HFM

Bridge Reference

36-38 04 2011 01Bridge Connect to firma młoda, ale jej produkty są dostępne w Polsce niemal od samego początku. Koncentruje się na niedrogim okablowaniu do systemów audio i wideo. „Też mi wydarzenie” – ktoś powie, ale rację będzie miał tylko po części. Założycielem Bridge’a jest bowiem Ray Philips, uznawany za jednego z twórców sukcesu Ixosa.

Mając 20 lat doświadczenia w branży kablarskiej, Ray podszedł do tematu z pełnym profesjonalizmem. Wszystkie modele są opracowywane w brytyjskiej centrali, a wykonaniem zajmuje się wyspecjalizowana fabryka w Chinach, na co dzień współpracująca z kilkoma renomowanymi markami z Europy i USA.


Katalog Bridge’a liczy grubo ponad 100 pozycji. Podzielono je na trzy grupy. Linia podstawowa to Premium, średnia – Elite, zaś na samym szczycie stoi Reference. Choć nawet ceny najwyższych modeli wyglądają zachęcająco, dla notorycznych dusigroszów planowana jest linia Eco.
Większość kabli Bridge’a ma budowę koaksjalną, a do ich produkcji używa się srebrzonej miedzi beztlenowej SPOFC (Silver Plated Oxygen Free Copper) 4 N. Jako że ludzie „kupują oczami”, wiele uwagi poświęcono opakowaniom. Wykonane z lakierowanej tektury pudełka zamykają się jak książki, a przed przypadkowym otwarciem „okładkę” zabezpieczają dwa magnesy. Za tym niecodziennym projektem stoi angielskie studio Merrington Design, któremu świat hi-fi zawdzięcza serię Master NAD-a, wygląd urządzeń Lyngdorfa oraz Steinway Lyngdorf.
Do testu wybrałem trzy przewody z serii Reference. Analogową łączówkę BRA422, koaksjalny przewód cyfrowy BRA482 oraz kabel HDMI BRV102. Wszystkie w fabrycznie konfekcjonowanych odcinkach dwumetrowych.
Łączówki analogowa i cyfrowa mają identyczną budowę i różnią się jedynie wtykami. Rdzenie kabli tworzą cztery żyły ze srebrzonej miedzi, otoczone polietylenowym dielektrykiem. Na nim umieszczono cztery warstwy ekranu (aluminiowa folia na zmianę z miedzianą plecionką), chroniące przed wpływem fal radiowych, elektromagnetycznych i wszelkim elektronicznym śmieciem. Całość zabezpiecza elastyczna koszulka i bardzo wytrzymała nylonowa siateczka.
Zakręcane wytyki RCA, pokryte 24-karatowym złotem, zasługują na miano audiofilskiej biżuterii. Patrząc do cennika, odnoszę wrażenie, że właśnie one decydują o cenie kabli. Różnice pomiędzy odcinkami jednoi dwumetrowymi są bowiem symboliczne. Warto dodać, że wtyki montowane w kablach cyfrowychmają budowę zoptymalizowaną pod kątem zachowania stabilnej impedancji 75 Ω.

36-38 04 2011 02     36-38 04 2011 03

Łączówka analogowa
Po srebrzonej miedzi zazwyczaj można się spodziewać dobrej definicji wysokich tonów. Tak było i w tym przypadku. Mimo że przyjazna cena na to nie wskazuje, pod względem prezentacji góry pasma angielski przewód może nawiązać równorzędną walkę ze sporo droższymi konkurentami. Wokół instrumentów pojawia się dużo powietrza, a ich lokalizacja nie budzi zastrzeżeń.
Reference buduje dość specyficzną scenę. Zamiast zwyczajowego rogala czy elipsy, panorama dźwiękowa przybiera kształt trapezu z węższym bokiem bliżej słuchacza. Im głębiej, tym bardziej się rozszerza, aż wreszcie zdecydowanie wychodzi poza kolumny.
BRA422 należy do szybkich, dynamicznych kabli z dobrze kontrolowanym basem. Cechę tę najbardziej docenimy w akustycznym jazzie. W muzyce rockowej natomiast w miejsce rytmicznego plumkania spodziewajcie się raczej precyzyjnego ciosu w splot słoneczny.

36-38 04 2011 05     36-38 04 2011 06

Kabel cyfrowy
W nowoczesnych instalacjach kina domowego aktualnie obowiązującym standardem połączenia jest HDMI. Cóż jednak mają począć osoby, które wymieniły wysłużony odtwarzacz DVD na gęstoformatowy, ale dysponują zupełnie przyzwoitym amplitunerem i nie mają zamiaru zastępować go nowszym, a niekoniecznie lepszym modelem? Odtwarzacz z płaskim telewizorem połączą cyfrówką HDMI, ale dźwięk do amplitunera prześle wierny koaksjal. Gęste formaty mają, niestety, swoje wymagania. Wygodniej byłoby oczywiście przyjąć, że amplituner nie zauważy wymiany odtwarzacza, ale praktyka pokazuje, że można się mocno zdziwić.
Koaksjalna cyfrówka Reference, dzięki wysokiej jakości materiałom i porządnemu wykonaniu, powinna wnieść sporo dobrego do brzmienia systemu. Nie ma sensu porównywać jej z anonimowymi drucikami dołączanymi do urządzeń AV. Lepiej po prostu włączyć w system i na nowo przyzwyczajać się do znanego sprzętu.
Charakter brzmienia cyfrowego Bridge’a jest w dużym stopniu zbliżony do modelu analogowego. Tu także prym wiodą wyśmienite wysokie tony, co przekłada się na bardzo obszerną i bogatą w detale scenę. Na szczęście dialogi pozostają wolne od irytującego seplenienia, choć zmysłowej chrypki rozpalającej wyobraźnię gimnazjalistów też w nich nie dostrzegłem. Energiczny i zdyscyplinowany bas daleki był od stereotypowo pojmowanego kinowego łamignata, co z wdzięcznością przyjmą sąsiedzi.
Trzysta złotych za metr kabla to i dużo, i mało. Wszyscy uczeni w wykresach sceptycy zarzucą Rayowi Philipsowi ściemę, bo przecież „bit to bit” i im w tym miejscu dziękujemy. Pozostałych namawiam do odsłuchów, bo może się okazać, że owe 300 złotych będzie najtańszym sposobem wyraźnej poprawy brzmienia posiadanego zestawu.

Reklama

Kabel HDMI
Trzecim recenzowanym przewodem z katalogu Bridge Connect jest niezbędny w każdym domu przewód z wtykami HDMI. No, prawie w każdym, ale jeśli wziąć pod uwagę fakt, że telewizory kineskopowe kierują się w stronę muzeum techniki, to tylko kwestią czasu pozostaje powszechne zastąpienie ich plaskaczami.
W odróżnieniu od poprzednich dwóch kabli złącze HDMI ma bardziej skomplikowaną budowę. Na tyle, że prace nad nim opóźniły wprowadzenie do sprzedaży całej serii Reference. Kable analogowy i cyfrowy były już dawno gotowe, ale Philips nadal nie był usatysfakcjonowany jakością HDMI. Pracował nad nim dotąd, aż uzyskał dokładnie to, czego oczekiwał. Powstał kabel relatywnie niezbyt drogi (choć umówmy się, że też nie najtańszy), za to dopieszczony w najdrobniejszych szczegółach. Taki perfekcjonizm, nawet kosztem marketingu, bardzo mi się podoba, więc już na starcie referencyjny Bridge miał u mnie duży plus.
Rdzeń kabla tworzy zatopiony w dielektryku wielożyłowy przewód Ethernet, umożliwiający jednoczesne korzystanie z urządzeń AV oraz tych podłączonych do Internetu. Na zewnątrz otacza go kilkanaście cienkich drucików ze srebrzonej miedzi beztlenowej, którymi płynie właściwy sygnał audio i wideo. Całość jest chroniona podwójnym ekranem z aluminiowej folii i gęstej miedzianej plecionki. Na to idą jeszcze elastyczna koszulka i nylonowa siateczka. Na oba końce nałożono filtry ferromagnetyczne absorbujące ewentualne zakłócenia radiowe i elektromagnetyczne.
Jednym z kluczowych elementów porządnego kabla HDMI są wtyczki, a tym, które wieńczą Reference’a, nie mam zupełnie nic do zarzucenia. Wykonane z dwóch gatunków metalu i wykończone 24-karatowym złotem z pewnością przeżyją niejedną wymianę sprzętu.
Zgodnie z najnowszymi standardami kabel obsługuje formaty 3D oraz rozdzielczość 4K x 2K (4096 x 2160 pikseli).
Wpadł mi kiedyś w ręce spory test porównawczy kabli HDMI. Jego wnioski brzmiały następująco: tylko długie, kilkumetrowe odcinki wyraźnie wpływają na obraz. W przypadku jednoi dwumetrowych wydawanie pieniędzy na firmowe kable jest czystym nonsensem. Piszący te słowa musiał mieć poważną wadę wzroku, skoro nie zauważył różnicy pomiędzy „darmowym” drutem dołączanym do odtwarzacza DVD a kablami pochodzącymi od renomowanych producentów. Ja niemiałem najmniejszych wątpliwości.
Pierwszą, uderzającą cechą angielskiego przewodu jest wyjątkowa przejrzystość. Jej efekt uboczny to szum widoczny w czasie odtwarzania słabiej wyprodukowanych płyt. Natomiast we wzorowych realizacjach potrafi uwypuklić ich zalety. Przykładem negatywnym niech będzie koncert Joe Bonamassy w Royal Albert Hall, wydany na płycie Blu-ray. Pod względem brzmienia wydawnictwo nie budzi zastrzeżeń, natomiast strona wizualna prezentuje poziom VHS. Szumy są tak duże, że po włączeniu pauzy czarne tło przypomina dziurawy parasol, a zatrzymane w kadrze ruchy bardziej kojarzą się z amatorskimi zdjęciami niż filmem w wysokiej rozdzielczości. Na drugim biegunie leżą „Gwiezdne wojny”, które choć na DVD, mogą stanowić wzorzec pod względem jakości obrazu. Spektakularną kosmiczną bitwę otwierającą trzecią część można oglądać wielokrotnie i za każdym razem odkryje się jakieś drobiazgi na dalekich planach. Czerń w wydaniu Bridge’a miała delikatnie granatowy odcień, a soczystość barw, gradacja detali i stabilność obrazu nie pozostawiały pola do krytyki.
Reasumując: warto wydać 500 zł tylko po to, by się przekonać, jak naprawdę wyglądają dobrze znane filmy.

36-38 04 2011 T

Autor: Mariusz Zwoliński
Źródło: HFiM 04/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF