważane za nieparlamentarne, zdecyduję się na dłuższy wariant.
Podobno w międzyludzkich kontaktach najważniejszych jest pierwszych kilkanaście sekund. Ba, spotkałem się nawet z podobną metodologią testowania sprzętu hi-fi, gdzie recenzentowi wystarczyło pół minuty odtwarzania fragmentu muzycznego, by poznać jego możliwości. Ja jednak miałem zdecydowanie więcej czasu i na zapoznanie się z Audeze zarezerwowałem sobie calusieńki weekend. Wykazałem się wyjątkową intuicją, bo już przy pierwszym poważniejszym kontakcie LCD-3 przewartościowały moją wiedzę na temat brzmienia słuchawek. Na krytyczne odsłuchy poświęciłem zatem bite dwa dni, od rana do nocy, co w przypadku nauszników dotąd mi się nie zdarzyło.

 

30 37 112017 002Dwa rodzaje wtyczek i 3,5-mm
przejściówka pozwolą podłączyć
LCD-3 do każdego wzmacniacza


Mając w pamięci ortodynamiczne Oppo PM-1, spodziewałem się ponadprzeciętnej przestrzeni i emocjonalnego podejścia do muzyki, ale to były tylko niewielkie próbki ich możliwości.
Wspominałem, że o obecności słuchawek na głowie można zapomnieć już po kilkunastu sekundach. Nie jest to wyłącznie zasługa ergonomii. Kluczowy udział ma w tym muzyka.
Brzmienie Audeze jest niesamowicie gęste, mięsiste, a jednocześnie przepełnione powietrzem. Trudno pogodzić te cechy, bo zwykle albo mamy dobrą przestrzenność, połączoną z lekkością, albo kremową średnicę z zawoalowaną górką. W przypadku LCD-3 udało się pogodzić ogień z wodą.
Uwagę przykuwa plastyczna i naturalna średnica. Ludzkie głosy są tak prawdziwe, że gdy dla żartu puściłem małżonce fragmenty binauralnej płyty demonstracyjnej Davida Chesky’ego, odruchowo machnęła ręką, by odsunąć szepczącego jej do ucha autora nagrania. Ale przecież nie do kuglarskich sztuczek zbudowano te słuchawki.
Formalny test zacząłem od klasyki i już od pierwszej płyty LCD-3 pokazały, że potrafią docenić pracę realizatorów. W przypadku przeciętnie nagranych krążków brzmienie było nudne, mało angażujące i niewarte wysokiej ceny. Słuchawki rozkręcały się dopiero, kiedy w odtwarzaczu lądowały bardzo dobre realizacje, pełnię możliwości ukazując w nagraniach audiofilskich.

 

30 37 112017 002Każdy egzemplarz otrzymuje
certyfikat autentyczności.


Cudownym przeżyciem było wysłuchanie koncertów organowych Haendla w wykonaniu Academy of Ancient Music. Nie z powodu subsonicznego dołu największych piszczałek, ale dzięki przeogromnej przestrzeni, barwie instrumentów i kontrastom dynamicznym. W koncertach organowych niskie tony trzymały się z daleka od efekciarstwa. Raczej niespiesznie snuły się w tle, by w odpowiednim momencie spektakularnie zabrać głos. Jeśli nie wiecie, co oznacza pojecie nielimitowanego basu, pięć minut z „Trójkami” zastąpi tysiąc słów.
A tak w ogóle, to Audeze lubią głośną muzykę. Nie dlatego, że w cichej nie będą w stanie przekazać wszystkich informacji, ale dlatego, że skoro ma być prawdziwy koncert, to z koncertowym natężeniem.
Przestrzeń jest niepodobna do żadnych słuchawek, z jakimi się dotąd zetknąłem. W nagraniach realizowanych na żywo w dużych salach, bez trudu można wychwycić odbicia dźwięków od ścian pomieszczeń, dające pojęcie o ich kubaturze. Słuchawki pozwalały ocenić lokalizację instrumentów, a także odległości między nimi i interakcje.
Na uwagę zasługuje także muzykalność. Jako że mogłem poświęcić słuchawkom praktycznie nieograniczoną ilość czasu, nie myślałem nawet o przejściu do następnego utworu przed wybrzmieniem ostatnich akordów. Bez względu na repertuar i wykonawców, każde nagranie dostarczało mi niesamowitej przyjemności. Nie było to powtórne poznawanie ulubionych płyt, lecz odkrywanie muzyki na nowo. Bez wątpienia spory wkład wniosła tutaj wyjątkowa detaliczność, jednak zaprezentowana w sposób odmienny niż w Sennheiserach HD800 czy szczytowych Grado. W przypadku tamtych konstrukcji miałem do czynienia z dzieleniem włosa na czworo i stawianiem detali w świetle reflektorów. Audeze natomiast odsłaniały odgłosy tła, towarzyszące wydobywaniu dźwięków z instrumentów, szelest ubrań i szmery publiczności. W efekcie nagrania brzmiały niemal jak wykonywane na żywo.
Warto podkreślić, że jeśli powyższe wrażenia stały się moim udziałem już po podłączeniu LCD-3 do małego Arcama, to w towarzystwie przedwzmacniacza z wyższej półki, na przykład dwa razy droższego SoulNote’a, amerykańskie słuchawki mogą pobić wszystko, co uda się kupić za porównywalne pieniądze.
Drugi dzień testów przywitał mnie sporą kupką nagrań jazzowych i rockowych. Na pierwszy ogień poszedł „Jazz at the Pawnshop”, nagrany ponad 40 lat temu w niewielkim sztokholmskim klubie w obecności kilkudziesięciu osób. Separacja instrumentów okazała się znakomita. O ile w klasyce, nagrywanej w dużych salach w technice dalekiego pola, odbicia wpływały na ostrość konturów, o tyle w czasie rejestracji w małym klubie, przy użyciu dwóch mikrofonów ustawionych bezpośrednio przed zespołem, czynnik ten został niemal zredukowany. Kontury muzyków były dosłownie powycinane skalpelem, a jeśli dodać do tego mnogość odgłosów dochodzących ze strony publiczności, to bez wątpienia był to pierwszy udokumentowany przypadek wędrówki w czasie i przestrzeni.


Również wokalistki jazzowe brzmiały czysto, a ich głosy wyraźnie odcinały się od zespołu akompaniującego w tle. Akustyczny bas, podszczypywany przez kontrabasistów, był delikatnie ocieplony, co dało się zauważyć w poprzednim nagraniu. W wartościach bezwzględnych, może i nie był w stu procentach neutralny, ale osobiście wolę odrobinę mięska wokół strun, zamiast gołych ścięgien i kości. Charakter brzmienia bardziej się kojarzył z dobrymi kolumnami podłogowymi niż ze słuchawkami.
Akustyczny jazz w ogóle brzmiał przepysznie. Nastrój intymności i kameralności, typowy dla niewielkich klubów, potęgowały gęsta, ale jednak napowietrzona faktura i bogactwo odgłosów, towarzyszących grze.
Pomostem łączącym jazz z rockiem mogą być nagrania Marcusa Millera. Przez głowę przewalało się istne tsunami dźwięków, a każde szarpnięcie struny w technice slappingu miało siłę wystrzału z Aurory.
Wydawać by się mogło, że Audeze upiększają rzeczywistość, lecz na rockowym poletku łatwo wejść na minę. Za przykład może posłużyć debiutancki album zespołu Boston z 1976 roku. Jedyne znane mi dobre nagranie pochodzi z amerykańskiego winylu. Każda reedycja cyfrowa była fatalna i wszystkie ich wady LCD-3 ukazały jak na dłoni: przerysowane wysokie tony, bałagan w średnicy i odchudzony bas. Są jednak albumy, które z powodzeniem oparły się upływowi czasu. Jednym z nich jest „Made in Japan” Deep Purple. To już zupełnie inna rozmowa. Pojawiły się moc, timing, równowaga tonalna i energia, dzięki którym można słuchać tej płyty w kółko i bez znużenia. Oczywiście, z koncertowym poziomem głośności. Świetnie też zabrzmiał ostatni studyjny album Marillion – „Fear”, przesycony gęstym, chwilami monumentalnym basem, z obszerną przestrzenią, rysowaną przez klawisze Marka Kelly’ego. Ba, nawet Rammstein wypadł bez zarzutu. Tam, gdzie miała być ściana dźwięków, w scenę nie dało się wcisnąć nawet żyletki, natomiast w spokojnych balladach pojawiała się obszerna przestrzeń, a nawet coś na kształt ckliwości. Kto by pomyślał!

 

30 37 112017 002Audeze LCD-3 są zapakowane
w sztywną, wodoszczelną walizkę


Ostatnim albumem w formalnym teście był „Amused to Death” Rogera Watersa. Pod względem realizacji wspina się na szczyty. Choć płyta została nagrana techniką „sztucznej głowy”, zazwyczaj znacznie lepiej brzmi odtwarzana przez kolumny niż słuchawki. Audeze wyłamały się z tej zasady, bo choć nie miałem przed sobą holograficznej sceny, to spektakl, który wykreowały, daleko wykraczał poza tradycyjną stereofonię. Źródła pozorne były lokowane w różnej odległości od uszu i na różnej wysokości. W dodatku, dźwięki dochodziły z góry i z tyłu, czyli chyba zgodnie z intencjami realizatora.
I właśnie „Amused...” jest idealnym pretekstem do zajęcia się tzw. wynalazkami. Mam na myśli nagrania zarejestrowane w technice binauralnej, czyli, upraszczając, za pośrednictwem mikrofonów wetkniętych w wiernie odwzorowane fantomowe uszy.
Najczęściej nagrania te służą do demonstrowania możliwości owej technologii, choć między stricte audiofilskimi samplerami trafiają się muzyczne perełki. Najwięcej tego typu płyt dostarcza chyba Chesky Records (blisko czterdzieści tytułów). Prawdziwym tour de force, ukazującym możliwości techniki binauralnej, jest składanka o bardzo długim tytule „Dr. Chesky’s Sensational, Fantastic, And Simply Amazing Binaural Sound Show”. Słuchana przez niedrogie słuchawki, będzie zbiorem mniej lub bardziej przyjemnych melodyjek, natomiast z high-endowym sprzętem całkowicie zmieni sposób postrzegania świata. Fascynująca, wielowymiarowa i całkowicie oderwana od głowy przestrzeń została wypełniona niezliczonymi odgłosami wokół słuchacza. Bez ruszania się z miejsca odbiorca całkowicie zanurza się w muzyce, będąc przenoszonym do małego klubu jazzowego, filharmonii, dużego kościoła i z powrotem. Takie chwile przywracają wiarę w sens poszukiwania najlepszego brzmienia.

 

30 37 112017 002Uroda plastikowego kufra nie licuje
z klasą słuchawek, ale można
go użyć w charakterze
samochodowej apteczki.


Konkluzja
Zabawa w audiofilizm przypomina gonienie króliczka z piosenki Skaldów. Trzeba przy tym uważać, by za wcześnie go nie pochwycić, bo wtedy cała impreza traci urok. No i mamy kłopot. Królik został złapany, choć tanio skóry nie sprzeda.

 

 


2017 12 28 16 22 31 30 37 HIFI 11 2017.pdf Adobe Reader

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 11/2017

Pobierz ten artykuł jako PDF