HFM

Brinkmann Edison

brinkmann006
Z produktami Brinkmanna zetknąłem się po raz pierwszy w 2007 roku, w czasie monachijskiej wystawy High-End. Od rozpoczęcia dystrybucji w Polsce czekałem na spotkanie z gramofonem Balance. Przedwzmacniacz korekcyjny Edison pojawił się wraz z nim jako urządzenie towarzyszące. Nie mogłem sobie odmówić przetestowania go także w innych konfiguracjach.

 


Budowa 
Brinkmann Edison został zaprojektowany cokolwiek oryginalnie, ponieważ najskromniej wygląda jego… przednia ścianka. Wykonano ją, podobnie jak całą obudowę, z aluminium i najbardziej przypomina przedwzmacniacz liniowy: zawiera cztery przyciski, dwie gałki i umieszczony centralnie wyświetlacz. Skrajne guziki służą do włączenia, wyciszenia, włączenia w tor sygnałowy transformatorów dopasowujących dla wkładek MC (xfmr) oraz wyboru trybu monofonicznego. Lewe pokrętło to selektor wzmocnienia, a prawe – wejść. Niebieski wyświetlacz pokazuje aktywne funkcje: wejście, wzmocnienie, załączenie transformatorów xfmr, fazę sygnału (wybór ustawienia tylko z pilota) oraz tryb stereo/mono. Mimo niewielkich rozmiarów komunikaty są czytelne nawet przy świetle dziennym.
Edisona wyposażono w trzy wejścia. Dwa to zdublowane XLR-y i RCA; trzecie – samo RCA. Rozmieszczono je symetrycznie dla każdego z kanałów. Wygląda to rasowo i znajduje pełne uzasadnienie w budowie wewnętrznej.
Mam jednak kilka „ale”. Położone skrajnie wejścia Ph3 są szeroko rozsunięte i wymagają przewodów z całkowicie rozdzielonymi żyłami dla kanału prawego i lewego. Obok każdego gniazda znajdują się przełączniki impedancji wejściowej. Przewidziano bardzo szeroki zakres regulacji: 50, 75, 100, 200, 400, 600, 1k, 2k, 5k, 10k i 47k omów. Zmiana ustawień wymaga koncentracji godnej Henryka Kwinto. Z instrukcji wiadomo, że pokrętła w pozycji pionowej odpowiadają impedancji 600 omów (zalecanej dla wkładek Brinkmanna). Pozostałe ustawia się na wyczucie, odliczając kolejne kroki przełącznika w lewo (zmniejszanie wartości) albo w prawo (zwiększanie), oddzielnie dla każdego kanału i wejścia. Tak łatwo jest tylko wtedy, gdy patrzymy na urządzenie od tyłu...


brinkmann002

Widok przez zamkniętą pokrywę.



Dłużej nie będę się pastwił nad tym rozwiązaniem, bo okazuje się, że pan Brinkmann ma więcej dziwnych pomysłów. Np. pojedynczy zacisk uziemienia umieszczono tuż ponad złączem zasilania. Jest cienki, niewygodny w użyciu i nie przyjmuje żadnych rodzajów zakończeń. Dlatego warto go doposażyć w podkładki, które pozwolą docisnąć przewody zakończone widełkami lub w „przejściówkę” z oczkiem od strony urządzenia (rozwiązanie podpatrzone w budżetowym iFi iPhono – proste i skuteczne). Tylko wtedy będziemy mieć szansę pewnie podłączyć przewody z kilku ramion.


O ile wejścia sygnałowe zrealizowano na gniazdach RCA i XLR, to wyjście Edisona wyposażono jedynie w parę XLR-ów. Połączenie przewodem niezbalansowanym jest możliwe po zastosowaniu dołączanej przejściówki XLR-RCA.
Górna pokrywa Edisona to prawdziwy majstersztyk. Wykonana z lekko przydymionego szkła, umożliwia podziwianie unikalnego wnętrza.
Układ rozmieszczono na pięciu czerwonych płytkach. Na jednej znalazły się gniazda sygnałowe oraz potencjometry regulacji impedancji (Marquard). Płyta główna zajmuje prawie całą powierzchnię. Ulokowano na niej część elementów toru zasilania, w tym układy prostownicze. Widocznych jest pięć gałęzi, zaopatrujących w prąd ścieżki sygnałowe, układ żarzenia lamp, napięcia anodowego oraz sekcji sterującej. Symetryczne rozmieszczenie elementów odpowiada topologii kanałów.


Zastosowano m.in. zamknięte w puszkach transformatory dopasowujące dla wkładek MC oraz duże kondensatory Wimy i MKP. Potężne zielone kondensatory OTK filtrują prawdopodobnie napięcie anodowe.
Po bokach rozlokowano pionowe płytki z lampami Telefunkena. W każdym kanale widać po dwie PCF803. W latach 60. XX wieku stosowano je w kolorowych telewizorach. Każda składa się z sekcji triody, pracującej jako wzmacniacz napięciowy, oraz pentody, pełniącej rolę odwracacza fazy i sterownika linii zbalansowanej. Obok lamp można dostrzec kondensatory dostrojcze (zmienne), regulujące parametry ich pracy. Tuż za przednią ścianką znajduje się płytka z układami sterowania funkcjami przedwzmacniacza oraz wyświetlaczem.
Koncepcja układu, jakość montażu oraz dbałość o estetykę wnętrza zasługują na najwyższe uznanie. Wisienką na torcie jest umieszczony na płycie głównej symbol Yin/Yang.
Płaska obudowa Edisona nie pomieściłaby lamp. Zostały zamontowane poziomo i wysunięte na boki poza obudowę. Przed uszkodzeniem chronią je odpowiednio nawiercone radiatory, tworzące boczne ścianki. To eleganckie rozwiązanie, zapewniające jednocześnie lampom komfort termiczny.


Edisona wyposażono w zewnętrzny zasilacz – zamknięty w aluminiowej obudowie i podłączany przewodem z wielopinową wtyczką. Podaje on prawdopodobnie napięcie zmienne. Producent zaleca, by ustawiać go możliwie daleko od przedwzmacniacza. Zmniejsza to ryzyko przenikania zakłóceń do toru sygnałowego.
Edison nie został wyposażony w nóżki. Ich rolę pełnią wąskie „płozy” na spodzie urządzenia. W granitowej podstawie również nie przewidziano miejsca na podkładki ani kolce. Jej gładka dolna powierzchnia spoczywa na stoliku, a przedwzmacniacz metalowym brzuchem przytula się bezpośrednio do niej. To połączenie śliskie i mało stabilne. Urządzenie łatwo się przesuwa względem podstawy przy każdej próbie podłączenia przewodów. Na szczęście, nie robi się tego często.

 

brinkmann003

Lampy osłonięte radiatorami.

 
System
Edison pojawiał się w moim systemie odsłuchowym dwukrotnie. W pierwszej konfiguracji uzupełniał gramofon Brinkmann Balance z ramieniem Brinkmann 12.1 i wkładką Brinkmann EMT-ti (test w „HFiM 4/2014”). W czasie drugiej wizyty grał z Garrardem 401, wyposażonym w ramię SME-312 i wkładkę AT-33PTG/2. Jako przedwzmacniacz odniesienia wykorzystałem Amplifikator Pre-Gramofonowy z zasilaniem akumulatorowym. W skład systemu wchodziły także przedwzmacniacze liniowe Zagra i Modwright LS-36.5, końcówka mocy McIntosh MC 252, kolumny ATC SCM 35 i Epos Elan 10. Komponenty łączyły przewody Fadel Coherence One (łączówki RCA, głośnikowe oraz zasilające wraz z listwą Hotline) oraz Fadel Aeroflex Plus i Aerolitz (XLR). System, ustawiony na stolikach StandArt STO i SSP, grał w pokoju o powierzchni około 36 m?, zaadaptowanym akustycznie.


Konfiguracja
Dopasowanie parametrów pracy Edisona do wkładki wymaga skupienia i czasu. Zmiany impedancji, wzmocnienia, ale także łączówek wyraźnie wpływają na brzmienie.
Zbyt niskie wzmocnienie tłumi dynamikę i zamazuje dźwięk. W przypadku AT33PTG/2 jako optymalne wybrałem 64 dB. Warto poeksperymentować z funkcją xfmr, czyli włączeniem transformatorów dopasowujących dla wkładek MC. Rozwiązanie to obniża impedancję wejściową Edisona, co przekłada się na wyraźne różnice brzmieniowe. W przypadku przetwornika Brinkmann EMT-ti oceniam je na korzyść; do mojej wkładki wybrałem konfigurację bez transformatorów. Jeżeli chodzi o korzystanie z wkładek MM, to zalecana dla nich impedancja wynosi 47 k?. Włączenie w ścieżkę transformatora wartość tę obniży. Funkcja staje się przez to nieprzydatna.
W teście korzystałem ze zbalansowanego połączenia pomiędzy stopniem korekcyjnym a przedwzmacniaczem liniowym. Przy ustawieniu tej samej wartości wzmocnienia Edison grał odczuwalnie ciszej od Amplifikatora.

 

brinkmann004

Brinkmann Edison,
zasilacz i pilot.


Wrażenia odsłuchowe
Odsłuch rozpocząłem od „The Silver Tree” Lisy Gerrard. To muzyka elektroniczna, majestatyczna, trochę mroczna, stanowiąca tło dla wokaliz Lisy. Edison wypełnił pokój dźwiękiem potężnym, wyłaniającym się z czarnej czeluści, malującym przyciemnione obrazy. Dźwięk okazał się bardzo plastyczny, osadzony na mocnym basie, pełnym i soczystym; gdy trzeba – warczącym, gdy trzeba – rozłożystym. Wybrzmienia perkusyjnych czyneli delikatnymi rozbłyskami rozświetlały scenę, a głos Lisy unosił się przed słuchaczem jak ciemny obłok.
Skojarzyłem ten klimat z obrazami mistrzów flamandzkich, na których gra cieni i światła oraz nasycenie barwami tworzą istotę tej sztuki. Trudno naśladować, trzeba to umieć. Dźwięk Edisona nie mieni się żywymi iskrami wysokich tonów. Ich światło raczej modeluje zdarzenia, dodając dramatyczne akcenty do wrażenia spokoju i dostojeństwa muzyki. Im dłużej obcowałem z Brinkmannem, tym bardziej doceniałem takie spojrzenie na muzykę, podkreślające przyjemność odsłuchu i skupienie, stroniące od dekoncentrowania krzykliwymi ozdobnikami.
Podobne wrażenia przyniósł odsłuch „Dark Side of the Moon” Pink Floyd. Dźwięk, duży i spokojny, unosił się w lekko oddalonej perspektywie. W tle pulsowało ogromne serce, jakby nadludzkie. W głośnych fragmentach brzmienie pozostawało skondensowane i spójne. Czarowało nasyceniem, ciepłymi barwami i płynnością.

 

brinkmann005

Zamiast nóżek
– granitowa podstawa.



Z kolei trio Jarretta ze „Still Live” z pewnością nie kieruje swojej muzyki w stronę monumentalizmu. Nadaje jej raczej wartki rytm, w którym perkusja nie traci tempa, bas przeplata się z nią w idealnej harmonii, a fortepian lidera staje się esencją muzykalności nawet w momentach improwizacji. To nagranie koncertowe, w przewadze żywiołowe i wartkie. Publiczność z wyczuciem podąża za muzyką i oklaskami nagradza przetworzenia tematów znanych standardów; współuczestniczy w kreowaniu klimatu wydarzenia. Kluczem do takiego odbioru koncertu jest zaangażowanie i aktywny udział słuchacza. Tymczasem Edison chwilami jakby się dekoncentruje i pogrąża w głębokiej refleksji. Muzyka traci wtedy naturalny dynamiczny charakter i słuchaczom może brakować intuicyjnie wyczekiwanej radości i odczucia bycia w centrum wydarzeń.
Dyskretne odstępstwa dynamiczne nie zmieniają faktu, że cały czas patrzymy na wspaniały spektakl. To zasługa bardzo dobrej stereofonii, oddającej wielowymiarowość sceny. Panuje na niej naturalna dyscyplina.

 

brinkmann001
Wejścia dla trzech gramofonów.
Wyjście tylko XLR.


Brinkmann Edison ma więc swój charakter. Z pozoru to okaz łagodności i ogłady. Ale jedną z jego cech jest także wyczuwalny upór, a raczej to, że nie daje się łatwo zaszufladkować. Utrzymanie założonego stylu wymaga czasem zaakceptowania drobnych ustępstw w innych obszarach. Niemniej – to wspaniały przykład urządzenia zaprojektowanego z konkretnym zamysłem. Stworzonego dla klientów świadomych swoich oczekiwań, a także gotowych poszerzać horyzonty. Kierowania tą misją podejmuje się pan Brinkmann.


Konkluzja

Edison to unikat. Oryginalna koncepcja, egzotyczne lampy, rozbudowana funkcjonalność i klasa brzmienia czynią z niego nie lada kąsek dla miłośników analogu. Posłuchajcie, a będziecie wiedzieć, czy warto kupić. Z mojego punktu widzenia najbardziej pasuje do systemów wymagających okiełznania żywiołów.

 

o1



Paweł Gołębiewski
Źródło: HFM 10/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF