HFM

artykulylista3

 

Van den Hul 3T The Cumulus Hybrid

6467122016 001
Van den Hula nie trzeba nikomu przedstawiać. Działa od blisko czterdziestu lat i ani myśli ograniczać się do samych kabli. Oferuje także wkładki gramofonowe, wysokiej klasy przedwzmacniacze korekcyjne, system dzielony (preamp plus monobloki), a nawet filtry zasilania.

Opracowanie wszystkich tych urządzeń wymaga solidnego zaplecza technicznego i naukowego, a to niewątpliwie przydaje się także przy projektowaniu i produkcji kabli.


Budowa
Recenzowany dziś głośnikowy The Cumulus Hybrid to szczyt oferty i – jak skromnie zapewnia producent – „nie ma potrzeby szukać lepszego”. Z pewnością trudno będzie o cięższy. Masa Cumulusa połączona z dużą sprężystością sprawia, że przy podpinaniu urządzeń trzeba uważać, aby czegoś nie zrzucić bądź nie uderzyć metalowymi puszkami w obudowę urządzenia. Holenderski przewód jest za to niesłychanie giętki, w co trudno w pierwszej chwili uwierzyć, patrząc na gabaryty nie ustępujące wężowi strażackiemu. Van den Hul wykorzystał niezwykle wygodne i praktyczne rozwiązanie, stosowane już we wcześniejszych wysokich modelach – szeroko rozstawione rodowane widełki można wykręcić i zastąpić je równie solidnymi bananami. Dla kogoś, kto często zmienia sprzęt, będzie to nieoceniona zaleta, pozwalająca dopasować końcówki do konkretnego urządzenia bez konieczności wymiany całych kabli.
Mieniąca się na złocisto szata opinająca przewód to oczywiście słynny Hulliflex – opatentowany izolator, stosowany przez Van den Hula zamiast PCW. W materiałach reklamowych producent wymienia aż czternaście (!) zalet Hullifleksu. Wśród nich – obok licznych dobrodziejstw ekologicznych – na czoło wysuwa się wysoka odporność mechaniczna i mała podatność na gięcie, rozciąganie, kruszenie, deptanie, miażdżenie i tym podobne czynności, którym oddają się audiofile pozostawieni sam na sam ze swoimi kablami.

 

6467122016 002Cztery grube żyły,
po dwie w oplocie, plus aluminiowe
puszki. Jest co dźwigać.


O tym, co najistotniejsze, czyli co tak naprawdę kryje się w środku, dowiemy się niewiele, ponieważ szczegóły objęto tajemnicą. Wiadomo jedynie, że w roku 2010 firma odeszła częściowo od słynnych włókien węglowych i w ramach nowej, również opatentowanej technologii 3T (True Transmission Technology) rozpoczęła produkcję przewodników ze stopów metali. Jakich? O tym materiały producenta milczą. Na pewno jednak nie są to metale powszechnie stosowane w okablowaniu audio, z czego należy wnosić, że nie znajdziemy tu miedzi, złota ani srebra.
Cumulus Hybrid to konstrukcja czterożyłowa, nie licząc dodatkowego przewodu uziemiającego. Każdą żyłę umieszczono w osobnej izolacji. Przewodnik typu multistrand (plecionka) o średnicy 4,62 mm składa się z licznych nici wykonanych w technologii 3T. Można zamówić wersję pojedynczą albo bi-wire. Standardowa długość to 2,5 metra; każde dodatkowe 50 cm wymaga dopłaty 2000 zł. Kabel jest pakowany w potężną kanciastą walizkę z ciemnego tworzywa sztucznego, opatrzoną złoconym logo VdH oraz naklejką z nazwą modelu. A niech wiedzą na osiedlu.

 

6467122016 002Grubość i masa robią wrażenie,
jednak przewody pozostały giętkie.


Brzmienie
Zacznijmy z grubej rury. Skalę zmian wprowadzanych przez Cumulusa Hybrid można śmiało porównać do wpięcia w system np. nowego wzmacniacza. Mało tego, zdarzyło mi się już testować kilka konkretnych urządzeń (końcówka mocy, odtwarzacz, przetwornik c/a), które nie przemeblowały obrazu dźwiękowego w aż tak radykalnym stopniu!
Cumulus redefiniuje pojęcie przestrzeni. Choć używane przeze mnie na co dzień Red Dawny nie są pod tym względem ułomne i potrafią rzetelnie pokazać różnice między urządzeniami – także w sposobie budowania sceny – to w tym przypadku poniosły sromotną porażkę. Po wpięciu Cumulusów odniosłem wrażenie, że wyszedłem z dusznego pokoju na taras pensjonatu w wysokich górach. Trójwymiarowość muzyki i jej przepastna głębia szły w parze z niczym nieskrępowaną swobodą, potężnym oddechem i bardzo precyzyjnym, choć nie nachalnym obrysem instrumentów. Nie było w tym nic sztucznego ani na siłę podkręconego, co jest zresztą kolejną zaletą holenderskiego okablowania. Wszystkie zjawiska, które w tak istotnym stopniu podnoszą realizm przekazu – przestrzeń, szczegóły, atmosfera, gładkość – pojawiają się tu dyskretnie i od niechcenia, jakby nie chciały przesłaniać najważniejszego elementu, czyli samej muzyki. Dzięki wybitnej trójwymiarowości, Cumulus Hybrid potrafi ożywić nawet mało audiofilski materiał, jakim są nagrania archiwalne. I choć w przypadku zapisu monofonicznego (Bix Beiderbecke, Louis Armstrong) niepodobna się rozwodzić nad szerokością sceny, to jej głębia i plastyczność robią piorunujące wrażenie. Niesamowite, ile można wyciągnąć z dobrze zarejestrowanego materiału sprzed ponad dziewięćdziesięciu lat.

 

6467122016 002Szczytowy Van den Hul
The Cumulus Hybrid


Pozostajemy w dobrze znanym kręgu „szkoły van den Hula”. Barwa, a także faktura dźwięku, są gładkie, wręcz kremowe, o łagodnych, aksamitnych konturach. Nie trzeba opisywać tego zjawiska tym, którzy słuchali choćby dawnego modelu Wind holenderskiego producenta. Jednak w tamtym przypadku łagodność i muzykalność zostały okupione zamgleniem szczegółów i minimalną kompresją dynamiki. Cumulus nie zna takich ograniczeń. Gęsta faktura dźwięku nie przeszkadza w doskonałej słyszalności licznych detali. Ba, można wręcz odnieść wrażenie, że ich przybyło, ponieważ są o wiele lepiej doświetlone i wydobyte z tła.

 

6467122016 002Widełki można wykręcić
i zmienić na banany.


Obfity bas zapuszcza się bardzo nisko. Jeśli cokolwiek ograniczy rozciągnięcie niskich tonów, to możemy być pewni, że wąskim gardłem na pewno nie są kable głośnikowe. Barwa niskich tonów pozostaje zgodna z firmowym założeniem, a więc miękka, nasycona i przyjemna dla ucha. Mogłoby to sugerować lekkie spowolnienie tego zakresu, ale nic z tych rzeczy! Drugą, równie istotną cechą „cumulowskiego” basu jest podkreślenie jego funkcji rytmicznej. Zarówno w jazzie, jak i wielkiej symfonice czy rocku będziemy wyraźnie słyszeć – a raczej czuć całym ciałem – wspaniałą pulsację, która nadaje muzyce zrywność i drive. Są oczywiście kable, które potrafią jeszcze bardziej zdyscyplinować bas, jednak w większości przypadków odbywa się to kosztem skrócenia wybrzmień i utraty muzykalności.

6467122016 002Widełki można wykręcić
i zmienić na banany.


Przeciwległy skraj pasma określiłbym jako mocno realistyczny, bez śladów nadmiernego złagodzenia. Dało się słyszeć, że barokowe smyczki potrafią ostro przyciąć, choć wcale nie było to nieprzyjemne. Wysokie tony Cumulusów – bogate w alikwoty, detaliczne, a jednocześnie płynne – to klasa sama dla siebie. Docenimy je, zwłaszcza gdy będą mogły wybrzmieć za pośrednictwem naprawdę dobrych głośników wysokotonowych.

6467122016 002Hulliflex tak, halogen nie.


Jak na produkt high-endowy przystało, holenderskie kable potrafią godzić ogień z wodą. Słychać to między innymi na przykładzie średnicy, która – przy całej zniewalającej słodyczy i miękkości nastrojowych wokali – potrafi też zabrzmieć dosadnie i szczegółowo. Nawet w przypadku gęstych aranżacji czy rozbudowanych składów orkiestrowych nie ma problemów ze skupieniem uwagi na wybranej grupie instrumentów. Jednak największe wrażenie robi całościowe podejście do muzyki – pełnia dźwięku i nierozerwalna spójność pasma. I właśnie ta ostatnia cecha w dużej mierze odpowiada za dojmujące poczucie realizmu i kontaktu z żywą muzyką.
Na koniec rzecz niespotykana, która podważa jeden z audiofilskich dogmatów o podziale kabli na te „do lampy” i te „do tranzystora”. Cumulusy sprawdziły się doskonale jako partner Gryphona Callisto 2200, ale też wspaniale wypadły w połączeniu z delikatnie brzmiącymi monoblokami lampowymi, które pracowały w trybie triody. Czyżby kable do wszystkiego? To już każdy musi ocenić sam. Warto jednak odnotować, że poza oczywistymi wartościami sonicznymi, otrzymujemy też wartość dodaną – przewody na tyle uniwersalne, że mogą się sprawdzić w wielu różnych systemach.

 

6467122016 002Hulliflex tak, halogen nie.


Konkluzja
Jako umiarkowany kablowy sceptyk tym razem musiałem złożyć broń i uznać prymat wrażeń słuchowych nad tzw. podejściem zdroworozsądkowym. To ostatnie trzeba będzie skutecznie wyeliminować przy płaceniu za kabel głośnikowy sumy, za którą można by mieć niezłej klasy wzmacniacz bądź kolumny. Ale kto powiedział, że audiofilizm ma się zawsze kierować rozsądkiem?

 

 

 VandenHul3t o

 

 

 

 

 



Bar tosz Luboń
Źródło: HFM 12/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF