HFM

artykulylista3

 

Myrath - Legacy

cd112016 006

Verycords 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Myrath dowodzi tezy, że metal z mniej oczywistych miejsc potrafi zaimponować. Zespół umiejętnie balansuje pomiędzy skomplikowanymi strukturami metalu progresywnego oraz przystępnymi melodiami, które przyciągnęłyby szerszą publiczność. Choć w kompozycjach nie ma eksperymentów z konwencją, to szeroka paleta brzmień bez trudu wypełnia ewentualne braki. Mocno obecne są także motywy z ojczyzny muzyków – Tunezji. Instrumenty smyczkowe, charakterystyczne dla muzyki arabskiej, to nie tylko haczyk, ale integralna część większości utworów. Twórcy skupiają się na wyśmienitych, chwytliwych wokalach oraz partiach klawiszowych, przez co pozostałym instrumentalistom zdarza się zejść na dalszy plan. Gdyby pisząc swoje kompozycje, zespół w równym stopniu wykorzystał talenty wszystkich członków, trudno byłoby się do czegoś przyczepić. „Legacy” to jeden z tych albumów, które – prezentując wyjątkowo wysoki poziom artystyczny – są w stanie trafić także do niezbyt wyrobionych słuchaczy. Przy tej płycie źle bawić się będą jedynie najwięksi przeciwnicy przystępnego brzmienia w metalu.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 11/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Gojira - Magma

cd112016 015

Roadrunner 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Jak już się wielokrotnie przekonaliśmy, nawet najbardziej oryginalna formuła w końcu powszednieje. Na szczęście panowie z Gojiry w porę zdali sobie z tego sprawę i na swoim najnowszym albumie skręcają w stronę bardziej melodyjnych i nastrojowych brzmień. „Magma” rozczaruje wielu dotychczasowych fanów, ale przysporzy grupie nowych. Zmiany są faktycznie odczuwalne i jeśli ktoś do tej pory cenił zespół wyłącznie za agresywne łojenie, nie znajdzie tu wiele dla siebie. Charakterystyczne riffy, łączące potężną sekcję rytmiczną z piskiem wysokich rejestrów gitar, dalej cieszą uszy, lecz częściej zwalniają tempa. Słychać też więcej eksperymentów z brzmieniem, zamiast dodawania kompozycjom masy. Chociaż zagrywki z reguły zaskakują kreatywnością, to niekiedy brakuje im rozwinięcia. Sporadyczne dłużyzny, w połączeniu z obecnością niewiele wnoszących przerywników, a także krótkość albumu powodują, że odnosi się wrażenie, iż „Magma” nie oferuje zbyt dużo czystej treści. Najnowsze dzieło Gojiry nie przekona wszystkich. To odważny ruch i chociaż nie wszystko wyszło tak, jak powinno, to z pewnością jest to krok w dobrą stronę.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 11/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Red Hot Chili Peppers - The Getaway

cd112016 018

Warner Bros. Records 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Red Hot Chili Peppers pojawili się na scenie Los Angeles w 1983 roku. Od tego czasu pozostają wierni rockowi z dużą dawką funku i elementami reggae. Jedenasty krążek studyjny amerykańskiego kwartetu nie przynosi stylistycznej rewolucji. Zapewne dlatego, że w składzie pozostaje trzech stałych członków formacji. Oprócz założycieli – Anthony’ego Kiedisa (wokal) i Michaela Petera Balzary’ego, znanego pod pseudonimem Flea (bas) – nadal słyszymy grającego z nimi od 1989 roku Chada Smitha (perkusja). Jedynie poprzedniego gitarzystę, Johna Frusciante, zastąpił w 2009 roku Josh Klinghoffer. Program rozpoczyna dobrze brzmiący, podany z właściwą dla RHCP energią, utwór tytułowy. Moim zdaniem to właśnie on, a nie wydane na singlu „Dark Necessities”, powinien promować album. Ale może charakterystyczna dla grupy partia gitary basowej zadecydowała o takim wyborze? Album jest bardzo typowy dla RHCP, dość równy pod względem poziomu nagrań, za co muzykom należy się pochwała. Niełatwo wybrać najlepsze kawałki. Na razie stawiam na melodyjny „Sick Love”, który akurat najbardziej odbiega od znanej stylistyki. No cóż, po 33 latach estradowej aktywności trudno o krążek dorównujący albumowi „Blood Sugar Sex Magik” (1991).

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 11/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

The Avalanches - Wildflower

cd112016 017

XL Recordings 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Wydaje się, że dzięki postępowi techniki coraz łatwiej zrealizować album i uzyskać na nim dobry, niekiedy audiofilski dźwięk. Nie brakuje jednak wykonawców, którzy wciąż starają się grać jak dawniej. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jedynie powielali stare klimaty. Tylko że, nie wiedzieć czemu, próbują przypominać stare brzmienia, jakby nowe techniki realizacji ich nie bawiły. Imitują dawne niedoskonałości mikrofonów i dogrywają charakterystyczne trzaski, znane z czarnych płyt. Przykładem omawiany longplay „Wildflower”. Do celów recenzji celowo użyłem archaicznego nośnika winylowego, mimo że w sklepach album pojawił się również na kompakcie. Zrobiłem to, ponieważ nawet na CD nie ma ucieczki od umyślnie dogranych trzasków. A sama muzyka? Też taka z dawnych lat. Coś między Radiem Luxembourg a ścieżką dźwiękową do reklamy płatków owsianych. Ta ostatnia najwyraźniej chodzi muzykom po głowie – wystarczy posłuchać nagrania tytułowego. Ale jeśli ktoś lubi eksperymenty, ma ich w zestawie „Wildflower” aż 21. Na finał jest nawet sobotnia melodeklamacja („Saturday Night Inside Out”).

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 11/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Katatonia - The Fall Of Hearts

cd122016 013

Peaceville 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Łagodząc brzmienie, warto pamiętać, by nie odrzucić oryginalnej agresji i nie zawęzić sobie horyzontów. Słuchając „The Fall Of Hearts”, można odnieść wrażenie, że Katatonia straciła czujność i zapuściła się w obszary artystycznego minimalizmu. Usłyszymy sporo prób budowania nastroju i bogatą paletę brzmień, jednak czasem brakuje motywów przewodnich, które rozwijałyby kompozycje w określonym kierunku. Dopiero kiedy muzycy łączą nastrojowe klimaty z potężnymi metalowymi riffami, doskonale widać, dlaczego odnieśli tak wielki sukces. Operując kontrastami, Katatonia osiąga o wiele lepsze rezultaty. Nawet najbogatsze tło nie jest w stanie obyć się bez porządnego riffu, który interesującym barwom nada wyrazisty kontur. W założeniu to wokale Jonasa Renske miały skupiać na sobie uwagę słuchacza. Niestety, dynamika głosu nie robi specjalnego wrażenia. Większość motywów jest śpiewana w bardzo podobny sposób i bez większych emocji; niekiedy nawet niebezpiecznie ociera się o melorecytację. Najnowszy album Katatonii nie przemówi do każdego. Słychać, że nagrali go bardzo dobrzy muzycy, lecz jest skierowany raczej do fanów oszczędnego grania.

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 10/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Kvelertak - Nattesferd

cd122016 014

Roadrunner 2016

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Kvelertak znaleźli na siebie świetny pomysł. Może nie całkiem oryginalny, bo w końcu na połączenie punku, rocka i black metalu wpadł wcześniej Darkthrone, lecz dopiero Kvelertak dopracowali tę formułę. Piosenki na „Nattesferd” dzielą się na te bardziej rockowe oraz ostrzejsze, które wyraźniej ocierają się o metal. W pierwszych główną atrakcją są świetne, chwytliwe riffy, przywodzące na myśl zespoły takie jak Thin Lizzy. W drugich zaczyna dominować agresja. I trzeba powiedzieć, że te pierwsze wypadają zauważalnie lepiej. Muzycy mieli wiele ciekawych pomysłów na klimatyczne, klasycznie brzmiące zagrywki oraz spokojniejsze przerywniki. Z kolei utwory, w których wrzucają do kompozycji blasty oraz tremolo, wydają się wciśnięte na siłę i bez polotu. Z tego względu płyty najlepiej słucha się we fragmentach. Zespół zdecydowanie przyciąga uwagę, kiedy zaczyna grać, tak jak potrafi najlepiej. Najnowsze wydawnictwo Kvelertak to kawał interesującego materiału, nawet jeśli nie wszystko zostało w nim w stu procentach dopracowane. Każdy fan rocka, który czuje się na siłach zmierzyć z odrobiną ekstremalnego metalu, powinien sięgnąć po ten album

Karol Wunsch
Źródło: HFiM 10/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF