HFM

Duże paczki ponuraczki JBL Studio 290

image 371
JBL-a chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Głośniki tej marki można spotkać dosłownie na każdym kroku – od laptopów po sale kinowe. Gdyby ten tekst czytał Marsjanin, to pewnie nawet w jego latającym spodku znalazłyby się przetworniki z charakterystycznym pomarańczowym logo.


Katalog JBL-a został podzielony na dwie główne grupy: profesjonalną i amatorską. W tej drugiej zgromadzono kilkadziesiąt modeli podstawkowych i podłogowych, a także przeznaczonych do montażu w ścianie, subwooferów i głośników centralnych. Dla większej przejrzystości podzielono je na trzy serie: Studio 5, Studio 2 oraz ES.





Studio 290 są największymi kolumnami w swojej serii i jednymi z największych dostępnych za te pieniądze. Nie powstały z myślą o klientach kupujących oczami, bo urodą nie grzeszą. Najwyraźniej szefowie JBL-a wyszli z założenia, że sprzęt powinien przede wszystkim grać, a dopiero później wyglądać. Wcześniejsze testy amerykańskich kolumn zasadę tę w pełni potwierdzają, a jeśli ktoś chce je rozweselić, to może sobie na froncie nakleić Hello Kitty.

Budowa
Obudowę sklejono z 18-mm MDF-u i wykończono drewnopodobną okleiną w jedynie słusznej czerni. Pionowe krawędzie zaokrąglono, dzięki czemu kolumny z założonymi maskownicami ciut mniej przypominają trumny. Obudowy osadzono na masywnych gumowych nóżkach, w które można wkręcić dołączone stalowe kolce. Z tyłu znalazły się podwójne zaciski, przyjmujące dowolne zakończenie kabli głośnikowych. Nad nimi natomiast zieje szeroki wylot bas-refleksu. Z tego też powodu w trakcie odsłuchów kolumny powinny stać dobre pół metra od tylnej ściany pomieszczenia.

image 3Dekoratorzy wnętrz na taki widok
dostają ataku histerii.


Wnętrze skrzyń wzmocniono kilkoma wręgami oraz wyklejono płatami sztucznej wełny. Niskie tony przetwarza para 20-cm wooferów z membranami z PolyPlasu, czyli sprasowanych włókien celulozowych powleczonych polimerem. W identycznej technice wykonano 10-cm głośnik średniotonowy, zamknięty w osobnej komorze akustycznej. Góra pasma pozostaje domeną calowej kopułki z aluminiowo-ceramiczną membraną CMMD Lite. Umieszczono ją w płytkiej tubie o profilu bi-radial, opatentowanym przez JBL-a. Jako że kolumny z serii Studio 2 można wykorzystywać w instalacjach kina domowego, wszystkie głośniki są ekranowane.

Konfiguracja
Pomimo dość pokaźnych gabarytów oraz baterii czterech głośników Studio 290 należą do mało wymagających. Podłączenie do nich taniego piecyka oferującego 50 „japońskich watów” będzie ryzykowne, ale już Naim UnitiQute 2 poradził sobie śpiewająco.

Wrażenia odsłuchowe
Mając w pamięci wcześniejsze kontakty z amerykańskimi kolumnami, nie spodziewałem się po nich miłości do muzyki klasycznej i, niestety, miałem rację. W czasie słuchania wielkich dzieł dawnych mistrzów niby nie było się do czego przyczepić, ale JBL-e zagrały je bez przekonania, niejako z obowiązku. Uwagę zwracała tylko budowa sceny, zaczynająca się na linii głośników i sięgająca daleko w głąb oraz na boki. Słynne amerykańskie hektary w całej okazałości.


image 36
Jak na 3-drożną, 4-głośnikową konstrukcję zwrotnica nie jest zbyt skomplikowana.



Sytuacja uległa istotnej poprawie po zmianie repertuaru na jazzowy. Pojawił się mocny, rytmiczny i kontrolowany bas. Nawet najbardziej skopane pod tym względem płyty (np. „The Time” tria Możdżer, Danielsson, Fresco) brzmiały bez dudnienia, co dało mi do myślenia. Skoro kontrabas wielkości dzwonnicy miał na Sudio 290 naturalne rozmiary, to amatorzy „tłustych bitów” mogą się poczuć zawiedzeni, kupując kolumny tylko na podstawie ich wyglądu i tabeli danych technicznych. Sam się trochę obawiałem dwóch par 20-cm kilerów, a tu taka niespodzianka.
Środek i góra pasma zdecydowanie kontrastowały z potężnymi gabarytami i ponurym wzornictwem Studio 290. Gdy zamknąłem oczy, miałem przed sobą parę dobrych audiofilskich monitorów. Czysta, precyzyjna i niepodbarwiona średnica obfitowała w drobne odgłosy towarzyszące śpiewaniu, natomiast wysokie tony postanowiły rozegrać własną partię. W audiofilskich realizacjach wyraźnie wyskoczyły ponad kolumny, dzięki czemu i tak już obszerna scena zyskała trzeci wymiar.


image 37
Gniazda ciut za wąsko rozstawione, za to dobrej jakości.


Kiedy przyszła pora na nagrania rockowe, wysokie tony wreszcie pokazały klasę. Błyszczące, lekko metaliczne, miały barwę idealną do gitarowych solówek i blach perkusji. Co ciekawe, pomimo świetnej dynamiki, nawet w trakcie ostrego łojenia w dźwięk nie wkradła się nerwowość. Sekcja rytmiczna zasuwała jak dobrze naoliwiony parowóz, ani na moment nie tracąc kontroli nad niskimi tonami. Skraje pasma lekko zdominowały średnicę, ale umówmy się, kto analizuje niuanse artykulacji wokalistów rockowych?    

Konkluzja
Temat do zastanowienia dla sceptyków-teoretyków, węszących brak obiektywizmu u recenzentów: dlaczego pomimo wyjątkowo ponurego wzornictwa kolumny JBL-a tak dobrze się sprzedają i to na całym świecie? Może wystarczy ich posłuchać, zamiast wypisywać głupoty na internetowych forach?

 

 


jbl o



Mariusz Zwoliński
Źródło: HFM 02/2015

Pobierz ten artykuł jako PDF