HFM

Alison Balsom - Piękna i trąbka

92-93 07-08 2009 01W dzisiejszym świecie wygląd liczy się na równi z umiejętnościami. Media chętnie pokazują pięknych ludzi; dotyczy to także świata muzyki klasycznej. Skrzypce mają swoją Anne Sophie Mutter, fortepian nabiera blasku pod palcami Helene Grimaud, a klarnet ożywa dzięki Sharon Kam. I choć instrumenty dęte blaszane stanowią domenę mężczyzn, także tu znalazł się miły dla oka wyjątek – Alison Balsom.

Mając w pamięci sylwetki najwybitniejszych klasycznych trębaczy ostatnich lat, na czele z Maurice’em Andre, Davidem Hickmanem, Hakanem Hardenbergerem czy Siergiejem Nakariakowem, trudno się pozbyć wrażenia, że to instrument dla silnych facetów. Zresztą były w historii czasy, gdy na trąbkach mogli grać tylko wybrańcy, wśród których nie widywano kobiet. Dziś panie coraz częściej łamią kanony. Prowadzą miejskie autobusy, latają za sterami myśliwców, służą w elitarnych jednostkach wojskowych. Coraz częściej można je też zobaczyć w orkiestrach symfonicznych i to nie tylko za pulpitami fletów, klarnetów czy wiolonczel, lecz także w sekcji instrumentów dętych blaszanych. Okazuje się, że z pozoru delikatne kobiece ciało radzi sobie fantastycznie nawet z tak wymagającym instrumentem jak trąbka. Przykładem może być zdobywczyni tegorocznej nagrody Brit Classical Award w kategorii „Best Female Artist” – Alison Balsom.


Przyszła na świat w angielskim Hertfordshire w roku 1978. Rodzice szybko pokazali małej Alison uroki muzyki klasycznej, w której zakochała się od pierwszego usłyszenia. Do dziś wspomina, że pierwszym utworem, jaki usłyszała, był koncert klarnetowy A-dur Mozarta grany przez Michaela Collinsa. Jednak nie klarnet miał się stać jej instrumentem. Nieco później, w wieku około ośmiu lat, w Barbican Centre słuchała Hakana Hardenbergera i po raz pierwszy w życiu koncertu na trąbkę Johanna Nepomuka Hummla. Od tej chwili wiedziała, co chce robić.
Po ukończeniu nauki w Guildhall School w Londynie i otrzymaniu nagrody za najpiękniejszy dźwięk na konkursie Maurice’a Andre w Paryżu, Alison Balsom po latach znów spotkała Hardenbergera – tym razem jako jego uczennica. Jak mówi: „Nauczył mnie, że problem tkwi nie w samym instrumencie, ale w umiejętności tworzenia muzyki. Wszystko, co się robi, musi stanowić jakiś przekaz, musi coś znaczyć. Jeśli uda się zapomnieć o instrumencie i myśleć tylko o komunikacji poprzez muzykę, to ma się uczucie odkrywania czegoś wciąż na nowo. I to jest ekscytujące!”.
Mistrzowskie opanowanie techniki sprawiło, że Angielka faktycznie może zapomnieć o walce człowieka z materią. Poza opanowaniem klasycznego repertuaru na trąbkę, jak choćby koncert Haydna czy wspomnianego Hummla, Balsom poszukuje nowych utworów, które może wykonywać i nagrywać. Przez wieki trąbka była wykorzystywana głównie jako instrument wojskowy, a potem co najwyżej jako część orkiestry, więc repertuar solowy jest ograniczony. Rozwiązaniem są transkrypcje kompozycji powstałych na inne instrumenty lub na głos. Balsom ustawiła poprzeczkę bardzo wysoko. Na płycie „Caprice”, wydanej przez EMI w 2006 roku, umieściła wykonania takich utworów, jak „Kaprys nr 24” Paganiniego, pieśni Manuela de Falla, tanga Astora Piazzoli, miniaturę „Syrinx” Debussy’ego czy piekielnie trudna aria Królowej Nocy z „Czarodziejskiego fletu” Mozarta. Wszystkie te kompozycje dzięki Balsom nabrały nowego wymiaru. Szczególne wyzwanie stanowił na pewno kaprys skrzypcowy: „Myślenie o Paganinim sprawiało, że miałam nieraz problemy z zaśnięciem. Mimo wszystko bardzo chciałam się z tym zmierzyć. Wiedziałam, że jeśli się uda, efekt będzie znakomity. Na trąbce wprawdzie nie da się zagrać wielodźwięków, ale można uzyskać podobne efekty innymi metodami. To naprawdę bardzo wszechstronny instrument, a ja staram się to pokazać jak najpełniej”.

92-93 07-08 2009 02     92-93 07-08 2009 03     92-93 07-08 2009 04

Inne dotąd wydane płyty Alison Balsom zawierają muzykę na trąbkę i organy, a także dzieła J. S. Bacha przeznaczone na trąbkę lub specjalnie zaaranżowane. Można usłyszeć m.in. „Sarabandę” ze suity d-moll na wiolonczelę solo, „Gigue’a” z partity skrzypcowej E-dur, a także słynną „Badinerię” ze suity orkiestrowej h-moll. Część aranżacji Balsom napisała sama. Najnowszym albumem trębaczki jest nagranie koncertów Haydna, Hummla, Torellego i Nerudy, zrealizowane wspólnie z Deutsche Kammerphilharmonie Bremen, bez udziału dyrygenta.
Pozamuzyczną pasją blondwłosej artystki jest żeglowanie. Jak mówi, oba zajęcia wymagają szczególnie dużego zaangażowania na początku. Wiele się trzeba nauczyć, żeby osiągnąć dobry wynik. Potem jednak to już czysta przyjemność. Trudno zaprzeczyć. Czekamy na kolejne płyty, mając nadzieję, że po zdobyciu w tym roku Brit Award o Balsom także w Polsce będzie słychać więcej. Jej dźwięk, technika i uroda to wystarczająca rekomendacja.

Autor: Maciej Łukasz Gołębiowski
Źródło: HFiM 7-8/2009

Pobierz ten artykuł jako PDF