Magico S1

7075122015 002
Niewielu producentów kolumn wybiera własną drogę, z dala od utartych szlaków. Jeżeli decydują się na eksperymenty, to najczęściej dotyczą one składu membran i kształtu obudów. Na palcach jednej ręki można policzyć tych, którzy odrzucają sprawdzone rozwiązania i trzymają się własnej filozofii.



Twórca opisywanych dziś zestawów także przeszedł przez wszystkie etapy audiofilskiej kontestacji, aż osiągnął cel swego życia.




Historia Magico rozpoczyna się ponad 10 lat temu, jednak założyciel firmy, Alon Wolf, pierwsze głośniki budował już w latach 90. XX wieku.
Dzieciństwo i młodość spędził w Izraelu. Utalentowany muzycznie, w wieku dwóch lat zaczął drażnić otoczenie grą na akordeonie. Cztery lata później zamienił go na skrzypce, a swą edukację muzyczną skończył na poziomie mistrzowskim w klasie gitary klasycznej.
W latach 60. i 70. trudno było w Izraelu o dobry sprzęt hi-fi, więc kiedy w wieku 15 lat Alon po raz pierwszy posłuchał elektrostatów Quad 57, pomyślał, że znalazł się w niebie. Od tamtej pory dobry dźwięk stał się jego obsesją.
Po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej w siłach powietrznych Izraela Alon otrzymał stypendium w Conservatory of Music w San Francisco i przeniósł się do USA. Za pierwsze zarobione pieniądze kupił gramofon, przedwzmacniacz i słuchawki, bowiem jego możliwości finansowe oraz lokalowe wykluczały system z kolumnami. Równolegle ze studiami muzycznymi podjął naukę na wydziale projektowania przemysłowego, jednak szybko zdał sobie sprawę, że unikając pracy pedagogicznej, której szczerze nie znosił, jako gitarzysta klasyczny majątku raczej nie zbije. Postanowił więc skupić się na bardziej intratnym zajęciu, które pozwoliłoby mu sfinansować potrzeby duchowe.

7075122015 001Magico można zamówić
w dowolnym kolorze z palety RAL.
 



Pierwszą dobrze płatną fuchą była akwizycja usług firmy ochroniarskiej. Alon okazał się w tym zaskakująco dobry i szefostwo powierzyło mu otwarcie oddziału w Santa Barbara. Miał wtedy 25 lat. Rok później odszedł od dotychczasowego chlebodawcy i, wykorzystując zdobyte doświadczenie, założył własną firmę ochroniarską. Do trzydziestki zarobił wystarczającą ilość pieniędzy, by zająć się ambitniejszymi projektami.
Trzeba przy tym podkreślić, że Alon Wolf ma niesamowicie chłonny umysł. Jego dzień pracy trwa 20 godzin; zadowala się czterema godzinami snu. I mimo że jest samoukiem, bez trudu przyswaja skomplikowaną wiedzę z zakresu nauk ścisłych. Zafascynowany „Parkiem jurajskim” zajął się projektowaniem oprogramowania do komputerów, wykorzystywanych przy produkcji filmów animowanych. Z jego usług korzystali tacy potentaci, jak Sony, Disney czy LucasArts, a efekty można podziwiać np. w filmie „Shrek” i „Mrówka Z”. Wolf pracował również dla producenta gier wideo – Electronic Arts – i przez następną dekadę brał udział w tworzeniu bardzo zaawansowanych programów z dziedziny wirtualnej rzeczywistości. Wkrótce miał je wykorzystać w dziedzinie hi-fi.
Będąc wykształconym gitarzystą klasycznym, bez trudu dostrzegał różnice pomiędzy brzmieniem prawdziwego instrumentu, a jego imitacją, dobiegającą z głośników. Krocząc utartą drogą audiofila, często zmieniał kolumny na droższe, aż dotarł do monitorów Sonus Faber Extrema, okrzykniętych prawdziwą rewelacją. Natychmiast znalazł w nich odstępstwa od neutralności i zdał sobie sprawę, że jeśli chce mieć głośniki, które będą mu odpowiadały, to musi je zbudować sam.
Dzięki doświadczeniu w projektowaniu przemysłowym był w stanie tworzyć na komputerze koncepcje, na które inni by się nie porwali. Jego cyfrowe obudowy były smuklejsze i bardziej zaokrąglone od wszystkich ówczesnych kolumn. Bawiąc się wirtualnie z różnymi materiałami, znalazł przyczynę odstępstw od neutralności. Były nią płyty MDF, powszechnie stosowane w produkcji obudów.

Aluminium
Zdaniem Wolfa, płyta MDF, będąca mieszaniną włókien drzewnych i żywic, ma bardzo dobre właściwości tłumiące, jednak odznacza się niedostateczną sztywnością. Wibracje pochłaniane przez ścianki w czasie głośnego słuchania powodują ich odkształcanie i w efekcie podkolorowują brzmienie. Tym jednak żaden producent się wówczas nie przejmował, ponieważ MDF to wdzięczny surowiec do obróbki. Wdzięczny i tani. O powodzeniu tradycyjnych kolumn najczęściej decydowała klasa stolarki, użyte do wykończenia forniry i miłe dla oka kształty, a brzmienie znajdowało się gdzieś na szarym końcu. Można powiedzieć, że w tamtych czasach każdy utalentowany stolarz mógł zostać producentem kolumn, natomiast zdolny elektroakustyk bez zmysłu estetycznego był z góry skazany na porażkę.
Jedynej alternatywy dla MDF-u Alon Wolf upatrywał w aluminium, ponieważ w przypadku sztywnych obudów metalowych cała energia głośników jest przekazywana na zewnątrz. Na przeszkodzie stała nieporównanie bardziej skomplikowana metoda obróbki, ale przecież nie musiał jej wykonywać sam. Dzięki kontaktom w branży wzorniczej trafił na niewielką firmę zajmującą się obróbką metali, z bardzo elastycznym podejściem do klientów.
W 1993 roku Wolf zbudował wreszcie swoje pierwsze kolumny aluminiowe, spełniające jego wyobrażenie o neutralnym brzmieniu. O stopniu komplikacji niech świadczy fakt, że każda ważyła blisko 250 kg. Wkrótce kilkoro przyjaciół, zafascynowanych ich brzmieniem, poprosiło o podobne. Ciągle jednak zabawa rozgrywała się w wąskim kręgu zapaleńców. Aż nagle…

Na demonstracji studyjnych monitorów innej firmy Alon spotkał Paula Stubblebine’a, znanego w branży inżyniera dźwięku, współpracującego m.in. z Herbie Hancockiem, Taj Mahalem, Dead Kennedys i Bobbym McFerrinem. Ten zdradził mu, że szuka głośników do nowego studia nagraniowego w San Francisco, na co Alon wręczył mu wizytówkę z adresem i zaprosił na odsłuch swoich konstrukcji. Dwa tygodnie później Stubblebine stawił się u Wolfa z wielkimi skrzyniami pełnymi taśm magnetofonowych, mikrofonów i przyrządów pomiarowych. Po ośmiu godzinach słuchania przyniesionych nagrań milczący do tej pory gość wyraził ubolewanie z powodu braku czasu i wprosił się na kolejne wizyty.

7075122015 001Obudowy najtańszych kolumn Magico – S1 i S3 – wykonuje się
w postaci odlewanych ciśnieniowo monolitycznych rur
z aluminium lotniczego.
 



Po kilku tygodniach i kilkudziesięciu godzinach odsłuchów Paul Stubblebine złożył Wolfowi propozycję odkupienia tych konstrukcji. Po zakończeniu budowy studia potężne kolumny, noszące symbol 800-LB, stanęły w reżyserce dźwięku, gdzie do dziś są używane do masteringu. Bynajmniej nie tylko dlatego, że nikt nie jest w stanie ich stamtąd wynieść. Alon Wolf natomiast zdał sobie sprawę, że odkrył coś, co może służyć nie tylko takim szaleńcom, jak on.

Wkrótce zbudował swój pierwszy głośnik z ekstrudowanego aluminium, będący prekursorem Modelu 6. Renoma „faceta, który nagłośnił studio Paula Stubblebine’a” zataczała coraz szersze kręgi, a wśród klientów pojawiało się coraz więcej odbiorców z branży hi-fi, w tym Jeff Rowland. Otrzymywane wynagrodzenie za każdym razem umacniało Wolfa w przekonaniu, że robi dobrą robotę i pozwalało kontynuować prace projektowe.
Przez następną dekadę Alon połowę doby spędzał w studiach animacji filmów, a drugą połowę poświęcał budowaniu kolumn. Z czasem jego konstrukcje zaczęły trafiać za granicę i wszędzie zyskiwały przychylne recenzje. Te najcenniejsze pochodziły od osób z branży. W końcu Wolf zdał sobie sprawę ze swego prawdziwego powołania i całkowicie skupił się na budowaniu kolumn. Tak narodziło się Magico.

Pierwsze cztery lata działalności firmy to także intensywne prace nad własnym przetwornikiem nisko-średniotonowym. W końcu postawiono na niezwykle wytrzymałe włókno węglowe, takie samo, jakiego używa się do budowy płatów wojskowych helikopterów. Z kolei zwrotnice projektowane są w wirtualnym środowisku, z wykorzystaniem autorskiego oprogramowania. Po zmierzeniu wszystkich parametrów przetworników są one wprowadzane do systemu i zmiana któregokolwiek elementu wirtualnej zwrotnicy jest natychmiast słyszalna.
Co ciekawe, Alon Wolf wrażenia odsłuchowe stawia na równi z pomiarami, bo jak kiedyś powiedział: „ludzie słuchają muzyki w całej jej skomplikowanej materii, a nie wyizolowanych sygnałów testowych”. Głównym celem Magico jest właśnie tworzenie kolumn „obiektywnych”, które nie dodają od siebie niczego nawet przy wysokich poziomach głośności. Priorytetem są niskie zniekształcenia, spójność fazowa i stabilna impedancja. Jeśli te kwestie będą satysfakcjonujące, to później przyjdzie pora na pasmo przenoszenia.
Obecnie w katalogu Magico znajdziemy siedem konstrukcji podłogowych, jeden monitor, głośnik centralny oraz subwoofer, zebrane w dwie grupy: S oraz Q. Testowany dziś model S1 jest najmniejszą podłogówką, a zarazem najtańszym modelem w katalogu, tańszym nawet od głośnika centralnego. Nie myślcie jednak, że zastosowano w nim jakieś oszczędności. S1 jest po prostu od pozostałych mniej skomplikowany.

Budowa
Z odległości kilku kroków S1 nie robi piorunującego wrażenia. Osoby nawykłe do klasycznych skrzynek mogą być tylko zaskoczone obłym kształtem. Umiarkowane gabaryty oraz dwa głośniki na froncie nie zwiastują niezwykłych doznań. Kiedy jednak spróbujemy kolumny unieść, coś zaczyna się nie zgadzać.
W odróżnieniu od droższych modeli, zbudowanych ze skomplikowanych kratownic, obłożonych metalowymi płytami, w podstawowym modelu obudowę wykonano z monolitycznego aluminiowego odlewu ciśnieniowego w kształcie długiej rury. Poziomy przekrój przypomina trójkąt równoramienny z zaokrąglonymi rogami, a grubość ścianek przekracza 1,5 cm. Półfabrykaty wykonuje zewnętrzny dostawca, ale obrabiane są na miejscu. W przypadku S1 sprowadza się to do wycięcia otworów na głośniki, wstawienia kratownic oraz prac kosmetycznych, ale w wyższych modelach poszczególne elementy wykrawa się z litych bloków aluminium lotniczego. Trwa to dziesiątki godzin i sporo kosztuje.
O ile sama obudowa S1 nie jest, jak na Magico, skomplikowana, to pracujące w niej przetworniki zasługują na szczególną uwagę.

7075122015 001Pomimo bardzo sztywnej obudowy wewnątrz S1 umieszcza się
dodatkowe kratownice.
 



Wysokie tony przetwarza 25-mm kopułka z berylową membraną, wyprodukowana przez Scan Speaka. Jest to topowy tweeter duńskiego specjalisty, który napawa go prawdziwą dumą. Nie bez powodu, bo beryl należy do najwredniejszych materiałów do obróbki; poza tym jest bardzo toksyczny. Odwdzięcza się jednak właściwościami brzmieniowymi niedostępnymi dla klasycznych jedwabnych kopułek, o aluminium i tytanie nie wspominając. Berylowe kopułki znajdziemy we wszystkich modelach Magico.
Średnie i niskie tony pozostają domeną 7-calowego przetwornika o nazwie Nano-Tec. Jest to autorska konstrukcja Wolfa, choć w jej powstawaniu bierze udział kilka firm z trzech kontynentów.
Membrana Nano-Tec jest wykonana ze specjalnie dobranego włókna węglowego. Najpierw arkusze węglowej maty lecą z USA do Niemiec, gdzie w firmie dra Kurta Müllera, wybitnego specjalisty w tej dziedzinie, są zamieniane na surowe membrany. Po tej operacji wracają do Stanów, gdzie następuje najbardziej tajemnicza część procesu, czyli impregnacja oraz wzmocnienie nanorurkami.
Nanorurki węglowe to płaszczyzny grafenowe, zwinięte w cieniutkie tuleje o średnicy 1 nm. Ich długość waha się od kilku nanometrów do kilku milimetrów (czyli milionów nanometrów). Nanorurki węglowe mają niewiarygodne właściwości fizyczne. Są pięćdziesiąt razy wytrzymalsze na rozciąganie od hartowanej stali i twardsze od diamentu, a przy tym niezwykle lekkie. Jak bardzo? Wzmacniana nanorurkami rama rowerowa Floyda Landisa, zwycięzcy wyścigu Tour de France 2006, ważyła tylko kilogram.
Dodawane przez Wolfa do żywicy impregnującej membrany nanorurki znacząco wpływają na ich sztywność i wytrzymałość. Jako że są surowcem strategicznym i nie można ich kupić w pierwszym lepszym sklepie, impregnacja membran musi się odbywać pod bacznym okiem Wuja Sama.

Zaimpregnowane membrany ponownie lecą do dra Müllera, gdzie przyklejane są do nich cewki z zawieszeniem. Coś, co zaczyna już przypominać głośnik, wędruje teraz do fabryki Morela w Izraelu, gdzie następuje montaż pozostałych elementów, w tym magnesu neodymowego. Jeszcze tylko jeden skok przez Atlantyk i gotowe przetworniki lądują w magazynie Magico.
Wszystkie te operacje dramatycznie zwiększają koszt produkcji nisko-średniotonowca, jednak kupując kolumny za kilkadziesiąt tysięcy złotych, oczekujemy od nich perfekcji w każdym calu. A co mają powiedzieć użytkownicy wyższych modeli, kosztujących kilkadziesiąt czy kilkaset tysięcy dolarów, w których znajdziemy podobne mid-woofery?

Górę aluminiowej rury, tworzącej obudowę S1, wieńczy gustowny dekielek. Podobny, choć zdecydowanie grubszy, to podstawa kolumny. Na niej właśnie umieszczono zwrotnicę.
Alon Wolf nie bawił się w półśrodki, tyko od razu zwrócił się do jednego z najlepszych specjalistów w tej dziedzinie – Mundorfa. Kolońska fabryka jest wyłącznym dostawcą elementów do zwrotnic we wszystkich modelach Magico. W S1 znajdziemy m.in. taśmowe cewki powietrzne, rezystory M-Resist Supreme oraz kondensatory M-Cap. Wszystkie elementy osadzono na dwóch płytkach drukowanych, ułożonych piętrowo. Nawet jeśli ktoś rozbierze S1 lub podejrzy budowę zwrotnicy na zdjęciach, to i tak nie będzie w stanie jej skopiować. Wszystkie elementy są wykonywane w Kolonii, zgodnie ze specyfikacjami dostarczonymi przez Wolfa.
Z tyłu znajdziemy pojedyncze terminale, również dostarczone przez Mundorfa. Na zdjęciu może i nie wyglądają imponująco, ale identyczne wykorzystuje w swoich kolumnach Burmester. Chyba trudno o lepsze towarzystwo.

Konfiguracja
Miałem już sporo okazji posłuchać różnych modeli Magico w warunkach wystawowych, zawsze jednak w towarzystwie przypadkowej elektroniki, znajdującej się w ofercie aktualnego dystrybutora. Zamiast zdawać się na kolejny przypadek, przejrzałem kilka relacji zza oceanu, gdzie amerykańskie kolumny odegrały pierwszoplanowe role. Często towarzyszyły im wzmacniacze innej amerykańskiej manufaktury – Ayre z Boulder w stanie Kolorado. Szczęśliwym trafem dostałem właśnie do testów model AX-5 Twenty, który okazał się dla S1 świetnym partnerem.

Alon Wolf do testowania swoich konstrukcji używa najróżniejszych urządzeń, wychodząc z założenia, że dobre kolumny powinny dobrze brzmieć z różnorodną elektroniką.
U mnie w roli źródła pracował wieloformatowy Oppo BDP-103D, odtwarzający głównie pliki hi-res, zgromadzone na zewnętrznym twardym dysku Western Digital. Całość połączyły kable Tara Labs z serii The 0.8 i mimowolnie wyszedł mi system, z którego byłby dumny każdy amerykański patriota, owinięty gwiaździstym sztandarem.
Sprzęt stanął w pokoju o powierzchni 20 m², zaadaptowanym akustycznie w sposób nie utrudniający normalnego funkcjonowania.

Wrażenia odsłuchowe
Amerykańskie kolumny trafiły do mnie już dobrze wygrzane, ale przed formalnymi odsłuchami zafundowałem im jeszcze kilkudniową przebieżkę po płytach.
Pojęcie „formalne odsłuchy” może sugerować surowego sędziego, który z kamienną miną zapisuje swoje spostrzeżenia w podręcznym notesie, ale w przypadku Magico był to pełen radości spacer przez różne style i epoki. Słuchanie niemal każdego nagrania sprawiało mi niekłamaną przyjemność. Skupmy się jednak na wspomnianym wcześniej „obiektywizmie”. Nie ma on nic wspólnego z nudą, wręcz przeciwnie.
Obiektywnie ujmując, S1 są cholernie dynamiczne. Każde nagranie wyzwalało w nich niespożyte pokłady energii. Nie da się ukryć, że wielka w tym zasługa wzmacniacza, ale nawet gwałtowne skoki dynamiki głośniki przyjmowały ze stoickim spokojem, jakby chciały zapytać: „Tylko na tyle cię stać?”. Co ciekawe, niemal wszystkie informacje były słyszalne już przy niewielkiej głośności. Bardzo dobrze odwzorowana została akustyka pomieszczenia nagraniowego, bez względu na to, czy rejestracja materiału miała miejsce w dużej sali koncertowej, czy w studiu.

7075122015 001Szerokie stopy z kolcami poprawiają stabilność kolumn, choć i tak
każdy rozbrykany czterolatek
odbije się od nich jak piłka.




Amerykańskie kolumny są szybkie i detaliczne, jednak nie należy tego mylić z rozjaśnieniem. Neutralność stała na najwyższym poziomie. Może nie sięgała jeszcze referencyjnych monitorów studyjnych, ale Alon Wolf nie ma się czego wstydzić. Dotyczy to także najniższych częstotliwości.
S1 są konstrukcjami zamkniętymi i w zasadzie można się po nich spodziewać konturowego i kontrolowanego basu. Owszem, lecz niestety. Owszem, był świetnie kontrolowany, ale bez wysiłku schodził bardzo nisko. Niskie tony imponowały w muzyce organowej. Przy okazji nastąpiło przetasowanie wśród płyt zwyczajowo biorących udział w testach.
Jedną z żelaznych pozycji jest „Orgelwerke von J. S. Bach” w interpretacji Zsigmonda Szathmary’ego. Gdy przyszła na nią pora po kilku nagraniach pochodzących z wytwórni Linna i Naima, z dziarskiego dotychczas Zygmunta zeszło całe powietrze. Z organów ulotniły się potęga, energia i majestat, które do tej pory nie budziły zastrzeżeń. Co prawda, po nagraniach w wysokiej rozdzielczości standardowa płyta CD, nawet w wersji XRCD24, miała prawo zabrzmieć wątlej, ale żeby aż tak? Sięgnąłem zatem po stojący po sąsiedzku album Jana Bokszczanina „Komeda – Inspirations” i... alleluja, bracia i siostry! Nigdy bym się nie spodziewał tak nisko schodzącego basu z tak niewielkich kolumn, w dodatku nie wspomaganych bas-refleksem. Przesłuchałem kilka fragmentów, doszukując się podbarwień i musiałem pokornie uznać kunszt konstruktora. Nie mam pojęcia, jak to osiągnął; może dzięki owym nanorurkom zatopionym w membranach, ale w obliczu tego, co usłyszałem, cena S1 wcale nie wydaje się przesadzona.
Magico S1 świetnie się czują w dowolnym repertuarze, pod warunkiem, że będzie on zrealizowany z najwyższą starannością. Choć audiofile zwyczajowo poruszają się w obszarach klasyczno-jazzowych, S1 nie stronią także od bluesa i klasycznego rocka. Wahałbym się wprawdzie przed słuchaniem na nich garażowych produkcji, jednak akustyczne nagrania Pinetopa Perkinsa, wydane przez Telarc, wypadły przekonująco.
Tym jednak, co może ostatecznie przekonać niedowiarków, są płyty Pink Floyd. Obszerna przestrzeń, wypełniona nieziemskimi dźwiękami, przywodziła na myśl prawdziwy spektakl na niebie. Rozum podpowiadał mi, że to tylko sterta żelastwa i plątanina kabli, ale gdy na tacce odtwarzacza położyłem „Ciemną Stronę Księżyca” i zgasiłem światło, oczarowany brzmieniem dałem się ponieść marzeniom.

Konkluzja
To nie czary, to magia.

 

 

 

Magico S1 o

 Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 12/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF