HFM

Graham Audio LS 5/8

4051092016 002

Dokładnie przed rokiem trafiły do mnie głośniki Graham LS 5/9. Średniej wielkości monitor BBC wyprodukowała firma, o której wcześniej mało kto słyszał, mimo że istnieje od 20 lat.

W świecie hi-fi panuje specjalizacja. Niewielu producentów oferuje wszystko, co gra, a jeśli już, to zwykle są to albo koncerny, albo firmy pretendujące do tego miana. Przekłada się to na politykę cenową i chęć dotarcia do możliwie największej liczby – niekoniecznie zamożnych – klientów. Wyższa półka jest zarezerwowana albo dla lepiej sytuowanych, albo dla pasjonatów, którzy dla wymiany wzmacniacza są w stanie poświęcić wyjazd na wakacje.

 


 

Pasjonaci to przeważnie osoby wymagające, mające sporo doświadczeń ze sprzętem hi-fi. Na takim gruncie utrzymają się tylko specjaliści. Niektórzy tworzą wyłącznie elektronikę. Inni ograniczają się jeszcze bardziej, na przykład do wzmacniaczy albo gramofonów. Jeszcze inni robią same kolumny. Każda taka firma bazuje na własnych doświadczeniach i nierzadko autorskich rozwiązaniach technicznych. Musi się czymś wyróżnić na tle konkurencji.
W latach 60-80. XX wieku jednym z synonimów jakości dźwięku były studia BBC. Wyposażano je w monitory konstruowane dla określonych potrzeb; w pewnym sensie szyte na miarę. Ich geneza jest inna niż większości kolumn z rynku domowego, ponieważ ten kierował się wyłącznie gustami ich twórców; realizował pewną „szkołę brzmienia”. Na tym tle ukuto zresztą wiele sloganów i promowano relatywizm: każdy określa swoje preferencje i wizję brzmienia, a firm jest tyle, że zawsze znajdzie się sprzęt realizujący nawet najdziksze fantazje. Tymczasem w BBC liczyło się jedno: maksymalne zbliżenie do prawdy, czyli dźwięku na żywo. To trudne zadanie i nie ma chyba na świecie kolumn, które w pełni by sobie z nim poradziły i z równą swobodą odtworzyły skrzypce solo, orkiestrę, fortepian, trio jazzowe czy elektryczny pop. Każdy repertuar i skład stawia inne wymagania, które dokładnie określało BBC.


Dla najmniejszych składów akustycznych i wokali powstał monitor LS 3/5 – maleństwo, w zasadzie pozbawione basu, ale z czarującą średnicą. To jedna z legend BBC. Do historii przeszły w zasadzie wszystkie modele i do dzisiaj są uznawane za wzorce neutralności. W każdej recenzji powtarza się jak mantra: „w muzyce akustycznej bliskie doskonałości”. Nie bierze się to znikąd, bo były to zawsze zestawy do pracy, a tę wszelkie odstępstwa od neutralności potrafią utrudnić. O ile projekty „cywilnych” wytwórców oceniali domowi audiofile, to każdy monitor BBC, zanim został wdrożony do produkcji, zatwierdzali dźwiękowcy. Prototypy przechodziły skomplikowaną procedurę pomiarów i odsłuchów. Przez trzy dekady tylko kilka firm wyposażało studia BBC. Najważniejsze to: Spendor, KEF, Goodmans, Rogers i Harbeth. Dla KEF-a był to kwiatek do kożucha – margines oferty potentata. Niby nieistotny, ale jakże prestiżowy. Do dzisiaj wielu audiofilów wspomina LS 3/5 w wydaniu KEF-a jako najbardziej udaną realizację najmniejszej skrzyneczki. Na rynku wtórnym są one niemal nie do zdobycia, a nawet jeśli się trafią, to zawsze pozostaje problem, skąd wziąć przetworniki, jakby co. A „jakby co” w przypadku wiekowych konstrukcji zdarza się często – resory nie są wieczne, cewki też. Mimo to jest to nadal pożądany antyk.
Do popularyzacji monitorów BBC wśród amatorów najbardziej przyczynił się Rogers. Na początku lat 90. trafiły do sklepów trzy monitory: LS 2/2, LS 4/2 i LS 6/2. Wszystkie dwudrożne, oparte na takich samych głośnikach nisko-średniotonowych, o różnych średnicach, ale identycznej konstrukcji, a co najważniejsze – tanie. Paradoksalnie, najbardziej udane okazały się miniaturowe LS 2/2. Kosztowały mniej niż 200 funtów za parę i szybko stały się hitem, również w Polsce. Grały niesłychanie otwartym, dużym dźwiękiem, bardzo naturalnie i z kawałkiem basu. Dla posiadaczy największych Altusów pierwszych kilka sekund odsłuchu LS 2/2 stanowiło szok.

4051092016 001Kawał basu.


Rogersy LS 2/2 znalazły się w naszym jubileuszowym numerze – zestawieniu najlepszych urządzeń z 20 lat. Ocenialiśmy je w jednym z pierwszych wydań „Hi-Fi i Muzyki” i były to również pierwsze zestawy pracujące w redakcyjnym systemie. Od tego czasu upłynęło sporo wody w Wiśle, ale gdyby dzisiaj postawić maluszki obok aktualnych konstrukcji, to niewykluczone, że wyszłyby z porównania zwycięsko.
Losy Rogersa toczyły się różnie. Firma przeżywała wzloty i upadki, a od kilkunastu lat jej właścicielem jest chińskie konsorcjum. Po drodze było sporo eksperymentów z plazmami, odtwarzaczami MP3, amplitunerami i car hi-fi. Obecnie nastąpił powrót do korzeni: firma produkuje trzy monitory BBC, dwa wzmacniacze lampowe (konstrukcje z wczesnych lat 90.) i krótką linię tańszych głośników. Niewiele można się na ich temat dowiedzieć, bo większość informacji na stronie internetowej zapisano w „krzaczkach”. Trudno powiedzieć, czy kolumny są dostępne i czy są coś warte. My w każdym razie nie mieliśmy z nimi kontaktu.


Goodmans obecnie robi soundbary, miniwieże, głośniki bezprzewodowe i amplitunery, a wszystko to jakieś takie, za przeproszeniem, tandetne. Wygląda na to, że z marki pozostało tylko logo, bo „ulepszyli” ją księgowi. Nie da się zarabiać na legendzie, robiąc z niej jednocześnie banał. Z czasów świetności Goodmansa pozostały jedynie przenośne „heritage portable” i „oxford”, czyli „murarskie” radyjka, wyglądające jak wyciągnięte z wehikułu czasu, wracającego z podróży do lat 60. I jeszcze bardziej sympatyczne duże radio „stacjonarne”, tym razem z lat 50. Z tym, że moje zachwyty dotyczą wyłącznie zdjęć z witryny www.


Najbardziej konsekwentnymi kontynuatorami idei monitora BBC są Spendor i Harbeth. Również najbardziej godnymi zaufania, bo produkującymi nieprzerwanie te same modele. Oczywiście, pojawiają się udoskonalenia, ale dotyczą szczegółów i są wprowadzane ostrożnie. Można mieć zresztą pełne zaufanie, że nikt tu nie zepsuje produktu. Jego kształt (zarówno dosłownie, jak i w odniesieniu do brzmienia) pozostaje od lat taki sam i, o ile pamiętam, modyfikacje zawsze przynosiły zmiany na lepsze. Były to jednak zmiany na tyle niewielkie, że posiadacze starszych wersji nie gryźli paznokci z zazdrości. Patrząc od strony zdroworozsądkowej, każda z firm robi poszczególne modele od tylu lat, że zna najmniejszy drobiazg, czy to w zwrotnicy, obudowie, czy przetwornikach. Jeżeli decyduje się coś zmienić, to albo dostrzegła jakąś drobną niedogodność, albo świat faktycznie zaproponował w technologii materiałowej coś na tyle sensownego, że warto poeksperymentować.

 

4051092016 001Kopułka
Audaxa.


Spendor nie koncentruje się wyłącznie na monitorach BBC. Linia Classic jest jedną z pięciu w katalogu. W produkcji znajduje się pięć modeli: SP 3/5, SP 3/1, niezwykle udany SP 2/3, SP 1/2 i ogromny SP 100 – wszystkie w aktualnej wersji R2. Pamiętam Spendory sprzed 20 lat (sam byłem posiadaczem SP 2/3 i SP 1/2, a z pozostałymi miałem do czynienia) i mogę zaświadczyć, że obecne są tej samej jakości, czyli to nadal stare, dobre BBC. A to, że inne modele również są z wysokiej półki, daje nadzieję, że brytyjska firma nie zamierza szukać dziadowskich oszczędności.
Harbeth jest konserwatystą do szpiku kości. Od początku produkuje tylko monitory BBC. To także pięć modeli, które występują w dwóch liniach: Domestic i Pro. Nie różnią się niczym poza wykończeniem. Domestic to forniry, natomiast Pro – surowizna. Jak nietrudno się domyślić, druga opcja jest tańsza. Dźwiękowcom wygląd kolumn jest obojętny, więc chętnie oszczędzają właśnie na tym.


Firma ma bezkompromisowe podejście do książki przychodów i rozchodów. Mogłaby spokojnie sprzedawać więcej, bo popyt jest. Tymczasem niespecjalnie jej zależy na pozyskiwaniu nowych rynków. To, co jest, wystarczy na chleb, a człowiek się przecież na zapas nie naje. Gdyby przyszło zwiększyć produkcję, owszem, firma by urosła, ale trzeba by zaryzykować większy kapitał i zatrudnić nowych ludzi. A z tym zawsze jest ambaras. Teraz załoga składa się z doświadczonych fachowców i tak ma zostać.
Graham poszedł jeszcze dalej. Nie wiem, czym firma zajmowała się wcześniej, ale głośno zrobiło się o niej jakieś dwa lata temu, za sprawą monitorów BBC właśnie. LS 5/9 były konstrukcją z lat 80. i ten model starano się jak najwierniej odtworzyć. Problemów było przy tym mnóstwo: od znalezienia głośników, przez projekt zwrotnic, po wdrożenie procesu produkcyjnego, bazującego na technologii z tamtych czasów (historia tego monitora jest pasjonująca i odsyłam do wydania „HFiM 4/2015”, gdzie została opisana). Ale efekt okazał się spektakularny i w wielu miejscach Grahamy okrzyknięto najlepszą kopią oryginalnych monitorów BBC. W budowie wykorzystano (ostrożnie, ale jednak) zdobycze współczesnej techniki, więc można się pokusić o pytanie, czy przypadkiem kopia nie przerosła oryginału. Tak czy owak, Brytyjczycy przez dwa lata z okładem mieli najwęższą ofertę na świecie: produkowali tylko jeden model monitora. Musiał być udany, skoro firma się rozwinęła i pracuje nad kolejnymi.
Niedawno katalog poszerzył się o legendarne maluszki LS 3/5 i opisywany dziś LS 5/8. To flagowiec BBC – największy, mający przekazywać pełne pasmo i przeznaczony do najbardziej wymagających zastosowań w studiu, a dla cywilnego odbiorcy – po prostu uniwersalny.

 

4051092016 001Pojedyncze terminale Michell.

 


Budowa
Tym razem konstruktorzy mieli „z górki”, bo wcześniej uporali się z materiałami, przetwornikami i obudowami. Mimo to prace trwały długo, bo firma nie mogła sobie pozwolić na obniżenie poprzeczki. LS 5/8 nie stanowią rozwinięcia koncepcji mniejszego modelu LS 5/9. Odwrotnie – są jego pierwowzorem, na bazie którego starano się stworzyć coś możliwie zbliżonego, ale bardziej mobilnego – LS 5/9 często wyjeżdżały w teren. Konstruowanie monitorów do zastosowań profesjonalnych, a już zwłaszcza tak wyrafinowanych technicznie jak BBC, nie opiera się jednak na pełnym naśladownictwie brzmienia i wyciąganiu z mniejszych skrzynek zbliżonego mocą i zasięgiem basu. Z góry założono węższe pasmo i koncentrację na wycinku zadań. Odkąd więc pocztą pantoflową zaczęła się rozprzestrzeniać wieść, że Graham pracuje nad flagowcem, dotychczasowi fani w napięciu oczekiwali na wynik. Sam byłem ciekawy nowych skrzyń i zarezerwowałem je do testu jeszcze w ubiegłym roku.
Spodziewałem się, że będą duże, ale kiedy wylądowały w moim pokoju, trudno było porównać ten widok z jakimikolwiek kolumnami, które stały tam wcześniej. LS 5/8 są wizualnie przytłaczające. W dodatku są kanciaste, archaiczne i nie ma w nich nawet cienia zgrabności czy starania, by komukolwiek przypaść do gustu. Nie ma mowy o wtopieniu się w tło, dopasowaniu do stylu mieszkania czy mebli. W nowoczesnych wnętrzach będą wyglądały tak, jakby je ktoś przytachał ze strychu. Wszystko jedno, z maskownicami czy bez, mają urodę pralki i zbliżone gabaryty. Przez moje cztery ściany przewinęło się sporo osób i reakcja na LS 5/8 była zawsze taka sama: po „wow!” padało zdanie w rodzaju: „to najpaskudniejsze kolumny, jakie widziałem w życiu”. Jakość materiałów i wykonania to jednak zupełnie inna para kaloszy.
Skrzynie są zrobione ze sklejki o grubości 9 mm. Biorąc pod uwagę współczesne standardy w tym segmencie cenowym, to niewiele. Ale też należy sobie uświadomić, że materiałem na obudowy przeważnie jest MDF. Sklejka jest lepsza, także droższa, choć to akurat ma mniejsze znaczenie. MDF świetnie się nadaje do obrabiarek CNC. W czasach, gdy powstawały LS 5/8 było to utrudnieniem, bo nie każda firma mogła sobie pozwolić na maszyny. Obecnie wartościowanie przewróciło się do góry nogami. Są setki stolarni, które z pocałowaniem ręki wykonają każdą pracę z płyty, natomiast sklejka wymaga ludzkich rąk. Inaczej pęka przy wycinaniu.

 


Graham ma własną stolarnię w hrabstwie Devon. Wszystkie etapy produkcji to rękodzieło, począwszy od cięcia, przez frezowanie otworów (najbardziej krytyczny moment – wystarczy chwila nieuwagi i materiał pęka wzdłuż słojów), po dopasowywanie, klejenie i skręcanie. Teoretycznie sprawa jest prosta, bo skrzynie są kanciaste, ale wystarczy spojrzeć na łączenia i okazuje się, że dokładność sięga ułamka milimetra.
Ręczne jest także okleinowanie. W standardzie otrzymujemy fornir wiśniowy, ale firma realizuje także indywidualne zamówienia. Klient wybiera gatunek drewna (paleta jest w zasadzie nieograniczona), a potem czeka nawet kilka miesięcy. Wymaga to oczywiście dopłaty, ale ta jest relatywnie niewielka (1300 – 3000 zł) i nie zniechęci kogoś, kto się lubuje w drewnie. Widziałem wersję z drewna różanego i mogę powiedzieć, że robi wrażenie.
Cienkie ścianki wytłumiono od wewnątrz płatami wełny mineralnej. Zwykle wygląda to tak, że do ścianek przykleja się, niespecjalnie starannie, materiał. Teoretycznie nie ma to większego znaczenia dla dźwięku, a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal. U Grahama jest inaczej. Każdy płat jest obszyty materiałem i dokładnie przyklejony do ścianki. Wszystkie zaś tworzą idealnie dopasowaną całość. Ścianka przednia od środka jest goła.

 

4051092016 001Kawał basu.

 


Skrzynie nie przypominają tych u konkurencji: wytłumionych na głucho, przy opukiwaniu zachowujących się jak kamień. Tamte mają za zadanie odizolować się od głośnika, wręcz gasić wszelkie drgania poza membraną. Grahamy zachowują się trochę jak pudło rezonansowe w instrumentach; jest to zresztą koncepcja identyczna jak w Harbethach. Wewnątrz nie zamontowano żadnych wzmocnień oprócz dwóch listew, które dodatkowo usztywniają i mocują front.
Ten jest najważniejszą i najbardziej skomplikowaną częścią obudów. Wycięto w nim otwór bas-refleksu nie przedłużany żadnym tunelem, a jedynie dodatkową warstwą brzozowej sklejki. Głośniki są do niego mocowane za pomocą mnóstwa śrub, skontrowanych nakrętkami. Dlatego, jeżeli już musicie to i owo wykręcić, nie zaczynajcie od przetworników, bo akcja się nie uda, albo – co gorsza – wpadną do środka. Najpierw trzeba odkręcić przednią ściankę, a dopiero później majstrować.  
Układ jest dwudrożny i wykorzystuje dwa przetworniki. Nisko-średniotonowy Volt ma 30 cm i membranę z półprzezroczystego polimeru, zawieszoną na miękkim resorze. Odlewany kosz razem z wielgachnym magnesem ważą tyle co wiadro wody. Membrana chowa się w wyfrezowanym otworze w sklejce. Z dzisiejszego punktu widzenia zaskakują ostre kanty, na których mogą się załamywać fale. W latach 70. nikt się takimi rzeczami nie przejmował, podobnie jak wystającymi ramkami, w które wciskamy maskownicę.
Wysokie tony odtwarza 25-mm miękka kopułka Audaksa. Zwrotnicę zmontowano na jednej płytce, przykręconej do frontu. Z przodu uwagę przyciąga tabliczka z wyprowadzeniami i przylutowanymi kabelkami. To rozbudowany tłumik głośnika wysokotonowego. Działa w pięciu krokach, w zakresie +/- 2 dB i raczej nie służy do podbicia górki, tylko dostosowania charakterystyki do akustyki pokoju. Z tego, co się dowiedziałem, zabawa z lutownicą nie powoduje utraty gwarancji. Byłoby to zresztą dziwne, skoro stworzono wręcz zachętę do majstrowania. Można też powierzyć tę czynność importerowi albo sprzedawcy. O ile się nie mylę, nie wymaga żadnych dopłat.


W ogóle producent zachowuje się tak, że klient może się czuć jak król. Wszelkie wymiany głośników itp. przeprowadza od ręki. O ile coś się wydarzy, bo w tak dużych kolumnach, przystosowanych do intensywnej pracy w studiu, awarie należą do rzadkości.
Wracając do tabliczki na froncie, nasuwa się pytanie: czy nie można było po prostu zastosować jakichś złącz albo gniazd? Ano, pewnie można było, ale w oryginale było inaczej, i modyfikacje doprowadziłyby do utraty licencji BBC. A to prestiżowa sprawa, choć powoduje wzrost ceny, ponieważ Graham musi z tego tytułu odprowadzać tantiemy. Ale klient otrzymuje nie tylko „certyfikat zgodności z oryginałem”, ale i pewność, że produkt spełnia wyśrubowane normy techniczne. Jeżeli np. przepalimy kopułkę, dostaniemy idealną do naszej pary, dopasowaną z dokładnością do 0,5 dB. Licencjobiorca BBC ma obowiązek prowadzić pomiary par głośników oraz ich ewidencję. Musi też przechowywać informacje o całych kolumnach. Nie ma tu mowy o wahaniach jakościowych pomiędzy poszczególnymi parami, co zdarza się dość często, nawet w przypadku drogiego sprzętu. Każda para ma unikalny numer seryjny, a wyniki pomiarów muszą być przechowywane w specjalnej bibliotece. To na wypadek kontroli BBC. Licencjodawca wymaga sprawdzenia dosłownie wszystkiego, również szczegółowej kontroli estetycznej obudów. Nie ma możliwości, żeby do klienta trafiła wadliwa sztuka. BBC to wymagający partner, ale jego błogosławieństwo oznacza gwarancję jakości.
Jeśli chodzi o gniazda, do dyspozycji mamy jedną parę szeroko rozstawionych, złoconych terminali Michell Engineering.

 

4051092016 001Kopułka
Audaxa.


Aby kolumny zagrały jak należy, potrzebne są podstawki. Firmowe kosztują 1900 zł za komplet w czarnym lakierze proszkowym i cóż… To raczej marna jakość – lekka, ażurowa konstrukcja z kątowników zespawanych ani dokładnie, ani ładnie. Bardziej przypomina balkonowy stojak na doniczki (bo takie brzydactwo wstyd w domu stawiać) niż audiofilskie stendy. A już zwłaszcza pod tak potężne monitory. Nonszalancja producenta wynika z jego podejścia do tematu, po raz kolejny identycznego z filozofią Harbetha. Według Grahama podstawki nie mają większego znaczenia, a jeśli już, to powinny grać razem z kolumnami. Trudno się z tym zgodzić, bo że niby jak? Brzęczeć? Miałem jednak okazję słuchać minitorów BBC na specjalnie dla nich skonstruowanych i dostrojonych podstawkach i efekt przerasta wszelkie oczekiwania. Warto dołożyć i obstalować coś godnego tak dobrej konstrukcji jak LS 5/8. Opłaci się, a i głowa spokojna, że dziecko nie przewróci.
Podsumowując: Graham LS 5/8 to kolumny wyjątkowe, inne od wszystkich. Z historią i renomą, jak niewiele innych. Piękne/paskudne * (niepotrzebne skreślić), wykonane ręcznie przez brytyjskich rzemieślników, kontrolowane na każdym etapie produkcji i później przez BBC.

 


Konfiguracja systemu
Parametry monitorów są przyjazne i choć rozmiary sugerują spore zapotrzebowanie na moc, z doborem wzmacniacza nie będzie problemu. LS 5/8 mogą pracować z lampą albo tranzystorem, niekoniecznie wyczynowym. W trakcie projektowania zwrotnicy Derek Hughes używał starego wzmacniacza Quad 405. Chociaż trzeba przyznać, że kiedy monitory dostają dużo prądu, dobrze to robi membranie basowej, która okazuje się zaskakująco szybka.
W czasie testu Grahamy pracowały z dwoma wzmacniaczami: McIntoshem MA8000 i Normą Revo IPA-140. Z pierwszym uzyskałem ciekawszą barwę; z drugim – realniejszą dynamikę. Jako źródło posłużył leciwy Gamut CD-3, a prąd oczyszczał system Ansae (Power Tower/Supreme). Łączówka i przewody głośnikowe pochodziły od Albedo (Monolith Reference).


Wrażenia odsłuchowe
Znacie ten dowcip? Kiedy umawiacie się z kimś u siebie w domu po raz pierwszy, wypada wytłumaczyć, gdzie ma dotrzeć. A więc: ruszasz z centrum? Wiesz, jak się jedzie na Białystok? Za mostem Radzymińską prosto, potem centrum handlowe w Markach i dalej do wiaduktu. Kojarzysz? To nie tam. Musisz jechać na Lublin.
Podobnie jest z LS 5/8. Kojarzycie, jak grają brytyjskie monitory starej daty? Wyeksponowany pierwszy plan i średnica, cofnięte skraje pasma. To daje razem ciepłe, miękkie brzmienie ze wspaniałymi wokalami, ale niezbyt imponujące w dużych składach. Grahamy to kwintesencja brytyjskiego monitora, więc opis powinien się zgadzać, a przynajmniej podążać we wskazanym kierunku. Kojarzycie? To nie tam.

4051092016 001Kopułka
Audaxa.

 


Można nawet powiedzieć, że LS-y są biegunowo odmienne. To zrozumiałe, że największe składy – orkiestry, big bandy czy nawet rockowy łomot – nie stanowią dla nich wyzwania. Wystarczy rzut oka na gabaryty skrzyń i przetwornika. Ale nie w tym rzecz. Graham przekazuje muzykę na swój sposób. Bez kompromisów i jakichkolwiek uładnień, przeskalowania czy podążania za gustami. Można napisać jeszcze tysiąc słów, ale nie odda to uczucia, które przeżyjecie w pierwszych sekundach kontaktu z tymi archaicznymi skrzyniami.
Proponuję zrobić tak: włożyć do szuflady odtwarzacza mocny materiał, na przykład finał IX symfonii Beethovena albo koncertowy album „Tutu Revisited” Marcusa Millera (na pewno macie swój ulubiony krążek, gdzie jest dużo, gęsto i z walnięciem). Następnie śmiało podkręcić głośność, a potem usiąść wygodnie w fotelu, odłożyć przysłowiową szklaneczkę whisky na bok (po co się oblewać trunkiem?) i nacisnąć „play”. Pamiętacie wcześniejsze wrażenia w innych systemach? Przebiegi dynamiki, napięcia, układ źródeł dźwięku na scenie? Zastanawialiście się, jak blisko oryginału byliście? To nie tam. Proponuję przejść się do filharmonii, posłuchać wspomnianej IX symfonii albo dobrze nagłośnionego koncertu, a później odtworzyć jego realizację w domu. Otrzymacie tylko jedną informację: czy nagranie jest: a) wybitne, b) dobre czy c) kiepskie. Jeżeli „a”, opis jest zbędny. To tam.
Nie oznacza to, że czeka Was obcowanie z najsłodszym fletem, najcieplejszą altówką czy czarującym głębią barytonem. Wspaniały system często przenosi nas w świat wyobrażeń o muzyce. Aż się łezka w oku kręci, jak to pięknie gra. Tymczasem słowo „pięknie” jest ostatnim, jakie można dopasować do pracy Grahamów. Prawda nie zawsze jest urocza; bywa nawet bolesna. Warto się na to przygotować, zanim do wielkich membran popłynie prąd, bo one nie grają, nie interpretują, tylko pokazują nagranie. Jego wszystkie ścieżki osobno i razem. Z każdego „szycia” i niedokładności montażu zrobią przykry dla ucha kleks i, niestety, większość Waszej płytoteki trafi na strych. Pewnych rzeczy nie da się po prostu słuchać albo inaczej – można to robić, ale z przyjemnością porównywalną do obcowania z „brzmieniem” wiertarki udarowej.

4051092016 001Głośniki przykręcone do frontu.
Wytłumienie starannie
obite materiałem

 

Tych kolumn nie zaprojektowano z myślą o wielogodzinnym, „kontemplacyjnym odsłuchu”, tylko do roboty w studiu. Są jedynie narzędziem, które ma wydobywać każdy detal, nie ograniczając dynamiki ani pasma przenoszenia. I Graham po prostu to robi. Trzeba sobie tylko odpowiedzieć na jedno pytanie: czy jesteście na to gotowi? Bo jeżeli wyposażacie studio, możecie sobie darować słuchanie i kupić LS 5/8 w sklepie internetowym. Jeżeli chcecie postawić je w salonie, zastanówcie się dwa razy, a po przeczytaniu tego testu uważnie posłuchajcie. Może żona wybaczy wydanie za jednym razem limitu na wszystkie torebki życia. Ale Grahamy nie wybaczą realizatorom potknięcia i tym samym pozbawią przyjemności sięgania po ulubione płyty. Dlatego zaznaczam: ten opis dotyczy jedynie bardzo dobrych rejestracji; w innym przypadku możecie go między bajki włożyć.


Wspomniany album Marcusa Millera to dobre, choć efekciarskie nagranie. Na Grahamach brzmi motorycznie, energicznie i potężnie. W każdym szarpnięciu struny elektrycznego basu odczuwa się fizycznie atak o sile małej eksplozji. Muzyka pulsuje przez to jak na koncercie. Możemy odczuć te miłe fale, zmuszające do poruszania się po parkiecie. Do tego mięsiste, gęste klawisze i, właśnie, surowe, na granicy agresji, trąbki i perkusja. Nie ma zmiłuj, tną po uszach. Generalnie brzmienie jest twarde, męskie i zdecydowane. Jak sądzę, nie jest to cecha kolumn, ale realizacji. Słyszałem ją na wielu systemach, ale takiej prezentacji nie pamiętam. Nie ma tu troski o uszy, jest tylko brutalna energia. Być może po kilku godzinach będziemy mieć serdecznie dosyć, ale z drugiej strony: wyobrażacie sobie, jakie będziecie mieć samopoczucie po podobnym czasie słuchania występu na żywo?
Warta odnotowania jest też żwawość, z jaką poruszają się membrany. Po takich miednicach spodziewalibyśmy się raczej spowolnienia, a tu jest tempo i chyba niczym nieograniczona potęga i głębia. Znów mnie to nie dziwi, bo to w końcu płyta basisty i zapewne realizatorzy zaakcentowali jego rolę. Co do trąbek, kolejne pytanie: czy na żywo jest to instrument aksamitny, milutki i liryczny? Zwłaszcza w górze skali?

4051092016 001Firmowe podstawki
odstają jakością
od monitorów.

 


Uwagę przykuwa także fantastyczna przejrzystość. Nie wiem, jakich słów użyć: kliniczna, ekstremalna? Bo nie można przecież powiedzieć, że przesadzona. Nie istnieje coś takiego, bo naturalny wzorzec to 100 %, a sprzęt może tę cechę co najwyżej ograniczyć. Powiedzmy, że jest na najwyższym poziomie, z jakim miałem do czynienia. Jedyne porównanie, jakie mi się nasuwa, to szczytowy MBL, może D’Agostino z Wilsonami. Nie słyszałem jednak tych wzmacniaczy z Grahamami, a mogłoby to być niezapomniane przeżycie, bo w końcu McIntosh do czołówki akurat w tym aspekcie nie należy. Dość powiedzieć, że każdy dźwięk słychać osobno, każdy instrument, plan – to wszystko jest narysowane skalpelem i wrażenia nie zatrze najbardziej rozbudowany skład (no, chyba że realizator schrzanił robotę). Ten realizm dotyczy również wykończenia dźwięków. Każde uderzenie pałeczki w membranę czy talerz jest inne, ma swoje widmo, metaliczność, drewnianość itp. Czasem aż trudno ogarnąć tę mnogość sygnałów. Ciekawostka: na albumie „Grand piano” Pawlika usłyszałem przejeżdżający tramwaj. A w końcu od S1 do Woronicza mamy kawałek, a budynek i studio zostały dobrze odizolowane od zewnętrznych hałasów. Nie wychwyciłem tego ani w czasie pracy w reżyserce, ani później, a przecież zanim odda się materiał do tłoczni, bada się go wielokrotnie.
Dźwięk przez swoją przezroczystość jest niesłychanie bezpośredni, ale nie odbywa się to poprzez ekspozycję pierwszego planu. To się robi dla ułatwienia pracy w monitorach bliskiego pola, a LS 5/8 takim nie jest.


Jeżeli mogę coś napisać o przestrzenności i precyzji lokalizacji, to tylko jedno: są naturalne. Ani rozdęte, ani ograniczone, tylko właściwe. Pouczające jest wybrzmienie oklasków. To nie fala hałasu tworzona przez kopułki, ale pojedynczy ludzie na widowni. Jeden klaszcze ciszej, inny głośniej i wszystko to słychać. Byłem na koncercie Millera w Kongresowej i tak to właśnie brzmiało, choć teraz, w domu, chyba jednak lepiej. Pewnie tę imprezę lepiej nagłośniono.
O dynamice już wspomniałem, ale jeżeli będziecie mieli okazję posłuchać Grahamów, to przyznacie mi rację. Tu nie chodzi o możliwość głośnego grania, ale o coś więcej. Jeden atak, jeden dźwięk, uderzenie stopy czy energiczne szarpnięcie struny i usta otwierają się szeroko. Tu się nie ma nad czym zastanawiać; to się czuje. Nabieramy do kolumn respektu i wiemy, że posługiwanie się potencjometrem we wzmacniaczu wymaga wyobraźni. A jeżeli nagranie zrealizowano bez kompresji, to przesłuchanie całej symfonii Szostakowicza na jednym poziomie głośności, wieczorem, w bloku mieszkalnym, jest po prostu niemożliwe. Za duża rozpiętość od piano do forte. Po kulminacji wizytę policji mamy jak w banku.

4051092016 001Regulator” z przodu i z tyłu.

 


Podobnie „Obrazki z wystawy” w wykonaniu Pogorelicha. W „Bramie kijowskiej” pianista, nazwijmy to: nie pieści się. O „niekulturalnej porze” po prostu nie da się posłuchać tego albumu. Bo myślimy, że z ustawieniem poziomu już daliśmy sobie radę, a tu pianista przywali lwią łapą w basie oktawę i mamy efekt taki, jakby przewróciła się lodówka w kuchni. Do tego nie da się przyzwyczaić ani tego okiełznać. Albo akceptujemy taki stan rzeczy, albo nie. Co ciekawe, ten „problem” występuje o wiele rzadziej w muzyce, którą z przyzwyczajenia uznajemy za wulkan dynamiki, jak heavy metal czy w ogóle mocny rock. Wbrew stereotypom, tam wszystko jest bardziej uśrednione, nie ma czegoś takiego jak piano. Generalnie, już od wczesnych lat rock and rolla wszystkie piosenki „startują” od średniego poziomu. Czy to z uwagi na charakter instrumentów podłączonych do gniazdka, czy wymóg radia, w którym tę muzykę puszczano, operuje ona wieloma środkami wyrazu, ale jej dynamika jest okrojona. Tylko klasyka i niewielki wycinek muzyki rozrywkowej, ale granej wyłącznie na instrumentach akustycznych, posługują się nią w pełni. Może nie zwróciliście na to uwagi, bo sprzęt też to zwykle uśrednia. Posiadacze Grahamów mają szansę docenić rolę dynamiki w najlepszych wykonaniach. Pouczające doświadczenie.


O barwie instrumentów akustycznych nie będę pisać, bo nie warto. Trzeba to zrobić, jeżeli kolumny, bądź elektronika nadają jej własny charakter. Tutaj sprawa wygląda inaczej. Jeżeli wyjdziemy znów od umownych 100 %, to wypada się zastanowić, czy jest to 97, czy 98, chociaż też nie za bardzo wiedziałbym, jak to zmierzyć i jak określić, co się traci. Odnoszę wrażenie, że jesteśmy o włos od oryginału, a odstępstwa zależą już nie od kolumn, tylko od realizacji. Jedno tylko warto wziąć pod uwagę. Dobre systemy mają tendencję do upiększania, choćby przez nawet drobną utratę informacji. Tu będzie przeważnie bardziej twardo, surowo i kwadratowo.

4051092016 001Regulator” z przodu i z tyłu.

 


W muzyce elektronicznej czy popowej docenimy za to w pełni robotę producenta, jego wrażliwość na budowanie brzmienia, barwy, planów itp. I tu upada wiele pomników, za to pojawiają się meteoryty, wcześniej niedoceniane. Ot, na przykład „Oxygene” Jean-Michaela Jarre’a. Wszyscy pamiętamy ten album jako świetnie napisane hity, ale generalnie – elektroniczne plumkanie w stylu: kanał lewy – kanał prawy. Nic bardziej mylnego. Dopiero na tak szczegółowym głośniku słyszymy, ile się tam dzieje. Jak precyzyjnie i z jaką wyobraźnią zmiksowano ścieżki i wreszcie – ile w tym barw, odcieni, jak dopasowanych i skontrastowanych. No cóż, był rok 1976, więc niewykluczone, że w paryskim studiu stały Grahamy.
I co tu napisać? Że dynamika wspaniała, że przejrzystość, że bas? Nie o to chodzi w tych kolumnach, a cechy izolowane z całości, nawet jeśli wypadną ekstremalnie, są znowu tylko środkiem do celu. Grahamy to narzędzie pracy dla realizatorów, mające im robotę maksymalnie ułatwić. Wygląda ona tak: siedzi człowiek w reżyserce i słucha, dajmy na to, orkiestry symfonicznej. Potem wychodzi i słucha na żywo tam, gdzie wcześniej rozstawił mikrofony. Jeżeli jest tak samo, to znaczy, że dobrze wykonał swoją pracę. Jeżeli nie, to musi poprawić.

4051092016 001Zwrotnica za kopułką


Konkluzja
Dźwięk Grahamów LS 5/8 ma niewiele wspólnego z jakimikolwiek „domowymi” kolumnami. Trzeba się odnieść do odsłuchów studyjnych. Miałem okazję nagrać kilkanaście płyt jako producent i uczestniczyć w kilku jako wykonawca. Odwiedziłem wiele reżyserek. Pracowałem na kilkudziesięciu monitorach i powiem tyle: wszystkie te Geneleki, ATC, Tannoye czy Adamy to nie ta liga. Jedynie monitor Geithaina, równie wielki i pięciokrotnie droższy, zrobił na mnie porównywalne wrażenie. Gdybym miał wybrać lepszy, bez względu na cenę, musiałbym posłuchać obu łeb w łeb. Chociaż mam niejasne przeczucie, że wolałbym Grahama.

 

    

GrahamAudioLS 58 o



Maciej Stryjecki
Źródło: HFM 09/2016

Pobierz ten artykuł jako PDF