HFM

Castle Howard S3

DSC 9435

Castle Acoustic istnieje od 1973 roku. W Polsce debiutowało tuż po przemianach ustrojowych, jako jeden z pierwszych producentów, którzy zdobywali rynki Europy Wschodniej. Wydawało się, że wysoka pozycja startowa powinna obecnie zapewnić miękkie, wymoszczone miejsce na rynku. Jednak po 2000 roku o firmie przycichło.


Paradoksalnie to, z czego kolumny słynęły, omal nie doprowadziło brytyjskiej wytwórni do bankructwa. Zawsze szczyciła się staranną stolarką, drogimi okleinami i wyspiarskim wykonaniem. Te elementy generowały jednak wysokie koszty, a konkurencja przenosząca montownie do Chin nie pozwalała zbytnio podnieść cen. Nie miałoby to zresztą sensu, bo Castle nigdy nie było firmą postrzeganą jako hi-end; raczej jako solidne brytyjskie hi-fi ze średniego segmentu.


Castle Acoustic istnieje od 1973 roku. W Polsce debiutowało tuż po przemianach ustrojowych, jako jeden z pierwszych producentów, którzy zdobywali rynki Europy Wschodniej. Wydawało się, że wysoka pozycja startowa powinna obecnie zapewnić miękkie, wymoszczone miejsce na rynku. Jednak po 2000 roku o firmie przycichło.

DSC 9312

Przetworniki sygnowane logiem firmy.

 



Problemy skończyły się tak, jak u kilku innych podobnych wytwórców: prawa do marki wykupiło International Audio Group, czyli spółka braci Changów. W ten sposób Castle znalazło się w towarzystwie takich legend, jak Quad, Whafredale, Audiolab, Luxman czy Mission. Produkcję przeniesiono do Chin. W Wielkiej Brytanii pozostało biuro projektowe.
Mimo to kolumny wyglądają dokładnie tak jak tamte, które pamiętam ze szczenięcych lat. W kwestii stolarki, oklein czy nawet wzornictwa nie zaszły niemal żadne zmiany. Trudno powiedzieć, co to oznacza. Z jednej strony może "legendarna brytyjska stolarka" to nie taki miód, jak się wszystkim zdawało, bo inni potrafią powtórzyć tę jakość bez większych problemów. Z drugiej, Chińczyk też może być mistrzem fachu, o ile mu się dobrze zapłaci.

Budowa
Skrzynie prezentują się, jakby były zrobione z litego drewna. To zasługa forniru, który w tej wersji kolorystycznej jest "podpalany". Nadaje to kolumnom wygląd antyków. Skojarzenia ze starym meblem podkreślają klasyczne proporcje, dokładnie takie, jak ponad 20 lat temu. Nie uległy zmianie także założenia konstrukcyjne. Duże, wolnostojące Castle miały obudowy ćwierćfalowe (Quarter Wave). Tutaj ten układ jest zdublowany. Oznacza to, że wewnątrz obudowy kryje się coś w rodzaju linii transmisyjnej. Dwa tunele-labirynty mają wylot w podstawie skrzyni, a ciśnienie wydostaje się przez wąską szczelinę pomiędzy nią a dodatkową płytą, w którą wkręcamy kolce. Ma to na celu poprawę efektywności przetwarzania basu, co jest szczególnie istotne, gdy się używa relatywnie niewielkich przetworników. Od strony użytkowej kolumny stają się mniej wrażliwe na bliskość ścian. Z tego powodu Castle powinny nieźle znosić ustawienie w zagraconych pokojach, a nawet wciśnięcie we wnęki, chociaż tego nie polecam. Bez względu na rodzaj konstrukcji, zawsze dobrze jest pozostawić wokół skrzyń trochę miejsca. Labirynty zbudowane dla poszczególnych głośników mają różne właściwości. Ten dla zamontowanego na froncie jest dość dobrze wytłumiony, natomiast dla górnego - w ogóle.

 

DSC 9296

Dodatkowy średniotonowiec ma poprawiać walory przestrzenne.






Konstrukcja skrzyń jest skomplikowana. Nie dość, że musiały się w nich zmieścić tunele, to na dodatek główny nisko-średniotonowiec ma osobną kabinę akustyczną, a całość jest usztywniona wieńcowymi wzmocnieniami. To zrozumiałe, że tak czasochłonne i precyzyjnie zaprojektowane skrzynki kosztowały na Wyspach krocie.

 

 

DSC 9319

Kabelki zamiast zworek.



Układ Howardów jest dwuipółdrożny. Wysokie tony odtwarza 28-mm miękka kopułka. Dół przejmuje 15-cm przetwornik z plecionki włókien węglowych, z nakładką przeciwpyłową. Kosze są odlewane, a drut, którym nawinięto cewkę - aluminiowy, miedziowany.
Na górnej ściance nie postawimy doniczek ani żadnych ozdóbek, bo tak jak w starych Howardach znalazł się tam identyczny, 15-cm głośnik, dublujący pracę tego z frontu. To oryginalne rozwiązanie ma stworzyć niespotykane efekty przestrzenne. Owszem, spotyka się je u konkurencji, ale zwykle przez montowanie przetworników wysokotonowych, które zwiększają w dźwięku udział fal odbitych. Większych membran, emitujących w tym celu średnicę i bas, nie spotkałem nigdzie poza Castlami.
Wszystkie elementy, czyli cewki, kondensatory w zwrotnicy, a także głośniki są wykonywane w fabryce IAG.


Wrażenia odsłuchowe
Pomimo upływu lat, Castle grają tak, jakby wokół nic się nie zmieniło, a nowy właściciel wdrażał sprawdzone przed laty projekty. Osoby, które kiedyś były fanami brytyjskiej firmy, mogą Howardy kupić w ciemno. Osobiście do tej grupy nie należę. Doceniam wysoką jakość wykonania, klasyczny szlif i konsekwencję w budowaniu firmowego brzmienia, ale z tym dźwiękiem wytrzymałbym najwyżej kilka godzin. Ta opinia jest oczywiście subiektywna i krzywdząca, więc radzę samemu posłuchać, bo każdy lubi inaczej i słucha czego innego.
Zacznę od sytuacji, w których kolumny się sprawdzą. Wyobrażam to sobie tak: kameralne składy, niezbyt duży pokój i dość głośne słuchanie. Jeżeli mamy na scenie wokalistkę z gitarą, trio jazzowe albo kilku śpiewaków z natchnieniem interpretujących motety Palestriny, to będziemy mogli się cieszyć zdecydowanie ogrzaną średnicą i ekspozycją pierwszego planu. Będzie to grało tak, jakbyśmy włączyli w tor wzmacniacz na EL34. Bez większej dynamiki, ale z pewnym rodzajem magii, która wprawdzie z muzyką na żywo ma niewiele wspólnego, ale wielu ludzi wprowadza w stan nirwany. Muzyka płynie i otula nas jak ciepła kołderka, a żadne cyknięcie nie psuje błogostanu. Łagodność i, w pewnym sensie, delikatność są wręcz ujmujące. Wszystko się dzieje w centrum pasma, bo jego skraje są tylko dodatkiem, a w wielu momentach zachowują się tak, jakby przestawały istnieć. 


Nie znaczy to, że brytyjski klasyk nie ma basu. Ma, potrafi nawet czasem głębiej mruknąć, ale tylko wtedy, gdy repertuar nie jest zbyt skomplikowany i nie wymaga zachowania choćby w miarę przyzwoitego tempa. Analogie z lampą o niewielkiej mocy, która czaruje średnicą, będą się nasuwać także w muzyce fortepianowej i kwartetach smyczkowych. A jeżeli włożycie do odtwarzacza realizacje Stockfischa albo Chesky'ego, w rodzaju Sary K. lub innej gwiazdy audiofilskich mikrofonów, śpiewającej na tle rzadziutkiego akompaniamentu,  słodki, milutki dźwięk wręcz podgrzeje powietrze w pokoju.
Tak właśnie zachowuje się monitor, strojony specjalnie pod kątem podobnych warunków pracy. Ale Howardy to pokaźne podłogówki i czasem chciałoby się dać na nich czadu. I tutaj, niestety, ręcznik spada na podłogę. Ostry metal w dobrej realizacji, jak choćby mój ulubiony Dream Theater, kolumny odtwarzają jak małe radyjko. Odnosi się wrażenie, że przepaliły się głośniki wysokotonowe. Wysokiej góry w zasadzie nie ma, a muzyka brzmi matowo, kompletnie bez dynamiki i przejrzystości. To dziwne, bo w skromniejszych składach wszystko wydaje się w porządku.

DSC 9416

Kabelki zamiast zworek.



Nie wiem, jaka jest tego przyczyna, ale zbyt duża ilość informacji i gęsta faktura powodują zamazanie obrazu, a kontrasty dynamiczne są jak po głębokiej kompresji nagrania. To by się nawet zgadzało, bo możliwość osiągania wysokich głośności nie jest dla Castli problemem, ale różnicowanie poziomów - już tak. Mamy więc dość głuche monotonne granie, bez wysokich tonów i basu. A jeżeli ten się pojawia, to zaczyna huczeć.
Obserwacja dotycząca preferencji wielkości składu jest trafiona w dziesiątkę. Wystarczy, że w tym samym nagraniu pozostaną na scenie trzy instrumenty albo gitara akustyczna gra solo i dźwięk natychmiast się otwiera; dostaje kolorów i życia. Za chwilę jednak dołączają się gitary elektryczne i znowu wszystko się spłaszcza. Na scenie robi się bałagan i przestajemy słyszeć, co muzycy chcieli nam przekazać. A już zupełnie nie rozumiem sensu umieszczenia głośnika średniotonowego na górze. Scena, jak na tę grupę cenową, niczym nie zachwyca.

 

Konkluzja
Howardy to kolumny, które nadają się głównie do słuchania kameralnych składów i dobrych realizacji. Tylko dla miłośników lamp w rodzaju EL34, chociaż pewnie zabraknie im przejrzystości.

 

2014-10-13 16 47 13-27-43 Hifi 04 14.pdf - Adobe Reader

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 




 
Autor: Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 04/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF