Dynaudio Contour S1.4 LE

3639112015 002Seria Contour duńskiej firmy Dynaudio jest symbolem tradycji i wierności ideałom. Pojawiła się prawie trzy dekady temu, w 1986 roku. Zjawisko dosyć rzadkie na zmieniającym się szybko rynku hi-fi.

Producent zachował oryginalną nazwę serii w trzeciej już generacji, zapewne nie tylko ze względów sentymentalnych. Contoury zawsze stanowiły synonim jakości. Sam używam monitorów z tej serii (wersja 1.3 mkII) od dobrych kilkunastu lat. Pomimo pewnych niedogodności w aplikacji (Dynaudio uwielbiają wybitne wzmacniacze; ze średnimi mogą rozczarować), jak dotąd chyba tylko Sonus Faber Auditor M wzbudził we mnie nutkę zazdrości.
Recenzowana dziś wersja limitowana jest względnie młoda, choć jej protoplasta – Contour S1.4 – widnieje w katalogu od ponad 10 lat.






Budowa
Główna różnica pomiędzy wcześniejszą a obecną serią Contour, oprócz litery „S” w nazwie, wiąże się z dodaniem metalowego panelu frontowego, w którym są montowane przetworniki oraz odwróceniem ich położenia (wysokotonowy zawsze niżej). Natomiast wersja LE od podstawowej, oprócz wyższej o 2 tys. zł ceny, różni się bardziej luksusowym wykończeniem oraz kilkoma modyfikacjami w budowie wewnętrznej. Zmiany dotyczą powlekania membrany głośnika wysokotonowego nową, dokładniejszą metodą, lepszego okablowania wewnętrznego oraz wymiany kilku elementów w zwrotnicy na odpowiedniki wyższej klasy.
Średniej wielkości skrzynkę wzmocniono od wewnątrz jedną obręczą oraz wypełniono gąbką. Oba głośniki wkręcono w metalowy front, który stanowi dodatkową barierę przed szkodliwym wpływem drgań obudowy. Sam panel frontowy ze skrzynką łączy bowiem jeszcze warstwa elastycznego tworzywa izolującego.
 

3639112015 001
Zwrotnica zintegrowana z cokołem. Wyborne komponenty.


Przetwornik średnio-niskotonowy ma aluminiowy kosz, aluminiową cewkę i 17-cm membranę z MSP – kompozytu magnezowo-sylikonowo-polimerowego, stosowanego we wszystkich głośnikach Dynaudio. Tekstylna kopułka to 28-mm Esotec.
Producent nie zdecydował się na lutowanie kabli do przetworników i użył złączek. Zwrotnica 1. rzędu (6 dB na oktawę) dzieli pasmo przy 1900 Hz. Filtry umieszczono w dolnym cokole. Tutaj też wmontowano pojedyncze, jak zawsze w Dynaudio, terminale głośnikowe.
W zwrotnicy widać komponenty najwyższej klasy – ceramiczne oporniki, aż pięć cewek powietrznych oraz kondensatory Mundorf M-Cap. Contoury są konstrukcjami typu bas-refleks, wentylowanymi do tyłu. Praktyka pokazała, że lubią mieć dużo miejsca za sobą.
Maskownicę do frontu mocuje magnes. Do odsłuchu lepiej ją zdjąć, tym bardziej, że Contoury w wersji LE wyglądają naprawdę elegancko. Do wyboru są cztery rodzaje wykończenia: fornir w kolorze orzecha włoskiego jest lakierowany na mat, pozostałe trzy – na błysk. Spośród nich, bubinga i mocca mają panele przednie ze stali, natomiast wersja z fortepianową czernią – z aluminium. Jeśli ktoś chce zastosować dedykowane firmowe podstawki, to powinien się liczyć z dopłatą blisko 1900 zł.

 

3639112015 001
W porównaniu z wersją podstawową oba głośniki poddano lekkiemu tuningowi.


Konfiguracja
Duńskie monitory napędzał również duński wzmacniacz Vitus RI-100, a jako źródło wystąpił Naim 5X, zasilany Flatcapem 2X. Okablowanie dostarczył Siltech (łączówka Queen i głośnikowy King).


Wrażenia odsłuchowe
Sławna firma, sławna seria, limitowana edycja – czy to może grać słabo? Nie może. Contoury są świetne, ale świetne po swojemu i zgodnie z własną naturą.
Nie ma w tym osądzie krytycyzmu. Zestawy w cenie poniżej 20 tysięcy złotych, owszem, mają obowiązek dążyć do neutralności, ale przecież nie będą stawały w szranki z produktami kilkakrotnie droższymi. Nie wątpię, że renomowani konstruktorzy dają z siebie wszystko, aby z określonego budżetu wycisnąć możliwie najwięcej. Z drugiej strony, właśnie budżet decyduje o zakresie kompromisów.
Prawdziwą sztuką jest w tej sytuacji stworzyć produkt, który połączy mocne strony tak, aby słabe stały się mniej istotne. Nie mówię oczywiście o tanich chwytach, polegających na podbiciu jednego zakresu pasma, aby zagłuszyć niedociągnięcia innego. Mam na myśli coś bardziej subtelnego, a mianowicie takie dopracowanie jednych aspektów brzmienia, aby rekompensowały niedoskonałości innych. Duńskim inżynierom udało się to znakomicie.
Od początku odsłuchu Contoury mnie zaintrygowały. Pod przyjemnością odsłuchu kryło się bowiem ulotne wrażenie, że ten dźwięk ma w sobie dodatkowy czar. Przy pierwszych płytach odczucie pewnej specyfiki było jeszcze dość mgliste, ale już drugiego dnia odsłuchu zacząłem sobie uświadamiać, na czym owa specyfika polega.

 

3639112015 001Dynaudio Contour S1.4 LE w wykończeniu czarnym i na firmowej podstawce.

W niedawnym teście tanich monitorów Dynaudio napisałem, że lubią nagrania, w których melodia jest ważniejsza od rytmu. Okazuje się, że Contoury nie tylko lubią, gdy melodia jest ważniejsza od rytmu. One wręcz czynią ją ważniejszą. Oczywiście, nie chodzi o ekspozycję barwy kosztem rytmu, tylko o specyficzny układ akcentów. Teoretycznie jest tu wszystko: dostojna dynamika w skali makro i precyzyjnie dokręcona w mikro; podstawa harmoniczna nieco zaskakująca swą potęgą (oczywiście w kontekście gabarytów skrzynki). Jestem przekonany, że testy laboratoryjne nie wykazałyby w tych aspektach jakiegoś istotnego niedociągnięcia. Ale gdy słuchamy muzyki, Dynaudio tworzą własną opowieść, w której walory dynamiczne stają się mniej istotne od fantastycznego spektaklu barw. Sprawiają, że muzyka zaczyna płynąć, a jej wartki nurt porywa słuchacza ze sobą. Resetuje świat zewnętrzny do zera i niemal hipnotyzuje w swej sugestywności i sile wciągania.

 

3639112015 001Maskownice przytrzymuje magnes. Do odsłuchu warto je zdjąć.



Wiele razy łapałem się na tym, że kiedy słuchałem Dynaudio, moje ciało popadało w letarg (blokujący czynności typu „teraz sięgnę po pilot”), a równolegle zmysł słuchu odbierał bodźce dźwiękowe na maksymalnych obrotach. Jakby zasysał je wprost z głośników, bez pośrednictwa tej kilkumetrowej przestrzeni dzielącej mnie od linii bazy.
W oryginalnym kreowaniu muzyki duńskie monitory dodają jeszcze dwa charakterystyczne elementy. Pierwszy to kapitalna przejrzystość; drugi natomiast… trudno nazwać. Jeśli już musiałbym zbudować jakąś analogię, to uciekłbym się do fortepianu. Dynaudio nadają każdej nucie dźwięczność, przypominającą uderzenie w klawisz. Koniecznie na steinwayu i najlepiej w wykonaniu zwycięzcy niedawno zakończonego Konkursu Chopinowskiego lub jednego z kilku innych pianistów, dysponujących niewytłumaczalnym darem wydobywania z tych samych klawiszy dźwięków pełniejszych, bogatszych, bardziej perlistych i klarownych. Chodzi o energię wypełniającą każdy dźwięk. Dynaudio niosą właśnie taką fortepianową energię i witalność.
Opisana oryginalność Contourów niektórym słuchaczom może nie przypaść do gustu. Nie ukrywam, że trudno polecać te monitory do techno, punk rocka czy heavy metalu. Estradowego łojenia z nich nie wydobędziemy. Z drugiej strony, wydaje się, że to odstępstwo od purystycznie rozumianej neutralności było celowe i najzupełniej świadome. Delikatne złagodzenie warstwy rytmicznej umożliwiło rozwinięcie muzykalności w stopniu porywającym. Te kolumny po prostu śpiewają. Tworzą plastyczną scenę, z naciskiem na plany głębi i prezentują soczystą średnicę z przebogatą paletą pulsujących barw. To wszystko jest podane z kulturą i smakiem, podkreślanymi przez klasę górnych rejestrów pasma.

 

3639112015 007
Pojedyncze terminale – jak zwykle w Dynaudio.

 


Soprany to tradycyjnie jedna z mocniejszych stron Dynaudio i przypadek testowanych Contourów w pełni to potwierdza. Doświadczenie w wydobywaniu wszystkiego co najlepsze z tekstylnej kopułki zaprocentowało połączeniem szczegółowości, bogactwa i fizjologiczności brzmienia. Dźwięk odważnie wchodzi w najwyższe rejestry, nie tracąc przy tym kontaktu z rzeczywistością. Przez cały odsłuch, niezależnie od nagrania, Dynaudio grały górą wolną od przerysowań, śladowych nawet oznak zapiaszczenia czy przesterowanych sybilantów.
Dynaudio świetnie się czują w nagraniach z wokalem. Potrafią oddać jego specyfikę, barwę, artykulację i płynność. Wydaje się, że za chwilę się uniosą i popłyną razem z nim. Nie tworzą przy tym skupionego na niewielkim obszarze stanowiska dla samego wokalisty. Preferują śpiew pełniejszy, zajmujący cały pierwszy, wysunięty do przodu plan.
Bas wymaga dodatkowego komentarza. Wspomniałem na wstępie o podporządkowaniu warstwy dynamicznej harmonice. Ale nie jest tak, że niskie tony zostają wycofane czy skrócone. Ich zasięg odpowiada temu, co można wydobyć z innych monitorów o podobnych rozmiarach. W 23-metrowym pomieszczeniu Dynaudio bez problemu generują ciśnienie akustyczne, wystarczające do oddania instrumentów operujących w dole pasma. Świetnie brzmią kontrabas, muzyka organowa i bas elektroniczny. Ale w tym przekazie jest zawarta pewna miękkość, swoboda i luz – tak, że fundament harmoniczny daje muzyce odpowiednią masę, ale nie dyktuje jej swoich warunków.


Konkluzja
Fascynujące monitory, szczególnie dla tych, którzy cenią kulturę i muzykalność. Potrafią oczarować i robią to cały czas. Złagodzoną dynamikę rekompensuje wybitna góra. Rekomendacja.

 



dynaudio contour s14le oMariusz Malinowski
Źródło: HFM 11/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF