HFM

artykulylista3

 

DeVore Fidelity Gibbon 3XL

3643022018 007DeVore Fidelity działa od kilkunastu lat, jednak w Polsce dopiero debiutuje. Na pewno przyciągnie uwagę miłośników hi-fi, choćby ze względu na oryginalny sposób, w jaki łączy wielkomiejski prestiż miejsca pochodzenia (Nowy Jork) z nazewnictwem kolumn, zaczerpniętym z listy rodzajów małp.

Oferta DeVore Fidelity liczy obecnie sześć modeli. Zostały podzielone na dwie serie – tańszą Gibbon i droższą Orangutan, które uzupełnia flagowiec Silverback Reference. Dla jasności – Silverback to alternatywna nazwa goryla-samca. Dziś do testu trafił model podstawowy – minimonitor Gibbon 3XL.
Wiele firm swoje nazwy zawdzięcza nazwisku założyciela. Nie inaczej jest i tutaj. Od początku działalności (przypadającego na rok 2000) do dziś właścicielem manufaktury jest John DeVore. Jak można wyczytać na stronie producenta, zanim rozpoczął działalność pod własnym szyldem, był muzykiem, sprzedawcą urządzeń hi-fi i hobbystą-konstruktorem kolumn.



Co w branży jest raczej rzadkością, chętnie prezentuje zdjęcia samego siebie – czy to z młodości, czy z wystaw hi-fi, czy wreszcie ze znanymi muzykami. Ale najbardziej oryginalnym pomysłem na marketing jest zamieszczanie na stronie nadesłanych przez klientów zdjęć ich systemów – oczywiście z kolumnami DeVore Fidelity.

3643022018 001Boki, góra i dół z drewna
bambusowego. Przód i tył
– lakierowany kompozyt.

 

Budowa
Prototyp monitora z serii Gibbon powstał w 1995 roku. Pochodzi więc z czasów amatorskich poszukiwań Johna DeVore. Obecna wersja nosi nazwę 3XL, lecz znaczenie tego skrótu możemy tylko odgadywać. Nie sądzę, by między pierwowzorem i aktualnym produktem istniało techniczne pokrewieństwo. Oryginalny projekt, nawet według dzisiejszych standardów, można określić jako nieźle odjechany (mocno odchylona przednia ścianka i wielka rura z komorą tweetera, jakby „wtopiona” od góry w skrzynkę). Natomiast model bieżący charakteryzują upiorny wręcz konserwatyzm i minimalizm.
Gibbon 3XL ma już swoje lata; najstarsze recenzje pochodzą z roku 2010. Mogłoby to oznaczać, że mamy do czynienia z udanym produktem, ciągle dla producenta opłacalnym. To dobra wiadomość, bo cena nieco zaskakuje. 20 tysięcy za małe monitory bez żadnych nowatorskich rozwiązań może budzić pewien opór potencjalnych nabywców.

3643022018 001W Gibbonach 3XL pracują
dwa przetworniki. Oznaczenia
producentów zatarto.

 

DeVore należy do firm, które skąpią informacji o swoich produktach. Szczątkowe dane techniczne producent uzupełnia jednym lub w porywach trzema zdaniami enigmatycznego opisu. Jedyny wyjątek stanowi flagowiec, o którym szef rozpisał się trochę bardziej. Tak czy inaczej, nawet pobieżny rzut oka pozwala stwierdzić, że Johnowi bardzo zależy na efektywności. Wszystkie trzy modele serii Gibbon mieszczą ten parametr w wysokim przedziale 90-91,5 dB. Natomiast seria Orangutan to już bardzo rzadko spotykane 93 i 96 dB. Należy zakładać, że produkty DeVore Fidelity w naturalny sposób przyciągną uwagę posiadaczy wzmacniaczy lampowych. Dodatkowych informacji trzeba szukać w wywiadach udzielanych przez szefa. W niektórych zdradza więcej szczegółów. I – tak, zgadliście – linki do nich John uprzejmie zamieszcza na swojej stronie.
Gibbony to podstawkowce, przeznaczone do niewielkich pomieszczeń. Ich niepozorne skrzynki kryją pewną oryginalność: są wykonane z drewna bambusowego. Według zapewnień Johna, materiał ten ma właściwości, które można bardzo dobrze wykorzystać w strojeniu brzmienia. Wprawdzie drewno bambusa jest około dziesięciokrotnie droższe od zwykłego MDF-u, ale za to nie trzeba ponosić kosztu fornirowania płaszczyzn zewnętrznych. Gibbony występują w trzech odcieniach. Jednak bambusa nie użyto do budowy całej skrzynki. Pokryte warstwą czarnego błyszczącego lakieru front i tył wykonano ze specjalnie dobranego kompozytu. Przednia ścianka ma grubość 3 cm.

3643022018 001Woofer Seasa.

 

W środku nie zastosowano żadnych wzmocnień, obręczy ani komór. Wytłumienie też należy uznać za minimalistyczne. Do wyklejenia powierzchni wewnętrznych użyto maty i gąbki. Żadnego dodatkowego wypełnienia producent nie przewidział.
Głośnik wysokotonowy to 19-mm jedwabna kopułka. Pokryto ją lepką substancją i wyposażono w podwójny magnes. Jej średnica zwraca uwagę, ponieważ standardowo ten wymiar oscyluje wokół cala, czyli nieco ponad 25 mm. Zakładając, że kopułki są półkulami, można łatwo wyliczyć, że membrana przetwornika w Gibbonach ma ponaddwukrotnie mniejszą powierzchnię niż u większości konkurentów. Taka budowa ułatwia przetwarzanie naprawdę wysokich częstotliwości. Producent deklaruje nawet, że pasmo przenoszenia sięga 40 kHz. To jednak pociąga za sobą konkretne konsekwencje. Mała kopułka łatwiej wzbija się w górę, ale trudniej schodzi w dół. Przyjęta koncepcja wymusza więc wysoki punkt podziału. John nie zdradza założeń konstrukcji zwrotnicy, ale jeśli moje spekulacje okazałyby się słuszne, to niewielki woofer (jak tutaj) powinien sobie poradzić. Z tym, że na bas w takiej konfiguracji kołdra robi się już zdecydowanie za krótka.

3643022018 001Tweeter z podwójnym magnesem.

 

John DeVore jest naprawdę tajemniczy. Wzbrania się nawet przed wskazaniem dostawcy kopułki. Przyciśnięty do muru zdradza jedynie, że chodzi o niewielką firmę z Niemiec. Recenzenci „Stereophile’a” okazali się bardziej dociekliwi, niż zakładał i wyśledzili, że przetwornik musi pochodzić z fabryki dra Kurta Müllera pod Duisburgiem.
Woofer ma wprawdzie odklejone oznaczenie producenta, ale John przyznaje, że to Seas. Ale i tutaj firma myli tropy. Średnicy papierowej membrany nie podaje, ale w recenzjach można znaleźć informację o wielkości 5 lub 5,5 cala (czyli prawie 13 lub 14 cm). Druga wartość dotyczy bardziej odległości pomiędzy zewnętrznymi krawędziami kosza, bo na pewno nie samej membrany. Średnica koła wyznaczonego przez zewnętrzne krawędzie zawieszenia to 11,5 cm, natomiast samej membrany – 9,5 cm. Dla porządku dodajmy jednak, że w podawaniu wymiarów średnicy głośników nisko-średniotonowych nie obowiązują żadne standardy – weźcie sobie linijkę i sprawdźcie, jak to wygląda w przypadku waszych kolumn. Ze swojego doświadczenia wiem, że w około połowie przypadków deklarowany przez producenta wymiar nie będzie pasował do żadnego z trzech rzeczywistych (mam na myśli samą membranę, membranę z zawieszeniem lub obręcz kosza).

3643022018 001Wytłumienie skromne;
wewnętrznych wzmocnień brak.

 

Dla uzupełnienia opisu budowy dodajmy, że firma stosuje okablowanie ze srebra. W Gibbonach przewody są dość cienkie. Mosiężne zaciski są pojedyncze i nie wyglądają zbyt high-endowo. Pod nimi znajduje się naklejka, dumnie głosząca „Handmade in New York City”. Zaraz, naklejka w kolumnach za 20 tysięcy złotych? Aż taka ekstrawagancja? Ach ci nowojorczycy...
Dosyć oryginalne są przeznaczone do Gibbonów podstawki. To coś w rodzaju drewnianej półki, stanowiącej przeciwieństwo klasycznego audiofilskiego podejścia. To zakłada bowiem, że podstawki muszą być masywne i ciężkie. Stendy DeVore’a są bambusowe, ale jakoś się nie skusiłem. Do odsłuchu monitory stanęły na stalowych i wypełnionych piaskiem, 40-kilowych podstawkach polskiej firmy Femi (od dawna już nieprodukowanych).

3643022018 001DeVore Gibbon 3XL
na firmowych podstawkach.

 

Konfiguracja
Monitory DeVore Gibbon 3XL zagrały w redakcyjnym systemie, złożonym z lampowego przedwzmacniacza BAT VK3iX SE, tranzystorowej końcówki mocy Conrad-Johnson MF 2250 i odtwarzacza Naim 5X z zasilaczem Flatcap 2X. Do porównań użyłem monitorów Dynaudio Contour 1.3 mkII. Przewody sygnałowe stanowiły Jormy Prime, a głośnikowe – KBL Sound Himalaya.

3643022018 001Od drgań podłoża izolują
długie kolce.

Wrażenia odsłuchowe
DeVore od samego początku stanowią rozpoznawalny element toru. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą kapitalnej stereofonii. Chyba można ją uznać za największy atut amerykańskich monitorów. W tym kontekście doskonale się wpisują w stereotyp głoszący, że niewielkie skrzynki o wiele łatwiej oddadzą precyzyjny rysunek sceny. Gibbony swoje predyspozycje wykorzystują konsekwentnie i z zaangażowaniem. Potrafią wszystko – rozstawić muzyków w pomieszczeniu odsłuchowym, mocno wysunąć do przodu wokalistę, a perkusję zepchnąć daleko w tył. Z ochotą też bawią się przestrzennymi efektami (o ile takie zostały nagrane) i stanowią niemal wzór sloganu o znikaniu kolumn z pokoju odsłuchowego.
Stereofonia urozmaica pierwsze dni kontaktu z Gibbonami, by nie powiedzieć, że wręcz je ratuje. Do pozostałych elementów brzmienia trzeba bowiem przywyknąć. Tuż po podłączeniu amerykańskie monitory wydają się bardzo zwyczajne. Sam zrazu byłem nieco rozczarowany i trudno mi było w notatkach dopisać inne zalety poza świetnym rysunkiem sceny. W miarę upływu dni zacząłem jednak doceniać dźwięk kolumienek.

3643022018 001Regulowane kolce ułatwiają
poziomowanie podstawek.
Niestraszne im grube dywany.

 

Jest on nie nachalny, oczywisty i łatwo przyswajalny. Dominuje nuta fizjologiczności, w naturalny sposób podążająca w kierunku analogu. Taka lekkostrawność odbioru sprawia, że fajnie się słucha, ale nie ma szału. Z jednym „ale”. W brzmieniu amerykańskich monitorów jest zakodowana jakaś pewność siebie, jakby John DeVore zgłębił nie tylko tajniki konstrukcji zestawów głośnikowych, ale także dogłębnie przestudiował „psychologię audiofilskiego słyszenia”. I zaprogramował brzmienie tak, aby jego zwyczajna naturalność budowała z odbiorcą relację sympatii i przywiązania. Jeśli konstruktor rzeczywiście tak to zaplanował, to jestem pełen uznania. Bo te niewielkie monitory zdążyłem szczerze polubić.
Góra pasma okazuje się bardzo bezpieczna. Jest w niej zawarty pierwiastek analogowości – gdzie płynność i czystość brzmienia traktuje się z powagą o wiele większą niż wzmacnianie akcentu wysokich tonów. Możemy być pewni, że przy słuchaniu Gibbonów 3XL odbiór sopranów zawsze będzie komfortowy Nie ma opcji, by w jakimkolwiek nagraniu wysokie tony były zbyt ostre, a sybilanty świdrujące. DeVore, zamiast naświetlać zbyt dużą ilość szczegółów, woli pokazać dźwięk w sposób sprzyjający emocjom, a nie im przeszkadzający. Góra pasma ma być widoczna, ale też nie powinna zakłócać przeżycia muzycznego. Czuję w tym podejściu duszę miłośnika lampy.

3643022018 001Półka na książki?
Nie, to podstawki
z drewna bambusowego.

 

Lampowe skojarzenie pojawia się w tym teście już po raz drugi, więc może naprawdę warto spróbować? Tym bardziej, że dla Johna DeVore, jak sam podkreśla w wywiadach, kluczem do strojenia kolumn jest pierwiastek emocjonalny. Można więc zakładać, że nawet jeśli góra ma własny charakter, a bas naturalne ograniczenia, to średnica będzie wzbudzać wyłącznie pozytywne odczucia. Tak też się dzieje w istocie.
Średnie tony charakteryzuje przede wszystkim plastyczność. Nie są one w żadnym stopniu zmanierowane. Barwy instrumentów są możliwie szczere i nieskomplikowane. Nie zastanawiamy się, czy bardziej olejne, czy pastelowe, a kontury raczej ostre czy też pogrubione. Gibbony 3XL zachęcają do odbioru muzyki jako całości, a nie do rozbierania dźwięku na czynniki pierwsze.
W ich radości grania dostrzegamy coś na kształt dziecięcej niewinności i naturalnej energii. Średnica zresztą zdecydowanie dominuje w przekazie. Jest jej na tyle dużo, że nawet niedobór basu nie pozwala określić tego brzmienia jako odchudzonego czy wycofanego.

3643022018 001Bas-refleks z tyłu pomoże
regulować niskie tony

 

Z czysto teoretycznego punktu widzenia recenzowanie basu minimonitorów jest bardzo trudne. Niemożliwe jest przecież odtworzenie niskich częstotliwości z bardzo małych skrzynek i bardzo małych wooferów. To tak, jakby bokserowi wagi koguciej zarzucać, że nie może porządnie trafić przeciwnika cięższego o 40 kg. Audiofilska praktyka potrafi jednak płatać figle. Niektórzy producenci nalewają z pustego i, wbrew zasadom fizyki, dostarczają przyzwoity, solidny albo i świetny bas z niewielkich obudów. Gibbony 3XL zaliczyłbym do pierwszej grupy: bas jest przyzwoity. Cudów nie oczekujmy, ale jeżeli dysponujemy małym pomieszczeniem, to braku najniższych składowych możemy w ogóle nie odczuć. Amerykańskie monitory koncentrują się na górnym podzakresie podstawy harmonicznej, a odrobina dostojeństwa pojawia się dzięki delikatnemu poluzowaniu dyscypliny. Nie ma obaw, że nastąpi rozlanie lub jednostajne mruczenie (bo też za bardzo nie ma czym mruczeć). Jednak ustawieniem odpowiedniej odległości od tylnej ściany na pewno będzie można wpłynąć na masywność niskich tonów. Skierowany do tyłu bas-refleks powinien się w tych próbach okazać bardzo pomocny.
Ja nie próbowałem, ponieważ Gibbony musiały sobie poradzić w wolnej przestrzeni, tak jak każda inna para głośników poddana testom odsłuchowym. I choć żadnym basowym efektem mnie nie zaskoczyły, to, wracając do początku wywodu – zupełnie nie mają się czego wstydzić. Jeśli nie jesteśmy uzależnieni od basu, to 3XL mogą się nam spodobać, gdyż mają wiele innych zalet. Jedną z nich jest świetna rytmiczność. Dzięki umiejętnemu nadawaniu tempa, brak najniższych składowych nie przeszkadza w wytworzeniu zaskakująco odważnej dynamiki.
Gibbony grają ciekawie i przyjemnie. Jest w nich pewna oryginalność i muzyczna dusza. Kompromisy są równoważone ujmującą naturalnością i plastycznością średnicy. Odsłuch dał mi dużo satysfakcji, choć nie mogę przemilczeć, że jedna rzecz mi się nie spodobała: cena. Czy nowojorskie monitory są jej warte, każdy powinien ocenić sam. Najlepiej po odsłuchu we własnym systemie.

3643022018 001Pojedyncze terminale i naklejka.

 

Konkluzja
Brzmienie Gibbonów 3XL sprawia wiele radości. Bardzo przyjazne parametry pozwalają eksperymentować z dowolnym wzmacniaczem. Gdy dostaną szansę, można je naprawdę polubić..

DeVore Fidelity o

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 
Mariusz Malinowski
Źródło: HFM 02/2018


Pobierz ten artykuł jako PDF