iriver E150

16-32 04 2011 iriverE150Kolejny odtwarzacz irivera wygląda, jakby jego projektanci wzorowali się na telefonach komórkowych.

Projekt można uznać za nowoczesny, ale jakość wykonania przywodzi na myśl aparaty przeznaczone na rynki – jak to się ładnie mówi – krajów rozwijających się.
Na przednim panelu widzimy tylko jeden przycisk.

Położenia pozostałych trzeba się domyślić albo naciskać, gdzie popadnie, i obserwować, co się stanie. Dodajmy, że front wykonany z taniego plastiku trzeszczy jak intensywnie używana zabawka, a przyciski można zmusić do działania jedynie kładąc się na nich całym ciałem. Menu zaprojektowano bez ładu i składu. Wielką zagadką jest na przykład system ładowania utworów i poruszania się między nimi. Najprostszego wyświetlania plików folderami albo nie ma, albo po prostu nie udało mi się go uruchomić.
Uznałem, że wielki ze mnie szczęściarz, że w ogóle usłyszałem w słuchawkach jakieś dźwięki. Jakby tego było mało, odtwarzacz ślamazarnie reaguje na komendy. Chcecie szybko zwiększyć głośność? E150 może najpierw grać głośniej, potem odrobinę ciszej, a potem znowu głośniej. Ostatecznie dojdzie do pożądanego poziomu, ale w międzyczasie można umrzeć ze śmiechu.

Brzmienie
Urządzenie wyposażono w głośniki, których jakość jest – delikatnie mówiąc – tragiczna. Jest to prawdopodobnie funkcja przeznaczona dla nastolatków, którzy uwielbiają zabawiać swoją muzyką wszystkich dookoła.
Kiedy zacząłem odsłuch z neutralnym ustawieniem korektora, chciałem jak najszybciej zdjąć słuchawki z głowy. Brzmienie było płaskie, ciemne, całkowicie puste i bezduszne. Zmiany ustawień niewiele pomogły.

Konkluzja
Od irivera E150 trzymajcie się z daleka.

16-32 04 2011 T iriverE150

Autor: Tomasz Karasiński
Źródło: HFiM 04/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF