HFM

artykulylista3

 

Nowatorstwo i tradycja

audioicon
Zastanawiamy się, w jakim kierunku będzie się rozwijać świat hi-fi i co za tak obraną ścieżkę będzie odpowiadało. Wydaje się, że czasy największego postępu w dziedzinie elektroniki odtwarzającej dźwięk mamy już za sobą.

Firmy kiedyś prężnie się rozwijające, dziś odcinają kupony od wypracowanych przed laty rozwiązań. Wprawdzie co jakiś czas słychać o nowych formatach, jednak rozmywa się to w natłoku nowych pomysłów.

 
W dalszej części systemu odtwarzającego zachodzą kosmetyczne zmiany, które przeważnie obracają się wokół od dawna znanych patentów. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest zapewne wiele, ale można wskazać kilka najbardziej istotnych. Do tej pory uznane audiofilskie manufaktury przeważnie tylko dopracowywały rozwiązania znane z op- racowań dużych koncernów, takich jak Panasonic czy Philips. Dzisiaj rynek kształtujący zapotrzebowanie na produkty hi-fi zmienił się diame- tralnie. Trzeba powiedzieć sobie wprost, że nie ma mody na audio. W związku z tym, koncerny nie są zainteresowane nowymi projekta- mi, które wymagają wysokich nakładów. Kto więc ma się tym zająć?

Poważane firmy audiofilskie są zmuszo- ne nawiązywać do tradycji i upodobań dotychczasowych użytkowników, co znacznie ogranicza możliwość wprowadzania dużych zmian. Czy Harbeth mógłby zrezygnować z konserwatywnego wzornictwa i radialu, a Avantgarde Acoustics z tub? I nie chodzi wcale o zagadnienia związane z jakością i zasadnością stosowania tych rozwiązań. Pytanie, co się stanie, kiedy inna technika okaże się jednoznacznie lepsza? Biorąc pod uwagę inne dziedziny życia, nawet taki gracz na rynku samochodowym jak Mercedes nie może sobie pozwolić na większą ekstrawagancję. I to pomimo posiadania zaplecza technicznego i sztabu inżynierów, których skala jest nieosiągalna dla firm związanych z hi-fi. Tak jak inne marki z tradycją, musi się liczyć z firmową estetyką i zdaniem dotychczasowych klientów. W hi-fi sprawy mają się podobnie, jednak ze względu na szybszą rotację sprzętu, wywołaną chęcią poprawy brzmienia systemu, upodobania użytkowników odgrywają tu jeszcze większą rolę. W tej sytuacji nasuwa się wniosek, że producenci świadomie rezygnują z lepszych rozwiązań, żeby zapewnić charakterystyczny dla siebie dźwięk i wygląd. Nie jest to jednoznacznie złe, bo w końcu stabilność w uczuciach bywa wielką zaletą, jednak diabeł tkwi w szczegółach.

Jeśli ktoś świadomie psuje produkt, żeby go upodobnić do poprzednich wersji, jest to na- ganne. Wspomniany Mercedes stosuje znane rozwiązania, jednak w ramach swej filozofii wciąż rozwija nowoczesne technologie. Nie może być zresztą inaczej, bo zmusza go do tego konkurencja. Nie wyobrażam sobie, by taka marka chciała pozostawić legendarną „turbo dziurę” w kolejnych modelach. W branży audio mniej jest rzeczy wymiernych. Niewielu kupujących sprzęt wnika w zagadnienia techniczne i zauważa taką firmową „turbo dziurę” na charakterystyce przenoszenia, dostrzega niezgodność fazową czy szybkość wygaszania, widoczną na wykresie wodospadowym. Idąc pod prąd powyższym wywodom, powiem, że zapewne lepiej jest szlifować sprawdzone techniki, niż rzucać się na nowe, jeszcze nie do końca dopracowane. Z punktu widzenia producenta to bezpieczniejszy sposób zarabiania pieniędzy. Firmy, które próbowały przełomowych zmian, nierzadko na tym traciły. Przykładem niech będą producenci elektroniki, przechodzący na wzmacniacze w klasie D. W audio w przystępnych cenach trudno liczyć na duże nowatorstwo. Koncerny nie są zainteresowane tą branżą, a mniejsi wytwórcy nie dysponują zapleczem technicznym, a co najważniejsze – mają ręce związane przez konserwatywny rynek.

Wygląda na to, że stagnacja wygrywa, a firmy idące odważnie naprzód często kończą w niebycie. Jak będzie wyglądało audio za kilka lat, trudno dziś wyrokować. Można mieć nadzieję, że inżynierska myśl techniczna będzie decydowała o jakości dźwięku, a zgrabnie wkomponowane elementy pozwolą na kojarzenie się z firmową tradycją.


Autor: Robert Trzeszczyński
Źródło: MHFM 02/2014

Pobierz ten artykuł jako PDF