HFM

artykulylista3

 

Dynaudio Special 25

40-46 12 2011 01Special 25 to konstrukcja wyjątkowa. Zbudowana na 25. urodziny Dynaudio, pozostaje jednym z najlepszych monitorów w historii hi-fi.

 

Oryginalna edycja Dynaudio Special 25 ujrzała światło dzienne w 2002 roku i zaraz potem została dosłownie wessana przez rynek. Wiadomość o wybitnych walorach brzmieniowych i rozsądnej cenie rozeszła się szybko, ale nie tylko ona przesądziła o komercyjnym sukcesie urodzinowego monitora. Nie mniej istotny był fakt,

że Duńczycy zapowiedzieli ograniczoną liczbę par. Po ich rozesłaniu do dystrybutorów na całym świecie produkcja miała zostać zakończona, a monitor byłby już osiągalny tylko na rynku wtórnym. Informacja musiała podziałać mobilizująco na klientów, którzy rzucili się do sklepów i na pniu wykupili produkcję. Tym, którzy nie zdążyli albo nie dysponowali w tym czasie wystarczającymi funduszami, pozostało obejść się smakiem i tęsknym wzrokiem wypatrywać kolekcjonerskich egzemplarzy na rynku wtórnym. Oczywiście, gdyby produkt był słaby, limitowana oferta nie zrobiłaby furory, ale jako że urodzinowe Dynaudio udały się nadspodziewanie, wielu zainteresowanych odchodziło z kwitkiem.
Mimo nalegania dystrybutorów i niezaspokojonego popytu, produkcji nie wznowiono i wyglądało na to, że z myślą o nowych Special 25 należy się pożegnać. Z tą niekoniecznie przyjemną wiadomością klienci Dynaudio musieli żyć przez dobrych siedem lat. Dopiero w 2009 zaczęły krążyć plotki, że monitory znów się pojawią, ale że będzie to tylko krótka partia, a nie regularna oferta. Posiadacze egzemplarzy z oryginalnej edycji trochę się zmartwili, ale zdecydowanie więcej było zadowolonych. Kiedy pogłoski się potwierdziły, w ruch poszły zaskórniaki i linie debetowe, bo drugi raz takiej okazji nie można było przegapić.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że w latach 2010/2011 produkcję Special 25 wznawiano trzykrotnie. Warunkiem było zebranie odpowiedniej liczby zamówień z całego świata (niepotwierdzone źródła mówią o 500 sztukach). Kiedy lista była kompletna, uruchamiano produkcję, montowano dokładnie tyle, ile było potrzeba i kończono serię. Cały nakład trafiał od razu do dystrybutorów. Nie wytwarzano zapasów magazynowych.
Do Polski w 2010 przyjechało 25 par Special 25 z wybarwieniu mokka i luksusowym lakierem fortepianowym. Ostatnia dostępna para grała na Audio Show 2011 i przypuszczalnie znalazła już dach nad obudową. Czyli znów koniec i bomba, a kto nie kupił ten trąba? Ano, niezupełnie. Edycja fortepianowa rzeczywiście się wyczerpała i jak to rzeczowo określają kibice piłki nożnej: nie ma i nie będzie. Będzie za to krótka seria z tymi samymi przetwornikami i zwrotnicą, ale w obudowie matowej. Podobno ta edycja jest naprawdę ostatnia, w myśl zasady: do trzech razy sztuka. Polski przedstawiciel Dynaudio twierdzi, że produkcja została definitywnie zakończona, a maszyny dostosowane do innego modelu. Coś w tym może być. Co prawda maszyny zawsze można przestawić, ale w listopadzie Special 25 znikły z oficjalnej witryny Dynaudio. Warto zachować czujność. Co prawda dotychczasowa historia Special 25 sugerowałaby powrót do tematu za kilka lat, ale lepiej nie spekulować. Niemiecki właściciel marki może uznać, że tak zaawansowanego monitora nie opłaca się sprzedawać za torbę śliwek i albo w ogóle porzuci myśl o wznawianiu produkcji albo wystawi taką cenę, że wszystkim kapcie spadną.
Moment jest dobry także dlatego, że matowe Special 25 są tańsze od fortepianowych. Może nie tak luksusowe i niepowtarzalne (co by nie mówić, właściciele edycji piano wygrali i mają rarytas), ale za to identyczne pod względem zastosowanych rozwiązań i przetworników. 16700 zł za taki kawał techniki głośnikowej, historii i pozycję w świecie hi-fi to niewiele. Oczywiście należy się upewnić, czy brzmienie trafia w nasz gust, ale w przypadku jubileuszowych Dynaudio prawdopodobieństwo pomyłki dąży do zera.

40-46 12 2011 02     40-46 12 2011 03

 

Budowa
Wykonanie Special 25 jest bardzo solidne. Matowej wersji brakuje może luksusowego blasku lakieru fortepianowego, ale poza tym jest identyczna i równie masywna. Skrzynkę zbudowano z drewnopochodnych materiałów o dwóch stopniach spoistości. Ścianki zewnętrzne to MDF (deska głośnikowa ma 25 mm grubości), zaś wewnątrz wklejono panele z płyty wiórowej (LDF) oraz dodatkowe poprzeczne wzmocnienia z tego samego materiału. Taka konstrukcja usztywnia konstrukcję, a jednocześnie jest mniej podatna na rezonanse. Dzięki różnej gęstości budulca są one efektywniej rozbijane i nie zabarwiają dźwięku przetworników.
Skoro o nich mowa, to Dynaudio raczy swoich klientów tym, co najlepsze. Wysokotonowa kopułka to słynny Esotar2, obecny tylko w drogich i bardzo drogich zestawach duńskiej wytwórni. Przetwornik ma przeźroczystą membranę z impregnowanego jedwabiu i neodymowy magnes. Doklejona z tyłu komora obniża częstotliwość rezonansową i chłodzi cewkę, przeciwdziałając kompresji sygnału w czasie dłuższej pracy z wysoką głośnością. Całość wspiera się na dużym kołnierzu wykonanym w formie odlewu aluminiowego i jest mocowana trzema wkrętami. Esotar2, podobnie jak jego protoplasta Esotar, to jeden z najbardziej cenionych przetworników wysokotonowych w historii hi-fi. Rozsławił markę wśród audiofilów i hobbystów. Ci ostatni muszą jednak obejść się smakiem, ponieważ Dynaudio nie sprzedaje go osobno, koncentrując się na oferowaniu gotowych kolumn.
Nisko-średniotonowiec to również własne i zacne opracowanie Dynaudio. W materiale informacyjnym na temat Special 25 czytamy, że powstał na bazie przetwornika montowanego we flagowych Evidence Master. Nisko-średniotonowy stożek ma 20 cm średnicy, ale membrana jest wyraźnie mniejsza, ponieważ kosz zajmuje dobre 1,5 cm z każdej strony. Tradycyjnie dla duńskiej wytwórni, membranę wykonano z MSP (Magnesium Silicate Polymer), czyli polimeru z dodatkiem metakrzemianu magnezu. Nikt inny nie stosuje takich membran, choć oczywiście różnych odmian polimerów i polipropylenu spotyka się całe mnóstwo. Dynaudio łączy miękkie kopułki z „miękkimi” głośnikami średnioi niskotonowymi. To firmowa recepta na muzykalne i detaliczne brzmienie.
Podobnie jak słynny tweeter, basowiec wspiera się na koszu odlewanym z aluminium. Do deski frontowej mocuje go sześć śrub wchodzących w gwintowane metalowe tuleje. Dzięki temu wyjęcie głośnika nie spowoduje wypaczenia otworów montażowych. Pod obrzeżem kosza umieszczono elastomerową podkładkę zapobiegającą wpadaniu przetwornika w rezonans. Ramiona są bardzo wąskie – geometria znów charakterystyczna dla Dynaudio – dzięki czemu nawet kiedy membrana pompuje dużo powietrza, przepływa ono swobodnie. Układ magnetyczny ma stosunkowo niewielką średnicę, co, znając jego szlachetny rodowód, pozwala przypuszczać, że jest neodymowy.
Pasmo dzieli zwrotnica zamontowana na płytce drukowanej wzmocnionej włóknem szklanym. I tutaj znów rozwiązania typowe dla Dynaudio – filtr 1. rzędu z obwodem linearyzującym impedancję, złożony z podzespołów przedniej jakości. Widać polipropylenowe kondensatory i cewki powietrzne. Ceramiczne oporniki znajdują się od spodu i oddają ciepło do aluminiowej płyty, będącej równocześnie tylną ścianką. Działa ona jak radiator, stabilizując termicznie zwrotnicę i dodatkowo usztywnia konstrukcję. Stanowi także atrakcyjny akcent wzorniczy. Ekskluzywny charakter monitora podkreśla aluminiowa tabliczka z autografem Wilfrieda Ehrenholza – założyciela i prezesa Dynaudio – oraz oryginalne gniazda WBT. Oczywiście tylko jedna para, bo za bi-wiringiem Duńczycy nie przepadają, za to rozstawiona tak szeroko, że praktycznie eliminuje ryzyko przypadkowego zwarcia końcówek. Terminale są ukryte w plastikowych płaszczach, wygodne i przyjmują dowolny rodzaj końcówek. Szczególnie warte polecenia są widełki. Pasują idealnie do otworów umieszczonych w dolnej części gniazd, a porządnie dokręcone na pewno nie wypadną.
Pomimo zastosowania bliźniaczych przetworników i obudów Special 25 z lat 2010/2011 nie są identyczne jak oryginalna edycja 2002. Producent określa je jako wersję ostateczną (org. final re-issue) uwzględniającą postęp, jaki się dokonał w technice głośnikowej. Podstawowe założenia pozostały jednak niezmienne. Nowe monitory powinny grać nieco lepiej od poprzedników, ale utrzymywać się w tej samej estetyce brzmieniowej.
Produkcja Special Twenty-Five odbywa się w Danii. Nie oznacza to montażu z podzespołów importowanych z Dalekiego Wschodu, ale rzeczywistą pracę duńskich stolarzy i techników. Ma to swoje dobre i złe strony. Miałem do czynienia z trzema parami tych monitorów i tylko jedna była wykonana perfekcyjnie. W drugiej było widać pod kątem delikatne zacieki lakieru, w trzeciej kołnierz kopułki z jednej strony nie był idealnie zlicowany z deską frontową. Poza tym cała jedna partia opuściła fabrykę bez tabliczek z autografem prezesa i trzeba było je dosyłać osobno. Taki już urok ręcznej roboty.
O ile brak tabliczek nie przesądza o podejrzanym pochodzeniu monitorów, to niewłaściwy kolor kodu paskowego powinien wzbudzić czujność. Kupując kiedyś Dynaudio na rynku wtórnym, zwróćcie uwagę, że Special 25 miały czerwone albo szare (najnowsza wersja) karteczki z kodem paskowym, przyklejone w lewym dolnym rogu tylnej płyty. Jeżeli zobaczycie gdzieś głośnik bez oznaczeń albo z pomarańczowym kodem – miejcie się na baczności. Chińczycy zwietrzyli interes.
Do tłumienia użyto grubych płatów zbitej gąbki oraz sztucznej waty. Połączenia poprowadzono splotką z miedzi beztlenowej. Od strony filtra końcówki są lutowane; do wyprowadzeń głośników mocowane na wsuwki. Jakość użytych podzespołów jest wzorcowa – Special 25 to superpromocyjny pakiet najlepszych części i myśli technologicznej Dynaudio. Monitory bardzo dobrze wyglądają na firmowych podstawkach Stand 4. Można w nich schować kabel lub wypełnić substancją tłumiącą, ale nawet puste brzmieniowo są bez zarzutu.

40-46 12 2011 04     40-46 12 2011 05     40-46 12 2011 06

 

Konfiguracja
Special 25 nie są ani najłatwiejszym ani wyjątkowo wymagającym obciążeniem. Z 15-watową lampą będą grały, ale lepiej wybrać „coś mocniejszego”. Wydajne konstrukcje tranzystorowe – tak; jeżeli lampa, to w miarę mocna.
W ramach przygotowań do testu monitory pracowały z trzema zacnymi wzmacniaczami: Accuphase’em E-560, McIntoshem MA7000 i końcówką mocy ModWright KWA 150 Signature sterowaną Audio Researchem LS27. Wszystkie zestawienia grały świetnie, a ostatnia z wymienionych i najdroższa – najlepiej. Moc wzmacniacza jest mile widziana, ale ze słabszym piecem da się stworzyć udane zestawienie. Nie można sobie natomiast pozwolić na kompromis w kwestii jakości elektroniki. Nie chodzi o to, że musi być drogo, ale dobrze – na pewno. Jeśli sobie odpuścimy, możemy być pewni, że Dynaudio wytkną błąd z aptekarską dokładnością. W drugą stronę jest znacznie łatwiej – można podłączyć dowolnie wyrafinowany wzmacniacz albo odtwarzacz CD i nigdy nie będzie to za dużo w stosunku do potencjału kolumn. Mogą być najtańszym elementem zestawu, a i tak będą błyszczeć. Zasada, że na kolumny wydajemy dwa razy tyle co na wzmacniacz i trzy razy tyle co na źródło (usłyszałem ostatnio na wystawie; czego to ludzie nie wymyślą), zdecydowanie tutaj nie działa.
Monitory Dynaudio najdłużej pracowały ze wspomnianą kombinacją ModWright/Audio Research i źródłem Accuphase DP-500. Marzyłem o dCS-ie Puccinim, Soulution 540 albo Accu DP-700, bo byłem pewny, że z każdym z nich osiągnęłyby jeszcze wyższy poziom. Ale i z DP-500 zagrało tak dobrze, że trudno się było oderwać od słuchania. Sugeruję też sprawdzić Audio Aero Capitole oraz MBL-a 1531A. Analogowa charakterystyka poprzedniej wersji tego drugiego dobrze rokuje konfiguracji. System był okablowany łączówkami Tara Labs ISM Onboard The 0,8 i Fadel Coherence II oraz głośnikowym Acrolinkiem S3000. Zasilanie filtrował Gigawatt PC-3 SE Evo, a dostarczały: Gigawatt LS1, Harmonix X-DC Studio Master 350 i Acrolink PC-6100. Elektronika stała na stolikach Sroki i Stand Artu. Głośniki – na wspomnianych firmowych Stand 4. Całość grała w 16,5-metrowym pokoju delikatnie zaadaptowanym akustycznie.

Reklama

 

Wrażenia odsłuchowe
Jeżeli słuchać niewygrzanych Special 25, to tylko za karę. Nie wiem, komu się naraziłem, ale do recenzji otrzymałem fabrycznie nową parę. Kartony pachniały świeżym fornirem i duńskim powietrzem.
Spodziewałem się najgorszego i wiele się nie pomyliłem. Pierwsze cztery dni mamy z głowy. Można się zająć spekulacją na giełdzie, czytaniem prasy brukowej albo czymś równie bezproduktywnym. Będzie równie fascynujące jak słuchanie niewygrzanych Dynaudio. Pasmo jest poszarpane jak linia brzegowa Norwegii. Coś skrobie, syczy i szeleści. Ładu i składu w tym nawet na lekarstwo, a najgorsze, że znikąd nadziei. Podobno tak ma być, tylko ile to „podobno” będzie trwało? Bo jeśli kwartał, to dziękuję, mam robotę.
Piątego dnia tak jakby coś się przełamało. W tle płynęła akurat Fever Ray i uderzyło mnie dziwne wyeksponowanie linii basu, która zamiast ledwie zauważalnie snuć się gdzieś z tyłu, wyszła na pierwszy plan. Pasowała tam co prawda jak koniak do przedszkola, ale czasami takie dziwności zwiastują nadchodzący przełom. Błąd był ewidentny i nie mógł wynikać z docelowej charakterystyki głośnika. Posłuchałem więc jeszcze chwilę z niedowierzaniem i wróciłem do obowiązków.
Następnego dnia wszystko wróciło do normy, a dźwięk zaczął zdradzać nieśmiałe oznaki spójności. Dochodził tak powoli jeszcze przez tydzień wygładzając się, wyrównując i przekazując coraz więcej niuansów. Po dwóch tygodniach od włączenia kolumny osiągnęły poziom, który zapamiętałem z weekendowego odsłuchu innej pary kilka miesięcy wcześniej. Gdyby nie tamto doświadczenie, niewykluczone, że rzuciłbym ręcznik. Świeże Dynaudio od rozgrzanych dzieli przepaść. Podejrzewam, że za pół roku ta sama para będzie grała jeszcze bardziej organicznie i naturalnie.
Odsłuchowi w miarę rozegranych Special 25 towarzyszyła powracająca myśl: po co komu podłogówki, skoro tak gra monitor? Co prawda odsłuch Wilsonów Sophia III nieco złagodził jej pierwotną jednoznaczność, ale w końcu Wilson kosztuje tyle, co pięć par Dynaudio, więc w sumie łaski nie robi. Jeżeli jednak zejdziemy w bardziej przystępne rejony cenowe, okaże się, że spory, dobrze zestrojony monitor potrafi zapewnić fenomenalny dźwięk i radzi sobie z nagłośnieniem 25-30 metrów, a więc pokoju, w którym muzyki słucha większość z nas. W paśmie Dynaudio niczego nie brakuje. Bas mają jak dzwon, górę dźwięczną i czystą jak kryształ i pięknie znikają z pomieszczenia. Co mają podłogówki, czego brakowałoby Special 25. Większe obudowy? Głośnik to nie komoda. Więcej wooferów? Powtarzam: Dynaudio mają bas, który zawstydzi niejedną konstrukcję wolnostojącą. Im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej sobie uświadamiałem mądrość Brytyjczyków, kupujących głównie zestawy na podstawkę. Skoro dźwięk może być tak samo dobry i czysty, to chyba rzeczywiście warto odejść od stereotypów.
Zestrojenie Dynaudio jest pierwszorzędne. Zrównoważony dźwięk wspiera się na stabilnym fundamencie niskotonowym. Ten jest raczej miękki, co nie znaczy, że rozlazły i nie sposób go kontrolować. Wysokiej jakości wzmacniacz poradzi sobie bez problemu. Poluzowanie może się pojawić w słabszych aplikacjach, ale nawet wtedy nie powinno się zmienić w karykaturę. Po prostu będzie słychać, gdzie należy coś poprawić.
Special Twenty-Five są uniwersalne repertuarowo. Na bardzo wysokim poziomie odtwarzają składy symfoniczne, kameralistykę, hip-hop, muzykę elektroniczną i wokalną. Otrzymujemy fantastyczne połączenie detaliczności, barwy i nieskompresowanej dynamiki. Jest jednak rodzaj, w którym sprawdzają się wybitnie. To pianistyka; jazzowa czy klasyczna – bez znaczenia. One są do niej stworzone. Brzmią świetnie, gdy fortepianowi towarzyszy skład orkiestrowy albo sekcja rytmiczna, ale kiedy instrument zaczyna grać solo, pojawia się prawdziwa magia. Przestrzeń, powietrze i namacalność są tak sugestywne, że wgniatają w fotel. Bardzo rzadko polecamy jakiś produkt w ciemno, ale jeżeli większość waszej płytoteki stanowią nagrania fortepianowe, możecie się nie fatygować na odsłuch, tylko od razu podać adres do wysyłki.
Dzięki naturalnej barwie środka pasma, delikatnie tylko ocieplonej, głosy i instrumenty akustyczne również wypadają znakomicie. Nie natkniecie się na skonturowane pasmo albo nieprawidłowości w zszyciu zakresów. Jedwabna kopułka płynnie przekazuje obowiązki polipropylenowemu stożkowi, a ten dorównuje jej szczegółowością. To zgrany tandem, harmonijnie połączony perfekcyjnie dobraną zwrotnicą. Nie przypuszczam, by tak dobre głośniki mogły powstać jedynie w wyniku symulacji komputerowej. Ktoś ich musiał uważnie posłuchać i na tej podstawie wykonać ostateczne strojenie. Pięknie mu się udało!
Bas, mimo że mocny i bardzo nisko rozciągnięty, nie stara się zdominować pasma. Wypełnia je, gwarantuje oparcie, ale nie zaciemnia przekazu i nie pozbawia go witalności. Góra, choć ma wszelkie zadatki na gwiazdę i mieni się bogactwem odcieni, nie stara się koncentrować na sobie uwagi słuchacza. Jest wyraźna, skrzy się, dźwięczy i na pewno nie sposób jej zarzucić fałszywej skromności, ale jej aktywność nie prowadzi do zachwiania balansu tonalnego ani rozjaśnienia dźwięku. To na dłuższą metę mogłoby się stać nużące, a Dynaudio można z niesłabnącą przyjemnością słuchać godzinami.
I co istotne – można słuchać cicho. Już przy bardzo niskim wychyleniu potencjometru pojawia się bas zapewniający wrażenie pełni. W Audio Researchu wystarczyła pozycja 1 w trybie niskiego wzmocnienia i dźwięk był zrównoważony i kompletny. Głośniejszy odsłuch również nie stanowi problemu, ponieważ Dynaudio bardzo długo nie generują zniekształceń. Potrafią wytworzyć zaskakujące, jak na monitor, ciśnienie akustyczne, zachowując panowanie nad dźwiękiem.
Na koniec o ostatniej wielkiej zalecie urodzinowych monitorów, czyli przestrzeni. Jest spektakularna. Scena zaczyna się zdecydowanie za bazą, więc o uprzywilejowaniu pierwszego planu nie ma mowy. Mimo to dźwięk jest namacalny i wiarygodny. O znikaniu głośników z pomieszczenia nie ma nawet co wspominać. Można się w nie wgapiać niczym sroka w gnat, a i tak dźwięk będzie dochodził z przestrzeni pomiędzy nimi. Źródła pozorne są stabilne i nie napompowane. Całość duża, swobodna, ale bez przerysowań. Nie czuje się napięcia; żadnego niepotrzebnego niepokoju pomiędzy instrumentami. Za to za nimi widać aksamitne tło. Special 25 grają dużym, poukładanym dźwiękiem, który świetnie pasuje do high-endowego systemu ustawionemu w normalnym pomieszczeniu. Pytałem już, po co komu podłogówki?

 

Konkluzja
Wybitny monitor. W cenie do 20 kzł powalczy z nim chyba tylko Harbeth Super HL5.

40-46 12 2011 T

 

Autor: Jacek Kłos
Źródło: HFiM 12/2011

 

Pobierz ten artykuł jako PDF