HFM

artykulylista3

 

Enrico Caruso – Tenor niezapomniany

76-80 02 2011 01Choć żył w czasach, w których główne źródło informacji stanowiły gazety, a fonografia dopiero raczkowała, umiał przewidzieć znaczenie nagrań dla kariery artysty. Zmarł u szczytu sławy, 90 lat temu, a jednak jego płyty wciąż nie znikają z katalogów i półek sklepowych. Wciąż jest też uznawany za jednego z największych śpiewaków wszech czasów. I tak już pewnie zostanie.

Errico Caruso przyszedł na świat 25 lutego 1873 roku przy Via San Giovannello agli Ottocalli 7 w Neapolu. Ówczesnym zwyczajem już następnego dnia został ochrzczony w kościele San Giovanni e Paolo. Jego imię początkowo pisano w dialekcie neapolitańskim „Errico”, a przez rodzinę i przyjaciół chłopiec był nazywany „Eri”. Dopiero jako nastolatek Caruso zmienił je na oficjalną włoską formę – Enrico, czyli odpowiednik naszego Henryka.


Był trzecim z siedmiorga dzieci w rodzinie i jednym z trojga, które dożyły wieku dorosłego. Wśród biografów śpiewaka krąży jednak legenda, że państwo Caruso mieli znacznie więcej potomstwa. Francis Robinson i Pierre Key wspominają o 17 lub 18 dzieciach, które zmarły w niemowlęctwie. Guido D’Onofrio w swoich badaniach genealogicznych nie znalazł jednak potwierdzenia tej opowieści. Jej autorem mógł być sam Enrico, bowiem wdowa po nim, Dorothy, zawarła legendę w swoich pamiętnikach. Ponoć miał on nazywać się numerem 19., mieć 20 braci i tylko jedną siostrę.
Ojciec Enrica, Marcellino, był mechanikiem i pracował w odlewni. Nie zarabiał wiele, ale była to praca stabilna i pozwalająca utrzymać rodzinę. Naturalne było, że syn powinien iść w jego ślady, toteż w wieku lat 11 chłopiec został wysłany na naukę do niejakiego Palmieriego, który budował w Neapolu publiczne fontanny z wodą do picia. Po latach, będąc w rodzinnym mieście, Caruso lubił odnajdywać urządzenia, które pomagał instalować.
By uzupełnić wykształcenie i spełnić nie tylko ojcowskie, ale i matczyne aspiracje, młody Enrico poza nauką zawodu chodził także na lekcje kaligrafii i rysunku technicznego, prowadzone przez miejscowych księży. W tym czasie zaczął śpiewać w kościelnym chórze i szybko został zauważony jako głos wyjątkowo obiecujący. Było to wielką radością dla matki, która wróżyła synowi karierę i bardzo wspierała te dziecięce marzenia. Niestety, zmarła młodo, w 1888 roku, ale jej testament Enrico postanowił wypełnić i zamiast zostać u boku ojca, zaczął korzystać ze swego talentu. Śpiewał zarobkowo, gdzie tylko się dało. Występował na weselach i przyjęciach albo po prostu na ulicy, zbierając pieniądze do kapelusza. Większość oddawał potem na utrzymanie rodziny, ale jako 18-latek, po udanych występach we włoskiej miejscowości turystycznej, postanowił kupić sobie pierwsze nowe buty.

76-80 02 2011 02     76-80 02 2011 04

Niedługo później powołano go do wojska. Jego dowódca, kapitan artylerii, usłyszał pewnego dnia, jak młodzieniec śpiewa i, poruszony, zaprosił go na skromny poczęstunek. Później poszli razem do kawiarni, gdzie Caruso, jak zwykle, zaczął występować przed gośćmi. Wtedy kapitan miał mu powiedzieć: „Zmiataj studiować tę swoją muzykę i żebym cię więcej w koszarach nie widział!”. Tak zakończyła się wojskowa przygoda Enrica dla dobra jego oraz historii opery.
Młody śpiewak stawał się coraz bardziej popularny w rodzinnym Neapolu. Poznał trochę ludzi; zaczął brać lekcje śpiewu. Coraz rzadziej śpiewał pod chmurką, a częściej na poważnych imprezach. Jego profesjonalny debiut sceniczny miał miejsce 15 marca 1895 roku w Teatro Nuovo. Opera, w której wystąpił, to dziś zupełnie zapomniane dzieło kompozytora-amatora Domenico Morellego – „L’Amico Francesco”. Występ był tak udany, że od razu pojawiły się propozycje angaży z innych teatrów we Włoszech. Od dyrygenta i nauczyciela śpiewu, Vincenco Lombardiego, otrzymał natomiast Caruso kilka cennych rad, które pomogły rozjaśnić i umocnić jego rejestr głosowy oraz wygładzić niedoskonałości stylu. Lombardi musiał mieć niezwykłą umiejętność znajdowania wielkich talentów, bowiem przez jego klasę przewinęło się jeszcze trzech śpiewaków, których po latach Caruso spotkał na deskach Metropolitan Opera – barytony Antonio Scotti i Pasquale Amato oraz tenor Fernando De Lucia.
Mimo rosnącej popularności i kolejnych występów Caruso w pierwszych latach kariery nie mógł się cieszyć idącymi za tym pieniędzmi. Jedna z pierwszych oficjalnych fotografii, zrobionych na Sycylii w 1896 roku, przedstawia śpiewaka ubranego w narzutę z łóżka, udrapowaną na kształt togi, bowiem jego jedyna koszula była akurat w pralni. W tym czasie miał też miejsce incydent, który boleśnie uraził ambicję debiutanta. W czasie jednego z przedstawień w Neapolu część publiczności wybuczała go, bowiem zawczasu nie opłacił klakierów. Po tym zdarzeniu Caruso poprzysiągł sobie, że już nigdy w rodzinnym mieście nie wystąpi, a odwiedzać je będzie „wyłącznie, by zjeść spaghetti”. Słowa dotrzymał.
Występował w coraz bardziej prestiżowych teatrach. W 1897 roku w Palermo zaśpiewał w „La Gioconda”, a rok później w Mediolanie w „Fedorze”. Występując w „Cyganerii”, poznał młodą gwiazdę Adę Giachetti, a ich sceniczny płomienny romans przeniósł się na życie prywatne. Ada zostawiła swego męża i wkrótce stała się matką dwóch synów śpiewaka.
Tymczasem nadchodziły kolejne propozycje i repertuar Caruso stale się powiększał. Doszły do niego partie w „Traviacie”, „Łucji z Lamermooru” i „Manon Lescaut”. W 1900 roku wielki talent doceniła La Scala, oferując mu kontrakt i tym samym ostatecznie potwierdzając jego pozycję wschodzącej gwiazdy. Pierwsze przedstawienie Caruso na deskach słynnego teatru odbyło się 26 grudnia. Zaśpiewał Alfreda w „Cyganerii”, a na podium dyrygenckim stał sam Arturo Toscanini. Wkrótce po tym wydarzeniu przyszedł czas na pierwsze europejskie tournèe. Artysta odwiedził m.in. Monte Carlo i St. Petersburg oraz Moskwę, a w drodze do Rosji zawitał też do Warszawy.
W 1901 roku na zaproszenie Toscaniniego wziął udział w wielkiej gali, zorganizowanej po śmierci Verdiego. Wystąpił na niej w towarzystwie największych śpiewaków tamtych lat – Francesca Tamagno i Giuseppe Borgattiego. W 1902 podpisał swój pierwszy kontrakt nagraniowy z firmą Gramophone & Typewriter Company. W hotelowym pokoju w Mediolanie powstało wtedy 10 płyt, które stały się bestsellerami, jak na ówczesne standardy, i pomogły rozsławić nazwisko 29-letniego śpiewaka w nowych miejscach. Nie trzeba były długo czekać, by Caruso otrzymał propozycję ośmiu występów w londyńskiej Royal Opera House oraz w Covent Garden. Ich repertuar obejmował dzieła od „Aidy” Verdiego po „Don Giovanniego” Mozarta. Debiut w Covent Garden miał miejsce 14 maja 1902 roku. Caruso wystąpił w roli księcia Mantui w „Rigoletcie” Verdiego, u boku najwyżej opłacanej wówczas diwy operowej, australijskiej sopranistki Nellie Melby. W swoich pamiętnikach śpiewaczka napisała potem wiele ciepłych słów o głosie młodego Włocha, ale uznała go także za mniej wyrafinowanego muzyka i uzdolnionego interpretatora niż nasz Jan Reszke, święcący wtedy tryumfy na deskach Met.
Po sukcesie w Londynie tylko kwestią czasu pozostało, kiedy Caruso przepłynie Atlantyk, by spróbować sił na amerykańskiej ziemi. Na kontrakt nie musiał długo czekać i w 1903 roku, dzięki staraniom swego impresario, Pasquale Simonellego, mógł już pakować walizki. Celem była, rzecz jasna, Metropolitan Opera, gdzie zaśpiewał po raz pierwszy 23 listopada w premierowym wystawieniu „Rigoletta”. Jego partnerką w roli Gildy była Marcelina Sembrich - Kochańska.
Kilka miesięcy po tym przedstawieniu Caruso podpisał niezwykle ważny, dożywotni kontrakt z Victor Talking-Machine Company. Od tej chwili jego kariera sceniczna była nierozłącznie związana z kolejnymi płytami, ukazującymi się w Ameryce i Europie. Pomiędzy tymi kontynentami artysta poruszał się bardzo często. W 1904 roku kupił wiejski dom niedaleko Florencji, który stał się jego azylem i miejscem ucieczki od stresu publicznych występów. W Nowym Jorku upodobał sobie natomiast apartament w hotelu Knickerbrocker, wzniesionym w 1906 roku na rogu Broadwayu i 42 ulicy. Stamtąd wyruszał nie tylko do Met, lecz również w dalsze podróże koncertowe po amerykańskich i kanadyjskich miastach. Dużo jeździł też po starym kontynencie. W latach 1904-1097 oraz 1913-14 występował regularnie w Covent Garden. Odwiedzał też Francję, Belgię, Monaco, Austrię, Niemcy i Węgry. W 1909 roku Nellie Melba zaproponowała mu wspólne torunée po Australii, ale odmówił, tłumacząc decyzję zbyt długim czasem podróży.
W kwietniu 1906 roku grupa śpiewaków z Metropolitan Opera, w której znalazł się Caruso, wyjechała do San Francisco, by dać serię przedstawień w tamtejszej operze. Po udanej „Carmen” Bizeta, artysta poszedł spać w swoim pokoju w Palace Hotel. Bladym świtem następnego dnia obudziła go seria silnych wstrząsów, które jak się potem okazało, niemal zrównały miasto z ziemią. Hotel jakimś cudem ocalał, a śpiewak miał się ponoć zachować niezwykle bohatersko, chodząc po korytarzach z pieśnią na ustach i w ten sposób uspokajając spanikowanych gości. Met w trzęsieniu straciła wszystkie przywiezione z sobą dekoracje i kostiumy, ale na szczęście żaden z artystów nie ucierpiał. Po wielu próbach, mając za bagaż jedynie fotografię Roosevelta z odręczną dedykacją, Caruso jakoś zdołał się wydostać ze zrujnowanego miasta, ale zapowiedział, że już nigdy tam nie wróci.
Rok 1906 był wyjątkowo pechowy. W listopadzie artysta został oskarżony o czyn rzekomo popełniony przez niego w małpiarni nowojorskiego zoo. Policja postawiła mu zarzut uszczypnięcia w siedzenie pewnej zamężnej niewiasty. Śpiewak bronił się, że karygodnego występku dopuściła się jedna z małp, mimo to uznano go winnym i skazano na karę 10 dolarów. Incydent odbił się szerokim echem w miejscowej prasie i początkowo mocno zbulwersował członków socjety. Artystom wielkiego formatu można jednak wybaczyć wiele błędów i sprawa szybko została zapomniana, a bilety na przedstawienia z Caruso sprzedawały się jak zwykle na pniu. Był ulubieńcem publiczności, a szczególną miłością cieszył się wśród włoskich emigrantów, których w owym czasie było w Nowym Jorku aż pół miliona.
W 1916 roku Caruso dołożył do swego repertuaru role bohaterów heroicznych – Samsona, Jana z Lejdy i Eleazara oraz zaczął planować występ w roli Otella – najbardziej wymagającej ze wszystkich ról napisanych przez Verdiego. W następnym roku odbył podróże do Argentyny, Urugwaju i Brazylii, a w 1918 odwiedził Meksyk. Gdy Stany Zjednoczone przystąpiły do I wojny światowej, Caruso włączył się w działalność charytatywną, dając wiele darmowych koncertów lub zbierając fundusze na pomoc dla weteranów. Osobiście także przekazywał na ten cel spore sumy z zysków inwestycyjnych.
W tym czasie śpiewak był już człowiekiem bardzo bogatym. Jego roczny dochód w 1918 roku wynosił 158000 dolarów. Dwa lata później za jeden tylko koncert w Hawanie zainkasował bajońską kwotę 10000 dolarów. Przekładając to na dzisiejsze realia, sumy te należy pomnożyć mniej więcej przez 33.

76-80 02 2011 05     76-80 02 2011 06

Pod koniec wojny Caruso poznał 25-letnią Dorothy Park Benjamin, córkę bogatego nowojorskiego prawnika patentowego. W tym czasie rozpadł się też jego związek z Adą Giachetti, a kolejne pozwy o odszkodowanie ze strony byłej żony zostały przez sądy odrzucone. Śpiewak miał więc wolną drogę do nowego małżeństwa. I choć ojciec panny młodej był związkowi przeciwny, para pobrała się 20 sierpnia 1918. Rok później urodziła im się córka – Gloria Caruso. Dorothy przeżyła męża i napisała o nim dwie książki, zawierające m.in. obszerne fragmenty ich korespondencji. Zmarła w 1955 roku.
Będąc u szczytu sławy, Enrico lubił korzystać ze swoich wpływów, pozycji i pieniędzy. Słynął z ubierania się u najdroższych krawców, brał gorącą kąpiel dwa razy dziennie, jadał najlepsze włoskie jedzenie i pił najprzedniejszy alkohol. Jak każdy artysta, miał też swoje dziwactwa i był bardzo przesądny. Często nosił naszyjnik z suszonych sardeli, który miał mu pomóc pozostać w dobrym zdrowiu. Odmawiał podróży w niektóre dni tygodnia bez konsultacji z prywatnym astrologiem, jadł dużo czosnku i zażywał różne mikstury w zamyśle pomagające na struny głosowe. Przed występem miał w zwyczaju wypić sporą szklankę dobrej whisky. W wolnych chwilach chętnie grywał w karty oraz bawił się rysując karykatury przyjaciół. Miał też naturę kolekcjonera. Zbierał rzadkie znaczki pocztowe, monety, zegarki oraz zabytkowe tabakierki. Ponad wszystko kochał jednak mocne egipskie papierosy. Ten zwyczaj w połączeniu z brakiem ruchu i stresującym trybem życia doprowadził do stopniowego pogorszenia się stanu zdrowia artysty, mimo jego stosunkowo młodego wieku.
16 września 1920 Caruso przyjechał do kościoła Św. Trójcy w Camden, gdzie dla macierzystej wytwórni Victor nagrał w ciągu kolejnych trzech dni kilka płyt. Znalazły się na nich m.in. „Domine Deus” i „Crucifixus” z „Małej mszy uroczystej” Rossiniego. Jak się potem okazało, były to ostatnie nagrania wielkiego tenora. W czasie długiej podróży koncertowej po USA, pod koniec 1920 roku, szybko zapadł na zdrowiu. Kilka razy przeszedł w tym czasie zapalenie oskrzeli. Przed Bożym Narodzeniem pojawił się ból z lewej strony klatki piersiowej oraz trudności w oddychaniu. Jego osobisty lekarz, który do tej pory musiał leczyć śpiewaka co najwyżej z migrenowych bólów głowy, zlekceważył objawy, uznając je za nerwobóle. Orzekł, że artysta może pozostać na scenie, choć ten ledwie chodził i śpiewał z wyraźnym trudem. 11 grudnia w czasie przedstawienia „Eliksiru miłosnego” w nowojorskiej akademii muzycznej Caruso dostał ataku kaszlu połączonego z krwiopluciem i spektakl musiano przerwać po pierwszym akcie. Po tym zdarzeniu tenor zaśpiewał jeszcze tylko kilka przedstawień, a ostatni raz pojawił się na scenie Met 25 grudnia jako Eleazar w operze Halevy’ego.
Po nowym roku postawiono niezbyt optymistyczną diagnozę – ropne zapalenie opłucnej. Seria bolesnych zabiegów chirurgicznych miała pomóc w odsączeniu płynu z wnętrza klatki piersiowej, ale przyczyniła się też do powstania dodatkowych zakażeń. Caruso zdecydował się na powrót do rodzinnego Neapolu, gdzie poddał się najpoważniejszej operacji, w trakcie której usunięto mu fragment jednego z żeber. Jak po latach wspominała jego żona, artysta zaczynał powoli dochodzić do siebie, ale niepotrzebnie dał się zbadać jakiemuś lokalnemu medykowi, który nie przestrzegał zasad higieny i po jego wizycie stan pacjenta ponownie się pogorszył. Dwaj wybitni włoscy doktorzy – bracia Bastianelli, prowadzący klinikę w Rzymie, polecili w tej sytuacji usunięcie lewej nerki. W drodze do nich Caruso zatrzymał się na noc w hotelu Vesuvio pod Neapolem, gdzie jego stan dramatycznie się pogorszył. Żeby zasnąć, śpiewak otrzymał zastrzyk morfiny. Następnego ranka, 2 sierpnia 1921 roku, około godziny 9.00 Enrico Caruso zmarł. Przyczyną śmierci 48-letniego śpiewaka było zapalenie otrzewnej powstałe w wyniku pęknięcia ropnia w opłucnej. W pogrzebie wzięły udział tysiące ludzi. Na polecenie króla specjalnie na tę okoliczność otwarto jego prywatny kościół San Francesco di Paola. Zabalsamowane ciało Carusa było wystawione przez 9 lat w szklanym sarkofagu, po czym zostało pochowane w okazałym grobowcu.
Niezwykła popularność wielkiego tenora przetrwała do naszych czasów dzięki wynalazkowi, od którego wtedy jako jeden z nielicznych artystów nie uciekał – fonografii. Mimo kiepskiej jakości nagrań i siermiężnej technologii produkcji, na początku XX wieku były one czymś nowym i fascynującym. Gdy wielu znanych artystów odmawiało udziału w sesjach nagraniowych, uznając śpiewanie do blaszanej tuby za niegodne ich pozycji, Caruso swoją pierwszą płytę zrealizował już w 1902. Rok później zarejestrował kolejne. Poza realizacjami dla kilku firm gramofonowych śpiewak bez oporów zgadzał się na utrwalanie swego głosu na cieszących się jeszcze sporą popularnością cylindrach Pathe Records. Od 1 lutego 1904 roku Caruso związał się jednak na stałez Victor Talking-Machine Company i od tej pory nie eksperymentował już tak wiele. Większość z ponad 260 nagrań powstało w studiach Nowego Jorku. Czasem jednak firma wysyłała sprzęt i ekipę do kościoła w Camden w stanie New Jersey. Jego akustyka sprzyjała rejestrowaniu muzyki religijnej. Tam także odbyła się ostatnia sesja w życiu śpiewaka. Zanim to jednak nastąpiło, już w roku 1907 jedno z jego nagrań osiągnęło rekordową sprzedaż miliona egzemplarzy, i to w czasach raczkującej fonografii! Mowa o arii „Vesti la giubba”. Przyniosło to artyście milionowe zyski i przekonało kilka ówczesnych gwiazd scen operowych – Adelinę Patti, Nellie Melbę, Francesco Tamagno – do wydania własnych krążków.
Pierwsze amerykańskie nagrania tenora, podobnie jak te realizowane wcześniej w Mediolanie, odbyły się jedynie z akompaniamentem fortepianu. Rozwój sprzętu i dążenie do wzbogacania oferty sprawiły jednak, że od lutego 1906 standardem przy nagrywaniu arii stał się udział orkiestry. Etatowymi dyrygentami wytwórni Victor byli wówczas Walber B. Rogers i Joseph Pasternack. Te płyty były potem wielokrotnie remasterowane i ponownie wypuszczane na rynek na coraz nowszych nośnikach. W 1929 RCA, które wcześniej kupiło firmę Victor, wydało kilka krążków Caruso, wzmacniając oryginalny akompaniament nagranym współcześnie, co dało bardziej autentyczne i bogatsze brzmienie. W 1950 roku RCA ponownie wydało nagrania legendarnego śpiewaka, tyle że już nie na twardym szelaku, ale miękkim i lepiej brzmiącym winylu.
Potem przyszedł czas na płyty długogrające i kolejną próbę poprawienia jakości brzmienia poprzez elektroniczną obróbkę dźwięku. W końcu w roku 1990, a potem w 2004 głos tenora trafił na CD. Poza RCA jego nagrania pojawiły się w katalogach wytwórni Pearl i Naxos. Ta ostatnia wydała 12-płytowy box, zawierający kompletną dyskografię śpiewaka w elektronicznie oczyszczonej wersji przygotowanej przez wybitnego inżyniera dźwięku – Warda Marstona.
Enrico Caruso to fenomen w historii opery. Artysta nie tylko obdarzony wyjątkowym głosem i charyzmą, ale także człowiek umiejący korzystać z życia i przewidywać przyszłość. Jego romans z fonografią dał mu nieśmiertelną sławę, która trwa już ponad sto lat. Kolejne pokolenia miłośników opery, tak jak ich dziadkowie z płyt gramofonowych, słuchają z zapartym tchem popisów Włocha na swoich iPodach. Jego sztuka wciąż żyje i jest równie urzekająca, jak w czasach, gdy porywał publiczność na scenie Metropolitan Opera. Nie sposób sobie wyobrazić, by nagrania Caruso znikły z katalogów. Stały się integralnym elementem muzycznej kultury. Tak jak on sam.

Autor: Maciej Łukasz Gołębiowski
Źródło: HFiM 02/2011

Pobierz ten artykuł jako PDF