HFM

artykulylista3

 

Marantz NR1402

18-20 07 2011 01Ponad pół roku temu szefowie Marantza wpadli na iście szatański pomysł: zamiast kolejnego kloca nafaszerowanego kosmiczną technologią zaproponują urządzenie odarte z bajerów.

NR1601 kosztował zupełnie przyzwoite pieniądze, a zamiast niepotrzebnych funkcji znalazłem w nim wyśmienite komponenty pochodzące wprost z flagowego SR7005. Najwyraźniej urządzenie pozbawione zbędnych gadżetów zyskało uznanie klientów, bowiem w moje ręce trafił najnowszy amplituner Marantza, będący kontynuatorem tamtej idei.

Budowa
W świecie wielokanałowych maszyn masowego rażenia NR1402 może być odpowiednikiem jednogałkowego wzmacniacza stereo. Jest tak prosty, że prostszy chyba być nie może. Właściwie jest to zintegrowany wielokanałowy wzmacniacz z dołożonymi procesorami surround oraz modułem AM/FM.
Niespełna 10-cm wysokości front zaimponuje naleśnikowatym odtwarzaczom DVD, ale budżetowe wzmacniacze stereo mogą już patrzeć na niego z wyższością.
W centrum panelu czołowego, wykonanego ze szczotkowanego aluminium, umieszczono przyciski umożliwiające pełną konfigurację urządzenia. Gdyby ktoś wybrał drogę na skróty, NR1402 ma wbudowany system Audyssey, służący do automatycznej kalibracji głośników, stosowany w znacznie droższych modelach Marantza. Obok gniazda mikrofonu kalibracyjnego znalazło się wyjście słuchawkowe, a różnica w rozmiarach wtyczek wyklucza pomyłkę. W czasie słuchania muzyki stereo nie od rzeczy będzie użyć trybu „Pure Direct”, aktywowanego przyciskiem znajdującym się pod wyświetlaczem.
Na widok tablicy rozdzielczej rozdzwoniły mi się w głowie dzwonki alarmowe. Lista dostępnych gniazd jest bardziej niż skromna, a pięciu par terminali głośnikowych nie widziałem już od dobrych paru lat. Czyżby NR1402 okazał się przedpotopowym gratem, ubranym w pstre marketingowe ciuszki? Jeśli tak, to co tam robi solidna sieciówka IEC, praktycznie niespotykana w budżetowym sprzęcie?
Po rozkręceniu obudowy wszelkie niecne myśli pierzchają jak stado szpaków. Podstawę zasilania stanowi potężny transformator rdzeniowy oraz para dorodnych elektrolitów o łącznej pojemności 13600 μF. Jako że maszyna Marantza przez cały czas pozostaje pod prądem (na froncie znajduje się jedynie przycisk „Standby”), na bocznej ściance umieszczono drugi duży zasilacz, działający w trybie czuwania.
Elektronika zmieściła się na kilku płytkach drukowanych i próżno tam szukać elementów z najniższej półki. Za dekodowanie ścieżek dźwiękowych odpowiada 32-bitowy procesor Analog Devices Sharc ADSP-21487, wspomagany kilkoma mniejszymi kośćmi tej samej firmy. Inny scalak Analog Devices, ADV7623, obsługuje wyjście HDMI 1.4a. Nie znalazłem tam natomiast analogowo-cyfrowych konwerterów obrazu ani skalera 1080p.
Końcówkę mocy, zbudowaną w oparciu o elementy dyskretne, umieszczono na dużej płytce na samym dnie obudowy. Pięć par tranzystorów przymocowano do aluminiowego radiatora, a gęsta sieć otworów w dnie oraz pokrywie ułatwia wypychanie ciepłego powietrza na zewnątrz obudowy. Choć, prawdę powiedziawszy, NR1402 za bardzo się nie grzeje.

18-20 07 2011 02     18-20 07 2011 03

Wyposażenie i obsługa
Wbrew pochopnym wnioskom, Marantz jest nowoczesnym amplitunerem, adresowanym do posiadaczy najnowszych źródeł dźwięku i obrazu, którzy nie mają ochoty płacić za niepotrzebne funkcje. Ilu posiadaczy kina domowego używa amplitunerów do nagłaśniania innych pomieszczeń? Ilu wykorzystuje cyfrowe konwertery obrazu do oglądania na swych plazmach starych kaset VHS? Ilu wreszcie korzysta ze skalerów obrazu zamiast podłączyć odtwarzacz DVD bezpośrednio do telewizora? Zamiast tego częściej będą potrzebne dekodery dźwięku HD, których na pokładzie NR1402 znajdziemy całą kolekcję. W świetle powyższego zdziwienie może budzić obecność jedynie pięciu par terminali głośnikowych, ale z drugiej strony większość użytkowników kina domowego i tak nie wychodzi poza standard 5.1. Gdyby jednak Marantz trafił w ręce prawdziwego pasjonata, istnieje możliwość podłączenia do wyjścia stereo dodatkowej końcówki mocy sterującej dwoma dodatkowymi kanałami.

18-20 07 2011 04     18-20 07 2011 06

Wrażenia odsłuchowe
Chytry plan konstruktorów Marantza spotkał się z równie przebiegłą ripostą. Jeśli myśleli, że rzucę się na NR1402 z garścią pełną bombastycznych filmów, starając się udowodnić, że urządzenie nie sprosta wymogom drugiej dekady XXI wieku, to byli w błędzie. Korzenie amplitunera, tak jak pozostałych urządzeń Marantza, tkwią w złotych czasach stereo, więc postanowiłem przetestować go tak, jak sprzęt służący do odtwarzania muzyki. Jeśli wyjdzie z tego cało, to podrasowane efekty surround, jakimi okraszone są współczesne produkcje filmowe, powinien wciągnąć nosem.
Dlatego, zgodnie z tradycją wyniesioną ze stereo, jako pierwsze na tacce odtwarzacza wylądowało oratorium „Mesjasz” Haendla, które ostatnio wpadło mi w ręce w formacie DVD. Koncert z 1992 roku, zagrany z okazji 250-lecia wykonania dzieła, poprowadził sir Neville Marriner, a w wśród wykonawców nie zabrakło takich sław, jak Sylvia McNair i Anne Sofie von Otter. Starając się nie zwracać uwagi na oldskulowe fryzury, okulary oraz makijaże, zamknąłem oczy i przeniosłem się na widownię dublińskiego Point Theatre. Marantz bez problemu poradził sobie z odwzorowaniem akustyki dużej sali koncertowej. Najsłynniejsze dzieło Haendla zostało odegrane w skupieniu, niespiesznie, a cudowne dźwięki wydobywane z zabytkowych instrumentów dawały pojęcie o tym, czego słuchali poddani króla Jerzego II. Kilka następnych płyt z koncertami jazzowymi, rockowymi oraz bluesowymi, z prądem i bez, utwierdziło mnie w przekonaniu, że z NR1402 wyjątkowo muzykalna bestia.
Po zmianie repertuaru na filmowy amplitunerowi Marantza udało się utrzymać wysoki poziom. W scenach batalistycznych bez pardonu rzucał mnie w sam środek zmagań wojennych, co skutkowało gwałtownymi skokami ciśnienia. Natomiast gdy w odtwarzaczu lądowały nieco spokojniejsze filmy, NR1402 nie silił się na efekciarskie sztuczki. W końcu to Marantz, a nie jakiś supermarketowy chłam.

Reklama

Konkluzja
Rzadko się zdarza, by niedrogie urządzenie prezentowało tak dojrzałe brzmienie. To bardzo dobry sprzęt na początek przygody z kinem domowym i wcale się nie zdziwię, jeśli zostanie w domu na lata.

18-20 07 2011 T

Autor: Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 7-8/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF