HFM

artykulylista3

 

Synergistic Research Xot

hfm11 6005Lista akcesoriów poprawiających brzmienie jest bardzo długa. Od kamiennych płyt pod kolumny, poprzez platformy antywibracyjne, aż po krążki naklejane na CD czy podstawki pod kable.

Wymieniać można długo, bo do tej grupy zalicza się też urządzenia czyszczące prąd, a nawet elementy poprawiające akustykę. Wszystko ma jeden cel i jeżeli mielibyśmy wprowadzać jakąś systematykę, to można by podzielić akcesoria na te, które działają, oraz te, które poza wydatkiem nie wnoszą nic, a posiadacza skłaniają do przekonywania samego siebie, że było warto.


Szczypta historii
Założyciel PS Audio – Paul McGowan – w wywiadzie udzielonym jednemu z zagranicznych portali stwierdził, że siebie i swoją firmę postrzega jako manufakturę niewielką, a mimo to bardzo znaną. Słyszał o niej (albo prędzej czy później o usłyszy) każdy entuzjasta sprzętu hi-fi. Długofalowym celem PS Audio jest produkcja wszystkich elementów systemu, nie wyłączając kolumn. Zaczęło się od zasilania, ale to jedynie część misternego planu. Przetworniki c/a to kolejny krok.
McGowan zapytany o to, kim jest naprawdę, odrzekł: „buntownikiem oraz starym hipisem, który od późnych lat 70. stara się dokonywać rzeczy niemożliwych”.
Z długimi włosami oraz pacyfistycznym podejściem do życia nie palił się do walki na froncie, choć dostał powołanie. Dowiedział się, że jedyną drogą uniknięcia Wietnamu jest podpisanie z armią kontraktu dłuższego niż trzy lata, co też skwapliwie uczynił. Został wysłany do Monachium, gdzie poznał swą przyszłą żonę. Pracował jako DJ w nadającej na całą Europę radiostacji AFN (American Forces Network). Uważa, że to jedne z najlepszych lat jego życia. 

 

hfm11 5001

 


Producenci mają świadomość, że działanie niektórych akcesoriów jest nader subtelne, więc obudowują je filozofią. Wyjaśniają, na czym polega problem, a potem – jak poprawiacz z nim walczy. Użytkowanie ułatwia szczegółowa instrukcja obsługi. Zdarza się też, że gadżet jest zupełnie nowy i eliminuje dotychczas niezidentyfikowane problemy.
Od czasu do czasu okazuje się jednak, że dodanie konkretnego ustrojstwa może wprowadzić istotne zmiany w naszym systemie. Musimy tylko wiedzieć, co chcemy osiągnąć, ewentualnie – z czym system ma problem.
W przypadku Xotów Synergistic prezentuje zupełnie inne podejście. Trzeba powiedzieć: dość ryzykowne.

Co to jest?
Czym jest Xot – nie wiem. Od dystrybutora również otrzymałem precyzyjną odpowiedź: „Nie mam pojęcia. Wpinasz w gniazda kolumn i słuchasz”.
Producent także nie wyjaśnia wiele na swojej stronie internetowej. Jest tylko informacja, że cylindry wykorzystują tajemnicze rozwiązanie o nazwie „Uniform Energy Field”. Dodatkowe określenie „Transducer/Crossover” kieruje uwagę na zwrotnice. Niewykluczone, że Xoty czyszczą zwrotnice z elektro- i magnetośmieci. Pomysł jest chyba świeży, w każdym razie nie słyszałem dotąd o akcesoriach działających na płytkę z filtrem w kolumnie.
Sposób użycia
Budowa i sposób użycia są proste. Cylindry są dość lekkie, więc zrobiono je albo w całości z aluminium, albo są to tekturowe tuby, zakończone aluminiowymi kapslami. Obstawiałbym pierwszą opcję, bo ściskałem je mocno i nie zauważyłem odkształceń. Całość jest mocno sklejona albo zlutowana, bo nie udało się zerwać zaślepki. Jedyny sposób, by zajrzeć do środka, to przeciąć tuby. Na to się jednak nie zdecydowałem, bo Xoty kosztują 1700 zł.
Z tub wystają krótkie przewody (10 cm razem z wtykiem), zakończone bananami albo widełkami – opcja do wyboru. Oznaczenie jest łopatologiczne: kolor czerwony i czarny, a dla daltonistów na wtykach namalowano wielki plus i minus.
Większość kolumn ma gniazda „na parę i na żagiel”. Jeżeli używamy bananów, to warto wybrać Xoty „widełkowe”; jeśli widełek, odwrotnie – „bananowe”. Wtedy podłącza się je bez konfliktu. Nie wiem, jaki skutek ma wpięcie w przeciwfazie, ale na wszelki wypadek nie próbowałem.

Zmiany
Xoty nie działają spektakularnie. Nie spodziewajcie się efektu, który zwala z nóg.
Nie jest to też zabawka do systemów za 5000 zł czy nawet 10000 zł. Potrzeba odpowiedniej rozdzielczości, czystości i oddechu, który zapewniają urządzenia z wysokiej półki. Dopiero wtedy da się zauważyć zmiany.
Nie w każdej muzyce będą one na tyle ewidentne, by mówić o przełomie czy rewolucji. Generalnie, przy kiepskich nagraniach z hałaśliwą górą i stłamszoną przestrzenią nie usłyszycie nic. Jeżeli więc słuchacie staroci (ale nie takich, jak Pink Floyd), to Xoty są w waszym systemie zbędne. Niewielkie zmiany zachodzą też w potężnych składach. W orkiestrowym tutti nie podjąłbym się próby odróżnienia na ślepo wersji „z” i „bez”.
Sytuacja zmienia się w muzyce, w której odwzorowanie szczegółów decyduje o ładunku emocjonalnym i klasie aranżacji. Do takich nagrań można zaliczyć słynną „Ciemną stronę Księżyca”, odległe plany Massive Attack czy „audiofilskie plumkania”. Im większa świadomość instrumentalistów w operowaniu pasmami, głębsze pochylenie nad drobiazgami i dopieszczenie ich na etapie nagrania i miksu, tym zmiany wprowadzane przez Xoty wyraźniejsze.
W zakresie dynamiki nie ma żadnych atrakcji; może poza śladowym uwypukleniem ataku. Podobnie w basie – wysilałem się tak, że mi żyły na skroni nabrzmiały, ale nie zauważyłem różnic, które można by uznać za wartościujące. A jeśli nawet, to nie były jednoznacznie korzystne. Wydaje mi się nawet, że ustrojstwa minimalnie ograniczają ciśnienie impulsów. Podkreślam jednak – jest to na tyle subtelna ingerencja, że nie będę się upierać, jeżeli ktoś stwierdzi, że tylko mi się zdawało. Być może Xoty po prostu działają na wyższą część pasma, a to, co poniżej, jest wyłącznie efektem psychologicznym.

Za to w przypadku wyższej średnicy i góry – słychać różnicę. Nie diametralną, ale jeśli zauważymy ją pierwszy raz, to później już będzie czytelna. Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, kiedy wypniemy Xoty z systemu. W drugą stronę jest mniej wyraźnie, ale to akurat znany proces. Tyłek, który siedział na miękkim fotelu, łatwiej rozpozna nieheblowaną deskę.

Następuje nie tyle korekcja barwy czy kształtowanie pasma, ale oczyszczenie tła, oszlifowanie konturów, pociągnięcie heblem wspomnianej deski. Sygnały są odrobinę krótsze i bardziej sprecyzowane. Nie odbywa się to jednak przez skrócenie pogłosu. W pierwszej chwili tak się wydaje, ale kilkakrotne posłuchanie danego fragmentu prowadzi do wniosku, że pogłos pozostał. Zginęło za to coś, czego nie żałujemy. Jakaś szorstkość czy brud.
Minimalnie zmienia się też definicja przestrzeni. I znów – pierwsze wrażenie jest mylące, bo przez chwilę czujemy spłycenie planu. Zaraz jednak okazuje się, że to tylko lepsza organizacja i bardziej precyzyjne ulokowanie źródeł. I znów – nie na zasadzie ich pozycjonowania, ale rozwiania otaczającej mgiełki. A bynajmniej nie chodzi o akustykę, ale raczej o niedokładności i (chyba) bliżej niesprecyzowane zakłócenia.

Zastanawiałem się, na czym polega pomysł na Xoty. Skoro mają to być „poprawiacze”, to powinny ingerować w obraz bardziej zdecydowanie. A chyba nie tędy droga. Spodziewałem się, że tubki będą coś od siebie dodawać, a one tego nie robią. Przeciwnie – ujmują – i przez to w pierwszej chwili jesteśmy zdezorientowani. Dopiero dłuższa znajomość z nimi prowadzi do przyjaźni i obserwacji, że właśnie tych rzeczy chcieliśmy się pozbyć.

Czy warto?
Podobno dżentelmeni o pieniądzach nie dyskutują. Ponieważ, na szczęście, dżentelmenem nie jestem, mogę walić prosto z mostu.
Czy zatem warto kupić Xoty? Zależy, do czego, dla kogo i po co. Jeżeli uważacie, że 1740 zł za tak małe pudełka to dużo – odpuśćcie sobie. Tak samo, jeżeli uważacie, że przewody zasilające nie wpływają na brzmienie i nie musicie słuchać, bo i tak swoje wiecie. Również wtedy, gdy na ten cel będziecie musieli wziąć chwilówkę. To nie są zabawki dla osób przeliczających decybele i złotówki na hedony (jednostki przyjemności). Ani sposób poprawy brzmienia taniego lub kiepsko spasowanego systemu.

Konkluzja
Xoty są dla audiofilów, którzy od dawna biorą udział w high-endowych przygodach. Mają już system, w którym nie za bardzo jest co zmienić, albo wiąże się to ze zbyt wielkim wydatkiem bądź wysiłkiem. Chcą jednak bardzo coś poprawić. Wrócić do płyt, po które dawno nie sięgali i może usłyszeć coś nowego albo inaczej.
Krążą plotki, że cała ta zabawa w sprzęt jest właśnie po to.
 

synergic o



Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 11/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF