HFM

Audio Physic Scorpio II

51-57 10 2010 01W tym roku Audio Physic obchodzi 25. urodziny. W świecie hi-fi panuje ciekawy zwyczaj, że firmy same robią sobie prezenty, włączając do katalogu tzw. modele jubileuszowe. Słynny niemiecki producent wpisuje się w tę tendencję. Dopisek „25” znajdziemy przy nowych wersjach Tempo i Virgo. Klient teoretycznie powinien być zadowolony – otrzymuje kolejne modele z prestiżowym logo. A konstruktorzy Audio Physica jeszcze raz pokazują, ku rozpaczy konkurencji, że entuzjastycznie przyjmowane przez prasę i audiofilów produkty niemal wysypują im się z rękawa.

Do dzisiejszego testu trafiły kolumny, które również można uznać za efekt mnożenia bytów.

Scorpio (aktualnie w wersji oznaczonej rzymską dwójką) miały kilka lat temu wypełnić lukę cenową, jaką upływ czasu zdążył wytworzyć pomiędzy Tempo i Virgo. Jeśli ktoś w tym eufemizmie dopatrzy się nutki cynizmu, to proszę bardzo. Dość przypomnieć że testowane u nas w 1998 roku Virgo dystrybutor wyceniał wtedy na niespełna 12 tys. zł. Obecnie za bardziej zaawansowanego technologicznie spadkobiercę tamtego modelu zapłacimy, w zależności od wersji (są dwie) i wykończenia, od 25 do 32 tys. zł. W tym samym czasie Tempo drożało o wiele wolniej. Wprowadzenie nowego modelu nie powinno zatem budzić wątpliwości. Gdy jednak przyjrzymy się profilowi technologiczno-konstrukcyjnemu Skorpionów, sprawa trochę się komplikuje.
Są to kolumny 3,5-drożne, tak jak Avanti i aktualny flagowiec – Cardeas (o testowanej u nas ledwie w czerwcu 2009 Calderze możecie już zapomnieć; jej produkcja dobiegła końca). Za wyjątkiem kopułki zastosowano tu przetworniki takie same jak w Avanti. Scorpio od Avanti są niższe tylko o 1 cm, a od głównych wersji Virgo i Tempo – wyższe, odpowiednio, o 11 i 10 cm. Za to z Tempo VI i niższymi modelami Audio Physica (Yara i Sitara) łączy je rodzaj głośnika wysokotonowego. Po analizie powyższych faktów jestem trochę zdezorientowany. Scorpio bardziej przypominają tańszą wersję Avanti niż brakujące ogniwo pomiędzy Tempo i Virgo. Może o pozycji w cenniku zadecydowała jakość brzmienia? Tego jednak nie będę w stanie ocenić. Największym ekspertem od kolumn Audio Physica jest u nas Maciej Stryjecki – ale skoro i on po odsłuchu Virgo i Tempo wybrał tańszy model, to należy przyjąć, że nic nie jest takie proste, jak się wydaje, a firma daje klientom prezenty bez okazji. Sztuką jest jednak ich znalezienie.

Budowa
Przy Scorpio raczej trudno będzie zastosować się do reguły mówiącej, że uszy słuchacza powinny się znajdować na wysokości głośnika wysokotonowego. Kolumny mają 110 cm wysokości, a trzeba jeszcze dodać kolce i ewentualnie marmurową płytę pod nimi. Gabaryty także sugerują zakup Skorpionów do dużych salonów. Na pewno będą w nich dobrze wyglądać. Estetyczny tuning ułatwi szeroka gama dostępnych wykończeń: klon, wiśnia, orzech, czarny jesion, heban oraz czerń i biel polakierowane na wysoki połysk. Trzy ostatnie opcje wiążą się z dopłatą 2100 zł.
Do kształtu swoich skrzynek Audio Physic zdążył już wszystkich przyzwyczaić. Patrząc z góry, mamy coś w rodzaju obciętego z dwóch węższych stron pudła rezonansowego spłaszczonej lutni, a równoległe względem siebie ścianki przednia i tylna są odchylone do tyłu o 7 stopni. Jedna sztuka waży 27 kg, a stabilność zapewniają jej nóżki z kolcami, których wysunięcie można łatwo dopasować.
Konstrukcja skrzyni 3,5-drożnych kolumn, wyposażonych w siedem przetworników, musi być skomplikowana. Budowy wewnętrznej producent nie ukrywa – przekrój można sobie obejrzeć na stronie internetowej AP. Obawiać się nie ma czego, bo skopiowanie takiej obudowy – przy zachowaniu odpowiedniej jakości wykonania – przekracza możliwości większości amatorów i zawodowców. Grubość wykonanych z MDF-u ścianek wynosi 2 cm. Pogrubiony został jedynie spód. Tweeter pracuje w niewytłumionej komorze, która łączy się w głębi z korytarzem biegnącym od góry do dołu przez całą wysokość skrzyni. Od niej na głucho odizolowano jedynie komorę obu przednich wooferów. Głośniki basowe pracują w przestrzeni wzmacnianej licznymi odgrodami i wentylowanej dwoma identycznej wielkości bas-refleksami – jeden z nich został wyprowadzony z tyłu, a drugi w dół. Okablowanie wewnętrzne nie wisi w powietrzu jak w większości kolumn – wszystkie luzy przyklejono do ścianek. Tradycją Audio Physica są pojedyncze terminale głośnikowe, a zwyczajem ostatnich lat – możliwość zamówienia wersji zdublowanej.
Na temat zwrotnicy niczego się nie dowiemy. Umieszczono ją w miejscu, którego nie zobaczymy bez demontażu panelu z terminalami. A panel jest zainstalowany na stałe. Całą powierzchnię, jaką styka się z obudową, wypełnia neoprenowa uszczelka. To rozwiązanie (nazwane przez firmę VCT – Vibration Control Terminal) tłumi energię mechaniczną przenoszoną przez kable.

51-57 10 2010 02

Na przedniej ściance ulokowano miękką kopułkę (prawdopodobnie wykonaną przez Vifę według specyfikacji Audio Physica) oraz dwa woofery z wytwórni Wavecor. Otrzymały one niemal barokową nazwę: Hyper-Holographic Cone Midrange Driver, w skrócie HHCM. Konstrukcja ich kosza jest hybrydowa – na aluminiowym odlewie z radiatorem umieszczono drugi szkielet z plastiku. Odlew utrzymuje podwójny neodymowy magnes oraz zapewnia stabilność mechaniczną i termiczną przetwornika. Natomiast plastikowa część poprawia tłumienie, czego efektem jest komfort pracy membrany i cewki. Membranę wykonano z aluminium pokrytego powłoką ceramiczną. Nawet zawieszenie zastosowane w tych głośnikach otrzymało specjalną nazwę – ACD (Active Cone Damping). Silikonowy pierścień ma eliminować niepożądane rezonanse, charakterystyczne dla metalowych membran. Korektor fazy zrobiono z anodowanego aluminium. Górny z głośników na froncie jest w zasadzie średniotonowcem, natomiast dolny pracuje do częstotliwości 500 Hz (jak już wspomniałem, Scorpio to konstrukcja 3,5-drożna). Prawdziwą robotę basową odwalają cztery woofery znajdujące się po bokach. Są one podłączone w konfiguracji push-push: wychylają się jednocześnie w tym samym kierunku względem obudowy, co redukuje mechaniczne wibracje, przenoszone z głośników na skrzynie.

51-57 10 2010 05     51-57 10 2010 04     51-57 10 2010 08

Konfiguracja
Kolumny współpracowały z trzema końcówkami mocy: lampowymi monoblokami Cary Audio Design CAD 805 Anniversary Edition oraz z tranzystorowymi wzmacniaczami stereo – Usherem R-1.5 i Conradem-Johnsonem MF2250. Przez większą część testu używałem pasywnego przedwzmacniacza Music First Audio Preamplifier mkII, lecz pod koniec zastąpiłem go lampowym ARC LS17. Jako źródło wykorzystałem odtwarzacz SACD Cary Audio Design – 303T Professional Version, a funkcję rezerwowego pełnił Naim CD 5X/ Flatcap 2X. Kable głośnikowe i łączówki pochodziły z zabójczo drogiej linii Tara Labs – The Edge. Akcesoria i okablowanie sieciowe dostarczyli Neel, PAL i Shunyata Research.

51-57 10 2010 03     51-57 10 2010 06

Wrażenia odsłuchowe
Kolumny stanęły na marmurowych płytach, a pod kolcami znalazły się dodatkowe podkładki. Po podłączeniu wszystkiego byłem na tyle wyczerpany, że postanowiłem odpocząć przy lekturze archiwalnych testów Audio Physica w naszym piśmie. Z głośników płynęła popularna muzyczka z taniego tunera NAD-a. Odsłuchy i staranne ustawianie planowałem rozpocząć trochę później. Zresztą, przy celowaniu lewej kolumny w podkładki niechcący przesunąłem marmurową płytę i dogięcie skrzynek było w owej chwili zupełnie przypadkowe i niesymetryczne. W ogóle nie mogłem się jednak skupić na lekturze, ponieważ od początku coś mi nie pasowało. Mimowolnie wychwytywałem, że nawet w takich warunkach z muzyką dzieje się coś dziwnego. Dźwięki materializowały się w sposób, do którego nie byłem przyzwyczajony. Nie chodzi tu o stadionową szerokość czy milimetrową precyzję lokalizacji. To był dziwny inny wymiar, inny rodzaj przestrzennej prawdy o muzyce. Prawdy, w której każdy dźwięk miał jakąś niezidentyfikowaną dodatkową energię, wewnętrzny dopalacz, dzięki któremu nigdy jeszcze metafora o materializacji brzmienia nie wydała mi się tak bliska urzeczywistnienia. Brakowało chyba tylko transparentu z napisem „Witaj w klubie Audio Physica”.
Cała ta nowa prawda muzyczna stała się jeszcze prawdziwsza, gdy kolumny odpowiednio dogiąłem, pomierzyłem odległości, a dźwięk popłynął z high-endowego odtwarzacza. W tym miejscu powinienem powtórzyć wszystkie pochwały na temat jakości generowanej przez Audio Physiki przestrzeni, jakie można znaleźć w każdej wcześniejszej recenzji kolumn tej firmy. Obawiam się jednak, że nic nowego wymyślić nie zdołam. Scorpio dysponują zdolnością do rzucenia dźwięku w dowolny chyba punkt pokoju odsłuchowego. O ile oczywiście odpowiednia informacja znajduje się na płycie. Mało tego, dzięki nim odkryłem nowe niesamowite rzeczy nawet na takich płytach, jak składanka przebojów Haliny Frąckowiak, kolędy Arki Noego czy katowane na okrągło w latach 80. albumy Talk Talk i Ultravox (wtedy oczywiście na kasetach). Realizacje bardziej wysmakowane to już prawdziwa uczta, której opisu się nie podejmę z uwagi na brak weny poetyckiej. W zwykłych słowach ująć się tego nie da.
Bas Skorpionów jest mocny i szybki. Dokładnie słychać początek i koniec każdego dźwięku. Gradacja barw w dole pasma w niczym nie przypomina podziału podstawy harmonicznej na pomruki o trzech czy czterech różnych poziomach. Tutaj tych poziomów mamy zdecydowanie więcej, a każdemu została przypisana ogromna siła. Niszczycielska – chciałoby się dodać. Gdy rozpoczął się utwór „Death Letter” Cassandry Wilson (płyta „New Moon Daughter”), musiałem przykręcić gałkę potencjometru w przedwzmacniaczu. Myślę, że gdybym tego nie zrobił, w ramach eksperymentu ustawił tryb powtarzania „repeat 1” i wyszedł na przykład do kina, to po powrocie cały tynk ze ścian i z sufitu leżałby już na podłodze.
Kontroli basu nie można zarzucić żadnego ewidentnego błędu, chociaż Scorpio II zdecydowanie należą do kolumn wystrzegających się twardości i oschłości. Podstawa harmoniczna, oprócz potęgi i zróżnicowania, charakteryzuje się płynnością przejść i rozbujaną fantazją. Z basem związany jest jednak pewien problem. Stare audiofilskie porzekadło mówiące, że kluczowe dla brzmieniowej nirwany jest zgranie kolumn i akustyki pomieszczenia, jeszcze raz okazało się prawdą. Otóż Scorpio do pokoju 23-metrowego (jakim dysponuję) są za duże. Niezależnie od rodzaju nagrania oraz podłączonej końcówki dawało się wychwycić delikatne podbicie górnego zakresu niskich tonów. Podbicie to można było wprawdzie regulować, dokonując radykalnych posunięć (dosłownie – suwałem marmurowymi płytami po wykładzinie), ale wyeliminować go zupełnie nie zdołałem. Scorpio bez wątpienia były projektowane do pomieszczeń o większej powierzchni. Myślę że dopiero w 30 metrach zaprezentują pełnię możliwości. W moich 23 prawdopodobnie lepiej się sprawdzą mniejsze Virgo i Tempo. Mam nadzieję, że ta uwaga zostanie zapamiętana jako fundamentalny wniosek niniejszego testu.
Niezależnie od jakości dźwięku, kupując zbyt duże skrzynki do zbyt małego pomieszczenia sami strzelamy sobie w stopę – połowa wydanej kwoty po prostu nam nie zagra. Lepiej kupić mniejsze kolumny, a zaoszczędzone pieniądze przeznaczyć na lepszy wzmacniacz.
Ostatecznie ustawiłem Skorpiony kompromisowo – tak, aby podbicie było jak najmniejsze, ale też aby nie narażać się na przypadkowe zderzenie z meblem umieszczonym w nietypowym miejscu. Cała powyższa dygresja została odpowiednio wyjaśniona, mam więc czyste sumienie. Jednak opisując brzmienie Audio Physików, potraktowałem problem, jakby nie istniał – trudno bowiem wmawiać czytelnikom, że kolumny są źle zestrojone, jeśli mam za mały pokój.
Jeśli ktoś miałby ochotę skrytykować górę pasma Scorpio II, to w rzeczywistości narzekałby na wysokie tony źródła lub wzmacniacza. Mimo że zastosowanej kopułce daleko do technologicznego wyrafinowania, konstruktorom udało się z niej wycisnąć taką ilość i jakość informacji, jaką w podłogówkach poniżej 20 tys. zł trudno będzie powtórzyć. Ważne jest przy tym, że soprany nie dominują przekazu. Po pierwsze, Audio Physic pozostaje wierny swojej pierwotnej misji: tworzenia obrazu dźwiękowego o maksymalnej analityczności przy minimalnej natarczywości. Po drugie, stworzenie takiego obrazu oznacza analityczność w całym zakresie pasma, a nie tylko na jednym jego skraju.
Scorpio prezentują bardzo neutralną temperaturę barw. Ich średnica sytuuje się dokładnie pośrodku pomiędzy sterylnością a romantycznym ciepłem. Na ostateczny rezultat większy wpływ będzie miał zapewne wzmacniacz, choć wydaje się, że kolumny dzięki swej dokładności ostudzą zapał niejednego lampowca. Z drugiej natomiast strony bajeczną finezją przestrzenną nawet z wybitnie oziębłych tranzystorów wydobędą brzmienie zaangażowane i wciągające. Zmysłowość wokalu Sade będzie tu efektem punktowego naświetlenia drgań jej strun głosowych, a nie podbarwienia. Bo rozdzielczość Skorpionów II nie polega tylko na zalewaniu słuchacza oceanem szczegółów. Polega także, a może nawet głównie, właśnie na zdolności rozróżniania takiej ilości odcieni barw, że podgrzewać czegokolwiek nie ma potrzeby. Audio Physiki nie muszą się uciekać do sztuczek ani wtedy, gdy do odtwarzacza trafia próbka gitarowych przesterów, ani gdy nagranie ciągnie matowo brzmiący na wielu systemach fagot. One pokazują wszystko bez niedopowiedzeń, a skala ich możliwości czyni z każdego repertuaru niezapomniane audiofilskie przeżycie.
Przy okazji – mały bonus. Scorpio zasilane monoblokami Cary Audio Design prawdopodobnie są bardzo bliskie wyznaczenia wzorca brzmienia fortepianu w skali absolutnej. Dla miłośników nokturnówChopina czy sonat Beethovena odsłuch tego połączenia (o ile oczywiście zaakceptujemy jego łączną cenę) powinien być obowiązkowym punktem poszukiwań.
Kolumny Audio Physica są utożsamiane z referencyjną reprodukcją szczegółów. Nie wiem, jak to wygląda w przypadku innych modeli tej firmy, ale Scorpio wydają się produktem dążącym do osiągnięcia doskonałości w każdym elemencie audiofilskiego rzemiosła, o przepraszam: sztuki. Tak, sztuka jest tutaj słowem koniecznym. Niezależnie od tego, jak snobistycznie to zabrzmi, Scorpio są czymś więcej niż elementem toru odsłuchowego. Są częścią świata kultury wyższej; dziełem dedykowanym koneserom odpornym na brzmieniowe błyskotki i tanie efekciarstwo. Tutaj wszystkie fragmenty pasma są traktowane z jednakowym taktem i starannością, a ich proporcje odmierza waga aptekarska. Aby to docenić i delektować się ich wszystkimi zaletami, nie wystarczy się przesiąść z Pianocrafta (z całym szacunkiem dla Pianocrafta). Do tego trzeba mieć jeszcze perwersyjną żądzę obcowania z brzmieniową perfekcją.
Pakując niemieckie skrzynie do pudeł po kilku tygodniach odsłuchu, ciągle czułem niedosyt. I nie chodzi o znany już medycynie syndrom rozstania z produktem wybitnym. Był to raczej żal, że pomimo wysiłku nie potrafiłem zgłębić tajemnicy brzmienia Scorpio II. Bo oprócz referencyjnego rysunku przestrzeni i innych zalet zostało ono wyposażone w jeszcze jedną cechę własną, której nie rozumiem do końca i której nie potrafię ubrać w odpowiednie słowa. To jest coś w rodzaju zdolności do rozdzielania dźwięku w przestrzeni na czynniki pierwsze; jednoczesnego nadawania każdemu z tych czynników skumulowanej energii i łączenie tego wszystkiego w jedną, nierozerwalną całość. Niesamowite!

Reklama

Konkluzja
W audiofilskim świecie krąży wiele teorii o idealnych proporcjach cenowych pomiędzy elementami systemu. Większość wskazuje na decydującą rolę kolumn. To one powinny być najlepsze, w domyśle – również najdroższe. Ja jednak chciałbym zaproponować nową koncepcję. Brzmi ona tak: na razie zachowajcie sobie kable, które macie. Najwięcej uwagi poświęćcie znalezieniu udanego zestawienia źródło-wzmacniacz, a na koniec zostawcie sobie zakup kolumn z logo Audio Physica. Wybór modelu będzie uzależniony od wielkości pokoju. Satysfakcja gwarantowana. O ile oczywiście mówimy o prawdziwej sztuce.

51-57 10 2010 T

Autor: Mariusz Malinowski
Źródło: HFiM 10/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF