HFM

JBL Studio 280

IMG 0028JBL to jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek, nie tylko w świecie hi-fi. Swoją pozycję budował dłużej, niż sięga pamięć najstarszych górali.

JBL kojarzy się z amerykańskim brzmieniem i wykonaniem. Ma też mocne oparcie w rynku profesjonalnym i estradowym. Wprawdzie produkuje liczne gadżety, w rodzaju pierdziawek do komputera i telefonu, ale w powszechnej świadomości funkcjonuje jako wytwórca potężnych paczek, znanych z koncertów kapel rockowych, studyjnych monitorów oraz słusznych rozmiarów kolumn domowych.

Profesjonalne skrzynki nadal powstają, a firma pozostaje w amerykańskich rękach. Jedynie produkcja… wiadomo. Ale dzisiaj polityka podatkowa nie wspiera patriotyzmu i praca powoli staje się luksusem, który zapewne zostanie obłożony akcyzą. Jeżeli chodzi o projektowanie, to Amerykanie bazują na wiedzy zdobywanej przez dekady. Seria Studio 2 jest oczkiem w głowie amerykańskiego koncernu. Stanowi kontynuację wcześniejszej linii, która dobrze się sprzedawała. Jest także odpowiedzią na potrzeby klientów poszukujących dużych i mocnych kolumn za relatywnie niewielkie pieniądze. Te oczekiwania najlepiej spełniają dwa nowe modele: Studio 280 i 290.

Budowa

Kolumny są ogromne, co podkreślają ich kwadratowe proporcje. Może i zaokrąglone krawędzie dodają lekkości, ale za to kloce mają szerokie fronty. Średnice przetworników pozwoliłyby nieco zwęzić skrzynie, ale najwyraźniej konstruktorom na tym nie zależało. Wykonanie jest na dobrym poziomie, choć oczywiście, nie znajdziemy tu naturalnych oklein ani słynnych niewidocznych spojeń. To po prostu przyzwoita robota. Obudowy sklejono z płyt MDF; dość grubych, więc wzmocnienia nie były konieczne. Folia przypomina słoje drewna i jest taka sama na froncie, bokach i z tyłu. Górne ścianki polakierowano na błysk, przez co przypominają klapę fortepianu. To zaskakujący akcent estetyczny. Od strony użytkowej także kłopotliwy, bo trzeba pamiętać, że lśniącą powierzchnię łatwo porysować i należy ją czyścić miękką szmatką. O stawianiu doniczek, lampek i pucharów za zajęcie pierwszego miejsca lepiej zapomnieć. Studio 280 opierają się na czterech gumowych nóżkach, które nie niszczą parkietu.


IMG 0002

Bas 2 x 16,5 cm. Membrany PolyPlas i ekranowane magnesy.


 

Można je zastąpić kolcami. W komplecie otrzymujemy czarną maskownicę. Podwójne, złocone gniazda są dobrej jakości, ale niezbyt wygodne, bo wąsko rozstawione. W każdej recenzji znajdzie się kilka słów o zaciskach, ale musicie zrozumieć autorów. Normalny użytkownik podłącza kable raz i ma spokój. Recenzent powtarza tę czynność setki razy, więc pokaleczone paluchy nie są jego marzeniem. Tuż nad gniazdami widać szeroki wylot bas-refleksu, co raczej nie wróży sukcesu przy wciskaniu kolumn między meble czy dosuwaniu ich do tylnej ściany. Nie zagrają wtedy dobrze; stracą przejrzystość i oddech. Potrzebują przynajmniej 60-70 cm luzu z tyłu i po bokach. Jeśli ktoś kupuje tak duże kolumny, to musi mieć duży pokój. Jeżeli ma malutką klitkę i chce tam wtłoczyć Studio 280, to powinien się zacząć leczyć na głowę. JBL-e są konstrukcją trójdrożną. Bas pokrywają dwa 16,5-cm głośniki z membranami PolyPlas (powlekana celuloza); średnicę – taki sam, ale 10-cm. Wysokie tony to domena 25-mm kopułki CMMD (połączenie ceramiki z metalem), umieszczonej w centrum płytkiej tuby, określanej mianem falowodu HDI. To rozwiązanie stosowano w studyjnych monitorach M2 Master Reference. Ma ono na celu zachowanie jednakowej charakterystyki góry w całym pomieszczeniu. Studio 280 mają średnią skuteczność (89 dB) i impedancję 8 omów, co sprawia, że z ich wysterowaniem poradzi sobie nawet słaby tranzystor.

 

 

IMG 0003

Średnica 10 cm – PolyPlas; góra – falowód ze studyjnych monitorów.

 

Wrażenia odsłuchowe
O ile pomiędzy poprzednimi seriami tanich podłogówek nie było istotnych różnic brzmieniowych, to nowe Studio 280 grają inaczej. Słychać to od razu, a kolejne godziny potwierdzają wstępną diagnozę. JBL-e są spokojne, może nawet dostojne. Początkowo, przy cichym słuchaniu, odnosi się wrażenie, że dźwięk jest zbyt grzeczny. Zwłaszcza jak na utrwalony przez lata stereotyp. Bo skoro to duży JBL, to spodziewamy się koncertowej dynamiki, łupnięcia, gruchnięcia, nawet kosztem jakości góry czy równowagi rejestrów. Rockowego grania, z pokreśleniem hałasu, jaki wytwarza stado gitar i niezbyt ułożony emocjonalnie perkusista. A tutaj – miękko, ciepło i jakoś tak… zwyczajnie. Zmieniając płyty, zauważamy jednak coś, co powoduje, że można słuchać długo, a kiedy włączymy aparat analizy, okazuje się, że niespecjalnie jest się do czego przyczepić. JBL-owi udało się uzyskać bardzo dobrą spójność pasma. Do tej pory zawsze coś wychodziło przed szereg – a to bas, a to góra, w zależności od repertuaru i realizacji. A tutaj trudno nawet wskazać miejsca, w których zakresy się łączą.

 

IMG 0010

Bas-refleks z tyłu. Gniazda solidne, złocone, ale rozstawione wąsko.



Dźwięk jest plastyczny i miły dla ucha. To w dużym stopniu zasługa góry pasma, która jest ciepła, pozbawiona ostrych dodatków; gładka i aksamitna. Jeżeli to zasługa falowodu, to tym razem jego aplikacja się udała. Nie słychać tubowego nalotu, a zawartość wysokich tonów nie pozostawia niedosytu. Kiedy się oswoimy, usłyszymy, że szczegóły są na swoim miejscu i dostrzeżemy, że to lepsza prezentacja niż w starszych modelach. Słychać to zwłaszcza w klasyce, a także w akustycznym jazzie, gdzie instrumenty mogą brzmieć naturalnie, bez szelestów zauważalnych przy odtwarzaniu talerzy i dętych blaszanych. Średnica przechodzi płynnie w górę, a oba zakresy są konsekwentnie lekko ocieplone. Podobnie nie zauważamy przejścia średnicy w bas. To znowu jednorodne pasmo, bez pików i fastryg. Dół jest ciepły, głęboki i potężny. Nie bije rekordów w dyscyplinie tempa i trzymania membran w ryzach.

 

IMG 0016

Kawał kolumny za przyzwoite pieniądze.



Ten dół ma pasować do reszty, więc jest ciężki i dosadny. Nie przeszkadza mu to różnicować barw, bo jednostajności zarzucić mu nie sposób. Tak duże skrzynie muszą mieć bas, więc go eksponują i dodają masy. Robią to jednak na tyle umiejętnie, że nie zakłócają barwy średnicy. Nie odnosi się wrażenia, że grają ciemno, za to niskich tonów na pewno nie brakuje. W pewnych momentach są one nawet subwooferowe, ale jestem przekonany, że większości odbiorców się to spodoba.  Dół pasuje nie tylko do muzyki, ale też do filmów, oglądanych w konfiguracji stereo, którą niezmiennie polecam. To namiastka „kinowych” przeżyć – wolna od sztuczności i zabarwień. W nowych Studio JBL postawił na kulturę, równowagę i dojrzałość. Pomimo dołu jak dzwon, w brzmieniu jest umiar. Czyni on z wielkich skrzyń produkt o audiofilskich aspiracjach, a nie kolejne mniej lub bardziej udane głośniki „rockowe”. Jeszcze jedna cecha zasługuje na wyróżnienie: przestrzenność. Studio 280 budują sporą scenę, w której nie zauważa się już wyraźnej ekspozycji pierwszego planu. Znów postawiono na spójność i jednorodny przekaz muzyki.

Konkluzja
Wcześniejsze duże i tanie JBL-e grały inaczej. Moim zdaniem, gorzej, ale to kwestia gustu i oczekiwań. Dlatego warto zerwać ze stereotypami. Studio 280 mają do zaoferowania więcej, niż tylko bas i stado decybeli.

jbl t


Maciej Strujecki
Źródło: HFM 09/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF