HFM

artykulylista3

 

Philips iLab – centrum innowacji w Leuven

08-13 05 2013 01Na początku lutego biuro prasowe Philipsa rozesłało do dziennikarzy i agencji prasowych oficjalny komunikat o sprzedaży działu audio japońskiej firmie Funai. Mimo że obaj producenci współpracowali od 25 lat, komunikat o sprzedaży najbardziej tradycyjnego segmentu działalności koncernu wywołał w branży liczne spekulacje.

Najbardziej kasandryczne wizje zakładały przeniesienie całej aktywności do Azji, rezygnację z działalności badawczo-rozwojowej i rabunkową eksploatację istniejących rozwiązań z pominięciem reżimu technologicznego i po jak najniższych kosztach. Funai zapłacił za oddział Philipsa 150 milionów dolarów, którą to kwotę miał odzyskiwać, firmując szanowaną marką produkty bardzo niskiej jakości. Optymiści, których było znacznie mniej, sugerowali, że nie będzie tak źle. Wygląda na to, że mieli rację.


W kwietniu nadarzyła się okazja, by na własne oczy zapoznać się z działalnością belgijskiego przyczółka Philipsa i porozmawiać z pracującymi tam ludźmi. Philips Polska zorganizował wyjazd grupy dziennikarzy do miasteczka Leuven, oddalonego o 30 km od Brukseli, w którym mieści się centrum badawczo-rozwojowe iLab. Skonfundowani niedawną wiadomością o przejęciu części firmy, nie do końca wiedzieliśmy, czego się spodziewać. Na szczęście wątpliwości dotyczące celu wycieczki szybko zostały rozwiane.
Hugh Cautley – dyrektor ds. rozwoju biznesu Philips Consumer Lifestyle zapewnił, że nie ma drugiego dna, a celem naszej wizyty jest przybliżenie procesu prac nad nowymi produktami. Zanim jednak do tego przejdziemy, kilka liczb i faktów.

Umowa
Struktura Philips Lifestyle Entertainment liczy obecnie 2000 osób, z czego około 700 jest zatrudnionych w Europie. Reszta – głównie w Azji (Szenzen w Chinach, Hongkong i Singapur), a także w Ameryce Południowej, Rosji, na Bliskim Wschodzie i w Indiach. W Chinach zlokalizowano dział produktów audio, w Singapurze – kina domowego, a w Hongkongu – słuchawek. Tam też mieści się centrala. Wyraźnie widać, że w działalności firmy europejskie korzenie nie są lekceważone, ale centrum działalności staje się Azja. Faktyczny zwrot w stronę tego kontynentu nastąpił wcześniej. Transakcja z Funai tylko go potwierdziła.
Za 150 mln USD Japończycy nabyli prawo do dysponowania znakiem towarowym Philipsa, a także pełną strukturę firmy, katalog produktów AV oraz – jakkolwiek niezręcznie by to nie brzmiało – pracowników. Przez pięć lat Funai będzie mogło oznaczać produkty logiem „Philips” albo „Funai” według własnego uznania. Przewidziano opcję przedłużenia o kolejne pięć. Jako ciekawostkę można dodać, że koncern Philipsa czerpie ogromne dochody ze sprzedaży licencji.

Wartość sprzedaży wszystkich towarów oznaczanych jego logiem sięga rocznie… 6 miliardów euro!
iLab zostanie przekształcony w spółkę zależną, kontrolowaną w całości przez Funai Electric. Podobnym transformacjom zostaną poddane wszystkie objęte umową oddziały na całym świecie. Będą podlegać centrali w Hongkongu, ta zaś znajdzie się pod bezpośrednią kontrolą Funai.
Zmianie ulegnie nazewnictwo oddziałów działających w poszczególnych krajach, na wzór Philips Belgium czy Philips UK. Pojawi się nowa nazwa, ale na pewno nie będzie to Funai. Kiedy wizytowaliśmy iLab, była mowa o czterech propozycjach, ale żadne konkrety nie padły. Osobiście obstawiam Fidelio, jako opcję najbardziej oczywistą, ale to tylko zgadywanka. Dla konsumentów i tak nie będzie to miało znaczenia, ponieważ chodzi wyłącznie o kwestie formalno-prawne.
Hugh Cautley wskazywał zalety połączenia obu firm, których działalność wzajemnie się uzupełnia. Funai zajmuje się telewizorami i sprzętem wideo. Ma dobrze rozwiniętą strukturę sprzedaży dla profesjonalistów (B2B – business to business) i wypracował sobie mocną pozycję w Japonii i USA. Z kolei Philips sprawnie się porusza na rynku detalicznym, w modelu B2C (business to consumer), pewnie się czuje w produktach związanych z dźwiękiem i aplikacjami mobilnymi; jest silny w Europie, Azji oraz reszcie świata. Obie firmy wydają się dla siebie stworzone i mogą wzajemnie wzmacniać swoją pozycję w słabiej obsadzonych obszarach. Dwudziestopięcioletnia współpraca to potwierdza.

 

08-13 05 2013 02     08-13 05 2013 03     08-13 05 2013 04

iLab
W Leuven mieści się centrum innowacji iLab. Pracuje się tu zarówno nad konwencjonalnymi urządzeniami hi-fi (ze szczególnym naciskiem na markę Fidelio), jak i aplikacjami na smartfony i zupełnie nowymi pomysłami. W orbicie zainteresowań europejskiego zespołu znajduje się wszystko, co związane z dźwiękiem – słuchawki, głośniki, soundbary, miniwieże i zestawy AV. Zadanie jest zdefiniowane jasno – opracowywać jak najlepiej brzmiące produkty. Księgowi i projektanci wzornictwa wkraczają do akcji później i określają, ile z pierwotnych założeń da się wcielić w życie, ale pomysły wychodzą z Leuven. iLab ma status centrum kreatywnego i laboratorium badawczego. To tutaj powstają prototypy, które po przejściu procedur pomiarowych i odsłuchowych są wysyłane do dalszych konsultacji. Na ich podstawie wprowadza się usprawnienia i znów wysyła do oceny. Kiedy cykl dobiegnie końca, produkt jest gotowy i może trafić do sprzedaży.
I teraz mała zagadka. Ilu inżynierów zatrudnia kreatywne centrum Philipsa? Czterystu? Dwustu? Może stu pięćdziesięciu? Prawidłowa odpowiedź brzmi – dwudziestu jeden, z dyrektorem: dwudziestu dwóch. Ten elitarny zespół ma istotny wpływ na działalność całej firmy oraz na to, czego będą słuchali ludzie na całym świecie.
Dwudziestu dwóch ludzi w Leuven zajmuje zaskakująco dużą powierzchnię. Biura są rozmieszczone na planie kwadratu, na dwóch poziomach. Wkrótce ma się to zmienić. Część budynku nie jest używana, a niektóre pomieszczenia – nie w pełni wykorzystane. Rozważane jest wynajęcie części budynku innej firmie. Taki ruch pomoże ograniczyć koszty. W czasach przekształceń lepiej nie kusić losu.
W Leuven panuje swobodna atmosfera; nie wyczuwa się zadęcia ani korporacyjnej sztuczności. Projektanci to bez wyjątku młodzi ludzie, zaangażowani w pracę nie na pokaz, ale dlatego, że rzeczywiście podoba im się to, co robią. Zależy im na dźwięku, więc od czasu do czasu pozwalają sobie na kąśliwe uwagi pod adresem projektantów wzornictwa, których zalecenia na dalszych etapach przygotowań muszą brać pod uwagę. Zdają sobie sprawę, że pewnych ograniczeń nie przeskoczą i tym bardziej starają się optymalnie wykorzystać środki, którymi dysponują. Działająca na skalę masową korporacja nie może przecież wyskoczyć z kolumnami za 100 tysięcy, bo nikt ich nie kupi. Co najwyżej wyszedłby z tego „miś” – to nasze, przez nas wykonane i to nie jest nasze ostatnie słowo – ale rachunek ekonomiczny na pewno by się nie zgadzał. W Philipsie nie projektują „misiów”, chociaż młodzi projektanci między wierszami dają do zrozumienia, że chcieliby zaszaleć. Na razie jednak twardo stąpają po ziemi i koncentrują się na produktach, które mają szansę zdobyć popularność i przynieść oczekiwane zyski.
Z uznaniem wypowiadają się o znanych markach audiofilskich. Jeden z projektantów kolumn – Benoit Burette – kilka razy odnosił się do Bowersów; zestawów tej marki używa w domu. Jako punkt odniesienia w dziedzinie wzornictwa i jakości wykonania wymieniany był Bang Olufsen, a projektant słuchawek nawiązał do oferty Sennheisera. W żadnej wypowiedzi nie czuło się choćby śladu przeświadczenia o własnej nieomylności ani zamknięcia na dokonania konkurencji. Był za to młodzieńczy entuzjazm, trochę pokory wobec dokonań specjalistów, a przede wszystkim – chęć dostarczenia jak najlepiej grających i funkcjonalnych urządzeń w przystępnej cenie.
Atmosfera w iLabie mile mnie zaskoczyła. Zdecydowanie bliżej jej do audiofilskiej manufaktury niż korporacyjnej machiny. Inżynierowie przejmują się swoją pracą nie dlatego, żeby przypodobać się szefowi, ale dlatego, że zależy im na dźwięku. Wykorzystują zarówno pomiary, jak i odsłuchy. Te ostatnie są traktowane ze śmiertelną powagą, a procedury nie powstydziłaby się niejedna audiofilska firma z tradycjami.

08-13 05 2013 05     08-13 05 2013 06

Golden Ear Training
Philips opracował wewnętrzny program szkoleniowy, mający zobiektywizować metodę przekazywania obserwacji z odsłuchu i uczynić je użytecznymi w czasie strojenia urządzeń. Jako że produkty mają się sprzedawać na całym świecie, próby odsłuchowe prowadzi się w Belgii i wśród zaprzyjaźnionych słuchaczy w Europie, jak również w oddziałach azjatyckich. Program dopuszcza uwzględnienie opinii ludzi spoza firmy, ale tylko jeżeli wcześniej przeszli oni pozytywnie procedurę testową.
System kwalifikacji Golden Ear Training składa się z pięciu poziomów trudności. Badane są wrażliwość na podbicie/osłabienie częstotliwości (im wyższy poziom, tym większa segmentacja pasma), zdolność wychwycenia i określenia stopnia kompresji stratnej czy wrażliwość na zmianę fazy sygnału. Pierwszy poziom jest podstawowy i można go zaliczyć z marszu. Wyżej są brązowy, srebrny i złoty. Zdanie egzaminu na ten ostatni kwalifikuje do grona ekspertów i pozwala brać udział w płatnych konsultacjach. W Leuven egzamin na poziom złoty zdało aż 10 osób (blisko połowa zatrudnionych); w oddziałach azjatyckich – 47, więc można przyjąć, że po kilku tygodniach intensywnego treningu zakres materiału da się opanować. Najwyżej jest poziom platynowy, ale tutaj skala trudności rośnie dramatycznie. Stopień komplikacji jest tak duży, że wyłapanie i opisanie różnic w brzmieniu kabli zasilających to przy tym bułka z masłem. W iLabie do „platyny” nawet nie podchodzą, traktując ją trochę jako sztukę dla sztuki. Azjaci ponoć próbują, ale – jak dotąd – bez skutku.
Test na złotouchego nie jest formą firmowego współzawodnictwa (chociaż w środowisku zdominowanym przez mężczyzn pełni i tę pożyteczną rolę), ale procedurą pozwalającą wyłaniać ludzi, których wrażliwość słuchową i opinie da się przełożyć na język praktyki. Przy konstruowaniu kolumn inną użyteczność ma stwierdzenie „osłabiony przełom góry i średnicy”, a inną – „6-decybelowa zapadłość w pobliżu 2,5 kHz”. Podobnie określenie „wypchnięta średnica” przemawia do wyobraźni, ale każdy może przez to rozumieć trochę co innego. Ekspert ze złotym certyfikatem powie: „Podbicie w okolicy 1 kHz, spore, może być powyżej 4 dB” i to już będzie informacja dla projektanta. Oczywiście prostą charakterystykę częstotliwościową można zmierzyć mikrofonem w komorze bezechowej – Philips dysponuje niewielkim pomieszczeniem tego typu – ale już umiejętność przekładu subiektywnych odczuć na powtarzalny język parametrów może się przydać. Zwłaszcza, jeżeli słuchają ludzie o różnej wrażliwości, wychowani w odmiennych kulturach. W takim przypadku zobiektywizowany warsztat odsłuchowy bazujący na dobrym przeszkoleniu pozwoli szybciej usystematyzować obserwacje i wprowadzić zmiany w oczekiwanym przez słuchaczy kierunku.

08-13 05 2013 07     08-13 05 2013 08     08-13 05 2013 09

Pokój
Testy odsłuchowe odbywają się w profesjonalnie przygotowanym pokoju o powierzchni niecałych 30 m². W rogach powstawiano dwie pułapki basowe, a na ścianach i suficie rozmieszczono ustroje rozpraszająco-pochłaniające. Na podłodze leży wykładzina. Akustyka jest bardzo przyjemna. Pomieszczenie zdecydowanie nie jest przetłumione, ale też nie nazbyt żywe. Jest ciszej niż w innych częściach budynku, ale jest to cisza kojąca i nie ma w niej nic nienaturalnego.
W iLabie stosuje się procedurę ślepych testów. Stolik ze sprzętem jest przykryty materiałem, a kolumny stoją za kotarą z tkaniny podobnej do stosowanej na maskownice. Przepuszcza ona dźwięk, ale nie pozwala zidentyfikować zestawów głośnikowych, a tym bardziej detali ich budowy. Eliminuje się w ten sposób przedustawność i obiektywizuje wyniki odsłuchów.
W pokoju znajdują się dwa rzędy krzeseł, ale punkt optymalnego odsłuchu (sweet spot) jest tylko jeden. Można sprawdzić, czy głośniki równomiernie wypełniają pomieszczenie dźwiękiem i czy może ich słuchać większa grupa ludzi. Można też przeprowadzić bardzo krytyczny odsłuch, siedząc w najlepszym miejscu. Oba typy informacji przydają się w pracy nad projektem. Ponadto bierze się pod uwagę charakterystyki promieniowania energii akustycznej i rezonanse obudowy.

08-13 05 2013 11

Słuchawki
Inaczej przebiega praca nad słuchawkami. Tutaj bardzo pomocny okazuje się skaner firmy Kippel, wykorzystujący technikę laserową. Przyrząd jest połączony z komputerem, na którego monitorze można obserwować ruch membrany i jej zachowanie w funkcji częstotliwości. Dopiero tutaj naprawdę widać, jak ważna jest tłokowa praca powierzchni drgającej i co to znaczy, że membrana się łamie albo faluje, promieniując różnymi częściami daną częstotliwość w fazie i przeciwfazie. Pomiar pozwala zdiagnozować ewentualne problemy i opracować poprawioną specyfikację dla podwykonawcy. Umożliwia także sprawdzenie, czy przekazane zalecenia zostały uwzględnione. Aparatura jest bardzo kosztowna, ale chirurgicznie precyzyjna. Wiązkę lasera można skierować w dowolny punkt membrany i zebrać komplet danych o zachowaniu jej różnych fragmentów. Do pomiaru wykorzystuje się szum, z którego później można izolować wybrane częstotliwości i badać interesujące nas parametry.
W procedurze testowej wykorzystuje się też HATS – Head and Torso Simulator firmy Bruel & Kjaer – sztuczną głowę na korpusie, stosowaną do badania pola akustycznego wokół uszu i korpusu słuchacza. W przeciwieństwie do aparatu laserowego testuje się tu nie same membrany, ale zmontowane słuchawki, z kompletnymi przetwornikami umieszczonymi w obudowach. Sztuczna głowa może być również wykorzystywana do pomiarów słuchawek z mikrofonem, np. do zbadania poziomu zniekształceń czy sprawdzenia efektywności działania systemu redukującego szumy.
Za dział słuchawek odpowiada Rowen Williams i m.in. właśnie dzięki niemu nauszniki Philipsa brzmią tak, że nie powstydziłyby się ich renomowane wytwórnie. Korzystając z okazji, zagadnąłem go, czy Philips nie prowadzi również działalności jako podwykonawca OEM. W końcu na taką jakość skusiłaby się niejedna renomowana wytwórnia głośnikowa, chcąca uzupełnić katalog słuchawkami, jednak odpowiedź brzmiała „nie”. Philips sprzedaje tylko pod własną marką.
Jeżeli chodzi o współpracę z instytucjami zewnętrznymi, to przybiera ona zupełnie inny wymiar. Położone zaledwie 30 km od Brukseli Leuven jest miastem uniwersyteckim. Miejscowa ludność to 60 tys. mieszkańców, a dodatkowe 30 tys. stanowią studenci. Philips współpracuje z uczelnią, wykorzystując potencjał naukowy kadry i dostęp do studentów. Kontakty z uniwersytetem mają służyć nie tylko pracom nad nowymi produktami, ale również zainteresowaniu działalnością firmy ewentualnych przyszłych pracowników. Wyłapanie zdolnego studenta na tym etapie może w przyszłości zaowocować pozyskaniem cennego inżyniera.

Reklama

Podsumowanie
Wygląda na to, że wielkie przejęcie Philipsa przez Funai nie wpłynęło zauważalnie na działanie centrum iLab. Inżynierowie nie wydają się zestresowani, zwłaszcza że wynegocjowana z Japończykami umowa nie zakłada ani likwidacji oddziału, ani redukcji etatów. Funai nabyło po prostu prawa do używania prestiżowej marki i pozyskało elementy, których dotąd w jego biznesowej układance brakowało. Philips… no cóż, sprzedał licencję i zainkasował okrągłą sumkę, co w kryzysowych czasach jest nie do pogardzenia. Wygląda na to, że na razie wszyscy są zadowoleni i nie ma powodów do niepokoju. W iLabie nic poza logiem nad wejściem się nie zmieni. Zostaną ludzie, którzy nadal będą tworzyć głośniki, słuchawki i ułatwiające sterowanie systemem aplikacje na telefony komórkowe. Jeżeli nowy właściciel będzie umiał wykorzystać ich zapał i zaangażowanie, to o utrzymanie jakości produktów możemy być spokojni.

Autor: Jacek Kłos
Źródło: HFiM 05/2013

Pobierz ten artykuł jako PDF