HFM

artykulylista3

 

Monitor Audio Gold GX

22-28 07 2011 01W 2012 Monitor Audio będzie obchodzić 40. rocznicę powstania. Okazja aż się prosi, by ją uhonorować nową linią kolumn, nazwaną np. „Rubinową”. Na razie jednak Anglicy modernizują aktualną ofertę.

Po odświeżonych Silver RX i Bronze BX przyszła pora na serię Gold GX. W jej skład wchodzą dwie kolumny podłogowe, po dwa monitory i głośniki centralne, naścienny surround, pracujący w trybie bipolu/dipolu oraz subwoofer. Można z nich złożyć kilka systemów stereo i wielokanałowych, dopasowanych do pomieszczeń o różnej kubaturze.


Pod względem wizualnym nowe Monitory mogą się podobać nawet wybrednym dekoratorom wnętrz. Do wykończenia użyto wysokiej jakości naturalnych fornirów oraz lakieru fortepianowego, zaś klasa stolarki i precyzja wykonania nie dają podstaw do krytyki. W przypadku fornirów celowo zrezygnowano z grubej warstwy lakieru, pozostawiając wyraźny, głęboki rysunek słojów, dzięki czemu obudowy wyglądają jak wyciosane z litego kloca. Zaokrąglone krawędzie, w połączeniu z wygiętymi bocznymi ściankami, dodają skrzynkom lekkości, co w przypadku modeli podłogowych ma niebagatelne znaczenie. Przy 106 cm wzrostu GX300 są zaskakująco lekkie i smukłe. Odejście od prostopadłościennych obudów wyraźnie nawiązuje do topowej linii Platinum i na tym, bynajmniej, podobieństwa się nie kończą.

Budowa
Jako że mamy do czynienia z kolumnami z jednej serii, znajdziemy w nich wiele wspólnych elementów.
Podłogowe GX300 pełnią w naszym teście rolę głośników głównych. Są największe w całej serii. Oczko niżej stoją w hierarchii GX200, a oba modele różną się wielkością głośników basowych a, co za tym idzie – gabarytami oraz pasmem przenoszenia.
GX300, podobnie zresztą jak pozostałe „złote” modele, są dopracowane pod każdym względem. Po gruntownym zbadaniu całego zestawu przestałem się dziwić tym opóźnieniom w stosunku do linii Silver i Bronze. Weźmy tak banalny element, jak maskownice. We wszystkich Goldach GX wykonano je ze stalowej siatki, która trzyma się frontów przyciągana przez magnesy ukryte pod okleiną. Dzięki temu przetworniki są lepiej chronione przed zapędami domowych zwierząt, niż gdyby je zasłaniała elastyczna tkanina. Wprawdzie producent zaleca słuchanie muzyki z założonymi maskownicami, ale gdyby ktoś jednak je zdjął, ujrzy fronty niespaskudzone gniazdami na kołki.
Wszystkie modele wykonano z płyt MDF o grubości 2 cm. O ile w przypadku monitorów 2-cm ścianki są do przyjęcia, to w podłogówkach przydałoby się coś grubszego. Na razie to jedyne zastrzeżenie, jakie zgłaszam pod ich adresem. W skrzyniach wklejono też kilka wręg wzmacniających, dzięki czemu pod względem sztywności nic im nie dolega. Wnętrze obficie wytłumiono płatami gęstej gąbki. Z uwagi na szczupłość obudów skrzynie posadowiono na odlewanych rozłożystych stopach, w które wkręcono regulowane kolce ze stali. W wersji łaskawej dla parkietów można je zamienić na gumowe nóżki.
Choć wzrok przyciągają głównie obudowy, to największą atrakcję serii Gold GX stanowią przetworniki.
Najbardziej widoczną nowością jest wysokotonowa wstęga z C-CAM-u (Ceramic-Coated Aluminium Magnesium), niewykluczone, że taka sama jak w szczytowej serii Platinum. Pasmo przenoszenia zaczyna się od 2700 Hz i sięga 60 kHz. Głośnik wstęgowy, podobnie jak pozostałe, jest mocowany do obudowy długim stalowym prętem, biegnącym przez całą głębokość skrzyni. Rzeczony pręt jest wkręcany w specjalne gniazdo w tylnej części magnesu, dzięki czemu kosz idealnie przylega do deski głośnikowej i dodatkowo usztywnia konstrukcję.
Nieco niżej znajdziemy kolejną nowość w postaci 4-calowego głośnika średniotonowego. Także on został wykonany w technologii C-CAM, która liczy już dokładnie 20 lat. Jak widać Mo Iqbal, założyciel Monitor Audio, musiał mieć przebłysk prawdziwego geniuszu, skoro aluminiowo-magnezowe przetworniki są do dziś wykorzystywane we wszystkich kolumnach firmy i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie miało się coś zmienić.

22-28 07 2011 02     22-28 07 2011 08

W serii Gold GX zastosowano zupełnie nowy kształt membran. Do tej pory w wysokich modelach MA używano głośników z powierzchniami drgającymi przypominającymi piłki golfowe. Płytkie wgłębienia, którymi były usiane, miały za zadanie usztywnić membrany oraz redukować fale stojące. W nowej serii Gold GX powierzchnie membran są niemal gładkie. Znalazły się na nich jedynie promieniście ułożone przetłoczenia, które nadają powierzchniom drgającym odpowiednią sztywność i pomagają w równomiernym rozchodzeniu się fal dźwiękowych. Kosze nowych głośników są odlewane ciśnieniowo. Z niemałym zaskoczeniem skonstatowałem, że potężne magnesy nie są ekranowane. Z jednej strony może to dziwić, wszak mamy do czynienia z kolumnami do kina domowego. Z drugiej jednak ktoś, kto lekką ręką wyłoży blisko 30 tysięcy na nagłośnienie, nie będzie go stawiał obok telewizora kineskopowego.
Na samym dole znalazły się dwa woofery o średnicy 16,5 cm. One także mają C-CAM-owe membrany z promieniście rozchodzącymi się wzmocnieniami. Basowce pracują we wspólnej komorze wentylowanej bas-refleksem. Wylot tunelu wyprowadzono do tyłu. Zamiast zwykłego plastikowego profilu otwór zakończono wynalazkiem o nazwie HiVe (High Velocity Reflex Port). Jego powierzchnia przypomina w dotyku gumę pociętą płytkimi bruzdami. Dzięki temu zabiegowi powietrze opuszczające obudowę przepływa przez tunel bez turbulencji. Pierwotnie tunele basowe HiVe stosowano wyłącznie w serii Platinum. Z czasem, podobnie jak wstęgi, zeszły do niższej linii.
Pod bas-refleksem znalazły się wysokiej klasy złocone gniazda. Choć umieszczono je nietypowo, bo w pionie, nie powinny sprawiać problemów przy podłączeniu nawet grubych kabli. Pionowy układ został wymuszony wąską tylną ścianką. Z tego też powodu zwrotnicę przymocowano do dna kolumny. Królują w niej kondensatory polipropylenowe i cewki rdzeniowe, a gabarytami przypomina amatorskie radio z pierwszej połowy ubiegłego wieku. Okablowanie wewnętrzne poprowadzono grubymi przewodami ze srebrzonej miedzi. Z tego samego materiału wykonano zworki łączące zaciski głośnikowe.
W porównaniu z podłogówkami monitory GX100 wydają się karzełkami, ale i one odznaczają się słuszną posturą. Pełniące w naszym systemie rolę surroundów „setki” mogą być ozdobą niejednego systemu stereo. Również w nich znajdziemy wysokotonową wstęgę oraz 16,5-cm woofer z C-CAM-u, wzmocniony promienistymi przetłoczeniami. Przetworniki przymocowano do obudów za pomocą długich, nagwintowanych prętów. Oczywiście nie zabrakło podwójnych złoconych terminali, okablowania ze srebrzonej miedzi ani wylotu tunelu basowego HiVe.

22-28 07 2011 03     22-28 07 2011 07

Na osobną uwagę zasługuje głośnik centralny GXC350. Powiedzieć o nim „okazały”, to nie powiedzieć nic. Gdyby postawić go pionowo, mógłby robić za niewielką kolumnę podłogową. Na szczęście wygięte boczne ścianki gaszą podobne pomysły w zarodku.
GXC350 jest konstrukcją 3-drożną. Upchnięto w nim wszystkie przetworniki pracujące w podłogowych „trzysetkach”. Dwa 16,5-cm przetworniki basowe pozwalają na zejście niskich tonów do 40 Hz, a zamknięta konstrukcja zapowiada ich prawidłową kontrolę oraz szybką odpowiedź impulsową. Centralnie umieszczona wstęga jest stabilizowana dodatkowymi wzmocnieniami, a wnętrze obudowy niemal szczelnie wypełniono kawałkami gąbki. Ewenement stanowi brak ekranowania któregokolwiek z magnesów głośnika centralnego, ale... przecież nikt go nie będzie stawiał na krawędzi płaskiego telewizora. Jedynym sensowym miejscem dla GXC350 jest specjalna podstawka, a wszelkiej maści szafki RTV z płyty wiórowej radzę sobie wybić z głowy.
Ostatni element systemu to subwoofer. Tu już, niestety, muszę zanotować odstępstwo od zamierzonego celu, jakim było zaprezentowanie pełnej serii Gold GX. Z uwagi na niezidentyfikowane obiektywne trudności subwooofer GXW15 nie dotarł do redakcji na czas, a w roli zamiennika wystąpił jego srebrny kuzyn RXW-12. Poza mniejszym głośnikiem basowym (RXW-12 dysponuje 12-calowym wooferem; ten w GXW15 ma 15 cali), tańszy z dopalaczy oferuje tylko dwa tryby pracy: kino i muzykę, podczas gdy „złoty” ma ich cztery. Jednak największą atrakcję droższego modelu stanowi system automatycznej kalibracji współpracujący z mikrofonem. Dzięki niemu można dopasować charakterystyki pracy GXW15 do specyfiki pomieszczenia odsłuchowego. RXW-12 wyposażono we wzmacniacz o mocy 500 W, a gruba fałda wokół C-CAM-owego woofera zapowiada spore atrakcje. Potencjometr umieszczono na górnej ściance. Subwoofer Monitor Audio jest konstrukcją zamkniętą, nie powinno więc być problemów z jego ustawieniem.

22-28 07 2011 05     22-28 07 2011 04

Konfiguracja
System stanął w pokoju o powierzchni 20 m2. Do sterowania posłużył najnowszy amplituner Arcam AVR400, dysponujący mocą 90 W/8 Ω na kanał. Przy tych rozmiarach pomieszczenia w zupełności wystarczył. Źródłem był odtwarzacz Bluray Philips BDP7300, a całość spięły kable MIT i QED. Elektronika stanęła w ciężkiej szafce z kamiennymi półkami, zaś kolumny podłogowe i subwoofer – na granitowych płytach o grubości 3 cm, podklejonych grubym filcem. Jeśli uważacie, że to zbędne fanaberie, możecie postawić je na gołej podłodze, ale musicie się liczyć ze znacznym ochłodzeniem stosunków sąsiedzkich. Monitory i głośnik centralny wylądowały na solidnych podstawkach. W końcu każdy waży po 10 kilo.

Reklama

Wrażenia odsłuchowe
Po kilkudniowym wygrzewaniu kolumn, gdy przez zestaw przepuściłem wszystkie gatunki muzyki, od Bacha po Behemotha, przyszła pora na formalny test. W zasadzie wykorzystywanie tak pięknych i dopracowanych konstrukcji do nagłaśniania smętnych romansideł, rubasznych komedii czy mało ambitnego kina może zakrawać na świętokradztwo, ale skoro konstruktorzy zaprojektowali serię Gold GX jako wielokanałową, nie powinienem mieć skrupułów.
Jako pierwsza na tacce odtwarzacza wylądowała jakaś komedia romantyczna. Dziełko wprawdzie nie obnażyło niedoskonałości ani nie uwypukliło zalet sprzętu, ale dzięki licznym dialogom wolnym od bombastycznej muzyki miałem wgląd w neutralność średnicy. A ta okazała się bardzo dobra. Głosy aktorów brzmiały czysto, wyraźnie i naturalnie. Nawet w chwilach ekspresji nie dostrzegłem nadmiaru głosek szeleszczących. Z kolei czułe tokowanie adorujących się par pozostało wolne od zmysłowej chrypki. Aktorzy mówili tak wyraźnie, że mogli stanowić wzór dla lektorów ze szkół językowych, zwłaszcza native speakerów.
Niejako przy okazji rzuciła mi się w uszy precyzyjna budowa panoramy dźwiękowej. Źródła pozorne znajdowały się w konkretnych miejscach, a odległości pomiędzy nimi można było mierzyć krawieckim centymetrem. Dodatkową atrakcję stanowiła wielowarstwowa budowa sceny, przejawiająca się tym, że odgłosy dochodzące z tła naprawdę sytuowały się daleko za głównymi.
W brzmieniu naprawdę nic nie umykało. Żaden detal z tła nie chował się w mysiej norze. Wszystkie były na tyle wyraźne, by bez problemu dało się odróżnić szelest ubrań od szmeru odległych rozmów. Bardziej spektakularne wrażenia czekały na mnie jednak w kinie akcji.
Otwarcie trzeciej części „Gwiezdnych wojen” wypadło fantastycznie. To, że tuż po zniknięciu napisów wprowadzających wylądowałem w samym środku kosmicznej bitwy, wynikało ze scenariusza. Nie spodziewałem się jednak, że będę siedział okrakiem na jednym z pojazdów, robiąc uniki przed wrażymi pociskami. Właściwie cała ta scena powinna rozgrywać się w milczeniu (w próżni dźwięki się nie rozchodzą), ale jeśli mam już być oszukiwany przez wysłanników X Muzy, nie mam nic przeciwko temu, aby czyniły to głośniki Monitor Audio. Kiedy oglądałem tę scenę wcześniej, w innych konfiguracjach, zazwyczaj działała mi na nerwy kowbojska muzyczka Johna Williamsa, towarzysząca akcji. Jakże wiarygodniej wypada na przykład otwarcie „Szeregowca Ryana”, gdzie z szacunku dla widza pozostawiono wyłącznie naturalne odgłosy zaciekłej bitwy na plaży „Omaha”. Najwyraźniej jednak angielskie kolumny podzielały mój punkt widzenia, bowiem tym razem efekty radosnej twórczości nadwornego kompozytora George’a Lucasa wylądowały na dalekim planie. Muzyka uatrakcyjniająca kosmiczną bitwę znalazła się wyraźnie za odgłosami pierwszego planu, tam, gdzie powinno być jej miejsce.
Skoro kolumny Monitor Audio stosują tak wyraźny podział ścieżki dźwiękowej na część muzyczną i gadaną, ciekawe, jak zachowają się z materiałem koncertowym?
Sięgnąłem po DVD z „Carmen”, a Monitory poczuły wreszcie wiatr w żaglach. Jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu poczułem się niemal jak w prawdziwym teatrze. Narastający szmer niecierpliwej publiczności był tak namacalny, jakbym siedział pośród niej. Wejście dyrygenta, zdawkowe oklaski i... jazda! Już w uwerturze dzieła Bizeta wysokie tony eksplodowały gradem alikwotów. Choć planowałem przejrzeć wybrane fragmenty poszczególnych płyt, których pokaźny stosik piętrzył się na podręcznym stoliku, z niekłamaną przyjemnością wciągnąłem się w przygody wiarołomnej Cyganki.
Jako następne oglądałem DVD z nagraniem pamiętnego albumu „Oxygene” J. M. Jarre’a. Słuchając trzydzieści kilka lat temu nieziemskich dźwięków dobywających się z obowiązkowych wtedy Altusów, zastanawiałem się, jak też brzmiałaby ta płyta w wersji kwadrofonicznej. Już stereo aspirowało wtedy do szczytu techniki, a kwadro było czymś, czego nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić, tak jak czwartego wymiaru przestrzennego. I oto tym razem nie musiałem już wysilać wyobraźni, ponieważ wszystkie dźwięki zostały podane na srebrnej tacy. Warstwa muzyczna „Oxygene” zabrzmiała z lekka oldskulowo, ale „sound” miała kosmiczny. Obszerna przestrzeń, jaką wygenerowały Monitory, przybrała kształt kopuły obejmującej cały pokój. Poszczególne dźwięki lewitowały w niej na różnych wysokościach bądź krążyły wokół mnie ze swobodą dostępną tylko w stanie nieważkości. Po prostu bajka.
Ostatnim krążkiem, który brał udział w formalnym teście, był koncert Joe Bonamassy w Royal Albert Hall. Pamiętam zeszłoroczny występ artysty w warszawskim klubie Palladium i muszę przyznać, że nawet przed tak nieliczną publicznością amerykański gitarzysta nie poszedł na skróty. W Royal Albert Hall towarzyszyły mu dęciaki i rozbudowana sekcja rytmiczna, zaś wielka sala pomieściła kilka tysięcy miłośników bluesa. No i prawie dałem się oszukać, że wszyscy ci ludzie zmieścili się na moich 20 metrach. Od prawdziwego występu domowa projekcja różniła się głównie tym, że nikt nie skakał mi po plecach ani nie deptał kościołowych lakierków. Natomiast warstwa muzyczna była dokładnie taka, jakiej oczekiwałem.

Konkluzja
Nowe „złote” Monitory w nieczęsto spotykany sposób łączą piękny wygląd z zaawansowaną techniką i wyśmienitym brzmieniem. Gorąco polecam!

22-28 07 2011 T

Autor:Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 7-8/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF