HFM

Świeża krew

I okl Hifi 10 14

Numer 200. nastroił mnie sentymentalnie. Najpierw przez robotę, która przypominała pisanie książki telefonicznej.

 

A skoro mało przy niej myślenia, to można myśleć o czymś innym. Potem przez kolejną czynność, czyli zbieranie reklam, a na koniec informację, która padła mimochodem, bez wielkich emocji, ale z pewnością je wywoła.  Wspomniana „książka” to oczywiście pełny ranking przetestowanych urządzeń. Zdecydowaliśmy się opublikować tabelki, bo chyba nie ma lepszego podsumowania blisko 20 lat pracy. Tym bardziej, że zestawienie było przewodnikiem po rynku, a z jego drukowania zrezygnowaliśmy z prozaicznych powodów. Stron przybywało, papier drożał, a mimo deklaracji różnych instytucji statystycznych, społeczeństwo wcale się nie bogaciło. Owszem, następowała polaryzacja, ale do dziś nie pojawiła się tak oczekiwana klasa średnia, mająca być lokomotywą gospodarki. Wymusiło to na nas skierowanie uwagi na droższe urządzenia, bo pisanie o kinie domowym za 1500 zł jakoś nie wydaje nam się twórcze. Poza tym nasze doświadczenia wskazują, że prawie nikogo to już nie interesuje. Choćby w ankiecie internetowej przecząco odpowiedziało 99 % pytanych, będzie inaczej, gdy przyjdzie do wyciągnięcia 12 złotych z portfela i zakupienia czasopisma z takimi „gratami”. W miarę uzupełniania tabelek stawało się jasne, jakimi urządzeniami  interesowali się nasi Czytelnicy w roku 1995, 2000, 2005, 2010 i dzisiaj.

Widać też było, co oferowali producenci i jak rosła świadomość klientów. Ich edukacja, doświadczenie i osłuchanie. Owszem, w latach 90. popyt na hi-fi był największy, ale wynikało to z prostej przyczyny – ludzie nie mieli nic; co najwyżej PRL-owskie zabytki, które prosiły się o wymianę. Stąd największym zainteresowaniem cieszyły się komponenty do 2000 zł i kto miał w ofercie hit, taki jak TDL RTL3, Tannoy M1, CA A500/D500, Creek 4330, Avance Omega 503, ten kosił, jak ponury żniwiarz. Po kilku latach segment ten powoli się nasycił i zaczęły się pierwsze wymiany. Rodził się też rynek wtórny, po którym nasz ranking także jest świetnym przewodnikiem. Przyszła pora na Sphinksy, Coplandy i Denseny… Kilka lat później zainteresowanie przenosi się na jeszcze wyższy poziom. Hitami są Audio Physic Tempo VI, integra McIntosha, odtwarzacz Naima. Zaczyna się też kino domowe. Importerzy łapią drugi oddech, bo na rynek trafia tak zwana „świeża krew”. Ludzie znów zaczęli się wyposażać, ale na innej zasadzie. Kino było traktowane jak AGD, a w myśl ludowej mądrości, zgodnie z którą „elektronika tanieje”, oczekiwali coraz tańszych, a jednocześnie bardziej zaawansowanych rozwiązań. Producenci sobie poradzili, wkładając do amplitunerów kolejne scalaki, a odchudzając zasilacze.

I tak sprzęt stawał się coraz tańszy, a przy okazji gorszy i bardziej awaryjny. Okazało się, że rynek masowy nie jest już taki sympatyczny i stabilny. Marże topnieją i trudno sensownie obsłużyć klienta. To już lepiej zdać się na półki w supermarketach. A te, jak wiadomo, wydoją dostawcę do sucha. Owszem, w kinie domowym jest postęp i powstają bardzo dobre urządzenia, ale to wysoka półka. Tymczasem jedynie niewielki odsetek użytkowników odczuwa potrzebę poprawy jakości poprzez wymianę komponentów na lepsze.  Zwykle klient, który kupuje drogi system AV, jest po prostu zamożny i chce mieć od początku coś ekstra. Inna sprawa, że często kiedy się dowiaduje, że amplituner Arcama kosztuje 20 tysięcy, a to dopiero początek drogi, entuzjazm maleje. Tym bardziej, że sprzęt to ostatni etap wyposażenia domu, a po drodze pieniądze rozeszły się na marmur w kuchni i wannę z masażem w łazience. Jednak wspomnienie „świeżej krwi” nadal mocno działa na wyobraźnię importerów i zaczynają jej poszukiwać w nowych, nierzadko idiotycznych obszarach. Owszem, rynek plików jest obiecujący, przenośnych samograjów też, okołokomputerowych zabawek – a jakże. Ale to klient przyzwyczajony do wydawania stówek, a nie tysięcy. Poza tym produkcja masowa ogranicza udział małego importera w tym torcie. Masę drobnicy, czy się to komuś podoba, czy nie, zgarną koncerny, a drogie sieciowe zabawki będą się sprzedawać opornie, bo klient jest konserwatywny. Dlaczego? Bo wyedukowany.  Trudno sobie wyobrazić, by ktoś wydał 10-20 średnich krajowych bez wcześniejszej orientacji w temacie.

A tu trafia do specjalistycznych mediów i… znajomych, którzy je czytają. Z audiofilów już mało kto się śmieje. Nie wypada, bo to piękne hobby, a poza tym – ich sprawa, na co wydają pieniądze. Kiedy więc zapada decyzja, że kupujemy sprzęt, warto się kogoś poradzić. A przecież nie sprzedawcy, bo wciśnie to, na czym ma największą marżę albo od czego dostaje premię. To może „tego wariata Pawła, co wydał na kolumny 20 tysięcy, chociaż groszem nie śmierdzi”? Zna się na pewno. Każdy z Was przeżył ten moment, kiedy „przyszła koza do woza”. I każdy znajomych ma przecież więcej niż palców w kończynach. Dlatego, panowie handlowcy i producenci, nie zapominajcie, gdzie Wasze korzenie i na czym wyrośliście. Bo nawet jeżeli klient „już ma”, to nadal może Wam przyprowadzić więcej nabywców niż baner na meczu siatkówki.  Amator na hi-fi musi być gotowy. To nie jest człowiek z ulicy, choćby na niej stały same banki i sklepy jubilerskie. A z tego, że cięgle rośnie grupa starych gwardzistów, należy się tylko cieszyć. I dbać o audiofilów, bo to są, mówiąc językiem korporacyjnym, prawdziwi liderzy marketingu. W dodatku znający się na rzeczy. W kwestii wspomnianych reklam – ich ilość w rankingu mile nas zaskoczyła, stąd też numer urósł jak na drożdżach. Ale ja nie o tym. Dziękuję tym, którzy na hasło „dzwonię, bo wydajemy 200. numer”, zareagowali życzeniami, ciepłym słowem i niedowierzaniem, że czas tak szybko leci. Zwykłą serdecznością, a czasem nawet podziękowaniem za wspólne doświadczenia. Te rozmowy trwały niekiedy nawet godzinę i dłużej, bo miło się wspominało te starsze, a czasem i nowsze czasy. Miło też sobie uświadomić, że za tak zwaną „branżą” stoją nie tylko bezosobowe firmy i ich interesy, ale też ludzie, którzy ją zbudowali przez ostatnie 20 lat. Może nie jest ich tak wielu, jak by się chciało, ale przed nami kolejnych 200 numerów.

O ile dożyjemy. Ta branża jest konserwatywna i widać to wyraźnie. Tak zwana „świeża krew” to nie są przypadkowi odbiorcy. To są ludzie, których trzeba wyedukować od nowa. A kto ma to zrobić? Odpowiem pytaniem: po co Panasonic wskrzesza Technicsa i po co… tu pora na wspomnianego newsa: Tonsil zamierza wprowadzić nowe wcielenie Altusa? Kto to kupi albo kto przekona innych, żeby zwrócić na to uwagę? 

Maciej Stryjecki

Pobierz ten artykuł jako PDF