HFM

artykulylista3

 

WILE Rock DAC

image 397
Konstrukcje spółki Witkowski & Lewandowski rozpoznać nietrudno. Nigdy nie są małe i czasem się nawet zastanawiam, jak by wyglądał, dajmy na to, odtwarzacz MP3 autorstwa tego duetu. Musiałby chyba ważyć minimum 10 kilo, co czyniłoby go urządzeniem przynajmniej plecakowym.



Cóż, transformatory ważą niemało, a WILE na zasilaniu oszczędzać nie lubi. Oj, nie lubi. Testowany DAC należy do linii Rock – podstawowej w katalogu warszawskiego producenta.

 

Oznacza to urządzenia tylko trochę większe od typowych dużych klocków i, jak zwykle w przypadku WILE, niezwykle solidne. O ile połowę masy przetwornika można przypisać zasilaczowi, to za drugie pół odpowiada obudowa. Tę wykonano z grubych blach stalowych, a na front dano jeszcze grubsze aluminium. Front jest typowy dla WILE, z czymś w rodzaju litery W lub V z czarnej szyby, przez którą przeświecają nie lampy (jak we wzmacniaczu Jazz), lecz diody wskazujące tryb pracy. Lampowy stopień wyjściowy oczywiście jest, lecz umieszczony prawidłowo z tyłu, przy wyjściach. Świecenie jednej zielonej diody oznacza pozostawanie urządzenia w stanie gotowości (lampy pod prądem). Dwie zielone to sygnał na wejściu S/PDIF, zaś zielona i czerwona – na USB. Proste i nie do pomylenia, tym bardziej że diody, jakkolwiek nie agresywne, do miniaturowych nie należą.
Z przodu znajduje się jeszcze tylko włącznik, z tyłu natomiast: gniazdo zasilania IEC, cyfrowe wejścia S/PDIF RCA i USB oraz para analogowych wyjść XLR. Jest to wyposażenie purystyczne, chociaż interesująco uzupełnione USB, dzięki któremu przetwornik można od ręki wykorzystywać w systemach ze źródłem w postaci np. komputera. Osobiście chętnie widziałbym też wyjście analogowe RCA, dla zwiększenia elastyczności, oraz, być może, cyfrowe wejście BNC. Ten ostatni standard uważa się za lepszy od RCA, bo pozwala stabilniej utrzymać „prawdziwe 75 omów”. Co za tym idzie, wiele wysokiej klasy napędów CD wyposażono w stosowne wyjście.
Przetwornik c/a zbudowano w oparciu o układy Philips TDA1543, po dwa na kanał. Wykorzystano gotowy konwerter USB-S/PDIF, pracujący asynchronicznie z sygnałami o częstotliwości próbkowania 32-192 kHz. Do zasilania DAC-a i lampowego stopnia wyjściowego zastosowano układ prądu stałego z całkowitą separacją zasilania obu kanałów.

Symetryczny stopień wyjściowy wykonano w postaci pary wzmacniaczy, opartych na podwójnych triodach 12AX7. Układ tworzą różnicowy stopień wejściowy oraz wtórniki katodowe na wyjściu. Seryjnie montowane są współczesne lampy Mullarda, ale opcjonalnie można zamówić NOS-y (fabrycznie nowe ze starych zapasów).
Alek Rachwald

image 14


Opinia1

o1 wile

 


Pomysł recenzji tego przetwornika wziął się z wcześniejszych doświadczeń z odtwarzaczem CD WILE, wtedy jeszcze pod marką Sound Art. Rock zrobił na mnie dobre wrażenie. Prawdę mówiąc, rozprawił się z moim domowym cyfrowym „front-endem”. Oparty na tym samym źródle osobny przetwornik nie mógł być zły. Postanowiłem więc go przetestować.


DAC był słuchany z dwoma napędami: Linn Karik III i Theta Jade. W obu przypadkach wykorzystałem połączenie przewodem SPDIF Stereovoksa. Pomiędzy napędami wystąpiły subtelne różnice. Ostatecznie pozostałem przy, dającym nieco masywniejsze brzmienie, Linnie.
Pierwsze wrażenia z odsłuchu były dwa: że dźwięk jest dobry i odpowiada firmowemu brzmieniu WILE oraz że DAC nie gra tak samo jak zintegrowany odtwarzacz tej firmy.
Dźwięk był pełny, głęboki, z dobrą podstawą basową i sporym rozmachem. Z ciekawości włączyłem stojący akurat obok niedrogi odtwarzacz Blu-ray. Jego brzmienie na płycie CD okazało się tak bardzo innej klasy, że wyłączyłem go po kilku minutach. Nawiasem mówiąc, normalnie ten odtwarzacz jest wpięty w mój system, z pominięciem własnego przetwornika i toru analogowego, bo korzysta z DAC-a Tent Labs. Ale co mi szkodziło sprawdzić? Brr.


WILE przekonująco zaprezentował materiał symfoniczny. Do tego celu wykorzystałem składankę „Tutti” Refrence Recordings w wydaniu „Hi-Fi i Muzyki”. Zawiera ona kompozycje na duże składy orkiestrowe. Wymarzony materiał. Huku było co niemiara; więcej niż w filmach akcji. Źródło nie ograniczało systemu i w pewnym momencie pożałowałem, zabranych już przez nieludzkiego dystrybutora, monitorów Spendor SP100 R2, które pokazałyby jeszcze więcej. Rozmach i dynamika w skali makro przekonywały. Dźwięk był masywny, ale nie ciężki; raczej szybki.
Triody w stopniu wyjściowym Rocka wniosły w mój system więcej naturalności, ale ani grama spowolnienia. To nie pierwszy stopień lampowy w repertuarze WILE. Wcześniej był świetnie grający CD Sarah. Był huk i nawet zgrzyt, kiedy trzeba, ale nie pojawiło się zmęczenie dźwiękiem.
Kiedy sięgnąłem po nagrania Naima, system z iście naimową ekspresją odegrał „Tarantellę” Antonia Forcione, a następnie kilka wolniejszych numerów. Generalnie potwierdziło się spostrzeżenie o dynamice powyżej średniej, ale co ciekawe, nie była ona tak wyśrubowana, jak w zintegrowanym WILE. Były też inne plusy. DAC dokładnie, choć może nie na poziomie galaktycznym, odtwarza detale, a scena jest dobrze zapełniona źródłami pozornymi, które tworzą jednolitą całość, bez sztucznego prześwietlenia i rozrzedzenia. Scena jest szeroka, a instrumenty wychodzą wyraźnie poza obrys kolumn, zwiększając złudzenie muzyki granej w pomieszczeniu odsłuchowym. W przypadku składów kameralnych jest to całkiem realistyczne, a pogłos zostaje oddany sugestywnie. Źródło nie ujednolica nagrań. Każde zachowuje własne otoczenie dźwiękowe, własne pomieszczenie, w zależności od tego, jak zostało zarejestrowane.

image 15


Również mikrodynamika prezentuje wysoki poziom. Łatwo to zauważyć przy cichym słuchaniu. Co jakiś czas wybijają się jakieś dźwięki, które nie pozwalają traktować muzyki jako tła i sprawiają, że przyciąga ona uwagę. Oczywiście istotne jest, aby wzmacniacz i kolumny dysponowały tą cechą, ale DAC ich pod tym względem nie ogranicza.


Urządzenia WILE zawsze miały w sobie nerw i przetwornik nie jest pod tym względem wyjątkiem.
Rozciągnięcie pasma jest bardzo dobre, a wspomniana dynamika w skali makro opiera się na silnym niskim basie. Nie wiem, czy to kwestia zasilacza, lamp czy „tego czegoś”, ale DAC Rock to ma. Wyciąga z moich kolumn więcej dobrego niskiego basu niż inne źródła cyfrowe.
Średnica pasma jest naturalna, organiczna, bez cyfrowego chłodku i artefaktów rodem z lat 80. Kobiece wokale z płyty „Best Audiophile Voices II”, nagranej dość bezlitośnie, brzmiały wręcz kusząco i bezpośrednio, a sybilanty nie były agresywne. Z drugiej strony, nie zostały nadmiernie złagodzone. Rock nie kłamie; najwyżej lekko uprzyjemnia słuchanie.
Trudno byłoby nie zwrócić uwagi, że to źródło rozróżnia płyty nagrane dobrze i tak sobie. Audiofilskie (czyli zrealizowane porządnie, zgodnie z regułami sztuki) brzmią jak z lepszego świata. Nagrania wytwórni Stockfisch czy takie wydawnictwa krajowe, jak „Sin” Grzegorza Piotrowskiego, unoszą słuchacza w inny wymiar dźwięku – jest szerzej, głębiej i bardziej sugestywnie. Natomiast z większością płyt z wytwórni masowych, cóż, nie lądujemy wprawdzie w piekle, ale wracamy na ziemię. Nie ma na tej ziemi nic złego, ale niektóre albumy po prostu pokazują, że da się lepiej. DAC WILE im w tym pomaga.

image 42


Zauważyłem wcześniej, że dźwięk tego konwertera różni się nieco od zintegrowanego odtwarzacza, z którego teoretycznie pochodzi. Teoretycznie, bo producent skorygował parę elementów, między innymi w zasilaczu. Zintegrowany Rock grał, nomen omen, bardziej rockowo. Jednak wyjaśniono mi, że o brzmieniu przesądza dobór lamp. DAC przyszedł do mnie z porządnymi współczesnymi triodami Mullarda. Natomiast droższy odtwarzacz zintegrowany zawiera NOS-y różnych firm. Wynika z tego, że DAC, nie dość że sam z siebie jest dobry, to jeszcze można go poprawić, dobierając bańki do stopnia wyjściowego. Myślę, że wielu potencjalnych nabywców chętnie skorzysta z tej opcji.


WILE Rock DAC to interesujący, dość uniwersalny (USB) i dojrzały brzmieniowo produkt na kieszeń przeciętnie uposażonego audiofila. Radzę go koniecznie wypróbować.


Alek Rachwald


 

Opinia2

o2 wile

Recenzowanie przetworników c/a staje się dla mnie coraz trudniejsze. Ich jakość się poprawia i nawet najtańsze grają na tyle poprawnie, że te droższe muszą się postarać, by wykazać swą brzmieniową wyższość. Wybór też systematycznie rośnie. Produkują je zarówno firmy w świecie hi-fi znane, jak i debiutanci.
Zainteresowanie DAC-ami nakręciły komputery, tablety i smartfony, coraz częściej stosowane w roli źródeł dźwięku. Podłączenie zewnętrznego DAC-a to łatwy sposób na poprawę brzmienia tych urządzeń. Przy tak dużej różnorodności i dostępności, różnice między modelami nierzadko sprowadzają się do szczegółów.


Opisywany dzisiaj przetwornik to nowy produkt polskiej firmy WILE. Pod tym szyldem działa od połowy roku 2014, ale tak naprawdę istnieje o wiele dłużej. To nowa nazwa warszawskiej manufaktury Sound Art, rozpoznawalnej dzięki charakterystycznemu wzornictwu. Rock DAC nie odbiega wyglądem od tego, do czego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Obudowa jest bardzo duża, co może utrudnić ustawienie jej na stoliku ze sprzętem. Takich rozmiarów nie powstydziłby się solidny wzmacniacz.
Od chwili włączenia przetwornika do systemu, nie miałem wątpliwości, że jego konstruktor ma do czynienia z lampami. Niezależnie od tego, czy w DAC-u je wykorzystano, czy też nie (pisząc te słowa, nie wiedziałem, co się kryje w środku), jego brzmienie mocno sugeruje stosowanie tej techniki. Tak właśnie powinna brzmieć dobra lampa – gładko, szczegółowo, a przy tym naturalnie i przyjemnie dla ucha. W ten sposób grają najlepsze wzmacniacze próżniowe, jakie słyszałem.

image 43


Balans tonalny WILE jest leciutko przechylony w stronę ciepła. W moim odczuciu to bardzo dobre posunięcie, ponieważ delikatnie poprawia dźwięk nieco gorzej nagranych płyt z repertuarem popularnym. Z WILE mogłem się cieszyć muzyką i nie przejmować niedociągnięciami realizatorów.
Koniecznie należy wspomnieć o tym, co od początku przykuwa uwagę. DAC WILE zaprezentował wprost zjawiskową przestrzeń. Mój Hegel HD20, z którego korzystam na co dzień, zazwyczaj dzielnie się broni, ale w starciu z Rockiem stał na przegranej pozycji. Scena dźwiękowa z polskim konwerterem była bardzo szeroka i głęboka, a źródła pozorne zostały na niej precyzyjnie rozmieszczone. Wspomniane lekkie ocieplenie, przekładało się na rysowanie konturów nieco grubszą kreską. Taka prezentacja dawała wrażenie uczestniczenia w tym, co się działo na scenie. Nawet jeśli nie był to zapis koncertu na żywo.


Kolejny element, na który warto zwrócić uwagę, to bas. Niskie rejestry zostały zaprezentowane niemal wzorcowo. Były odpowiednio wypełnione i sprężyste, a przy tym kontrolowane. Jeśli pojawiały się niedoskonałości, to jestem przekonany, że wynikały raczej z niedociągnięć mojego systemu niż przetwornika. Co istotne, urządzenie świetnie trzymało rytm. Czasem się zdarza, że mimo wrażenia kontroli, najniższe oktawy brzmią jak oderwane od reszty pasma, ale tutaj wszystko było w najlepszym porządku. DAC WILE radził sobie nawet z najtrudniejszymi pasażami instrumentów syntetycznych. Bez problemu odtwarzał płyty Bjork czy Chrisa Cornella, o Nilsie Petterze Molvaerze nie wspominając.
Także średnica została pokazana ciekawie. Płynnie zespolona ze skrajami pasma, lekko pogrubiona w swej niższej części, czarująco prezentowała wokalistów. Głosy były wyraźne i naturalnie przekazywały emocje. Przekładało się to również na reprodukcję instrumentów akustycznych. Pudła chordofonów wydawały się nieco większe niż w rzeczywistości, co tylko dodało im uroku. Dźwięk był przy tym gładki i analogowy. Dla mnie to określenie oznacza, że w paśmie, gdzie ludzkie ucho jest najwrażliwsze, nie pojawiają się żadne nieprzyjemne zniekształcenia, zwane często „nalotem cyfrowym”. Po prostu, słychać muzykę – a to się liczy najbardziej.

image 68


Wysokie tony nie odstają od reszty. Są dźwięczne, wyraźne, bez śladów zapiaszczenia czy szklistości. Moim ulubionym testem jakości góry pasma są nagrania „klasycznej” elektroniki – od J. M. Jarre’a, przez Vangelisa, po Detlefa Kellera. Przesłuchanie tych nagrań potwierdziło wysoką rozdzielczość tego zakresu. Brzmienia zostały odtworzone wiarygodnie.


Polski przetwornik to jedno z urządzeń, w których najważniejsze jest przekazanie muzyki jako całości. W WILE najważniejsze są emocje. Oczywiście, aby to osiągnąć, samo urządzenie musi spełnić kilka istotnych warunków – mieć dobrą rozdzielczość, nie dodawać zbyt wiele od siebie i nie maskować nagrania. Wszystko to zostało zrealizowane. Do tego dochodzi niebanalne wzornictwo (choć niektórzy uznają je za kontrowersyjne) i mamy przetwornik, który można nazwać „nieprzeciętnym”.
WILE Rock DAC to bardzo dobry przetwornik. Polecam go szczególnie melomanom, którzy chcą odnaleźć w muzyce emocje, a niekoniecznie dzielić włos na czworo.
Krzysztof Kalinkowski

 

 

o3 wile


 
Źródło: MHFM 03/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF