HFM

Transrotor Leonardo 25/60

42-47 02 2012 01W 2013 roku Transrotor będzie obchodził 30. urodziny. W 1973 roku Jochen Raeke, zajmujący się dystrybucją gramofonów Transcriptor w Niemczech, zarejestrował własną markę. Dwa lata później zbudował pierwszy gramofon Transrotor AC. Do dzisiaj znajduje się on w Museum of Modern Art w Nowym Jorku.

Dla zafascynowanych analogiem Transrotor ma 14 współczesnych gramofonów o mniej lub bardziej modułowej konstrukcji, umożliwiającej rozbudowę. Za najtańszy Avorio 25/60 z ramieniem TR 800-S i wkładką TR Ucello trzeba zapłacić 9900 zł. To niemało, jednak aby stać się szczęśliwcem odtwarzającym kolekcję winyli na Argosie, trzeba wysupłać pół miliona. Mnie w zupełności zadowoliłby ponaddziesięciokrotnie tańszy Rondino. Teraz przekonam się, czy nawiązujący nazwą do geniusza renesansu i wyceniony na 12490 zł Leonardo da odczuć klasę poznaną w testach wyższych modeli Transrotora.

Budowa
Po Leonardo 25/60 od razu widać, że został wykonany z wielką pieczołowitością. Podstawa napędu to 25-mm płyta krystalicznie czystego akrylu. Z tego samego materiału wytoczono masywny talerz. Ma 60 mm grubości, zmatowioną górną powierzchnię i opiera się na dużym łożysku hydrodynamicznym. U podstawy osi łożyska znajduje się wgłębienie, będące pojemnym zbiornikiem na olej. Dołączona porcja 5 ml mieści się w nim z lekkim zapasem. Po nasunięciu na oś ciężkiego aluminiowego talerzyka część oleju jest rozprowadzana do góry specjalnym kanalikiem. Subplater stanowi więc część łożyska. Ma też okrężne nacięcia, w których układa się założony gumowy pasek, przekazujący moment obrotowy z silnika prądu stałego.
Gramofon opiera się na trzech aluminiowych walcach. Od spodu przyklejono miękkie silikonowe pierścienie eliminujące poślizg względem podłoża. Na górnej powierzchni – niewielkie silikonowe podkładki, ograniczające powierzchnię styku z plintą. Niedogodnością takiego rozwiązania jest minimum trójręczna obsługa w trakcie przenoszenia gramofonu w inne miejsce. Silnik umieszczono w oddzielnej aluminiowej obudowie, zapewniającej mu właściwą masę. Ustawiony w wycięciu podstawy, nie ma z nią bezpośredniego kontaktu. Nie zapomniano o masywnym docisku płyty. Podstawa ramienia to koncentryczny aluminiowy element, którego wewnętrzna część jest blokowana śrubą do regulacji VTA. Wszystkie elementy metalowe Leonarda pokrywa warstwa chromu. Takie wykończenie, w połączeniu z lekkością przezroczystej podstawy i chłodem talerza nadaje urządzeniu prawdziwie luksusowy charakter.

42-47 02 2012 02     42-47 02 2012 03

Ramię
W podstawowej wersji wyposażenia Leonardo będzie wyposażony w ramię oznaczone jako Transrotor 800-S. Jest to zmodyfikowane Jelco SA-250, wykonane z aluminium. Ma belkę w kształcie litery S, krzyżowe zawieszenie oraz odłączaną główkę. Masa efektywna to stosunkowo wysokie 20 g. Rolę przeciwwagi pełni obrotowy pierścień ze skalą ułatwiającą orientacyjne ustawienie siły nacisku. Regulacja antyskatingu wykorzystuje system magnetyczny; rozwiązanie znane także z ramion SME. Winda działa sprawnie, chociaż odniosłem wrażenie, że dynamika opuszczenia igły na powierzchnię płyty przypomina swobodne spadanie. Producent nie zdradza tajemnicy modyfikacji, jakim poddano japońską konstrukcję. Ale pewnie są na tyle istotne, że zmieniono jej nazwę.

Wkładka
Transrotor Ucello to zmodyfikowany według niemieckiej specyfikacji moving magnet z serii 1000 Goldringa. Trudno ocenić, który z modeli jest protoplastą Ucello; być może 1042 albo 1022GX. Podpowiedzią mógłby być szlif igły. Niestety, podany parametr – „szlif specjalny Transrotora” – nie ułatwia zadania.

42-47 02 2012 04     42-47 02 2012 06

Ustawienie
Przygotowanie Leonarda do pracy nie zajmie dużo czasu. Jak zawsze, należy zadbać o stabilne i jak najlepiej odizolowane od drgań podłoże. Jako że podkładki pełniące rolę nóżek nie mają regulacji wysokości, blat musi być idealnie wypoziomowany. Nóżki są trzy, więc odpada problem ewentualnego bujania się konstrukcji. Precyzja wykonania tych walców oraz plinty gramofonu wyklucza takie przypadki.
Dwie podkładki umieszczamy z przodu podstawy, jedną z tyłu. Po wsunięciu silnika pod wycięcie w plincie, zgodnie z instrukcją należy rozmieścić „nóżki” w odległościach po 2 cm od krawędzi. Dzięki silikonowym elementom części napędu nie przesuwają się względem siebie i całość wydaje się stabilna. Ale tylko do momentu, gdy nie spróbujemy jej przesunąć lub podnieść. Nie jestem zwolennikiem takiego rozwiązania, chociaż podziwiam jego prostotę oraz jakość realizacji, a także wpływ braku nawierceń w idealnie przezroczystej podstawie na imponujący efekt wizualny.
Ramię i wkładka zostały zamontowane przez dystrybutora. Nie odmówiłem sobie przyjemności sprawdzenia ustawienia. Podane w instrukcji ramienia parametry z 15-mm przesięgiem nie pokrywały się z ustawieniem „fabrycznym”. To zrealizowano w oparciu o jednopunktowy szablon dołączany do gramofonu. Po kilku próbach zmian przesięgu oraz porównaniu z szablonem Baerwalda doszedłem do wniosku, że lepsze jest wrogiem dobrego. Przesięg pozostał więc większy niż nominalny, za to wkładka układała się zgodnie z liniami dwóch wykorzystanych szablonów. Być może wynika to z wygiętego kształtu ramienia? Szkoda mi było czasu na dalsze dywagacje, gdyż Leonardo z zamontowanym talerzem, podświetlony halogenową lampką, wyglądał jak piękny lodowy tort. A pozostała jeszcze regulacja reszty parametrów.
O ile ustawienie siły nacisku, VTA i antyskatingu nie zaskakuje ani trudnością, ani innowacyjnością, o tyle możliwość dokładnej korekcji azymutu zasługuje na kilka słów. Zastosowano tu bardzo proste i skuteczne rozwiązanie. Wymienna główka wyglądem przypomina aluminiowe headshelle znane ze starych polskich gramofonów, chociażby Foniki GS-420, tyle że składa się z dwóch skręconych części. Wykonany z litego, zagiętego pod kątem prostym metalowego płaskownika korpus, do którego przykręcana jest wkładka, ma okrągły otwór, w który wsunięty jest bolec ze stykami sygnałowymi. Główkę można obracać wokół osi długiej i w prawidłowym ustawieniu zablokować śrubką względem bolca. Przemawia to do mnie znacznie bardziej niż szukanie „luzu” w mocowaniu headshella, jakie spotyka się w niektórych bardziej renomowanych konstrukcjach.

42-47 02 2012 05     42-47 02 2012 07     42-47 02 2012 08

Konfiguracja
Recenzowany Leonardo został wyposażony w dodatkowy zasilacz Konstant M1 Reference. To nie byle jaka opcja. Taki sam znajdziecie w zestawach z 10-krotnie droższymi gramofonami Transrotora. Znajduje to, niestety, odzwierciedlenie w cenie – dodatkowe 3990 zł zwiększa koszt gramofonu o ponad 30 %. Oprócz podstawowej funkcji zaopatrywania napędu w jak najlepszy prąd, zasilacz pełni także rolę selektora prędkości obrotowej oraz umożliwia jej dostrojenie. Do weryfikacji ustawie konieczna będzie tarcza stroboskopowa. Warto się przekonać na własne oczy, a zakup odpowiedniej nie stanowi istotnego problemu.
W teście wykorzystałem Pro-Jecta Strobe It. Łatwość wymiany headshella zachęciła mnie do zmiany testowanego przetwornika na Denona DL-103R – wkładkę MC w porównywalnej cenie. Umieszczona w zapasowej główce Reloopa czekała na taką okazję. Rolę przedwzmacniacza gramofonowego spełniał PreAmplifikator zasilany akumulatorowo. Kolumny ATC SCM-35 napędzał, nagrodzony przez „Hi-Fi i Muzykę” w tym roku, zintegrowany Audio Research VSi60/KT120. Do wszystkich połączeń, poza sygnałowym z ramienia gramofonu do stopnia korekcyjnego, wykorzystałem przewody Fadel Coherence One. Sprzęt stał na stolikach StandArt STO i SSP i grał w pomieszczeniu o powierzchni około 16 m2 o przyjaznej akustyce.

Wrażenia odsłuchowe
W konfiguracji z wkładką Ucello brzmienie faworyzowało średnicę. Nie ma w tym nic dziwnego ani tym bardziej zdrożnego. W końcu za to właśnie kochamy analog. Jednak w tym przypadku odczułem pewien niedosyt. W miarę słuchania wyłapywałem tendencję do podkreślania wyższej części pasma średniotonowego. Ten efekt przysłużył się osiągnięciu znacznej przejrzystości, ale odbyło się to kosztem miękkości oraz muzykalności. Na niektórych LP’s, szczególnie z dużą ilością gitarowych riffów, było już ciut za ostro. Przyjemniej wypadały nagrania z klasyką, zwłaszcza kameralną i fortepianową. Powiększanie składów instrumentalnych pokazywało, że Leonardo nie do końca radzi sobie z klarownością góry pasma. Została ona odfiltrowana z subtelnych wybrzmień i smaczków mikrodynamicznych. Tak potrafią się zachować niektóre ciężkie napędy, a przy masie blisko 20 kg do takich zaliczam Transrotora. Przypisuję to także zastosowaniu przetwornika typu MM, bo w dalszej części testu okazało się, że Leonardo potrafi zagrać lepiej.
Stereofonię oceniam na mocną czwórkę. Nie powiększała wolumenu instrumentów oraz nie atakowała słuchacza nadmierną bliskością. Podobnie makrodynamika – trudno mówić o jej stłumieniu czy leniwości, podobnie jak o szczególnym wigorze. Kontrola niskich tonów była poprawna. Bas się nie wzbudzał się ani nie dudnił nawet w niedoskonałych pod tym względem nagraniach. Jednak za mocne uderzenie i zdecydowany atak nie mogę Leonarda pochwalić. Gdzieś magazynuje energię wkładaną przez artystów w wykonywaną przez nich muzykę.
Przetwornik MC Denon DL-103R, mimo prostszego (teoretycznie, bo kto z nas wie, co oznacza „specjalny Transrotor”?) szlifu igły ratował honor źródła. Więcej zdecydowania w dynamice, pewniejsze oparcie w rytmie, lepsze wypełnienie brzmienia, bogatsze harmoniczne, głębsza scena z ciemniejszym tłem. Tu już można wyliczać audiofilskie parametry i na ich liście zaznaczać dobre wykonanie. Tyle że znając możliwości brzmieniowe innych Transrotorów, ciągle nie byłem w pełni usatysfakcjonowany. Przewertowałem ponownie cennik i wyszło mi, że sięgając nieznacznie głębiej do kieszeni, można kupić modele ZET3 i FatBob, które według mnie grają dojrzalej.

Reklama

Podsumowanie
Wydaje mi się, że Transrotor Leonardo jest kierowany do odbiorców, przywiązujących dużą wagę do walorów pozabrzmieniowych. Chociaż znam lepiej grające gramofony w tym zakresie cenowym, to trudno mi wskazać tak wyrafinowane wzorniczo.

42-47 02 2012 T

Autor: Paweł Gołębiewski
Źródło: HFiM 2/2012

Pobierz ten artykuł jako PDF