HFM

Hans von Bülow - Artysta po przejściach

102-103 04 2010 01Choć był świetnym pianistą, świat pamięta go głównie jako dyrygenta. Ukochał Wagnera tak mocno, że przyzwalał na romans swojej żony z kompozytorem, a potem łkał jak dziecko na jego pogrzebie. Współpracowników traktował szorstko, ale efektem były niezapomniane wykonania. W styczniu minęła 180. rocznica jego urodzin.

Hans Guido von Bülow urodził się w Dreźnie 8 stycznia 1830 roku w zamożnej rodzinie posiadającej tytuł „Freiherr”, czyli odpowiednik angielskiego barona. Naukę muzyki rozpoczął stosunkowo późno, bo w wieku 9 lat, za to u bardzo znanego profesora Friedricha Wiecka, ojca Clary – żony Roberta Schumanna. Choć chłopcu nie brakowało talentu, rodzice nie bardzo chcieli zaakceptować muzyczne marzenia syna. Nalegali, by studiował prawo i w tym celu wysłali go do Lipska. Ta decyzja okazała się jednak niezbyt fortunna z ich punktu widzenia. Nie wiedzieli, że w Lipsku przebywał wtedy Franciszek Liszt, którego von Bülow szybko poznał. Włączając się w życie muzyczne miasta, młodzieniec bywał na

przedstawieniach operowych. Największe wrażenie zrobiły na nim dzieła Wagnera. Po premierze „Lohengrina”, w 1850 roku, podjął ostateczną decyzję o zignorowaniu rodzicielskich nakazów i poświęceniu się muzyce. W tym samym roku, już z rekomendacji Wagnera, otrzymał swoją pierwszą posadę dyrygenta w Zurichu. Rok później pojechał do Weimaru, by doskonalić umiejętności pianistyczne pod okiem Liszta. Ciężko pracował, by opanować wszystkie techniczne niuanse, konieczne do wykonań tak modnych w owym czasie wirtuozowskich koncertów.
W 1853 roku wyruszył w swoją pierwszą trasę koncertową. Odwiedził wtedy Wiedeń, Pest, Drezno, Karlsruhe, Bremę, Hamburg i Berlin. Szybko zyskał renomę nie tylko w Niemczech, lecz także w innych krajach Europy. Niestety, równie szybko się okazało, że choć Bülow jest wspaniałym muzykiem, to ma też wyjątkowo trudny charakter. Posadę w Zurichu stracił w wyniku konfliktu z orkiestrą.
Znajomość z Lisztem była dla Bülowa nie tylko okazją do nauki pianistyki i kompozycji. Okazała się także istotna dla jego życia uczuciowego. W 1857 roku poślubił córkę kompozytora – Cosimę. Trzy lata później urodziło im się pierwsze dziecko, Daniela, a w 1863 przyszła na świat Blandine. W 1864 roku Bülow otrzymał posadę dyrygenta w operze dworskiej w Monachium. Właśnie tam zdobył największą renomę. Dyrygował m.in. dwiema premierami oper Wagnera – „Tristanem i Izoldą” – oraz „Śpiewakami norymberskimi”. Oba przedstawienia odniosły wielki sukces. Kierował także nowo otwartym monachijskim konserwatorium, ucząc tam gry na fortepianie.
Niestety, w tym czasie Cosima wdała się w romans z Wagnerem i w 1868 roku ostatecznie porzuciła męża, zabierając ze sobą obie córki. Po rozwodzie Hans wyjechał na trochę do Florencji, aby pogodzić się z życiową porażką. Nigdy jednak nie znienawidził Wagnera i do końca życia przygotowywał jego dzieła.
W 1872 roku Bülow ponownie wyruszył w podróż koncertową. Tym razem odwiedził Anglię oraz USA. Będąc w Bostonie, zagrał tam jako pierwszy „Koncert fortepianowy b-moll” Czajkowskiego. Utwór, który dziś stanowi kanon literatury pianistycznej, wtedy był przez niektórych uważany za niewykonalny. Koncert odbył się 25 października 1875. Orkiestrę poprowadził Benjamin Johnson Lang. Premiera okazała się sukcesem, choć obecny wśród publiczności George Whitefield Chadwick napisał w swoim pamiętniku: „Nie mieli zbyt wielu prób i puzony wyraźnie źle weszły w środkowym tutti pierwszej części. Dało się wtedy słyszeć von Bülowa, który od fortepianu pełnym głosem zaśpiewał: 'do diabła z tą blachą' (the brass may go to hell)”. Sam pianista określił koncert jako oryginalny i szlachetny, choć w późniejszych latach wyłączył go ze swego repertuaru.

102-103 04 2010 02     102-103 04 2010 03

W latach 1878-1880 Bulow pracował jako dyrygent w Hanowerze. Musiał jednak odejść po bójce z tenorem w czasie próby Wagnerowskiego „Lohengrina”. Pechowy śpiewak miał wykonać rolę tytułową, czyli tajemniczego łabędziego rycerza. Zdenerwowany Bülow nazwał go rycerzem świń. W 1880 roku dyrygent objął posadę w Meiningen. Kierował tam orkiestrą, która w owym czasie nie należała do wybitnych. Upór i silny charakter Bülowa sprawiły, że wyniósł ją na poziom mistrzowski. Jednym z jego podstawowych wymagań było, aby muzycy wszystkie partie grali z pamięci. Zawsze powtarzał, że „trzeba mieć partyturę w głowie, a nie głowę w partyturze”. Wprowadził także dwie nowości w samym instrumentarium. Po raz pierwszy wykorzystał pięciostrunowe kontrabasy oraz kotły z pedałowym systemem zmiany stroju. Dziś obie te innowacje są standardem w większości orkiestr symfonicznych.
Miał w zwyczaju ustawiać na estradzie dwa fortepiany, gdy grał coś jako solista z orkiestrą. Jeden stał klawiaturą w stronę publiczności, drugi – w stronę orkiestry. Bülow już w trakcie wykonania decydował, przy którym usiądzie. Zdarzyło się, że w trakcie koncertu, kiedy na scenie stał akurat tylko jeden fortepian, zażądał jego obrócenia. Zapytany potem o powód stwierdził, że wśród publiczności była pewna dama, która ciągle się wachlowała, rozpraszając go nieznośnie. Nie cierpiał także wręczania po koncercie kwiatów lub wieńców. Któregoś razu odmówił ich przyjęcia mówiąc: „To pomyłka, nie jestem wegetarianinem!”.
W czasie swojej pracy w Meiningen Bülow poznał młodego Ryszarda Straussa. Nie zachwycił się nim z początku, ale zmienił zdanie po wysłuchaniu fragmentów „Serenady”. Użył potem swoich wpływów, by zapewnić Straussowi stałą posadę dyrygenta. Pod koniec lat 80. XIX wieku artysta zamieszkał w Hamburgu, wyjeżdżał jednak często na koncerty jako dyrygent i pianista. Około roku 1890 podupadł na zdrowiu. Zaczęły się chroniczne bóle głowy, które uniemożliwiały pracę i normalne życie. Lekarze zdiagnozowali guza położonego w okolicy karkowych nerwów korzeniowych. Zalecono zmianę klimatu na cieplejszy i bardziej suchy. W efekcie muzyk znalazł się w Kairze, gdzie zmarł w hotelu 12 lutego 1894, w wieku 64 lat.
Z powodzeniem łącząc karierę pianisty i dyrygenta, Hans von Bülow wywierał wpływ na światową kulturę muzyczną w drugiej połowie XIX wieku. Znał i przyjaźnił się z największymi twórcami tamtych czasów, od Wagnera i Liszta, po Brahmsa, Czajkowskiego czy Ryszarda Straussa. Wykonywał ich dzieła, dyskutował o kształcie nowych utworów, pomagał, a czasem krytykował. Despotycznym charakterem zrobił sobie kilku wrogów, ale jako dyrygent sprawdzał się znakomicie. Należał do grona tych mistrzów batuty, z którymi nikt nie próbował dyskutować. Jego zdanie było tak samo ostateczne jak jego interpretacje. Pozostawił po sobie także masę anegdot, świadczących o jego poczuciu humoru i dystansie do siebie, muzyki i świata. Choć niezbyt szczęśliwy w życiu osobistym, umiał dać z siebie wszystko jako artysta. Tego mu nigdy nie zapomnimy.

Autor: Maciej Łukasz Gołębiowski
Źródło: HFiM 04/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF