HFM

artykulylista3

 

Ascendo C8 Renaissance (HFiM)

46-50 07 2011 01W 1999 roku trzech pasjonatów dobrego brzmienia z małego miasteczka Köngen w Badenii-Wirtembergii założyło firmę produkującą kolumny. Nazwali ją Ascendo, co oznacza wspinanie się, osiąganie szczytów, bo też ich celem było wspięcie się na wyżyny brzmienia. Czy im się to udało – o tym za chwilę.

Aktualna oferta Ascendo liczy niespełna tuzin kolumn, wśród których przeważają podłogówki. Wbrew pozorom nie są to tylko starannie wykonane audiofilskie cacka, adresowane do majętnych snobów, lecz kryją w sobie zaawansowane technologie nieczęsto spotykane nawet wśród high-endowych wynalazków. Poza produkcją kolumn firma zajmuje się aktywną korekcją akustyki pomieszczeń, co lokuje ją w ekskluzywnym klubie wysokiej klasy fachowców.


Testowany dziś model C8 Renaissance jest produkowany od pięciu lat. Jak na standardy obowiązujące w świecie hi-fi – z daleka zalatuje naftaliną. Projektanci Ascendo wychodzą jednak z założenia, że dobrze zaprojektowany sprzęt starzeje się powoli i najwyraźniej mają rację. Podobne podejście prezentują choćby Magnepan, Thiel czy Vandersteen.

Budowa
Już pierwszy kontakt z Renaissance zapowiada niespodzianki. Choć to tylko para dużych monitorów, do rozpakowania mamy cztery pokaźne kartony. Dwa z nich mieszczą podstawki, pozostałe dwa – skrzynie z głośnikami.
Przed rozpoczęciem instalacji warto poprosić o pomoc drugą osobę. Jako że audiofilia jest najczęściej męskim schorzeniem samotniczym, tzw. single będą mieli okazję do zadzierzgnięcia dobrosąsiedzkich stosunków z przedstawicielkami płci przeciwnej. Kiedyś chodziło się pożyczyć szklankę mąki, ale dziś każdy pretekst jest dobry. Później wspólne odsłuchy, dyskusje o muzyce i a nuż coś się z tego wykluje? To jednak pieśń przyszłości; na razie trzeba się skupić na poprawnym złożeniu kolumn. Trudność polega na tym, że pomiędzy obudową a cokołem należy umieścić pięć ciężkich krążków z twardej gumy, pełniących rolę absorberów. Z pozoru to nie problem, ponieważ na górnej powierzchni cokołów i w dnach obudów wyfrezowano wgłębienia, jednak w czasie ustawiania skrzyń martwe kawałki gumy zaczynają żyć własnym życiem. W dodatku w czasie unoszenia obudów należy uważać na głośniki, gdyż każdy nieostrożny ruch może się źle skończyć. Na szczęście normalny użytkownik przeprowadzi tę operację najwyżej kilka razy w życiu.
W cokoły wkręcono masywne stożki z zaokrąglonymi czubkami. Nie radzę się tym sugerować, bowiem C8 Renaissance ważą 46 kg, więc nacisk na centymetr kwadratowy pokona każdy parkiet.
Pod względem jakości wykonania obudowy niemieckich kolumn nie ustępują najbardziej renomowanym stolarniom w tej części Drogi Mlecznej. Całość sprawia wrażenie monolitycznego kloca. Wszystkie łączenia wykonano wyjątkowo dokładnie, a zestawienie lakieru fortepianowego ze szlachetnym drewnem wygląda obłędnie. Obudowy sklejono z płyt MDF o grubości 22 mm i obficie wytłumiono płatami watoliny. Do wykończenia użyto forniru z klonu „ptasie oko”, który pociągnięto kilkoma warstwami lakieru. Testowana para kosztuje 25,5 kzł, ale ostateczna cena będzie zależała od wykończenia (do wyboru mamy kilka gatunków naturalnych oklein oraz czarny lakier fortepianowy).
Wprawdzie głośników nie chronią maskownice, ale obudowy zapakowano w mocne workowate pokrowce z białej fizeliny. Nałożone na kolumny nie szpecą ich, a ponadto cenne przetworniki są odporne na zakusy ciekawskich kotów. Sprawdziłem w praktyce.
Z odległości kilku kroków Ascendo wyglądają intrygująco, nawet jak na high-endowe standardy. Niecodzienne proporcje pomiędzy podstawkami a skrzyniami zdecydowanie wyróżniają je na tle konkurencji, a oliwy do ognia dolewa tylko jeden głośnik widoczny na froncie. Czyżby (tfu!) szerokopasmowy? Jednak nie. Bliższe oględziny wykazują zastosowanie koncentrycznego średnio-wysokotonowego przetwornika Seas Prestige. Spośród podobnych konstrukcji wyróżnia go średniotonowa membrana z kompozytu XP, której nadano kształt szerokiej tuby. Powinna poprawić rozpraszanie wysokich tonów generowanych przez centralnie osadzoną kopułkę. Oba magnesy są ekranowane. Kosze mocuje się do ścianek za pomocą śrub wpuszczanych w nagwintowane tuleje, co zapobiega deformacji otworów przy okazji wykręcania przetworników.
Koncentryczny Seas pracuje w komorze zamkniętej, skąd więc u licha wziął się na froncie wylot rury bas-refleksu? Rzut oka do materiałów producenta zdradza tajemnicę. Dolną część obudowy rozdzielono na dwie części. To specjalność zakładu, czyli obudowa pasmowo-przepustowa. Pracuje w niej 21-cm woofer z membraną kewlarową. Górna komora jest wentylowana rzeczoną rurą.
Z tyłu ukryto jeszcze jeden głośnik – wstęgę amerykańskiej firmy Swans. Jest to swoisty wysokotonowy „dopalacz”, aktywowany małym pstryczkiem na tablicy z gniazdami. Jak należy się domyślać, rola dodatkowego tweetera, nazwanego przez Ascendo TOS, polega na generowaniu obszernej sceny stereofonicznej rozciągniętej za linią kolumn. Ortodoksyjni audiofile zapałają w tym miejscu oburzeniem i właśnie dla nich przygotowano wyłącznik. Po dezaktywacji TOS-a C8 Renaissance zmieniają się w normalne monitory.
Kolumny Ascendo to konstrukcja czteroalbo trójdrożna, w zależności od tego, czy wstęga jest włączona, czy nie. Nie spodziewałem się zatem minimalistycznej zwrotnicy, ale to, co zobaczyłem po odkręcenia dna obudowy, bardziej przypominało szpiegowską radiostację z czasów zimnej wojny niż element zespołu głośnikowego. Zresztą, spójrzcie na zdjęcie.

46-50 07 2011 02     46-50 07 2011 03     46-50 07 2011 04

Konfiguracja
C8 Renaissance dysponują skutecznością 88 dB i nie powinny być wymagające wobec wzmacniaczy. Taki wniosek można wysnuć po pobieżnej analizie tabeli danych technicznych, co tylko potwierdza audiofilską zasadę mówiącą, że o zakupie powinny decydować odsłuchy. Okazuje się bowiem, że podłączanie do nich średniej klasy piecyka będzie błędem. Pomimo niezbyt pokaźnych gabarytów kolumny dysponują ogromnym potencjałem i aby go z nich wydobyć, potrzeba konkretnego wzmacniacza. Dlatego do testu zaangażowałem Audio Researcha DS450. W amerykańskich „muscle carach” stosunek mocy do wagi powinien przekraczać 1 KM/5,44 kg. Zgodnie z tą regułą DS450 dysponuje potworną mocą 17,7 W na kilogram, w dodatku na jedną oś, przepraszam, na kanał.
Jako źródło posłużył odtwarzacz Bladelius Syn, zaś pomiędzy nim a końcówką mocy pracowały na zmianę dwa lampowe preampy – Audio Research Reference 5 oraz BAT VK-3ixSE. Wszystkie urządzenia łączyły kable Synergistic Research Tesla wyposażone w aktywne ekranowanie. Elektronika stała w ciężkiej drewnianej szafce z kamiennymi blatami, natomiast kolumny wylądowały na 3-cm granitowych płytach. System grał w pokoju o powierzchni 20 m2, zaadaptowanym akustycznie w stopniu nie komplikującym normalnego użytkowania.

46-50 07 2011 05     46-50 07 2011 06

Wrażenia odsłuchowe
Zanim zaczniecie na poważnie słuchać Ascendo, musicie się uzbroić w cierpliwość. C8 Renaissance wymagają wygrzania liczonego nie w godzinach czy dniach, lecz tygodniach. Para dostarczona przez dystrybutora miała to już za sobą, więc po kilku dniach niezobowiązującego plumkania mogłem się wziąć do roboty. W przypadku nowych kolumn nić sympatii z sąsiadką, zawiązana przy okazji pomocy w instalacji, ma szansę się zamienić w solidną linę. A kiedy nadejdzie wiekopomna chwila i C8 przemówią pełnym głosem, staniecie się w jej oczach kimś w rodzaju cudotwórcy.
Stare przysłowie pszczół mówi, że dobry recenzent słucha dotąd, aż mu się spodoba. W moim przypadku wystarczyły dwie, trzy godziny. Renaissance podbiły moje serce i uszy i pokazały, na czym polega audiofilski Blitzkrieg.
Ich najbardziej zauważalną cechą jest brak ograniczeń. Potrafią i lubią grać bardzo głośno bez zniekształceń. Choć amerykański piec wysterowałby nawet drzwi od stodoły, na Ascendo nie zrobił specjalnego wrażenia. Kolumny grają pełnym pasmem, od najgłębszego basu po najwyższe soprany w sposób wyrównany, bez uprzywilejowania któregoś z podzakresów. Wszystko brzmi naturalnie i z niewymuszoną swobodą. Fortepian jest fortepianem, a nie elektronicznym substytutem, w skrzypcach słychać końskie włosie i baranie kiszki. Słuchając elektrycznych gitar, bez trudu odróżniałem brzmienie Gibsonów Les Paul od desek Fendera. Poszukiwacze audiofilskiego Graala właśnie znaleźli ścieżkę wiodącą do celu.
Niby to żadne mecyje, powie ktoś, ponieważ na tym poziomie cenowym kwestie naturalnego brzmienia powinny pozostawać poza dyskusją, ale po kilkunastu latach testowania śmiem twierdzić, że właśnie neutralność jest piętą achillesową sprzętu grającego. I nie chodzi bynajmniej o braki warsztatowe projektantów, lecz o uleganie pokusom dostrajania sprzętu do własnych upodobań. Konstruktorom z Ascendo składam wyrazy szacunku, po staropolsku czapką do ziemi.
Z niecierpliwością czekałem na rozpoczęcie formalnych odsłuchów. Głównym powodem były wysokie oczekiwania dotyczące budowy sceny. Spotkałem już na swojej drodze różne konstrukcje z dodatkowymi tylnymi tweeterami, ale poza flagowcami Avance Century sprzed ładnych kilku lat z żadnymi nie zawarłem bliższej znajomości. Zanim jednak przeszedłem do clou programu, posłuchałem C8 Renaissance z wyłączoną wstęgą.
Stereofonia stała na zupełnie przyzwoitym poziomie, choć nie oszałamiała efektami. Scena była zdecydowanie wysunięta przed linię głośników, a jej szerokość lekko tylko wykraczała poza zewnętrzny obrys obudów. Uwagę zwracała precyzyjna lokalizacja instrumentów, zaś ich separacja nawet w dużych składach pozostawała na wysokim poziomie. W sumie wypadło to nieźle, chociaż szału nie było.
Po włączeniu TOS sprawy przybrały zupełnie inny obrót. Mówiąc obrazowo: miałem do czynienia z gwałtownym rozsunięciem ścian pokoju. Wprawdzie pas przedni pozostał niezmieniony, ale już szerokość, głębokość i wysokość sceny w pełni zasługiwały na miano spektakularnych. Budowa panoramy dźwiękowej była bliska temu, co można obserwować za sprawą elektrostatów (także promieniują do tyłu). Ortodoksyjni wyznawcy brytyjskich monitorów o czymś takim nie mogą nawet marzyć.
Mając do dyspozycji dwa przetworniki wysokotonowe, po C8 można oczekiwać ponadprzeciętnej detaliczności. Taka też była. Wszystkie informacje zostały podane na srebrnej tacy i tylko od sprzętu towarzyszącego będzie zależało, co uda się wyciągnąć z płyt. Jako że reszta systemu także była bez zarzutu, zyskałem dokładny wgląd w jakość realizacji i zaangażowanie (bądź nie) reżyserów dźwięku w wykonywaną pracę. Lokalizacja instrumentów nie pozostawiała wątpliwości, a ich kontury i odległości pomiędzy nimi były czytelne. Nic się nie zlewało, nie przenikało, nie potrzebowałem także wytężać wyobraźni, by poczuć fizyczną obecność wykonawców w pokoju. W dużych formach, np. „Mesjaszu” Handla pod dyrekcją McCreesha, podział na solistów, orkiestrę i chór był bardzo wyraźny. Choć pierwsze i drugie plany były od siebie odseparowane, największe wrażenie robił chór. Śpiewacy rozstawili się półkolem i na kilku poziomach, jak ma to miejsce w rzeczywistości. O rozróżnianiu pojedynczych głosów w przypadku tego akurat wydawnictwa mówić nie można, ale mimo to Gabrieli Consort & Players wspięli się na wyżyny. Podobne zjawisko zaobserwowałem kiedyś w czasie słuchania jakiejś wielokanałowej płyty SACD, gdzie fronty i głośnik centralny zajęły się budową sceny, a satelity – pogłosem imitującym salę koncertową. Tutaj miałem dokładnie to samo, tyle że zbudowane przez dwie kolumny.
Zmiana płyt w niewielkim stopniu wpływała na budowę sceny i tylko przy naprawdę spapranych realizacjach stereofonia odstawała od dotychczasowego poziomu. Można w tym miejscu zarzucić niemieckim kolumnom nagminne naginanie rzeczywistości do własnej wizji świata, ale w obliczu niecodziennych doznań całe to gadanie można sobie wsadzić w buty.
Muzykalność Ascendo przejawiała się tym, że każda próba okazjonalnego posłuchania dowolnej płyty kończyła się porzucaniem aktualnie wykonywanej czynności i regularną nasiadówką pomiędzy kolumnami. Później była następna płyta, po niej jeszcze jedna i nie wiedzieć kiedy zegary wybijały północ. Cierpiało na tym życie rodzinne i obowiązki. W pracy, za sprawą przekrwionych z niewyspania oczu, zyskałem opinię szaławiły i hulaki. Ale cóż począć, życie audiofila nie jest usłane różami.
Mówiąc wprost: każda płyta słuchana na C8 sprawiała mi dziką przyjemność. Nawet w czasie formalnych odsłuchów testowych, gdy odtwarzałem jedynie wybrane fragmenty, nie mogłem się powstrzymać od przeciągania ich poza zwyczajowe ramy. Mało tego. Do testów załapało się kilkanaście krążków spoza żelaznego zestawu i to nie dla analizy brzmienia, lecz dla porównania nagrań pod względem stereofonii (koncerty rockowe), naturalności brzmienia (recitale fortepianowe) czy przejrzystości realizacji (duże formy symfoniczne).
Choć kilka akapitów wyżej chwaliłem neutralność C8, muszę zaznaczyć, że jeden podzakres jest delikatnie faworyzowany. Mam na myśli średnicę. Nie wiem, jak panowie z Köngen to zrobili, ale dawno czegoś takiego nie słyszałem. Głosy wokalistów wibrowały przede mną w otoczeniu delikatnych mlaśnięć i oddechów, a nazwanie ich namacalnymi zaledwie w części oddaje realizm nagrań. I chociaż „Blue in Green” Cassandry Wilson z albumu „Travelling Miles” słyszałem już niezliczoną ilość razy, to teraz ciarki wędrowały mi po grzbiecie przez całe 5 minut i 24 sekundy.
Ostatnim elementem, który zasługuje na podkreślenie, jest bas. Po 21-cm wooferach trudno się spodziewać niskich tonów z piekła rodem, ale pozory mogą mylić. Pojawia się, niestety, potrzeba podłączenia mocnego pieca. ARC DS450 sprawdził się bardzo dobrze. W nagraniach klasyki niskie tony onieśmielały majestatem, którego nie należy mylić z rozwlekłością. Utwory organowe J. S. Bacha w interpretacji Zsigmonda Szathmáryego porażały bezpośredniością, a huknięcie w najniższe rejestry niemal naruszyło fundamenty domu. Nazajutrz powitały mnie dziwne spojrzenia sąsiadów, ale niech tam. Niech się zastanawiają, jakim cudem upchnąłem w mieszkaniu 16-stopowe piszczałki.
W rocku z kolei bas ukazał swą prawdziwą germańską duszę. To nie był subwooferowy tłuścioch leżący w okolicach kostek ani zwinny, monitorowy basik przedkładający szybkość nad rozciągnięcie. Niskie tony Ascendo zdawały się być wykute przez mitycznego boga Thora, który każdym walnięciem swego młota Mjöllnira wzmacniał ich potęgę. Uderzenia perkusyjnej stopy trafiały mnie dokładnie w splot słoneczny. Wtórująca jej gitara basowa miała właściwe proporcje, co tylko podkreśliło skuteczne uniknięcie pokusy taniego efekciarstwa.

Reklama

Konkluzja
Ascendo C8 Renaissance to jedne z lepszych kolumn, jakie trafiły do mnie w ostatnich kilku latach. Choć nie należą do najtańszych, warto odejmować sobie na nie od ust. I jeszcze jedno: nigdy nie wierzcie plotkom mówiącym, że Niemcy nie potrafią robić muzykalnych urządzeń.

46-50 07 2011 T

Autor: Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 7-8/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF