HFM

iriver E200

16-32 04 2011 iriverE200Projektanci tego odtwarzacza musieli się zainspirować kuchennymi płytami grzewczymi.

Jest płaski i czarny. Na przednim panelu znajdziemy tylko duży wyświetlacz i kilka przycisków dotykowych. Nie przepadam za tym rozwiązaniem i wolę przyciski, których klikanie łatwo wyczuć pod palcami. Tutaj ktoś o tym pomyślał. Odtwarzacz po wykonaniu komendy wibruje, co teoretycznie pozwala nam stwierdzić, czy zareagował na nasz dotyk, czy nie. W praktyce jest jednak irytujące i trudno się pozbyć myśli, że wibracje tylko zużywają energię i są jakimś okrężnym rozwiązaniem problemu, którego można było uniknąć, montując normalne przyciski.


Opisywany model wyposażono w gniazdo USB i slot na karty pamięci. Ukryto je pod klapką, która powinna chronić złącza przed wilgocią, ale jest na tyle toporna, że w praktyce trudno ją nawet uchylić. Sterowanie zrealizowano podobnie jak w innych iriverach – najważniejsze są strzałki górna i dolna. Niestety, wszystko działa powoli i po jakimś czasie można się zniechęcić. Utwory można przeszukiwać nie tylko według albumów i gatunków, ale też folderów, w których zostały skopiowane do pamięci. W przypadku urządzeń tej marki jest to dosyć rzadkie. Pochwalić można też jakość obudowy. Aluminiowy tył wygląda ciekawie, a i przedni panel prezentuje się elegancko, jeżeli akurat jest czysty. W innym przypadku będzie na nim widać każdy odcisk palca.

Brzmienie
Brzmienie można określić jednym słowem: karykatura. Dudniący bas, świszcząca średnica i wwiercające się w głowę, zapiaszczone wysokie tony. Wątpliwe, żeby jakikolwiek korektor okiełznał ten bałagan. Jedynym plusem jest przestrzeń. Poza tym – porażka.

Konkluzja
Nie. No nie. Po prostu... nie.

16-32 04 2011 T iriverE200

Autor: Tomasz Karasiński
Źródło: HFiM 04/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF