HFM

JBL L880

23-39 03 2010 JBLL880 01Seria Studio L powstała w oparciu o doświadczenia z konstrukcjami profesjonalnymi. W tej dziedzinie dla JBL-a nie ma chyba tajemnic.

Amerykanie od samego początku kładą nacisk na wszystkie pola eksploatacji kolumn. Skrzynki z trzema literkami trafiały nie tylko pod strzechy, ale także do studiów, rozgłośni radiowych i klubów. Nagłaśniały też wielkie koncerty. W tym przypadku JBL może spokojnie rywalizować z resztą świata, bo jego legendarne konstrukcje zawsze uznawano za jedne z najlepszych, a w dodatku ich ceny nie przyprawiały o zawrót głowy.


Bazując na rozwiązaniach estradowych, konstruktorzy opracowali linię Studio L. Rzut oka wystarczy, by stwierdzić, co było ich priorytetem. Seria liczy osiem modeli, a każdy jest konstrukcją trójalbo czterodrożną (pomijając oczywiście subwoofer). Nawet zestawy efektowe i centralny mają po cztery przetworniki, w tym charakterystyczny superwysokotonowy, schowany w głębokiej tubie.
Podział pasma na cztery części zapewnia głośnikom komfort pracy, ale stwarza też problem z ich zestrojeniem. Jak nietrudno się domyślić, zespół inżynierów JBL-a i z tym sobie poradził.
Z poszczególnych modeli można złożyć system do kina domowego i chyba właśnie z tą myślą zaprojektowano serię. Wszystkie głośniki basowe mają ekranowane magnesy, a więc można je bez obaw postawić blisko telewizora. Zestaw 5.1 w wykonaniu JBL-a to dobry wybór do kina akcji, gdzie trzeba zatrząść ziemią. Tak samo jak na dobrze nagłośnionym koncercie.

Budowa
Wykonane z 20-mm płyt MDF skrzynie są naprawdę potężne. Nie mają może aż tak słusznego wzrostu, jak Infinity, ale nadrabiają to szerokością i, przede wszystkim, głębokością. Jakość rzemiosła i materiałów jest równie dobra jak w Classiach, chociaż nie zdecydowano się na wewnętrzne kratownice. Zamiast nich zamontowano listwy usztywniające, co przy takich gabarytach skrzyń nie powinno nikogo dziwić.
Do 700 Hz pracują dwa 16-cm głośniki z PolyPlasu. Z tego samego materiału wykonano membranę średniotonową. Przetwornik zamknięto w osobnej komorze. Od 5 kHz pasmo wypełnia tytanowa kopułka, powyżej 20 kHz pałeczkę przejmuje „gwizdek” z mylaru – materiału wykorzystywanego do budowy m.in. paneli elektrostatycznych.

23-39 03 2010 JBLL880 06

Bas-refleks dmucha do przodu. To dobra wiadomość dla osób, które nie dysponują dużym pomieszczeniem, chociaż i tak lepiej będzie, jeżeli pozostawią od tylnej ściany przynajmniej 60 cm luzu. Gniazda są podwójne i złocone. Przyjmują wszystkie popularne końcówki, jak i gołe przewody. Kolumny nie są wymagające w stosunku do wzmacniaczy. Byle amplituner do kina domowego sobie z nimi poradzi. 91 dB skuteczności i impedancja 8 omów to bardzo przyjazne parametry.
Jedyne, na co można narzekać, to fakt, że zamiast forniru zdecydowano się na sztuczną folię. Ale jest wystarczająco estetyczna, byśmy mogli spać spokojnie. L880 są dostępne tylko w kolorze drewna wiśni.

23-39 03 2010 JBLL880 02     23-39 03 2010 JBLL880 05     23-39 03 2010 JBLL880 04

Wrażenia odsłuchowe
JBL-i słuchałem bezpośrednio po Infinity. Zacząłem od Prince’a, czyli materiału, który najmniej mi się na nich podobał. Bardzo dobrze się stało, ponieważ od razu dało się odczuć, że dźwięk jest zdrowszy i bardziej wyrównany. Pojawił się wyższy bas, który stanowi podstawę groove’u w „Fury”. L880 nie żałowały także góry. Niektórzy mogą nawet stwierdzić jej nadmiar, ale zyskała przeciwwagę w postaci mocno zarysowanego dołu. Jeżeli chodzi o dynamikę i możliwości nagłośnienia dużych powierzchni, to, co tu dużo gadać, spójrzcie na zdjęcia. Otrzymacie dokładnie to, czego się spodziewacie.
W dobrych realizacjach popowych kolumny pokazały, że nie ma chyba basu, z którym by sobie nie poradziły. O ile w Infinity był on w pewnym sensie napompowany, tutaj stanowił jednolity zakres, poczynając od najniższych pomruków, a na przełomie średnicy kończąc. Nie można mieć do niego zastrzeżeń. Co więcej, trudno nie uznać go w tej cenie za wzorzec. Dlatego stawiam szóstkę w tabelce i polecam JBL-e wszystkim, którzy chcą poczuć wiatr we włosach.
Jeżeli miałbym jakoś określić dźwięk L880, to najlepiej pasuje „rockowy” albo raczej: „koncertowy”. Faktycznie słychać, że konstruktorzy bazowali na takim wzorcu i efekt chyba ich samych zaskoczył. Jeżeli macie duży dom i chcecie w pokoju rzędu 100 m2 urządzić imprezę z tańcami na stołach, JBL-e podołają takiemu wyzwaniu. Można powiedzieć, że będą w swoim żywiole. Na dokładkę zrozumiecie tekst śpiewany przez wokalistę, nawet jeśli sepleni, bo dźwięk jest wyraźny. Na ekspozycję góry też nie macie prawa narzekać. To nie są audiofilskie monitory, grające gorącą średnicą i nadające muzyce krągłość. Tutaj liczy się ostra jazda.
Słuchanie małych składów jazzowych także wiąże się z przyjemnością zbliżoną do koncertu w dobrze nagłośnionym klubie, gdzie najważniejsza jest dynamika i energia przekazu.
Jeżeli chodzi o naturalność, przejrzystość i głębię, powiem tak: nie ma się co czepiać. Oczywiście, są głośniki, które pokażą więcej kultury, muzykalności i przestrzeni, ale jeszcze raz zaznaczam – JBL-e to nie kolumny dla poszukiwaczy emocji w muzyce wokalnej renesansu. I chociaż fortepian brzmi prawidłowo, to i tak szybko wrócimy do mocnego łojenia.

Reklama

Konkluzja
Jeżeli czujesz w duszy młodzieńczą energię i potrafisz przejechać na jednym kole motocykla 50 metrów, to są kolumny dla Ciebie.

23-39 03 2010 JBLL880 T

Autor: Maciej Stryjecki
Źródło: HFiM 03/2010

Pobierz ten artykuł jako PDF