HFM

artykulylista3

 

KEF LS50 Wireless

2229042017 001
Nie tak dawno temu („H-Fi i Muzyka 12/2016”) testowałem minimonitory KEF LS50. Ich brzmienie robiło piorunujące wrażenie, zwłaszcza w kontekście niewielkich gabarytów głośników. Czytając wtedy o wersji aktywnej, nie przypuszczałem, że już niedługo nadarzy się możliwość porównania obu koncepcji. W głowie miałem właściwie tylko jedno pytanie: czy wersja bezprzewodowa okaże się równie dobra?

Pierwszą różnicę między modelem bazowym a bezprzewodowym można poczuć, jeszcze zanim popłynie dźwięk. Wystarczy wyjąć pudło z bagażnika samochodu, by stwierdzić, że Wireless walczą w wyższej kategorii wagowej, i to dosłownie. Gdy już rozpakujemy monitorki i ustawimy je na podstawkach, to patrząc od frontu, nie zauważymy zmiany w porównaniu z modelem przewodowym. Ale w rzeczywistości mamy do czynienia z zupełnie odmienną koncepcją. Znacząco różnią się bowiem wnętrza skrzynek oraz, co naturalne, ich tylne panele.




Opis budowy można w części przenieść z recenzji pasywnych LS50. Zacznijmy więc od cech wspólnych obu konstrukcji.
Niekwestionowaną gwiazdą KEF-a jest współosiowy przetwornik Uni-Q. W odróżnieniu od typowych rozwiązań, 25-mm aluminiowa kopułka wysokotonowa znajduje się w centrum membrany nisko-średniotonowej. Magnes wykonano ze stopu neodymu, żelaza i boru. Ze względu na jego moc (około dziesięciokrotnie większą niż w przypadku ferrytu) udało się ograniczyć jego rozmiar bez utraty natężenia wytwarzanego pola. Do wykonania 13-cm membrany nisko-średniotonowej użyto stopu aluminium i magnezu.

2229042017 002Jak oni to wszystko zmieścili w tak
małej obudowie?

 


Obudowę wersji przewodowej i bezprzewodowej charakteryzuje zakrzywiony panel przedni, warstwowe tłumienie oraz elastyczny tunel bas-refleksu. Jego ścianki i wylot wyprofilowano tak, aby uniknąć szumów wypychanego na zewnątrz powietrza. Tutaj jest on nieco dłuższy, ponieważ trzeba się było „przebić” przez umieszczone z tyłu radiatory, odprowadzające ciepło z wbudowanych wzmacniaczy.
Kąt odchylenia frontu to nie tylko fanaberia projektantów, ale przede wszystkim sposób redukcji niepożądanych odbić fal, a co za tym idzie – poprawę odczucia przestrzenności dźwięku. Wytłumienie (CLD), separujące spód obudowy od ścianek i frontu, wpływa na zmniejszenie drgań skrzynki.

2229042017 002Front niemal identyczny jak LS50.
Z tyłu widać już, że to wersja aktywna.

 


LS50 Wireless to nie tylko głośnik, ale także rozbudowany system aktywnej elektroniki. We wnętrzu każdego z monitorów upchnięto odtwarzacz strumieniowy, wzmacniacze oraz dwa przetworniki cyfrowo-analogowe 24 bity/192 kHz, po jednym dla każdego ze wzmacniaczy. Moc tych ostatnich wynosi 2 x 230 W, przy czym 30 W w klasie A/B przypada tweeterowi, a pozostałe 200 W w klasie D zasila przetwornik nisko-średniotonowy.

2229042017 002KEF LS50 Wireless

 


Złącza i obsługa
Monitory, tworzące parę LS50 Wireless, nie są identyczne. Z góry wiadomo, za który kanał odpowiada każdy z nich.
Używając terminologii komputerowej, prawy monitor to „master”, lewy – „slave”. Na tylnej ściance lewego znajdziemy tylko gniazdo zasilania, regulator balansu oraz port RJ45, do połączenia z prawym. Prawdziwa zabawa zaczyna się, gdy spojrzymy na tył tego drugiego. W kolumnie z napisem „right” do dyspozycji są wejścia: optyczne, USB typu B, analogowe RCA i sieciowe Ethernet. Do kompletu oczywiście RJ45, do połączenia z lewym głośnikiem, oraz wyjście RCA sygnału subwoofera dla tych, którym będzie brakowało basu. Na dole, po lewej stronie, znalazł się port serwisowy. Ukryty przycisk resetowania systemu obsłużymy przy użyciu szpilki albo innego przedmiotu z ostrym końcem.
Na uwagę zasługuje zestaw przełączników, dzięki którym można zdefiniować ustawienie monitorów, zależnie od tego, czy wykorzystamy podstawki, czy umieścimy je na półce, oraz: czy staną w wolnej przestrzeni i w jakiej odległości od ściany. Wbudowany procesor DSP skalibruje dźwięk tak, aby – niezależnie od warunków pracy – jakość dźwięku była możliwie najlepsza. Pomimo opcji podłączenia wielu źródeł, cyfrowy sygnał najczęściej będzie docierał do KEF-ów bezprzewodowo. Do dyspozycji są interfejsy Wi-Fi 2,4 GHz/5 GHz oraz Bluetooth 4.0 z kodekiem aptX. Do wyboru źródła dźwięku służą dotykowe przyciski, elegancko wkomponowane w wierzch monitora, oraz niewielki pilot. W ten sam sposób włączamy głośniki oraz regulujemy poziom głośności.

2229042017 002Radiatory wzmacniaczy
umieszczono z tyłu.
Zaprojektowano je tak,
aby nie zaburzały
elegancji kolumn.

 


Obsługa LS50 Wireless to czysta przyjemność. Konfiguracja jest bardzo prosta – parowanie telefonu przez Bluetooth niczym się nie różni od tej samej czynności w przypadku zestawu głośnomówiącego w aucie. Trwa kilka sekund i działa zawsze, niezależnie od modelu aparatu.
Zarówno dla iOS, jak i Androida, KEF przygotował aplikację, dzięki której LS50 Wireless można połączyć z domową siecią Wi-Fi. Program dosłownie prowadzi za rękę przez cały proces i nie wyobrażam sobie sytuacji, w której ktokolwiek mógłby sobie nie poradzić. Należy jedynie pamiętać, aby mieć przy sobie np. igłę, którą w razie konieczności zresetujemy system (np. w trakcie podłączania do nowej sieci Wi-Fi).
Funkcjonalność aplikacji nie ogranicza się do konfiguracji. Daje ona dostęp do muzyki z playlisty użytkownika. Można korygować dźwięk oraz jeszcze dokładniej zdefiniować ustawienie głośników. Przełączanie pomiędzy źródłami sygnału odbywa się płynnie i bez problemu, nawet jeśli ten sam komputer jest podłączony do LS50 Wireless przewodem USB czy analogowym, a jednocześnie pozostaje w tej samej sieci bezprzewodowej. Miłośnicy gier komputerowych zapewne stwierdziliby, że LS50 Wireless ma znakomitą „grywalność”.

2229042017 002Radiator efektywnie
odprowadza ciepło
ze wzmacniacza.

 


Konfiguracja
Do przetestowania aktywnych KEF-ów wykorzystywałem smartfon, który akurat leżał w pobliżu, komputery Mac i PC, telewizor oraz… cokolwiek, co było pod ręką i dało się podłączyć.

2229042017 002Gdyby nie dyskretny napis,
wersja Wireless byłaby z zewnątrz
nie do odróżnienia od zwykłej.

 


Wrażenia odsłuchowe
Mając w pamięci ucztę, jaką zgotowały mi pasywne LS50 z Arcamem Solo Music, byłem bardzo ciekaw pierwszych dźwięków, które popłyną z tych samych przetworników, lecz tym razem z własnym zasilaniem. Teoretycznie mogło być tak samo, ale nie było. Te dwa modele są idealnym przykładem, jak istotne znaczenie w torze sygnału ma wzmacniacz i jak bardzo dzięki niemu możemy ułożyć sobie nasze własne, domowe brzmienie.
To, że zagrało inaczej, wcale nie oznacza, że źle. Monitory zachowały to, co robiło największe wrażenie, czyli ponadprzeciętną kontrolę nad dźwiękiem. Ich studyjny rodowód znów dało się usłyszeć w każdym takcie. Do tego przestrzenność nie straciła nic ze swej pełni.

2229042017 002Gwiazda KEF-a – współosiowy
przetwornik Uni-Q.

 


Mając tak szeroką możliwość wyboru sposobu dostarczania sygnału, poświęciłem wiele uwagi częstym zmianom źródła. Korzystałem z tego samego programu w komputerze i telefonie, z tą samą playlistą zapisaną na dyskach, w tej samej jakości. Dzięki temu, nawet w trakcie trwania tego samego utworu, mogłem zmieniać źródło sygnału i spróbować wyłapać różnice. Komputer (MacBook) podłączyłem przez USB, RCA oraz Wi-Fi. Telefon pozostał sparowany za pośrednictwem Bluetootha.
Ku mojemu zaskoczeniu, chyba najlepiej wypadł ten ostatni. Dźwięk przez Wi-fi był delikatnie przyszarzały, pozbawiony wyrazistości, która wracała, gdy dane przesyłał telefon. Sytuacja poprawiała się, jeśli sygnał, zamiast przez Wi-Fi, był doprowadzony kablem sieciowym. Trudno obiektywnie ocenić jakość brzmienia, gdy sygnał dochodził poprzez złącza analogowe, ponieważ komputer w tej kwestii nigdy nie będzie odpowiednikiem wyrafinowanego odtwarzacza CD. Niewielkie jest jednak prawdopodobieństwo, że ktoś zakupi LS50 w wersji Wireless i podłączy do nich… Linna CD12. Tutaj rządzi sygnał cyfrowy, a dla słuchacza jakość dźwięku będzie tak samo ważna, jak wygoda użytkowania.
Taki obrót sprawy bardzo mnie ucieszył. Możliwość surfowania po gigantycznej bibliotece utworów, dostępnych z kanapy, była wprost nieoceniona.

2229042017 002Profilowany wylot tunelu – jeden
ze znaków rozpoznawczych LS50.

 


Jak przystało na produkt z wyższej półki, KEF-y prezentowały bardzo dobry poziom brzmienia. Podobnie jak w wersji pasywnej, nie było miejsca na kompromis. W moim odczuciu, podstawowa różnica pomiędzy wersjami sprowadza się do obserwacji, że Wireless nie są tak przeźroczyste i neutralne w oddawaniu barwy jak tańsza wersja kablowa. Czy Arcam Music Solo znacząco wpłynął na tę opinię? Trudno to jednoznacznie stwierdzić, choć zapewne w jakimś stopniu tak. Wzmacniacze wbudowane w model bezprzewodowy na pewno wtrąciły do brzmienia swoje trzy grosze. Nie można także pominąć sposobu obróbki sygnału cyfrowego. W konfiguracji z wersją pasywną za wszystko odpowiadał Solo Music, czyli urządzenie zewnętrzne; małe monitorki musiały tylko wygenerować dostarczoną już w wersji analogowej przesyłkę. W opcji aktywnej cała inżynieria musiała się zmieścić w miniaturowych obudowach.

2229042017 002Panel dowodzenia znajduje się
w prawym głośniku. Ilość gniazd
zadowoli każdego.

 


Być może właśnie dlatego przez cały czas odnosiłem wrażenie, że dźwięk ma cyfrowy rodowód. Brakowało mi tej lekkości analogu z jego niedopowiedzeniami, objawiającymi się w wybrzmieniach, szczególnie w najwyższej części pasma. Właściwość ta znikała, jeśli decydowałem się na muzykę elektroniczną. Energetyczność i dosadność brzmienia zaczynały wtedy, nomen omen, elektryzować.
Bezprzewodowe LS50 bez problemu obnażą nadmierną kompresję plików muzycznych. Na tym poziomie po prostu nie wypada używać zwykłych empetrójek. Trudno się ich słucha, szczególnie zaraz po utworach zapisanych w formatach bezstratnych.

2229042017 002Niewielki, elegancki pilot
dobrze leży w dłoni. Jego obsługa
to czysta
przyjemność.

 


Kontrola basu nie uległa zmianie. Pozostał dynamiczny i sprężysty, choć momentami wydawało mi się, że nie schodził już tak nisko. Duże wrażenie robiła słusznych rozmiarów scena i łatwość, z jaką niewielkie pudełka potrafiły wypełnić pomieszczenie dźwiękiem. Na pochwałę zasługuje również fakt, że parametry jakościowe odsłuchu zostały zachowane nawet przy wysokich poziomach głośności.
Wypadałoby te obserwacje jakoś podsumować, ale mam mały kłopot z oceną bezprzewodowych LS50. Z jednej strony, dźwięk, mimo że bardzo dobry w tej cenie, nie przypadł mi do serca w stu procentach. Z drugiej – fenomenalna wygoda obsługi, dziecinnie prosta konfiguracja i wielozadaniowość brytyjskich monitorów z nawiązką rekompensowały niedociągnięcia w kategoriach czysto audiofilskich.

2229042017 002Głośniki w parze
nie są takie same – różni je
wygląd tylnej ścianki.

 


Tak, przyznaję, bardzo chciałbym zatrzymać te głośniki na stałe. Poświęciłbym nawet tych kilka umownych procent jakości, by móc się cieszyć doskonałą funkcjonalnością. W końcu przez znakomitą większość czasu słucham muzyki dla przyjemności, a nie dla wsłuchiwania się w niuanse i zastanawiania się, czy coś jest bardziej cyfrowe, czy analogowe.

2229042017 002Lewy głośnik ma tylko wejście RJ45
do podłączenia z prawym monitorem,
regulator balansu i gniazdo zasilania.

 


Konkluzja
Jeżeli więc cenicie dobre brzmienie, a jednocześnie lubicie sprzęt wygodny w obsłudze i nie wymagający układania zwojów kabli, możecie bez obaw kupić LS50 Wireless. Intuicja mi podpowiada, że nie będziecie żałować.

 

 

 

KEF LS50 Wireless o

 

 

 

 

 



Artur Rychlik
Źródło: HFM 04/2017

Pobierz ten artykuł jako PDF