Blacknote DSS30 Tube

40-43 07-08 2009 01Na rynku nie brakuje znakomitych odtwarzaczy CD i gramofonów. Równolegle trwa jednak poszukiwanie nowego sposobu odtwarzania muzyki. Na pierwsze miejsce wysuwają się pliki – odtwarzane z komputera, iPoda, dysku, pendrive’a albo prosto z Internetu. Konserwatyści okopują się w swoich bastionach, obawiając się, że nowe wynalazki będą grały coraz gorzej i gorzej. Zupełnie niepotrzebnie, bo tym razem jest nadzieja, że wysokiej jakości formaty, odtwarzane z audiofilskich serwerów, zaoferują audiofilskie brzmienie.

Jednym z pierwszych producentów audiofilskiego sprzętu, który wprowadził serwer muzyczny, był Naim.

Konserwatywna, zdawałoby się, firma postanowiła stanąć na czele plikowej rewolucji. HDX ma jednak zasadniczą wadę: cenę. Z kolei odtwarzacz T+A Media Player nie odtwarzał plików najlepiej, zdecydowanie wolał płyty CD. Squeezeboxa też trudno było uznać za rewelację, ale przynajmniej nie kosztował majątku.
Dziś czas na kolejnego kandydata, tym razem z Italii.

Budowa
Markę Blacknote wyróżniono spośród urządzeń Bluenote. Jej właściciel, Maurizio Aterini, nie chciał, aby serwery zginęły w natłoku innych urządzeń. Wierzy, że odtwarzacze plików to przyszłość, a tworząc dla nich oddzielną markę, dodatkowo to podkreślił.
Dlaczego warto się zainteresować muzycznymi serwerami? Ich przeciwnicy twierdzą, że wszystko sprowadza się do wygody obsługi. Kolekcję płyt CD można zastąpić pamięcią flash lub twardym dyskiem, a dostęp do utworów jest błyskawiczny. Konserwatyści mówią, że wygoda zawsze była wrogiem jakości dźwięku. Płyty winylowe zostały wyparte przez CD, te zaś – przez MP3. Ale na nich świat się nie kończy. Można przecież odtwarzać pliki wyższej jakości i połączyć wygodę z dobrym brzmieniem. Teoretycznie serwer jest w stanie zagrać nawet lepiej od odtwarzacza CD – nie występuje tu bowiem problem wibracji, ruchomych elementów, odczytu i zużywania się napędu.
DSS to skrót od Digital Static Source. Gabaryty serwera przypominają duży phono stage. Obudowę w całości wykonano z metalu i od razu czuć, że wnętrze kryje nie tylko świeże powietrze. Wzornictwo jest stonowane, żeby nie powiedzieć: garażowe. DSS nie ma jednak problemów z jakością wykonania. Nie jest to może bibelot w rodzaju Unisona czy Pathosa, ale dostajemy normalne metalowe pudełko z czerwonym wyświetlaczem. Bez ekstrawagancji, ale i bez wpadek.

40-43 07-08 2009 02     40-43 07-08 2009 03

Konstruktorowi DSS-a przyświecało proste założenie: opracować urządzenie zdolne odtworzyć każdy plik muzyczny z dowolnego nośnika, zapewniając przy tym jak najlepsze brzmienie. Sam najczęściej słucham FLAC-ów i MP3 od 192 kbps wzwyż, ale DSS30 Tube poradzi sobie także z WAV-em, Apple Lossless (ALAC), AAC oraz (teoretycznie) WMA. Na te ostatnie producent musi jednak uzyskać pozwolenie Microsoftu, ponieważ serwer Blacknote bazuje na platformie Linuxa. Warto nadmienić, że Blacknote oferuje aktualizacje oprogramowania DSS-a i jeżeli pojawi się możliwość odtwarzania kolejnego formatu, wystarczy ściągnąć upgrade z sieci i zainstalować przez gniazdo USB. Jeżeli mówimy o rewolucji na rynku audiofilskich źródeł dźwięku, najciekawsze są pliki o jakości studyjnej, na przykład FLAC 24/192. Z płyty CD sobie takich nie zgramy, ale w sieci są już dostępne nagrania w takiej jakości i nic nie stoi na przeszkodzie, aby z nich korzystać. Mogą nawet zająć pozycję najlepszego z dostępnych źródeł dźwięku.
Właściciele pokaźnej kolekcji płyt CD mogą przerobić je na pliki FLAC za pomocą programów takich jak Exact Audio Copy.
Odtwarzacz zawiera wbudowaną pamięć SD o pojemności 4 GB, ale po pierwsze, to niewiele, a po drugie, można z niej odtwarzać tylko MP3. Trzeba więc podłączyć pamięć USB albo zewnętrzny dysk. Możemy wówczas skatalogować wszystkie dane tak, jak nam się podoba. Przecież nie zawsze trzeba stosować klucz „artysta-album-utwór”. Sam mam na dysku rozmaitą muzykę i niespecjalnie mi się podoba, kiedy urządzenie (mam na myśli przede wszystkim iPoda) każe mi zagrywać muzykę przez własny program, a następnie jeszcze raz sortować pliki. Tutaj jest elegancko – podłączamy pendrive lub dysk i wchodzimy w poszczególne foldery.
Dzięki gniazdom na przedniej ściance można szybko zmieniać nośniki. Na jednej pamięci nagrywamy Sepulturę i Drowning Pool, a na drugiej Grzecha Piotrowskiego i soundtrack z „K-Paxa”, po czym możemy je przepinać. Trzecia zaleta zewnętrznych nośników wydaje się najważniejsza w kontekście jakości dźwięku. Możemy nagrać pliki na dysk zewnętrzny i postawić go z dala od odtwarzacza, tym samym eliminując wpływ wibracji.
Wyposażenie DSS-a nie powinno nikogo rozczarować. Z tyłu mamy trzy złącza USB, w tym jedno kwadratowe, przeznaczone do podłączenia komputera. Ponieważ serwer może pełnić rolę przetwornika, znajdziemy tu wejście i wyjście cyfrowe, z którego, uwaga, można uzyskać sygnał S/PDIF 24/192. Wyjścia analogowe są dwa: zbalansowane (XLR) i niezbalansowane (RCA). Oprócz tego gniazdko ethernetu, RS232 i zasilające, trójbolcowe IEC.
Obsługa nie wydaje się skomplikowana. Wyświetlacz mógłby być większy, ale i tak nie ma tragedii. Już za miesiąc powinien być dostępny ekran podłączany do portu RS232, z możliwością wyświetlania playlisty i okładek albumów. Z przodu mamy sześć najważniejszych przycisków. Więcej znajdziemy na cieniutkim pilocie.
Wnętrze wygląda jak dobrej klasy odtwarzacz CD, tyle że bez napędu. Jeżeli ergonomia czy wygląd obudowy nie usprawiedliwiają wysokiej ceny, to w środku widać solidne podejście do tematu. Przetwornik to wielobitowy układ AKM 4396 z modulatorem delta-sigma. Zamontowano też układy Analog Devices ADUM1401 i OPA2226 Burr-Browna, a na wyjściu... dwie podwójne triody ECC88. Wiele uwagi poświęcono zasilaniu. DSS30 Tube wykorzystuje trzy transformatory, zasilające różne sekcje urządzenia.
Cena powoduje, że DSS30 Tube nie jest źródłem dla każdego. Co prawda, Maurizio Aterini twierdzi, że to urządzenie dla młodych ludzi, ale bądźmy szczerzy: oni rzadko wydają 10 kzł nawet na cały sprzęt grający, nie mówiąc już o pojedynczym komponencie. Ale jest i dobra wiadomość. W najbliższym czasie w katalogu pojawią się tańsze urządzenia: DSS15 oraz DSS15 Tube. Będą miały tylko dwa gniazda USB, wyjście analogowe tylko RCA, brak ethernetu, ale... ceny wyniosą, odpowiednio: 3980 i 7580 zł.

40-43 07-08 2009 04     40-43 07-08 2009 05

Brzmienie
Zanim zasiądziemy do odsłuchu, trzeba dać lampom czas na osiągnięcie właściwej temperatury. Półgodzinna rozgrzewka powinna w zupełności wystarczyć.
Postanowiłem zacząć od plików niskiej jakości i stopniowo wchodzić coraz wyżej. Brzmienie za każdym razem porównywałem ze swoim plikowym źródłem odniesienia – komputerem z kartą Esi Juli@ – oraz odtwarzaczem Primare CD31.
Najpierw empetrójki. Mocno skompresowane są zwyczajnie do niczego, ale już od 192 kbps, na dobrym źródle, naprawdę da się tego słuchać. Różnice pomiędzy serwerem Blacknote a komputerem, zbudowanym tak, aby jak najlepiej odtwarzał muzykę (zero szumu wentylatora, bardzo dobra karta dźwiękowa), okazały się niewielkie. DSS30 Tube zaoferował nieco głębszy, ale też bardziej rozkołysany bas, natomiast PC grał dołem bardziej zwartym i rytmicznym. W pozostałych kategoriach można było postawić między nimi znak równości. Brzmienie pozostawało wolne od ewidentnych wad. Niekiedy dawały o sobie znać efektowna przestrzeń i dźwięczna góra, ale tylko w przypadku dobrze zrealizowanych nagrań, które zostały zgrane do plików w jakości 320 kbps. Primare CD31 na tym samym materiale, odtwarzanym z oryginalnych płyt CD, okazał się lepszy, ale to akurat nikogo nie zdziwi. Ciekawe jednak, że nagrałem te same empetrójki na płytę (po konwersji do CDDA w programie Nero) i również z takiego materiału Primare CD31 zaprezentował brzmienie bardziej dynamiczne, czystsze, po prostu lepsze niż serwer odtwarzający pliki z pendrive’a.
Zupełnie inną klasę brzmienia osiągniemy z plikami FLAC. Te, zgrywane z płyt CD za pomocą EAC (16/44,1), okazały się niewiele gorsze od CD. Niewykluczone, że gdyby zamiast Primare’a CD31 srebrne krążki odczytywała maszyna za 2-4 kzł, pliki by wygrały. DSS30 Tube ma mnóstwo gniazd, duże możliwości, został zbudowany z bardzo dobrych komponentów i jest produkowany przez firmę, która sporo już osiągnęła, ale nie jest światowym gigantem. Dlatego sporo kosztuje. Gdyby w katalogu, powiedzmy Marantza lub H/K, pojawił się prostszy serwer, ale oferujący zbliżony poziom dźwięku, cena byłaby pewnie niższa i moglibyśmy już śmiało porównywać takie źródło z tańszym odtwarzaczem CD.
FLAC wygrał z empetrójkami pod każdym względem. Przede wszystkim poprawiły się dynamika i rozdzielczość przekazu. Wysokie tony nie błyszczały już tylko okazjonalnie – były czyste i lśniące przez cały czas. Bas przyspieszył i zapuszczał się głębiej. Jedynie spójność nie uległa specjalnej poprawie nadal brakowało wewnętrznego spokoju. Druga ważna obserwacja jest taka, że teraz już serwer Blacknote wygrał z komputerem. Dawał więcej ciepła, grał równie przejrzyście i dynamicznie, ale muzykalniej.
I wreszcie przesiadka na FLAC wysokiej rozdzielczości. Umownie wrzucam do tego worka wszystko, co jest lepsze od plików zgrywanych z płyt CD, czyli FLAC 24/88,2 lub 24/192. Tutaj porównanie okazało się o tyle trudne, że nie posiadałem płyt kompaktowych z tym samym materiałem. Mogłem jednak porównać różne rodzaje plików. Prosty wniosek: dynamika, rozdzielczość i stereofonia uległy dalszej poprawie, choć nie tak znaczącej, jak przy przeskoku z MP3 na FLAC 16/44,1. Dokonał się natomiast postęp w dziedzinie muzykalności, spójności i gładkości. Brzmienie nabrało ogłady i szlachetnego spokoju, którego wcześniej brakowało. Stało się bardziej oczywiste. Jeśli po plikach wysokiej rozdzielczości spodziewaliście się dźwięku precyzyjnego ale bezdusznego, bardzo się zdziwicie. Idą one raczej w stronę analogowej płynności. Brzmią bardziej organicznie i są przyjemniejsze w odbiorze. Właśnie ta różnica wydaje się kluczowa. Może dlatego, że w słabszych FLAC-ach brakowało właśnie tego pierwiastka namacalności. Większa energia i wyrazistość to oczywiście duży krok naprzód, ale jeszcze ważniejszy wydaje się postęp w dziedzinie muzykalności.
Na koniec przeprowadziłem porównanie trzech różnych nośników: dysku twardego i dwóch pamięci flash. Różnic właściwie nie stwierdziłem. Jeżeli w ogóle były, to raczej nie należy sobie nimi zawracać głowy.
Warto wspomnieć, że DSS bardzo dobrze się sprawdza w roli przetwornika. Nie jestem w stanie stwierdzić, jak by wypadł w porównaniu do konwerterów z tego zakresu cenowego, ponieważ akurat nie miałem żadnego pod ręką. Kiedy jednak wykorzystałem Primare’a CD31 w roli transportu i podłączyłem go do DSS-a, dźwięk był naturalny, klarowny, a jednocześnie przyjemnie gładki i spokojny. To dobra wiadomość dla tych, którzy szukają audiofilskiego serwera, ale nie chcą się pozbywać odtwarzacza CD. Wielce prawdopodobne, że łącząc odtwarzacz z DSS-em, uda się osiągnąć lepsze brzmienie z płyt kompaktowych.

Reklama

Konkluzja
Czy DSS30 Tube jest tym źródłem plików, na które czekali audiofile? W dużej mierze tak. Pod względem brzmienia Blacknote przebija bowiem wszystkie podobne urządzenia, jakie dotąd słyszałem. Jedyny minus to mały wyświetlacz, ale jeśli będzie go można zastąpić dużym ekranem – i to zastrzeżenie stanie się nieaktualne.
Jeżeli serwerów będzie przybywać (i będą równie dobre albo lepsze od DSS30 Tube), to w ciągu kilku lat wszystkie fizyczne nośniki osiągną status płyty winylowej – będą traktowane jak niegroźne dziwactwo dla ludzi, którzy zamiast grzejników mają w domu piec kaflowy, a po mieście lubią jeździć rowerem odziedziczonym po dziadku. Jeśli wielkie koncerny zdecydują się na wprowadzenie takich serwerów, a z sieci za relatywnie niewielkie pieniądze da się ściągnąć zróżnicowany repertuar w formie plików FLAC 24/96, będzie można odgwizdać koniec spotkania. Tym razem jednak audiofile nie muszą się martwić, ponieważ jakość brzmienia z takich plików może być naprawdę znakomita.

40-43 07-08 2009 T

Autor: Tomasz Karasiński
Źródło: HFiM 7-8/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF