HFM

artykulylista3

 

ISOL-8 MiniSub Axis

image-324
Pewien gitarzysta starej daty powiedział, że kiedy gra się prawdziwego bluesa, to między gitarą a wzmacniaczem (lampowym, a jakże!) powinien znajdować się tylko kabel. Trafiła do mnie prostota tego wywodu, a ponieważ grę na gitarze porzuciłem dawno temu, identyczną regułę zacząłem stosować w odniesieniu do sprzętu hi-fi. Żadnych filtrów, korektorów ani ulepszaczy. Między gniazdkiem a wzmacniaczem ma być tylko dobry kabel i już.



Okazało się jednak, że czasem warto odejść od niewzruszonych zasad, zwłaszcza kiedy szwankuje nasze podstawowe audiofilskie paliwo, jakim jest prąd w gniazdku.



 
O wzroście zakłóceń, coraz większym zapotrzebowaniu na energię, sypiącej się krajowej sieci energetycznej i nietrzymaniu parametrów napięcia zasilania mogą długo opowiadać elektrycy, którzy audiofilami zwykle nie są. Trudno oczekiwać, że zasilany kiepskiej jakości prądem sprzęt rozwinie skrzydła i pokaże pełnię swoich możliwości. W takim przypadku trzeba się pożegnać z puryzmem i poeksperymentować z kondycjonerami, które – zgodnie z deklaracjami producentów – mają być lekiem na całe zło.

image-6


Niestety, moje dawne doświadczenia wskazywały, że kondycjonery to także zło, choć innego rodzaju. Owszem, poprawiały to i owo w brzmieniu, ale raczej kosztem tak istotnych parametrów jak dynamika, która zaczynała mocno kuleć. Po kupnie mocnego wzmacniacza postanowiłem zrezygnować z filtrowania prądu i przez lata ograniczałem się do dobrej listwy antyprzepięciowej. Propozycję zrecenzowania kondycjonera powitałem więc z ciekawością, ale też dużą dozą sceptycyzmu i obawą, że zdławi dwustuwatowy wzmacniacz Gryphona.
MiniSub Axis robi świetne wrażenie już po wyjęciu z pudełka. Dokładnie spasowaną czarną obudowę zdobi z przodu aluminiowa płyta z ciekawym przetłoczeniem, które ożywia minimalistyczny front. Pośrodku umieszczono niebieską diodę, sygnalizującą, że urządzenie jest podłączone do prądu. Ponieważ wymiary MiniSuba są identyczne z większością standardowych urządzeń grających, kondycjoner może doskonale udawać końcówkę mocy. Dla mnie to spora zaleta, a estetyczny MiniSub aż się prosi o wyeksponowanie.

Na tylnej ściance, oprócz gniazda doprowadzającego zasilanie, znajdziemy dwa komplety wyjść schuko, przeznaczonych do podłączenia sprzętu. Po lewej stronie ulokowano wyjścia wysokoprądowe, mogące zasilić wzmacniacz zintegrowany, końcówkę mocy bądź parę monobloków, a po prawej – cztery gniazda nisko-/średnioprądowe do podłączania mniej energochłonnych urządzeń. Schludnie zmontowane wnętrze rozplanowano na trzech płytkach. Dwie z nich przyporządkowano grupom gniazd, a na trzeciej umieszczono baterię kondensatorów (wysokiej klasy Evoxy), tworzących filtr wysokoprzepustowy dla wzmacniaczy i końcówek mocy.

image-7


Według deklaracji producenta, Axis przeciwdziała zakłóceniom wspólnym, różnicowym, elektromagnetycznym (EMI) oraz radiowym (RFI). Zastosowano także zabezpieczenie przeciwprzepięciowe oraz autorskie rozwiązanie, polegające na eliminacji stałej składowej prądu (układ Isol8 Axis) bez ograniczania wydajności prądowej urządzeń. Firma podkreśla, że urządzenia wpięte w MiniSub Axis są od siebie odseparowane, dzięki czemu nie mogą na siebie niekorzystnie wpływać.
Bartosz Luboń

 

iso o1


Lubię takie niespodzianki. Po podłączeniu MiniSuba natychmiast nadstawiłem uszu, starając się wychwycić różnice w dynamice, których najbardziej się obawiałem. Te, owszem, nastąpiły, ale wyłącznie na korzyść. Po dłuższym użytkowaniu brytyjskiego kondycjonera jestem przekonany, że niezależnie od tego, w jakim systemie zadziała MiniSub, właśnie dynamika będzie pierwszym elementem, który się poprawi. I to niezależnie od tego, czy puścimy płytę z fortepianem solo, czy z orkiestrą symfoniczną. Ja zacząłem akurat od tej pierwszej („Paris Concert” Keitha Jarretta) i już przy początkowych taktach stwierdziłem, że dźwięk steinwaya stał się nieco większy (choć nie wyolbrzymiony), a najniższe oktawy wyraźnie zyskały na potędze, zamaszystości i przejrzystości. Odniosłem wrażenie, że wzmacniacz dysponuje dodatkowymi watami, i to w dużej ilości.
Czytelność linii basu stała się wręcz wzorowa i choć przedtem nie narzekałem na ten zakres, to po odłączeniu Axisa wyraźnie było słychać, że w dole pojawia się lekkie zamglenie, a najniższe dźwięki są nieco posklejane. Po ponownym włączeniu kondycjonera do systemu nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że wpiąłem wydajną końcówkę mocy. Tym bardziej, że kolejną płytą, jaka powędrowała do odtwarzacza, była „Six String Theory” Lee Ritenoura, która zaczyna się bardzo mocnym wejściem sekcji rytmicznej. Przy pierwszych taktach aż podskoczyłem – faza ataku każdego dźwięku była naprawdę silnie zaznaczona, choć nie było mowy o nadmiernym wyostrzeniu czy brzmieniu na sterydach.

image-8


Kolejna cecha, z którą trudno się rozstać po wypięciu brytyjskiego kondycjonera, jest trójwymiarowość zdarzeń muzycznych. Oczywiście, urządzenie nie przemebluje nam sceny, jak to potrafią niektóre źródła bądź wzmacniacze. Sprawi natomiast, że wszystko, łącznie z najdalszymi planami, zostanie pokazane głębiej, precyzyjniej i bardziej namacalnie. Wyraźniejszy stał się zarówno obrys kapitalnie nagranego fortepianu na wspomnianym krążku Keitha Jarretta, jak i układ instrumentów w jazzowym combo. Scena zrobiła się stabilna i odrobinę większa.

Oprócz oczywistych zmian na lepsze w tak konkretnych aspektach, jak dynamika czy obraz stereo, dzięki brytyjskiemu urządzeniu zyskamy jeszcze coś mniej oczywistego, choć równie istotnego w odbiorze muzyki. Jest to na poły mityczna (i przez niektórych wyśmiewana) cecha, do której wzdychają wielbiciele drogich źródeł – tak zwane czarne tło. Wydaje się, że dźwięki nie są zawieszone w bliżej nieokreślonej próżni, lecz wydobywają się z gęstego jak smoła tła, stając się przez to bardziej namacalne i prawdziwe.
Każda płyta została nagrana w nieco innych warunkach akustycznych i przy dobrej realizacji to powinno być słyszalne. Nie tylko w brzmieniu samych instrumentów czy głosów ludzkich, lecz właśnie w obecności tła, które tworzy atmosferę. Kto nadal uważa, że cechę tę potrafią wydobyć tylko horrendalnie drogie odtwarzacze, niech koniecznie sięgnie po MiniSuba.

Przejście do repertuaru klasycznego sprawiło, że mój nagły entuzjazm dla dobrze zaprojektowanych kondycjonerów wzrósł jeszcze bardziej. Migotliwe utwory orkiestrowe Jeana Jacquesa Rameau zyskały niesamowity oddech, wyrazistość i porządek. Smyczki zachwycały mnogością pastelowych barw, choć nie zostały „zagłaskane”. Tam, gdzie powinny lekko zakłuć, kłuły dalej, choć bez niepotrzebnej szorstkości. Szczegółowość brzmienia szła w parze z jego plastycznością, co w utworach orkiestrowych jest szczególnie pożądane.
W scherzach Chopina znów zachwycały niskie oktawy oraz doskonale wydobyty z tła formant fortepianowy, którego przenikliwość dowodziła, że MiniSub filtruje jedynie prąd z zakłóceń, a nie brzmienie z cennych szczegółów.
Wszechobecny porządek, sprężystość dolnych rejestrów, oddech, definicja barw – wszystko to razem sprawiało, że z MiniSubem naprawdę trudno się było rozstać, toteż zacząłem się poważnie zastanawiać nad włączeniem go do mojego toru odsłuchowego. Kiedy urządzenie powędrowało już do innego recenzenta, starałem się pocieszyć myślą, że przecież to nie kondycjoner tak pięknie grał. To grał mój własny sprzęt, który pokazał, na co go stać, kiedy dostanie uczciwe, wysokokaloryczne, niechrzczone paliwo.
Bartosz Luboń

iso o2


 

Do „poprawiaczy prądu” zawsze podchodziłem sceptycznie, zadając sobie w duchu pytanie, czy można poprawić przepływ elektronów w kablu i czy skutkuje to poprawą brzmienia systemu? Moje doświadczenia w tym względzie są w zasadzie żadne, jeśli nie brać pod uwagę słuchanego przed kilku laty urządzenia PS Audio. Wówczas doznania były pozytywne, niemniej poprawa dźwięku okazała się na tyle dyskretna, że nie zdecydowałem się na zakup. Ciągle jednak świtała mi w głowie myśl, że warto wypróbować inne wysokiej klasy listwy czy kondycjonery.

image-14


Kiedy w moje ręce wpadł Isol-8 Minisub Axis z przewodem zasilającym IsoLink Reference tej samej firmy, nie spodziewałem się rewelacji. Urządzenie nie prezentuje się szczególnie okazale, choć jest dobrze wykonane, a za jego konstrukcją stoją kompetentni ludzie.
Po włączeniu Isola i podłączeniu początkowo jedynie końcówki mocy Abyssound ASX 2000, zostałem zaskoczony niczym nieskrępowaną dynamiką i wyraźną poprawą basu, który stał się krótki, zwarty i zróżnicowany. Momentami bardziej odczuwalny jako wibracje niż słyszalny. Takie zjawisko w moim pokoju występuje niezmiernie rzadko. Pomyślałem, że to chwilowe oczarowanie, ale czas płynął, a brzmienie dalej się poprawiało. Już nie tylko w aspekcie dynamiki, ale też barwy, gładkości brzmienia i nasycenia średnicy pasma, która stała się bardziej muzykalna. Dopełnienie stanowiły wysokie tony. Rozdzielcze, wydobywające szczegóły z tła. Stare płyty, zdawać by się mogło, znane na wylot, zostały zaprezentowane w nowym świetle.
Wszystkie instrumenty, bez względu na repertuar, są czytelne i dobrze od siebie odseparowane, a jednocześnie tworzą całość, składającą się na kompletny przekaz.


Kolejnym krokiem było zbadanie wpływu Minisuba Axis na przedwzmacniacz liniowy i gramofonowy. Podłączenie ich razem z końcówką mocy nie wniosło już tak znaczącej poprawy, choć ta nadal była słyszalna. Ciekawe, że różnica okazała się większa w przypadku przedwzmacniacza korekcyjnego Moon 310LP. Niewykluczone, że jest to związane z możliwością rozbudowania go o opcjonalny zewnętrzny zasilacz, którego nie posiadam.
Podsumowując, Isol-8 Minisub Axis na tyle korzystnie wpłynął na odbiór muzyki, że pozostał w moim systemie. Wszystkim niedowiarkom, mającym sceptyczne lub negatywne podejście do „poprawiaczy prądu”, proponuję krótki test tego urządzenia. Jestem przekonany, że zostaną nawróceni.
Jerzy Mieszkowski



 
 

iso o



Bartosz Luboń i Jerzy Mieszkowski
Źródło: MHFM 04/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF