HFM

artykulylista3

 

Rozpusta bez rozkoszy

7173052017 001

Kompozytorzy oper i ich libreciści najczęściej szukają inspiracji w mitologii („Elektra” Straussa), Biblii („Mojżesz i Aron” Schoenberga), klasyce literatury („Eugeniusz Oniegin” Czajkowskiego), wydarzeniach historycznych („Andrea Chénier” Giordana), a nawet w bieżącej polityce („Nixon w Chinach” Adamsa). „Żywot rozpustnika” Igora Strawińskiego (1882-1971) wziął początek z malarstwa. W maju 1947 w Chicago kompozytor obejrzał wystawę dzieł angielskiego artysty Williama Hogartha (1697-1764) i dostrzegł w nich potencjał operowy.



 
Obrazy, które przemówiły
Chodziło o „Żywot rozpustnika’, cykl ośmiu obrazów olejnych, według których sam Hogarth sporządził miedzioryty, a odbijane z nich grafiki – sprzedawał. Cieszyły się one wielką popularnością; oprawione – mogły zdobić salon, a przy okazji miały wartość moralizatorską. Osiemnastowieczny odbiorca traktował ten ciąg obrazków tak, jak dwieście lat później odbierano komiks, ale komiks Hogartha niósł przesłanie, które zatwierdziłby każdy surowy kaznodzieja. Kolejne części-tablice przedstawiają etapy dziejów upadku moralnego i rozpadu mentalnego tytułowego anonimowego lekkoducha. Są to: odziedziczenie majątku, światowe życie, orgia, aresztowanie, małżeństwo, hazard, więzienie, wariatkowo.
Reżyser Alan Parker nazwał cykl Hogartha poprzednikiem dzisiejszego storyboardu, czyli rozrysowania scenariusza filmowego na ujęcia. Zespół rockowy Marillion w 1991 roku (już bez Fisha) nagrał piosenkę „The Rake’s Progress” o człowieku, który u innych nienawidzi cech wyhodowanych w samym sobie w rzeczywistości zapyziałego angielskiego miasteczka.

7173052017 002

Strawiński zapragnął natychmiast przekuć potencjał malarski w operowy i poszukiwał librecisty. Od wybuchu II wojny mieszkał w Hollywood. Jego sąsiad, angielski pisarz Aldous Huxley, nie podjął się operowego zadania, ale polecił mu swego krajana – poetę, który miał doświadczenie jako librecista, bowiem współpracował już z Benjaminem Brittenem. Wystan Hugh Auden (1907-73), wówczas rezydujący w Nowym Jorku, na zaproszenie Strawińskiego przybył do Hollywood. Razem wybrali się na spektakl operowy – „Cosi fan tutte” Mozarta. Na przykładzie arcydzieła gatunku opera buffa Strawiński wyjaśnił, o jaki ton narracji literackiej i muzycznej mu chodzi (linearna opowieść podzielona na arie, recytatywy, ansamble i chóry; komizm podszyty gorzką ironią).
Auden od razu przystąpił do pracy, na współautora dobierając swego partnera życiowego – Chestera Kallmana (1921-1975), amerykańskiego poetę i tłumacza. W miarę postępu prac przekazywali gotowe fragmenty kompozytorowi. Strawiński zdawał sobie sprawę, że nie zna angielskiego na tyle, aby bezbłędnie zsynchronizować rytm, akcent, intonację warstwy literackiej z przebiegiem melodii – a wszak melodię uważał za wehikuł opowieści. Od tych kwestii zatrudnił asystenta, Roberta Crafta, i był to strzał w dziesiątkę. Craft, absolwent Juilliard School of Music, od tej pory był prawą ręką Strawińskiego – redaktorem i sekretarzem, współautorem książek, a przede wszystkim – dyrygentem i propagatorem jego muzyki.
Wznoszenie gmachu muzycznego „Żywota rozpustnika” zaczęło się może nie od komina, lecz od trzeciego piętra, a ściślej – od drugiej sceny III aktu, czyli epizodu na cmentarzu, a zakończyło – na parterze, czyli na początku I aktu. Trzy i pół roku nad partyturą, od jesieni 1947 do wiosny 1951. Premiera odbyła się w teatrze La Fenice w Wenecji we wrześniu 1951, z Elizabeth Schwarzkopf w roli Anny Trulove i Robertem Rounseville’em jako Tomem. Pierwszym spektaklem dyrygował sam Strawiński. Dwie dekady później kompozytor zmarł w Nowym Jorku, lecz, zgodnie ze swoją wolą, został pochowany w Wenecji, na wyspie San Michele.

7173052017 002

Klasyczny bilans operowy
Auden i Kallman potraktowali wizję Hogartha jako luźną osnowę do utkania wielobarwnej tkaniny o rozmaitych splotach i fakturach. Tytułowy rozpustnik („Rake”), a więc Tom Rakewell, z wzajemnością kocha Annę Trulove, lecz ojciec dziewczyny wolałby majętnego kandydata. Tom oczywiście chciałby być bogaty, ale nie lubi ciężko pracować. Rozwiązaniem jego problemów jest… spadek po nieznajomym krewnym. Cudowną wiadomość o dużych pieniądzach przynosi Nick Shadow („Cień”) i zabiera mieszkańca malowniczej angielskiej wsi do pełnego pokus Londynu. Ów czarny charakter staje się asystentem i zarazem mentorem, pełnomocnikiem i kompanem Toma. Przekonuje młodzieńca, że można, a nawet trzeba się ożenić dla pieniędzy, oszukiwać, pić i chędożyć bez ograniczeń. W hulaszczym życiu Toma nie ma miejsca dla poczciwej Anny. Kiedy Nick Shadow domaga się duszy Toma jako zapłaty za diabelskie usługi, chłopak wygrywa z nim grę o życie, ale Shadow odbiera mu rozum. Rakewell ląduje w szpitalu wariatów. Wydaje mu się, że jest mitycznym Adonisem. Odwiedzającą go Annę uważa za Wenus. Dziewczyna żegna się z nim i wraca do ojca. Zrozpaczony Tom umiera. Opowieść jest spuentowana morałem: diabeł zawsze znajdzie zajęcie dla lenia.

7173052017 002

Muzykolog Dorota Bywalec opublikowała studium „«Doktor Faustus» versus «Żywot rozpustnika». Wybrane zagadnienia z filozofii nowej muzyki na podstawie opery Igora Strawińskiego, powieści Tomasza Manna i rozprawy Theodora Wiesengrund-Adorna” (2004). W tej ciekawej pracy Bywalec pokazuje, że libretto dzieła Strawińskiego jest inspirowane nie tylko przez cykl Hogartha czy losy kolejnego słynnego świntuszka – Mozartowskiego Don Giovanniego – lecz także przez inne utwory literackie i muzyczne, co ma konsekwencje dla kształtu muzycznego i znaczenia opery „Żywot rozpustnika”.
W 1947 roku – kiedy to Strawiński podjął decyzję o „uoperowieniu” obrazów Hogartha – ukazała się powieść Tomasza Manna „Doktor Faustus”. Tomasz Mann był teściem Audena. Tak – od 1935 Auden żył w białym związku małżeńskim z Eriką Mann, a z żoną i jej ojcem łączyła go szczera przyjaźń. Strawiński, żywo zainteresowany najnowszymi prądami w kulturze, musiał słyszeć o głośnej nowej powieści, a i Auden zapewne nawiązywał do niej w rozmowach. Strawiński sięgnął już wcześniej po faustowski motyw zaprzedania duszy diabłu – w baśni muzycznej „Historia żołnierza” (1918).

7173052017 002

Mann uczynił jednym z wątków ideę nowej muzyki, głoszącej wyczerpanie się możliwości systemu dur-moll i proklamującej odejście od tradycyjnych zasad i form. Pisarz nawiązał do dodekafonii – systemu propagowanego najgorliwiej przez Theodora Adorna (teoria) i Arnolda Schoenberga (praktyka). Strawiński twierdził wtedy, że system dur-moll nie uwiądł i nadal niesie prawdę estetyczną i etyczną. Co więcej, w pewnym okresie swojej biografii muzycznej opowiedział się za neoklasycyzmem, czyli twórczym wykorzystaniem cytatów i chwytów kompozytorskich poprzednich epok. „Żywot rozpustnika” był ukoronowaniem tego etapu drogi Strawińskiego. Do dodekafonii przekonał się dopiero w późniejszych latach.

7173052017 002

W „Żywocie rozpustnika” raz po raz pobrzmiewają charakterystyczne cechy muzyki Purcella, Haendla i Bacha, Mozarta, Beethovena i Verdiego; nawiązania do ludowych pieśni i kołysanek. Recytatywom złego ducha towarzyszy klawesyn. Podobnie jak dawni kompozytorzy, Strawiński przypisuje pewnym tonacjom konkretne znaczenie. W tonacji G-dur rozgrywają się sceny w świecie realnym, tonacja B-dur dominuje w scenach świata iluzji. Podsumowując koncepcję Rosjanina, Dorota Bywalec stwierdza, że „Żywot rozpustnika” to muzyka, która mówi o muzyce.
W słynnym zbiorze esejów „Opera as drama” (1956) amerykański muzykolog i krytyk Joseph Kerman wyraża zdanie, że „Wozzeck” Albana Berga i „Żywot rozpustnika” to dwie najważniejsze opery XX wieku. Podkreśla zalety tradycyjnego schematu dramaturgicznego arii i recytatywów, znakomicie wykorzystane przez Strawińskiego. Opinia Kermana miała wpływ na triumfalny marsz dzieła Strawińskiego przez światowe sceny.

7173052017 002


Rozpustnik (nie)sceniczny
Premiera polska miała miejsce w Operze Bałtyckiej w Gdańsku w 1965 roku. Była to polska wersja językowa w przekładzie Joanny Kulmowej. Reżyserował Wiktor Brégy, a dyrygował Jerzy Katlewicz. Na drugą polską inscenizację trzeba było czekać aż do roku 2010. Wtedy to Warszawska Opera Kameralna [nie wiadomo, czy ta zasłużona scena jeszcze będzie istnieć, kiedy przeczytacie te słowa] wystawiła oryginalną wersję językową w pełnej inwencji reżyserii Marka Weissa-Grzesińskiego, pod batutą Przemysława Fiugajskiego. Ostatni raz można było obejrzeć ten spektakl w marcu 2013.
Opera Strawińskiego stwarza realizatorom pole do popisu. Narracja jest wartka, zrozumiała, ciekawa. Każda scena dzieje się w innym otoczeniu, można poszaleć ze scenografią i kostiumami. Uniwersalne przesłanie sprawia, że akcję można umiejscowić np. w epoce rewolucji przemysłowej lub we współczesności. Dynamiczni, wyraziści bohaterowie to dla solistów okazja, by rozwinąć skrzydła i wokalnie, i aktorsko. Orkiestra może w jednym utworze zademonstrować wyczucie różnych stylów, udowodnić biegłość techniczną i świetnie się przy tym bawić. Bawić się (z zadumą w tle!) powinna również publiczność. Błyskotliwość, inteligencja i mądrość wpisane są po prostu w partyturę, więc komponent teatralny jest wspaniałym bonusem, lecz gdy go zabraknie, perfekcyjna konstrukcja muzyczna powinna dumnie trwać.

7173052017 002

Trudnej próbie „Żywot rozpustnika” został poddany w czasie niedawnego Wielkanocnego Festiwalu Ludwiga van Beethovena. Organizatorzy zdecydowali się na koncertowe wykonanie dzieła. To nierzadka praktyka, rozsądna w sytuacji jednorazowego występu w warunkach niescenicznych. Śpiewacy z reguły rozumieją, że w sytuacji estradowej nikt nie zabrania im gestykulacji, łagodnych ruchów ciałem (w miejscu) czy zwracania się w stronę partnera w duetach. Truizmem byłoby przypomnienie o wachlarzu środków aktorstwa „głosowego” – różnicowaniu artykulacji, dynamiki i ekspresji. Niestety, główni soliści sprawili zawód. Stojąc sztywno w pozycji zasadniczej, wykonali swe partie bez zaangażowania, nudno i szaro. Chwile ożywienia miewała Louise Alder (Anna Trulove), Adrian Strooper (Tom Rakewell) wolał nie wychylać się w żadnym kierunku interpretacyjnym. Na tym tle Krzysztof Szumański (Nick Shadow) zabrzmiał tak, jak trzeba, czyli i uwodzicielsko, i demonicznie. Anna Lubańska w dwóch rolach (Matka Gąska i Baba-Turek) zaprezentowała dwa dojrzałe, pełnokrwiste portrety kobiet, które w różny sposób walczą o swoją pozycję w drapieżnym społeczeństwie. Znakomity był chór – bohater i jednocześnie komentator wydarzeń. Główną gwiazdą tego wieczoru okazał się jednak zespół NOSPR, brawurowo przechodzący od jednej konwencji muzycznej do drugiej. Subtelny w niuansach i uzupełniający białe plamy po pasywnych solistach.
Melomani muszą teraz cierpliwie czekać, aż „Żywot rozpustnika” przemknie przez którąś z rodzimych scen.

XXI Wielkanocny Festiwal Ludwiga van Beethovena – Warszawa 2017
4 kwietnia 2017, Filharmonia Narodowa
Igor Strawiński: „Żywot rozpustnika”
Wykonawcy: Adrian Strooper, Louise Alder, Krzysztof Szumański, Anna Lubańska i inni
Zespół Śpiewaków Miasta Katowice „Camerata Silesia”
Narodowa Orkiestra Polskiego Radia w Katowicach
Dyrygent: Alexander Liebreich

 

 
Hanna i Andrzej Milewscy
Źródło: HFM 05/2017


Pobierz ten artykuł jako PDF