HFM

HD 660S mają być jeszcze lepsze, jeszcze dokładniejsze, a przy okazji – bardziej kompatybilne od poprzednika. Pomysł Sennheisera na HD 660S jest taki, żeby – zachowując podstawowe założenia sprawdzonej przez lata konstrukcji – zbudować na jej bazie coś jeszcze lepszego, a przy okazji nie stawiającego wygórowanych wymagań towarzyszącej elektronice. HD 650 z nominalną impedancją 300 omów grały cicho ze słabymi wzmacniaczami. HD 660S są 150-omowe, dzięki czemu powinny się sprawdzać z szerszą gamą urządzeń, nie wyłączając przenośnych. Konstrukcja pozostała otwarta i wokół- uszna, ale zmianie uległy przetworniki. Nadal są dynamiczne, lecz producent zapewnia, że dzięki ręcznej selekcji rozjazd parametrów w każdej parze nie przekracza 1 dB. Drivery ulepszono pod kątem uzyskania jak najniższych zniekształceń harmonicznych, które teraz wynoszą 0,04 % (1 kHz, 100 dB). Obudowy wykonano ze stali nierdzewnej. Lekką cewkę nawinięto aluminiowym drutem. Muszle są wymienne i dopasowane do kształtu ucha. Wymienne jest także okablowanie z miedzi beztlenowej, zakończone wtykami różnych standardów. Do wyboru jest symetryczny trzy- i pięciopinowy oraz niesymetryczny duży jack 6,35 mm. W komplecie znajduje się też przejściówka na mały jack 3,5 mm. Dla uzyskania najlepszych efektów Sennheiser poleca połączenie symetryczne, a jako optymalnego partnera dla HD 660S wskazuje wzmacniacz HDV 820. Śmiało można jednak próbować innych zestawień, bo słuchawki będą poprawnie pracować z urządzeniami wielu producentów. Sennheisery ważą 260 g. Maksymalne ciśnienie akustyczne wynosi 104 dB. Pierwsza partia HD 660S powinna trafić do Polski w listopadzie.

W chwili wysyłania pisma do druku nie znaliśmy jeszcze dokładnej kalkulacji importera, ale na podstawie informacji z zagranicy można szacować, że cena w Polsce wyniesie około 2100-2300 zł. Jak na aktualne realia rynku nauszników, nie jest to kwota wygórowana.