HFM

artykulylista3

 

Manu Katche - Live in Concert

image 3manu

ACT 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Manu Katche zasłynął jako rozchwytywany muzyk sesyjny. Francuskiego perkusistę słychać na licznych albumach gwiazd popu i rocka. Z jego usług korzystali m.in. Peter Gabriel i Robbie Robertson z The Band. Kiedy jednak zajął się działalnością solową, okazało się, że w duszy gra mu jazz. Swoje autorskie krążki wydawał dotąd głównie dla ECM-u, w związku z czym ich brzmienie wpisywało się w firmową propozycję tej oficyny. Było przestrzennie, melancholijnie, introwertycznie i nostalgicznie. „Live In Concert” to pierwszy owoc transferu Katche do ACT, a także pierwsza prezentacja koncertowego wydania muzyki jego kwartetu. Francuz i jego koledzy grają na żywo z dużo większym ogniem i biglem niż studyjnie. Owszem, trafiają się fragmenty stonowane, z przywodzącym na myśl Jana Garbarka saksofonem Tore Brunborga. Generalnie jednak jest tu sporo muzyki dynamicznej, bliskiej jazzowemu maintreamowi, ozdobionej ruchliwą trąbką Luki Aquino oraz pomrukującymi nisko organami Hammonda Jima „Jamesa” Watsona. To relaksująca, bezpretensjonalna płyta dla miłośników jazzu w wersji „live”. 

Marek Romański
Źródło: HFiM 03/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Sławek Jakułke - Sea

image 5sea

Mayartpro 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Na swej drugiej solowej płycie pianista Sławek Jaskułke próbuje namalować dźwiękami obraz morza; uchwycić jego kolor, rytm i przestrzeń. Muzyka jest niemal w stu procentach improwizowana i nagrana „na setkę”. Składa się z pięciu szkiców, które łączą podobne środki wyrazu i koncepcja brzmienia. Uderza minimalistyczny charakter projektu – płynące swobodnie dźwiękowe kontinuum powstaje na bazie prostych, powtarzanych figur melodycznych, nad którymi unoszą się pojedyncze motywy i rozmigotane biegniki. Ta powtarzalność „zawiesza” muzyczną akcję, a oszczędne operowanie materiałem dźwiękowym, wyrównana dynamika oraz wolne lub umiarkowane tempa potęgują wrażenie obcowania z bezkresem. Ważnym elementem jest brzmienie. Naturalna barwa fortepianu została tu świadomie „zmatowiona”, spłaszczona, co sprawia, że instrument Jaskułke chwilami przypomina harfę lub gitarę elektryczną. Estetyka „lo-fi” koresponduje z ascezą środków, lecz jednocześnie powoduje problem z oceną technicznej jakości nagrania. Trudno jednak postawić zarzut, że album brzmi kiepsko, skoro uzyskanie właśnie takiego, a nie innego efektu było celem artysty. Płyty słucha się dobrze, choć pod koniec muzyka wytraca pierwotną świeżość. W ostatniej części pianiście zaczyna brakować pomysłów i dyscypliny w improwizacjach.

Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 03/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Standards, volume 02 - Polish Radio Jazz Archives 15

image 456

Polskie Radio 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

„Standards, volume 02” jest kontynuacją pierwszego krążka, na którym znalazły się nagrania zespołów Trzaskowskiego, Miliana, Namysłowskiego i Kurylewicza. Materiał pochodzi z tego samego okresu (1961-62) i zawiera interpretacje standardów w wykonaniu dwóch formacji, które słyszeliśmy już na poprzedniej płycie. Większość albumu (trzynaście utworów) wypełnia muzyka grana przez Jazz Rockers Zbigniewa Namysłowskiego (m.in. z Michałem Urbaniakiem na tenorze i Krzysztofem Sadowskim). Wszystkie kompozycje (m.in. Silvera, Gillespie’ego, Adderleya), utrzymane w konwencji ekspresyjnego hardbopu, zostały wzorowo zaaranżowane i ozdobione efektownymi solówkami. Przeważają interpretacje zgodne z regułami gatunku, ale pojawiają się i takie, w których lider silnie zaznacza własną indywidualność. Dzieje się tak np. w utworze „Blue Daniel”, gdzie wyraźnie słychać zalążki późniejszego stylu naszego saksofonisty. Zespół Andrzeja Kurylewicza (trzy utwory) gra bardziej „cool” – spokojniej, oszczędniej, za to z większą dbałością o detal. Lider dał też więcej przestrzeni swoim partnerom – Janowi Ptaszynowi Wróblewskiemu i sekcji, szczególnie znakomitemu basiście Romanowi Dylągowi. Ciekawy album, dobrze ilustrujący stan polskiego jazzu nowoczesnego początku lat 60.

Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 03/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Simon Toldam Trio - Kig Op

image 457

Ilk 2014/Multikulti

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Duński pianista Simon Toldam, pomimo młodego wieku, ma już spore międzynarodowe obycie. Jest członkiem tria holenderskiego perkusisty Hana Benninka. Współpracował też z tak znanymi muzykami, jak Evan Parker, Misha Mengelberg, Chris Speed czy Dave Douglas. Miałem okazję widzieć kilkakrotnie jego grę na żywo. Prywatnie spokojny, skromny, można nawet powiedzieć: wycofany – na scenie staje się kimś zupełnie innym. Zachowuje się ekscentrycznie. Gra na fortepianie całym ciałem. Nie sposób przewidzieć, co zrobi za chwilę. Taka też jest jego muzyka – kapryśna, nieprzewidywalna, mieszająca najlepszą jazzową tradycję z chaotycznymi szaleństwami albo momentami kontemplacji i wyciszenia. Do swojego tria Toldam dobrał dwóch rodaków: kontrabasistę Nilsa Davidsena i perkusistę Knuta Finsruda. Panowie idealnie wpasowują się w rozwichrzoną grę lidera. Ich rola nie ogranicza się do akompaniowania; perkusista często stymuluje dźwiękowe wydarzenia. Z kolei Davidsen stara się utrzymywać całe towarzystwo w ryzach, w stanie czegoś w rodzaju kontrolowanego chaosu. „Kig Op” nieustannie zaskakuje słuchacza. Nie ma tu czasu na nudę, stale coś się dzieje. Każdy nowy motyw jest jednocześnie zalążkiem kolejnej zmiany nastroju, tempa, stylistyki. Bywa to fascynujące, ale w większej dawce może męczyć. Na szczęście płyta nie jest zbyt długa.

Marek Romański
Źródło: HFiM 03/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Piotr Wyleżoł - Improludes

image 455

Hevhetia 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Solowy album pianisty Piotra Wyleżoła zawiera utwory inspirowane klasyką i jazzem. Tytuł nie jest przypadkowy – improwizowane formy budzą skojarzenia z romantycznymi preludiami i etiudami. „Improludes” to muzyka niezwykłej urody. Pełna pomysłów, żywej, motorycznej rytmiki, kolorów i wyrafinowanej harmonii (liczne, szybko następujące po sobie modulacje przyprawiają o zawrót głowy). Wszystkie kompozycje zostały dopracowane w każdym calu. Słucha się ich z prawdziwą przyjemnością. Mnie szczególnie ujęły trzy: „Improludes in E” – w charakterze trochę prokofiewowski, z kapitalnym operowaniem materiałem tematycznym i zmieniającymi się planami dźwiękowymi; „Improludes X” – chyba najbardziej jazzowy (swingujący) na całym albumie oraz „Improludes opus Zero”, nawiązujący bezpośrednio do muzyki fortepianowej Chopina, Schumanna i Liszta. Wyleżoł prezentuje się tu nie tylko jako wytrawny kompozytor, ale też świetny pianista. Jego gra odznacza się nieskazitelną techniką (lewa ręka!), bogatą kolorystyką i artykulacją oraz rozległą skalą dynamiki. Artysta nie stara się olśnić słuchacza sprawnością palców. Koncentruje się raczej na formie, napięciach i eksponowaniu detali. Warto dodać, że autorem projektu okładki jest Rosław Szaybo – twórca m.in. oprawy graficznej albumu „Astigmatic” Komedy. 

Bogdan Chmura
Źródło: HFiM 03/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF

 

Nguyen Le - Celebrating The Dark Side of the Moonmith - The Great Lakes Suites

cdhfm10r005

ACT Music 2014

Muzyka: k4
Realizacja: k2

Nie od dziś znani wykonawcy biorą na warsztat całe płyty innych muzyków. Tak było m.in. ze słynnym „Sierżantem Pepperem” i „Abbey Road” Beatlesów, które to albumy przeniósł na ekran reżyser Michael Schultz, wspólnie z producentem Robertem Stigwoodem. Kompozycje czwórki z Liverpoolu wykonały inne gwiazdy, z The Bee Gees na czele. Rockowa klasyka inspiruje również muzyków jazzowych. Francuski gitarzysta wietnamskiego pochodzenia, Nguyen Le, zaaranżował i wykonał całą „Ciemną stronę księżyca” Pink Floyd. W niektórych instrumentacjach pomagał liderowi Michael Gibbs, zaś Jorg Achim Keller dyrygował big-bandem NDR. Obowiązki wokalistki wzięła na siebie koreańska piosenkarka, Youn Sun Nah. Lider zachował większość repertuaru w oryginalnej formie, dodając jazzowe improwizacje. Wstawił też – nie wiedzieć czemu – pięć własnych kompozycji. Niektóre kawałki, takie jak „Breathe” czy „Brain Damage”, są prawie niezmienione. Inne – jak „Time” czy „Us and Them” – nabrały nowych cech, głównie instrumentalnych. Z kolei „The Great Gig in the Sky” jest nie do poznania. Mimo zmian i dodatków, muzyczne duchy Watersa, Gilmoura, Masona i Wrighta są tu obecne. Na koniec jest nawet tekst, zamykający oryginalną płytę, tyle że odczytany przez kobietę: „Nie ma ciemnej strony księżyca. Właściwie cały jest ciemny”. Zgrabnie wyszło. Dlaczego więc tylko cztery punkty? Bo nie ma jak oryginał.

Grzegorz Walenda
Źródło: HFiM 10/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF