HFM

artykulylista3

 

Cambridge Audio Azur 650C

21-41 02 2010 CambridgeAudioAzur650C 01Cambridge Audio jest dzisiaj częścią koncernu Harmana. Podobnie jak słuchawki AKG, stanowi wyzwanie dla inżynierów i linii montażowych, które muszą zapewnić odpowiednią jakość.

Hm... powiedziało mi się jak w materiałach reklamowych, ale sporo w tym prawdy. Dla elektronicznego molocha zmierzenie się z audiofilską lub profesjonalną spuścizną nie jest proste.

Trzeba utrzymywać dawną jakość przy masowej skali produkcji, bo jeżeli się to nie uda, starzy klienci odejdą, a o nowych łatwo nie będzie. Najpierw trzeba ich wyedukować. Inaczej nie sięgną po takie „dziwactwa” i pozostaną w kręgu marek, które znają, wzorem inżyniera Mamonia. Z drugiej strony, mam AKG K701 i jestem z nich zadowolony, więc może warto. Fakt, że cały czas czekam na następcę K1000 nie oznacza, że odwrócę się od ulubionej marki. Chyba że urośnie mi siwa broda i zapomnę, jak ma na imię mój siostrzeniec.

Budowa
Odtwarzacz Azur 650C do złudzenia przypomina poprzednika – Azura 550. Został jednak udoskonalony, choć cena nie poszybowała w kosmos. Nadal mamy do czynienia ze wzornictwem, które przypomina urządzenia skierowane do wąskiej grupy pasjonatów. Chwała Harmanowi za to, że nie zdecydował się wrzucić CA do jednego worka ze swoimi firmowymi produktami, naklejając nowe logo na froncie.
W teście znalazły się produkty z obu biegunów. Wystarczy rzut oka, by wskazać różnice. Azur ma obudowę z metalu, a przednia płyta ze szlifowanego aluminium wygląda solidnie i elegancko. Szlachetna faktura naturalnego surowca broni się sama, a jakość rzemiosła zdecydowanie przekracza to, co prezentowało CA za czasów słynnych „pięćsetek” i kapitału skoncentrowanego pod rządami Korony.

21-41 02 2010 CambridgeAudioAzur650C 02     21-41 02 2010 CambridgeAudioAzur650C 05

Obsługa z płyty czołowej jest intuicyjna. Widać też dbałość o szczegóły. Nawet front szuflady wykonano z aluminium, chociaż akurat tutaj plastik dałoby się przeżyć.
Z tyłu też bogato: oprócz pary standardowych gniazd analogowych mamy oba standardy cyfrowe, IEC i wyłącznik sieciowy. W środku widzimy porządne zasilanie, oparte na transformatorze toroidalnym i czterech kondensatorach elektrolitycznych o pojemności 2200 μF każdy. Transport ma oznaczenie CD1 i czyta tylko płyty „dźwiękowe”. Uwagę zwraca rozbudowane serwo, osłonięte plastikową puszką oraz porządek i logika układu. Zastosowano dwustronny montaż powierzchniowy. Przetwornik oparto na układach Wolfsona WM 8740.
Pilot to nie kawałek taniego plastiku, tylko elegancki aluminiowy przedmiot, jak u Creeka. Tylko po co tyle przycisków?

21-41 02 2010 CambridgeAudioAzur650C 04     21-41 02 2010 CambridgeAudioAzur650C 03

Wrażenia odsłuchowe
Tak sobie siedzę i słucham. Najpierw Prince’a, potem Stinga i innych dżentelmenów spod znaku najlepszego popu pod słońcem. Nie chce mi się brać za pisanie, ale już wiem, że mi się podoba. Z każdą chwilą coraz bardziej i czuję, że odtwarzacz jest mocniejszą częścią systemu Azur. Wzmacniaczowi miałem do zarzucenia to, że trochę za bardzo hałasował na górze. Do odtwarzacza mam podobne uwagi, ale w rejonach budżetowych nie poszukuje się doskonałości, a każda cecha wyrastająca ponad średnią wymaga podkreślenia.
Cambridge doskonale kontroluje bas i impulsy dynamiczne. Jest w tym względzie niesłychanie dokładny, a energia, która do nas dociera, przywodzi na myśl dwukrotnie droższe źródła. Przez to słuchanie rozbudowanego w aranżach popu daje wrażenie obcowania z precyzyjnym narzędziem i realizacją. Wprawdzie Azur brzmi sucho, ale jest w tym metoda. Przejawia się ona w czystości i klarowności dźwięku. Nie musimy się wysilać, by śledzić linie melodyczne i plany instrumentalne. One po prostu są i docierają do uszu w sposób oczywisty. Owszem, bas mógłby być jeszcze bardziej kontrolowany, ale chyba już nie w tej grupie cenowej.
CA nie tworzy takiej ściany dźwięku, jak Harman czy NAD, ale w muzyce panuje porządek i czuć, że czas też jest wymiarem, który nie wymyka się spod kontroli. Dlatego nagrań możemy nie tylko słuchać, ale także je analizować. Zanim przejdę do „delikatniejszego” materiału, powiem: „brawo, świetny odtwarzacz do rocka”.
W symfonice korzystamy z tych samych dobrodziejstw. Aż miło posłuchać, jak równo i rzetelnie wykonują swoje partie instrumenty w „Tańcach z oper” (RR). Tu nie ma miejsca na domysły. Jest za to prawda, przekazana przez dobrych realizatorów. W dziedzinie czasu
i kształtowania dynamiki. Jeżeli chodzi o barwę, też nie mam większych zastrzeżeń, może poza tym, że dźwięk pozostaje sterylny i obiektywny. Ale ta akuratność i szybkość impulsów dynamicznych podkreśla wrażenie porządku. Podobnie bas, którego Cambridge nie żałuje – ma wyraźny rysunek i ostre kontury. Szyb-
ko też zauważamy brak zniekształceń i otaczającą muzyków krystaliczną czystość powietrza.
Pomaga to także realizacji „Grand Piano” Pawlika. Na tym odtwarzaczu wreszcie usłyszałem nie tylko wszystkie dźwięki osobno, ale też pracę mechaniki instrumentu. Jest tego na płycie sporo i dopiero dobry sprzęt potrafi pokazać te atrakcje. Jednak po dłuższych sesjach nocnych poczułem, że w średnicy jest coś jednostajnego, czego droższy NAD nie miał. CA był za to na pewno bardziej muzykalny i przekazywał więcej emocji. Coś za coś. Połączenia tych cech można się spodziewać dopiero za znacznie większe pieniądze.

Reklama

Konkluzja
Jeżeli jednak miałbym porównywać oba odtwarzacze, bez wahania wybrałbym ten. Nie tylko ze względu na uniwersalność i obojętność na repertuar, ale przede wszystkim z szacunku dla solidnej roboty, braku oszczędności na materiałach i dbałości o wzornictwo. A że gra odrobinę lepiej i kosztuje mniej? W tej branży to normalne.

21-41 02 2010 CambridgeAudioAzur650C T

Autor: Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 02/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF