HFM

Salvatore Licitra - Los chciał inaczej

74-76 10 2011 01We wrześniu miał zaśpiewać Ernaniego w Tokio, w październiku – Radamesa w Tajpej, a w listopadzie Pollione we włoskim Salerno. Już nie zaśpiewa. Kilkunastoletnia, przedwcześnie przerwana kariera mogła trwać o wiele dłużej, dając mu szansę wejścia na sam szczyt. Nie każdego młodego tenora nazywano drugim Pavarottim. Dziś obaj nie żyją, choć dzieliło ich pokolenie.

Salvatore Licitra urodził się 10 sierpnia 1968 roku w Bernie. Jego rodzina pochodziła z Sycylii, z regionu Acate. Młodość spędził w Mediolanie i, jak wielu tenorów przed nim, wszedł do świata opery niejako przypadkiem i bez wielkich aspiracji. Jego pierwszą pracą zarobkową było stanowisko grafika we włoskim wydaniu magazynu „Vogue”. Coś go jednak ciągnęło do śpiewu.
Gdy miał 19 lat, zaczął regularnie uczęszczać na lekcje. Przekonała go matka, która kiedyś usłyszała, jak śpiewał przy dźwięku radioodbiornika. Na poważniejsze studia młody tenor wyjechał najpierw do akademii muzycznej w Parmie, a później do prywatnej szkoły stworzonej przez Carlo Bergonziego w miasteczku Busseto, nieopodal miejsca narodzin Verdiego.


Na scenie zadebiutował jako 30-latek w „Balu maskowym” wystawianym w Parmie przez uczniów Bergonziego. Sukces tego przedstawienia sprawił, że otrzymał propozycje śpiewania w „Rigoletcie” i „Aidzie” w słynnej Arena di Verona. Publiczność od razu go pokochała. Wieści o pojawieniu się nowego talentu szybko się rozeszły, a zachęcony owacjami Licitra zgłosił się do mediolańskiej La Scali na przesłuchanie do roli Alvara w nowej inscenizacji „Mocy przeznaczenia”. Riccardo Muti docenił niezwykły głos oraz charyzmę debiutanta i osobiście podjął decyzję o jego angażu. Premiera spektaklu miała miejsce w marcu 1999 roku.
Potem przyszedł czas na kolejne przedstawienia w Weronie: „Toscę” i „Madame Butterfly”. W marcu 2000 roku Licitra wrócił do Mediolanu, by i tam zaśpiewać Cavaradossiego w najsłynniejszej operze Pucciniego. Ten występ został zarejestrowany i wydany później przez Sony Classical.
Wszystko działo się bardzo szybko. W maju 2000 roku miał miejsce debiut Lucitry w Madrycie w „Mocy przeznaczenia”. W lipcu ta sama opera znowu została wystawiona w Weronie i Salvatore odebrał nagrodę Premio Zenatello dla najlepszego tenora sezonu. We wrześniu odbył podróż do Japonii i dał kilka świetnie przyjętych przedstawień z zespołem La Scali. Aż w końcu otrzymał honorowe obywatelstwo Mediolanu i podpisał ekskluzywny kontrakt z Sony.
Otwierając w La Scali sezon 2000/2001, Licitra wystąpił w kontrowersyjnym przedstawieniu „Trubadura” przygotowanym przez Mutiego. Opery tej nie wystawiano na deskach szacownego teatru od 22 lat, a włoski dyrygent słynie z tego, że metodycznie i bezapelacyjnie trzyma się partytury. Sam wybrał Licitrę do roli Manrico, zabraniając mu jednocześnie zaśpiewania tradycyjnie dodawanego wysokiego C w cabaletcie z trzeciego aktu – „Di quella pira”. Publiczność głośno wyraziła swoje niezadowolenie wybuczawszy decyzję dyrygenta. Pół roku później Licitra zaśpiewał tę rolę ponownie, tyle że w Weronie, i − ku uciesze widzów − dodał w owej arii aż dwa wysokie C. W międzyczasie zdążył też odwiedzić USA. W Nowym Jorku wziął udział w uroczystej gali z okazji 26-lecia fundacji muzycznej Richarda Tuckera. Było to w listopadzie.
A w grudniu pod swoimi stopami miał już Rzym oraz Wiedeń, gdzie w Staatsoper zaśpiewał „Toscę”.
Debiut w Metropolitan Opera ostatecznie otworzył mu drogę na wszystkie sceny operowe świata, a w dodatku odbył się zupełnie niespodziewanie. W maju 2002 roku Luciano Pavarotii na dwie godziny przed podniesieniem kurtyny do „Toski” odwołał występ, tłumacząc się niedyspozycją zdrowotną. Przedstawienie zamykało sezon i miało być transmitowane na telebimach ustawionych przed budynkiem dla tysięcy zgromadzonych widzów. Dyrektor Met, Joseph Volpe, wykonał wtedy iście pokerową zagrywkę. Ponaddźwiękowym Concorde’em ekspresowo sprowadził Licitrę, by zastąpił chorego gwiazdora. Niezręczność sytuacji nie przeszkodziła w osiągnięciu niebywałego sukcesu. Recenzenci skrupulatnie, ze stoperem w ręku wyliczyli, że nowy mistrz otrzymał 43-sekundową owację po arii „Recondita armonia” oraz 46-sekundową po „E lucevan le stelle”. Z miejsca nazwano go następcą Pavarottiego i okrzyknięto śpiewakiem „wartym wspaniałej włoskiej tradycji”. Gazety komplementowały jego „głęboki barytonowy niski rejestr, jasne wysokie dźwięki i ogromną precyzję nawet w najwyższych rejonach skali”.

74-76 10 2011 02     74-76 10 2011 03

Nic dziwnego, że na kolejne przedstawienia na deskach Met nie trzeba było długo czekać. W następnych sezonach Licitra zaśpiewał tam „Moc przeznaczenia”, „Bal maskowy”, „Cavallerię Rusticanę”, „Pajaców”, „Trittico”, „Turandot” i „Ernaniego”. Ruszył także w niekończącą się trasę po kolejnych scenach. Występował w Zurichu, Berlinie, Hamburgu, Londynie, Paryżu, Chicago, Los Angeles, Waszyngtonie, Lizbonie, Oslo, na Tajwanie i w Chinach. Niektóre z przedstawień doczekały się rejestracji wideo. Pojawiły się także płyty oraz ścieżka dźwiękowa do filmu „Człowiek, który płakał” z Johnnym Deppem i Cate Blanchett. Wszystko szło dobrze.
Pod koniec sierpnia Licitra pojechał na rodzinną Sycylię, gdzie miał odebrać niezwykłą nagrodę – Premio Ragusani nel Mondo – przyznawaną ludziom z regionu miasta Ragusa za osiągnięcia zawodowe i rozsławianie tego miejsca na świecie. 27 sierpnia wybrał się ze swoją wybranką do restauracji. Szukając miejsca do zaparkowania skutera, stracił panowanie nad maszyną i zjechał z drogi, uderzając w mur. Prędkość nie była duża, ale artysta nie nałożył kasku.
Doznał poważnych obrażeń głowy i klatki piersiowej. Przewieziono go helikopterem do szpitala w Catanii, gdzie po operacji pozostawał w śpiączce jeszcze kilka dni. Niestety, organizm ostatecznie się poddał. Salvatore Licitra zmarł rankiem 5 września 2011. Za zgodą rodziny jego obie nerki i wątroba zostały pobrane do przeszczepu, a ciało w otwartej trumnie wystawiono w Teatro Massimo Bellini w Catanii. Pogrzeb odbył się 9 września w Vedano al Lambro niedaleko Monzy. Tak zakończyła się niezwykła kariera. Gdzieś tam, w lepszym świecie Pavarotii musi jeszcze zaczekać na swego następcę.

Autor: Maciej Łukasz Gołębiowski
Źródło: HFiM 10/2011

Pobierz artykuł jako PDF