HFM

artykulylista3

 

Przybylski - Songs and Piano Works

cd042016 008

Dux 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Dariusz Przybylski jest jednym z najbardziej aktywnych i pracowitych kompozytorów młodego pokolenia. W grudniu 2015 w Warszawskiej Operze Kameralnej miała premierę jego opera (był też współautorem libretta) „Orphée”, a równocześnie ukazał się album z pieśniami i utworami fortepianowymi. Treść płyty potwierdza głębokie zakorzenienie Przybylskiego w cywilizacji europejskiej – mitach, poezji, a nawet nauce. Tu także spotykamy Orfeusza – poemat fortepianowy „Orpheus and Eurydice”, zainspirowany poematem Miłosza, to dziewięciominutowa opowieść o mozolnym, pełnym potknięć wędrowaniu przez krainę cieni. O śmierci mówi również sześciominutowa kompozycja „In shadow of Emily D.”, odwołująca się do wiersza Emily Dickinson „I’ve seen a dying eye…”. Rozpaczą i niezgodą na śmierć przesycone są wiersze Haliny Poświatowskiej, z których Przybylski ułożył sześcioczęściowy cykl pieśni. Natomiast w cyklu dziewięciu pieśni do wierszy Hermanna Brocha mroczny nastrój został przełamany ironią. „Pi. Klavierstück 1” na fortepian i krotale to utwór „podyktowany” Przybylskiemu przez kolejne cyfry z dziesiętnego rozwinięcia liczby pi – oznaczające wysokość dźwięku i metrum. Przybylski pisze niewiele nut; daje dużo przestrzeni wykonawcom. W zaproszonych do projektu artystach znalazł wymarzonych partnerów. Szczególne wrażenie robi powściągliwa w dramatyzmie, pełna wewnętrznego napięcia interpretacja poezji Poświatowskiej przez Iwonę Sobotkę.

Halina Milewska
Źródło: HFiM 04/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Domingo - The 50 Greatest Tracks

cd042016 009

Deutsche Grammophon 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Placido Domingo, jeden z najsłynniejszych i najbardziej wszechstronnych tenorów współczesnych, kończy 75 lat. Na scenie operowej debiutował jako dwudziestolatek w 1961 roku, w Meksyku. Śpiewał wtedy partię Alfreda w „Traviacie”. Złoty okres jego kariery to ostatnie trzy dekady XX wieku. Obecnie Domingo występuje rzadko i przyjmuje partie barytonowe (w 2014 roku w Salzburgu zastąpił go Artur Ruciński); zajmuje się też dyrygowaniem i patronuje konkursom wokalnym. Deutsche Grammophon wydał podwójny jubileuszowy album, dokumentujący najlepsze nagrania Hiszpana z lat 1972-2005. Na pierwszej płycie znalazły się arie operowe; na drugiej – rozmaite pieśni: popularne, religijne, neapolitańskie, a nawet aranżacja jednej z pieśni Wagnera z cyklu „Wesendonck Lieder” – w sumie aż 165 minut muzyki. Kolejność ścieżek nie jest chronologiczna. To antologia wspomnień, ponownych wzruszeń i zachwytów (choćby nad fragmentem pamiętnego koncertu trzech tenorów w Rzymie w 1990), a przede wszystkim – narastającego podziwu dla pracowitości śpiewaka, który opanował olbrzymi, trudny repertuar, od Rossiniego (jedyna barytonowa aria na płycie – z „Cyrulika sewilskiego), poprzez Verdiego i Wagnera, do Pucciniego. Głos na przestrzeni lat zmienił się, zgęstniał, trochę ściemniał i zmatowiał, ale nie stracił energii i ekspresji, a talent aktorski zawsze był mocną stroną Dominga. Jego interpretacje arii z „Afrykanki” Meyerbeera, „Marty” Flotowa, „Lohengrina” Wagnera czy interpretacje evergreenów jak np. „Amapola” – to wciąż rewelacja.

Andrzej Milewska
Źródło: HFiM 04/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Ennio Morricone - The H8ful Eight

cd032016 014

Decca 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Quentin Tarantino dołączył do płyty krótki list do słuchaczy, przewrotnie zakończony, zamiast tradycyjnym „Love” czy „Hugs”, zwrotem „Hate you All” – „Nienawidzę was wszystkich”. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ muzyka na krążku pochodzi z filmu „Nienawistna ósemka”. Jest to opowieść o zawodowym łowcy przestępców, który musi spędzić zimną, śnieżną noc w gospodzie, wraz z zastanymi tam innymi wędrowcami. Akcja toczy się tuż po Wojnie Secesyjnej, a gatunkowo jest to skrzyżowanie westernu, kryminału i kina społecznego. Reżyserowi po raz pierwszy udało się zaprosić do współpracy jego ulubionego kompozytora filmowego – Ennia Morricone, którego podziwiał za soundtracki do kultowych spaghetti westernów. Oryginalne tematy Morriconego zostały uzupełnione kilkoma piosenkami, m.in. Roya Orbisona. Wszystko znakomicie się składa w błyskotliwą, żywą patchworkową całość, a słucha się tego fantastycznie, co, jak zwykle, stwierdziłam dzięki stosowanej od lat zasadzie, by recenzować płytę z muzyką przed obejrzeniem filmu. Zaaranżowane z symfonicznym rozmachem, melodyjne i sugestywne „odcinki” muzyki tworzą oprawę kompozycyjną i narracyjną dla… fragmentów dialogów, przepojonych typowym Tarantinowskim absurdalnym humorem (np. argumentacja, dlaczego ktoś nie chce siedzieć przy czarnoskórym). Samuel L. Jackson, Tim Roth czy Jennifer Jason Leigh mają taką dykcję, że można się od nich uczyć angielskiego. Słowno-muzyczna ścieżka dźwiękowa w przekroju – pomysł do podchwycenia.

Hanna Milewska
Źródło: HFiM 03/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

John Dowland - The Second Booke of Songs or Ayres – The Schoole of Night

cd032016 012

Dux  2013

Muzyka: k4
Realizacja: k4

„… otwieramy księgę i pozwalamy jej mówić” – ogłasza duet muzyków, którzy wywodzą się z kręgu artystów zafascynowanych epoką elżbietańską, nie tylko muzyką, lecz także historią, literaturą czy obyczajowością tamtych czasów. Druga księga pieśni Johna Dowlanda, czyli „The Schoole of Night” („Szkoła nocy”) to zapis okresu największej samotności, życiowego niepowodzenia oraz depresji kompozytora i poety. Przy akompaniamencie lutni autor śpiewał o wszechogarniającej go nocy; na prezentowanej tu płycie liryczny narrator jest kobietą – subtelną, wrażliwą, perfekcyjną intonacyjnie śpiewaczką Marią Skibą. U Dowlanda śmierć i rozpacz są rodzaju żeńskiego – tak jak w polskiej gramatyce. Kobieta-noc owija nieszczęśnika w aksamitny całun głosu; paraliżuje swoją kołysanką („Mourne, tourne, day is with darknesse fled”). Noc jest grobem – ciemną czeluścią, nieodwołalnym wyrokiem losu, wydanym w tonacji molowej. Czasem pojawia się pieśń „durowa”, ale pozorna to radość („Fine knacks for Ladies”, „Humor say what makst thou heere”). Dowland zdobywa się na ironię i wisielczy humor. Tempo lamentu jest powolne, stabilne, z lekkimi wahnięciami. Frazowanie – naturalne, podyktowane rytmem oddechu i logiką dyskursu. Asceza, spokój, piękno – te słowa opisują natchnioną interpretację Skiby i lutnisty Franka Pschichholza, brzmiącą iście nieziemsko w erze wiecznie oświetlonych wnętrz, pośpiechu i powierzchownych przeżyć. n

Hanna I Andrzej  Milewscy
Źródło: HFiM 03/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Benjamin Britten - The Turn of The Screw

cd032016 016

Dux, Stowarzyszenie im. Beethovena 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Opery Brittena, poza wyjątkami (np. „Curlew River” w stołecznym Teatrze Wielkim w 2006), nie były wystawiane w Polsce, a są to dzieła atrakcyjne nie tylko muzycznie. Wielowarstwowe libretta mogą zainspirować reżyserów do ciekawych inscenizacji. Nic więc dziwnego, że za pierwsze polskie wykonanie (tylko sceniczne, ale za to jakie!) „The Turn of The Screw”, ponad 60 lat od weneckiej prapremiery w 1952 roku, organizatorom Wielkanocnego Festiwalu Beethovena należą się słowa wdzięczności. Świetnie, że z nagrania live powstał dwupłytowy album. „The Turn of The Screw”, według opowiadania Henry Jamesa (w polskim tłumaczeniu: „W kleszczach lęku”), w warstwie fabularnej jest horrorem o duchach, które nękają mieszkańców szacownego angielskiego dworu. Samobójczyni-guwernantka i lokaj, który zginął w niejasnych okolicznościach, to nie tylko malownicze zjawy. To postaci, które szantażują żywych, aby nie wyjawili tajemnicy o brudnych wydarzeniach, w tym prawdopodobnie o pedofilii. Muzyka Brittena jest zbudowana z niepokojących, nawracających motywów, wyraziście rozbrzmiewających w materii dźwiękowej budowanej przez zaledwie 14 instrumentów (wyborni polscy wykonawcy). Angielsko-amerykańscy soliści śpiewają wspaniale, zwłaszcza Eric Barry (demoniczny Quint), Dominic Lynch (zdeprawowany panicz Miles), Emily Workman (Guwernantka) i Diana Montague (Mrs Grose). Brittenie, zapraszamy częściej

Hanna Milewska
Źródło: HFiM 03/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Paris, mon amour - Sonya Yoncheva

cd022016 004

Sony Classical 2015

Muzyka: k4
Realizacja: k4

Bułgarska śpiewaczka Sonia Jonczewa (Sonya Yoncheva; ur. 1981) studiowała w rodzinnym Płowdiwie i w Genewie, a pierwsze doświadczenia zawodowe zdobywała w barokowych formacjach Williama Christiego i Emmanuelle Haïm. Jako laureatka konkursu Operalia (2010) zaczęła coraz częściej występować w operach z XIX i początków XX wieku (Verdi, Puccini) i dziś specjalizuje się w tym repertuarze, czasem wracając do Monteverdiego czy Pergolesiego. Jej występy w Met zbierają świetne recenzje. Z tym większym zainteresowaniem posłuchaliśmy pierwszej solowej płyty Jonczewy. Program krążka jest niebanalny – to dziesięć arii z oper, których kompozytorzy byli związani z Paryżem (jak Jules Massenet) lub których akcja toczy się w Paryżu („Traviata” Verdiego). Oprócz hitów, w rodzaju pieśni Antonii z „Opowieści Hoffmanna” Offenbacha, Jonczewa wybrała mało znane, a znakomite i efektowne „numery”, np. arię Safony z debiutanckiego dzieła Charles’a Gounoda czy arię Anny z „Willid”, czyli debiutu Giacomo Pucciniego. Piękny, ciepły, giętki sopran liryczny Jonczewy (najbardziej kojarzy się chyba z Angelą Gheorgiu, choć Bułgarka ma głos nieco jaśniejszy) zachwyca wyrównaniem barwy i mocy we wszystkich rejestrach oraz absolutną pewnością emisji, także w górze skali. Słychać, że śpiewaczka ma wielki potencjał – powinna się skupić na niuansach interpretacji (dynamika, frazowanie; różnicowanie tempa), choć i na tej płycie znajdziemy diamenty (wspomniana Safona, wzruszająca Mimi).

Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFiM 02/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF