HFM

Usher Dancer Mini Two DMD

IMG 0029W wakacyjnym wydaniu „Hi-Fi i Muzyki” chwaliłem monitory Ushera. Tym razem przyszło mi poznać flagowy model z serii Dancer. Nie obejdzie się więc bez porównań.

O ile w przypadku kolumn podstawkowych określenie „mini” można jakoś przełknąć, to za każdym razem, gdy patrzę na Mini Two, uśmiecham się. To przecież słusznych rozmiarów i masy podłogówki.


Budowa

Nie trzeba jednak być nadto spostrzegawczym, by zauważyć, że oba produkty należą do tej samej rodziny. Po pierwsze, mają podobne obudowy. To ta sama czerń lakieru fortepianowego oraz charakterystycznie zwężające się do tyłu skrzynki. Po drugie, jakość materiałów i wykonania jest bardzo wysoka. Pięknie nałożony fornir (do wyboru: orzech włoski, złota brzoza, klon) wygląda ekskluzywnie i współgra z czernią przedniego panelu. Do Mini Two Usher dołącza solidne, odlewane z żeliwa podstawy – każda z nich waży 13,5 kg. Na deser dostajemy komplet kolców, wraz z chroniącymi podłogę podkładkami. Całość jest stabilna i trzeba sporej siły, aby przesunąć lub przewrócić kolumnę. Obudowa to bas-refleks z wylotem umieszczonym na dole, tuż nad cokołami. Przetworniki średnio-niskotonowe przedzielono tweeterem, wykonanym w technice DMD (diamond – metal – diamond). Takie same komponenty wykorzystano w modelu podstawkowym, tyle że podłogówka ma o jeden woofer więcej.

IMG 0005
Diamentowa kopułka i celulozowe woofery. Kosze odlewane z aluminium, brak ekranowania.


Zastosowano konfigurację d’Appolito, która zdaniem jej twórcy – dra Josepha d’Appolito – pozwala uzyskać lepsze efekty akustyczne w mniejszych pomieszczeniach i niweluje różnice w odbiorze dźwięku przy zmianie pozycji odsłuchu w pionie. Warto dodać, że w przypadku naszych Usherów przetworniki są parowane dla każdej kolumny. Tak jak w innych produktach z serii Dancer Mini, po wykręceniu głośników zobaczymy, że są przykręcone do grubej płyty MDF-u. Sztywność obudowy poprawiają wewnętrzne ożebrowania i wzmocnienia.  Z tyłu, podobnie jak w monitorach, umieszczono podwójne złocone gniazda, osadzone na złoconej płytce.

 

IMG 0014
Charakterystyczny wylot bas-refleksu.

 

Konfiguracja
Usherom w odsłuchu towarzyszyły: wzmacniacz McIntosh MA6600, odtwarzacz CD Accuphase DP-78, kondycjoner Gigawatt PC-1 Evo oraz okablowanie Fadel Aphrodite.

 

 

usher34234
Zwarta konstrukcja zwrotnicy i własne komponenty.



Wrażenia odsłuchowe
Jeśli ktoś twierdzi, że wielkość nie ma znaczenia, proponuję odsłuch porównawczy monitorów Mini-X i podłogówek Mini Two. W poprzedniej recenzji pochlebnie wypowiadałem się na temat podstawkowych Usherów. W przypadku modelu wolnostojącego dźwięku jest więcej. Wysokie tony monitorów jakby reklamowały przejście od berylu do DMD. Mini Two proponują górę w wersji dojrzalszej. Umiejętnie wplatają wysokie częstotliwości w objęcia ciepłej średnicy. Tsai Lien-Shui – założyciel i główny projektant Ushera – uzyskał nienaganną spójność i równowagę brzmienia. Udało się przy tym zachować wyborną scenę z wiarygodnie zarysowaną głębią.  Warto także zwrócić uwagę na selektywność. W pierwszym momencie miałem niedosyt szczegółów w najwyższym zakresie pasma, jednak po pewnym czasie musiałem przyznać, że niczego nie brakuje. Niby to ta sama seria co Mini-X, a jednak dźwięk jest o klasę lepszy (nie ujmując niczego monitorom); jakby bardziej dystyngowany. Podkreślenie średnicy pasma odczujemy jedynie w bardzo głośnym odsłuchu muzyki o gęstej fakturze. To samo, lecz w innej skali, można powiedzieć o monitorach. To już granica, za którą kończy się hi-fi, a zaczyna hi-end.

W tym przedziale cenowym nie jest to częste. Szczególnie dobrze słychać to w kameralnych składach. Świetnie oddane barwy instrumentów w połączeniu ze szczegółami artykulacji na długo przykuwały mnie do kanapy. Czas przy dużych Dancerach płynie wyjątkowo przyjemnie... Kolumny najlepiej się czują w starannych realizacjach. Już monitory bezwzględnie rozprawiały się z bublami; w przypadku dużych Dancerów ból jest jeszcze większy. Odpadają wykastrowane mp3, a niedorobione produkcje wywołują u słuchacza irytację. Nie ma taryfy ulgowej. Nie da się przebrnąć nawet przez ulubiony utwór, jeżeli nie został dobrze nagrany. Moim liderem realizatorskiej szmiry jest ostatnio album „Making Mirrors” Gotye. Bardzo lubię kawałek „Somebody That I Used To Know”, ale nie dałem rady go wysłuchać. Po kilkudziesięciu sekundach płyta opuściła odtwarzacz. Natomiast w dobrych realizacjach Ushery błyszczą, a w składach kameralnych sprawdzają się znakomicie. Godziny spędzone przy trio Jacques’a Loussiera czy Yuriego Honinga okazały się wyjątkowo miłe. Szczególnie w takim repertuarze można było docenić starannie poukładaną przestrzeń. Trudnym wyzwaniem dla średnicy jest płyta „Live”, nieistniejącego już – a szkoda, bo wybitnego – brytyjskiego kwartetu saksofonowego „Itchy Fingers”. Ushery poradziły sobie z gąszczem faktury i wyraźnie przekazały niuanse artykulacji.

 

IMG 0019
Definicja „mini” według Ushera.


Jaśnie Wielmożny Pan Bas
Na osobny akapit zasługuje bas. Różnica pomiędzy monitorami a podłogówkami jest w tym aspekcie gigantyczna. Jeżeli ktoś przy iksach narzekał na niedosyt podstawy, to tym razem powinien być w pełni usatysfakcjonowany. Wrażenie jest takie, jakby bas nie miał dolnej granicy. Co warto podkreślić, w całym zakresie dokładnie oddaje niuanse barwne. Naszych uszu nie atakuje kanonada nieokreślonych fal akustycznych; dostajemy pakiet realnych dźwięków, generowanych przez prawdziwe instrumenty. To bardzo przyjemne doświadczenie.  Potężna dawka niskich częstotliwości powoduje, że czasem ocierają się o granicę przerysowania, ale ani razu w całym teście nie została ona przekroczona. Przestrzegam jedynie przed podbijaniem basu korektorem. W ten sposób tylko zepsujemy sobie zabawę. Niski, sprężysty bas znakomicie się komponuje ze współczesną muzyką rozrywkową. Mini Two nagłośnią niejedną imprezę. W środowisku audiofilów znana jest kompilacja „First We Take Manhattan” Jennifer Warnes z 2000 roku. Włączcie na Mini Two utwór „Somewhere, Somebody”. Od razu zrozumiecie, o co chodzi z tym basem.

Konkluzja
Usher Dancer Mini Two DMD, ze względu na bardzo wysoką jakość wykonania i nienaganny dźwięk, przekraczają oczekiwania wywołane ceną. Bardzo trudno znaleźć w nich słabe punkty. Po długich poszukiwaniach dziury w całym włączyłem piosenkę C. C. Catch „I Can Lose My Heart Tonight”, ściągniętą z netu. I wiecie co? Też było fajnie!

usher t

Artur Rychlik
Źródło: HFM 09/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF